Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literackie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literackie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 6 października 2015

Sue Monk Kidd "Opactwo świętego grzechu"

Wydawnictwo Literackie,
 Kraków 2015, 348 s.

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
 WZNOWIENIA BESTSELLEROWEJ POWIEŚCI! 
Premiera: 8 października.

Czasem przychodzi chwila, kiedy życie pozostawia po sobie niedosyt. Trudno cieszyć się ze spokoju i harmonii, która nas otacza. Wielu tego by oczekiwało - braku trosk, problemów i przeciwności losu. Pozorna beztroska niekiedy jednak napawa jeszcze większym smutkiem i zmusza do poszukiwania szczęścia i odkrywania samych siebie.

Jessie Sullivan od lat jest mężatką, a jej jedyna córka wyfrunęła z gniazda niecały rok wcześniej, wyjeżdżając na studia. Zostaje jedynie ona, mąż, duży dom i małe przyjemności. Z czasem to życie, dotąd satysfakcjonujące, zaczyna nudzić. Jessie nie czuje się spełniona u boku Hugha, nie dostrzega w codzienności pozytywów, które popychałby ją do działania - popada w stagnację. Pragnie wyrwać się z ram, odnaleźć swoje miejsce i wewnętrzny spokój. Z czasem dostaje od losu szansę, by pomyśleć nad tym, co dotychczas ją spotkało.

W środku nocy małżeństwo budzi telefon. Pewien niecodzienny wypadek sprawia, że Sullivan musi powrócić na wyspę dzieciństwa, którą opuściła wiele lat wcześniej. Wraca, by zaopiekować się matką i rozliczyć się z przeszłością, która zdaje się o sobie przypominać. Kobieta od lat nie odwiedzała znajomych miejsc, starała się unikać wspomnień, które przynosiły ból. Oswojenie demonów młodzieńczych lat staje się przyczyną do akceptacji zagadkowej śmierci ojca i pogodzenia się z dotąd osobliwym zachowaniem matki. Droga do rozszyfrowania sekretu nie będzie łatwa, a kiedy prawda wyjdzie na jaw,  Jessie będzie zupełnie innym człowiekiem.

niedziela, 20 września 2015

Agnieszka Krakowiak-Kondracka "Cudze jabłka"

Wydawnictwo Literackie, 
Kraków 2015, 296 s.
Kiedy rzeczywistość wywraca się do góry nogami, prócz żalu i smutku pozostaje chęć walki, by wszystko przywrócić choćby do stanu normalności. Pragnienie odzyskania stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa w rodzinie staje się najważniejsze. Zwłaszcza, że diametralne zmiany są nie tylko próbą dla człowieka, ale przede wszystkim dla małżeństwa i rodziny. Czy istnieje szansa by uratować to, co pozostaje, gdy znikają wartości materialne?

Ewa i Marek nigdy nie narzekali na brak pieniędzy – żyli wygodnie, nie martwiąc się o nadchodzące jutro. Było ich stać zarówno na prywatną szkołę dla córki Poli, spontaniczne zagraniczne podróże, jak i apartament w centrum Warszawy oraz sprzątaczkę. Nie zastanawiali się nad bieżącymi wydatkami, nie mieli poczucia, że trwonią gotówkę. Marek pracował i dbał o to, aby jego kobietom niczego nie brakowało, a Ewa zajmowała się domem, nastoletnim dzieckiem i przyjemnościami codzienności. Aż do momentu, gdy...

... pieniądze na koncie zaczęły topnieć, a interes, nad którego przygotowaniem Marek spędził długie tygodnie, okazał się fiaskiem. Kiedy Ewa otrzymała przesyłkę z nakazem opuszczenia mieszkania od komornika, była zszokowana. Potem wszystko wyszło na jaw mąż borykał się z problemami już od kliku tygodni, ale nic nie wspomniał żonie o złej passie. Z dnia na dzień rodzina Dragonów została niemal z niczym. Gdyby nie domek letniskowy za miastem, który Ewa odziedziczyła po rodzicach, nie mieliby nawet gdzie mieszkać.

Agnieszka Krakowiak-Kondracka będąca główną scenarzystką popularnego serialu Na dobre i na złe powraca w nowej odsłonie. Po debiucie Jajka z niespodzianką powieści, która spotkała się z ciepłym przyjęciem czytelników [moja recenzja], przyszedł czas na historię, w której życie nie oszczędza bohaterów.

środa, 24 września 2014

[159] Sue Monk Kidd „Czarne skrzydła”


Wydawnictwo Literackie
Kraków 2014, 488 str.
Ocena: 10/10 Perełka

PREMIERA 25 WRZEŚNIA!

Niewolnictwo, które przed laty istniało niemal na całej półkuli zachodniej oraz na terenach afrykańskich to temat, który od dawien dawna poruszany jest w szkole, na lekcjach historii. W pamięci uwalają się wtedy pewne obrazy, które pozostają w niej na dłużej. Zjawisko powszechne w XVIII i XIX wieku ostatnimi czasu często staje się przedmiotem szeroko pojętej literatury. Pisarze niejednokrotnie próbują okazać co raz to inne jego oblicza, zachowując jak najwięcej realizmu. Niewielu jednak próbuje w pełni wczuć się w to, co przeżywali Ci ludzie, odkrywając najmniejsze niuanse ich życia...

„Pora, by stanąć w obronie czyichś praw, nadchodzi wtedy, gdy ktoś ich komuś odmawia!”*

Pani Sue Monk Kidd to bestsellerowa autorka, której publikacje zdobyły uznanie na całym świecie. Nim światło dzienne ujrzała publikacja „Sekretne życie pszczół”, która przyniosła jej rozgłos, wydała inne pozycje – dwie poświęcone kontemplacji nad wiarą chrześcijańską oraz jedną – związaną z poglądami feministycznymi. Na podstawie jej dwóch książek zostały nakręcone filmy. W Polsce czytelnicy mają natomiast możliwość zaznajomić się z jej prozą poprzez trzy książki: „Sekretne życie pszczół”, „Opactwo świętego grzechu” oraz „Czarne skrzydła”, które swoją premierę mają już w czwartek.

„Plantacja, dom, całe nasze życie... Wszystko to zależało od niewolników.”*

Sara Grimkè to najstarsza z córek sędziego i jednego z największych plantatorów Karoliny Południowej. Jego rodzina zaliczana jest do elit Charlestone. Dziewczyna jest oczkiem w głowie ojca, a matka uważa ją za nieco upartą i znacznie inną od pozostałego rodzeństwa. Kiedy na jedenaste urodziny otrzymuje niewolnicę obwiązaną wstążeczkami, stawia swój wyraźny opór. Jednak co raz bardziej się sprzeciwiając, zaczyna tracić to, na czym jej zależało. Uważa, że Hetty, którą otrzymała to człowiek taki jak oni, a człowieka nie można posiadać. Od jej jedenastych urodzin nic już nie będzie takie, jakiego by oczekiwała.

Kiedy zobaczyłam informacje o najnowszej powieści Pani Kidd w moich oczach śmiało można było upatrywać iskierek radości. Cieszyłam się jak dziecko, że kolejne dzieło tej niezwykłej pisarki zagości na polskiej ziemi. Autorki, która była jedną z pierwszych, które pokazały mi czym są łzy wzruszenia podczas lektury. Bez cienia zwątpienia wiedziałam, że koniecznie muszę powrócić do słów spisywanych przez Panią Sue, gdzie skrywają się ogromne pokłady szczerości, a czasem też współczucia i bólu.

„Zachowanie milczenia w obliczu zła również jest złem samym w sobie.”*

Największym atutem powieści są bohaterowie. Każdy z nich, od pozornie niedostrzegalnego niewolnika, po Pana, został znakomicie nakreślony. Nie sposób było kogoś pomylić czy pominąć. Głownie bohaterki – Sara i Szelma spotkały się z moją wielką sympatią, zrozumieniem, a czasem nawet współczuciem. Z napięciem śledziłam ich, co raz to boleśniejsze przeżycia, które trudno przyjąć w ogóle do wiadomości.

Hetty imponowała mi swoją chęcią poznawania świata, do którego nie powinna należeć. Cieszyłam się kiedy Sara pokazywała jej to, co kochała. Największą część mojej ogromnej sympatii zdobyła młoda Grimkè. Nie mogłam się nadziwić ile w niej zapału i woli walki, mimo ciągłych niepowodzeń i braku akceptacji ze strony rodzeństwa. Jej relacja z siostrą – Niną – stanowiła dla mnie źródło zachwytów nad siostrzaną miłością. To, co je łączyło nie stanowi codzienności wśród dzisiejszych rodzeństw, dlatego byłam zafascynowana tym, jak świetnie się dogadywały. Samą Sarę pokochałam całym sercem. Nie mogłam się oderwać od opowieści o jej życiu, które nierzadko przepełnione było goryczą porażki.

„Napotykając na swojej drodze jakiekolwiek zagrożenie, pragnęłam tylko umrzeć albo się ukryć. Dlatego wymyśliłam sobie hasło: 'Skoro już musisz popełniać błędy, rób to z odwagą'.”*

Wydawać by się mogło, że niewolnicy całkowicie podporządkowują się Panom, by nie otrzymywać najbardziej bolesnych kar. Z kolejnymi stronami powieści czytelnik przekonuje się jednak, że ludzie będąc ograniczeni niewolą, próbują sprawnie wywinąć się spod zasad w każdy możliwy sposób. W ten sposób próbują pokazać, że są coś więcej warci, niż wskazują cyfry w księdze spisu majątków ruchomych właściciela. Zdecydowanie można stwierdzić, że potrafią samodzielnie myśleć i przechytrzyć władzę.

„Mauma nie pragnęła samej tkaniny, chciała jedynie narobić kłopotów. Nie była w stanie się wyzwolić ani zdzielić pani laską w tył głowy, mogła za to zabrać jej jedwab. Człowiek buntuje się w każdy możliwy sposób.”*

Mauma była postacią, którą, obok dwóch głównych bohaterek, najbardziej polubiłam. Budziła ona we mnie momentami lęk, kiedy bywałam świadkiem jej zuchwałych czynów. Były momenty, kiedy naprawdę bałam się o tą kobietę, która stawała mi się bliska z każdą kolejną stroną, tak jak była ważna dla Hetty. Szczególnie spodobał mi się pomysł kapy jako możliwości tworzenia książek, opowieści przez nie potrafiących pisać niewolników. Za każdym razem, tak jak Szelma ze wzruszeniem studiowałam kolejne obrazki, które wyszyła jej mauma.

„Przechodząc od obrazu do obrazu, wydawało mi się, że czytam książkę, którą mauma zostawiła po sobie, jej ostatnie słowa.”*

Druga z czołowych postaci – Hetty – imponowała mi natomiast swoją dojrzałością. Choć wielu nie dostrzegało w niej ogromu odwagi i wytrzymałości duszy oraz ciała, bardzo ją sobie za to ceniłam. Choć znacznie chętniej czytałam o perypetiach Grimkè, lubiłam Szelmę. Bardzo mi się podobała ta postać, choć została ona w pełni stworzona wyobraźnią Pani Kidd. Pisarce należy się ogromna pochwała, że stworzyła dziewczynę, której historia, chociaż nie prawdziwa, była z pewnością opowieścią dotyczącą wielu niewolników.

„(...) Mauma już więcej nie upadła, a ja doszłam do wniosku, że Bóg mnie wysłuchał. Może wcale nie był biały, może ten świat miał też kolorowego Boga.”*

W historii spisanej piórem Pani Kidd widać wielki wpływ wiary na tworzone przez nią dzieło. Na kartach powieści odnajdujemy liczne dowody na to, że Bóg odgrywa wielką rolę nie tylko w życiu niewolników, ale i panów. Niezależnie od koloru skóry każdy z nas potrzebuje wsparcia kogoś, kogo nie ma materialnie gdzieś obok, a jest duchowo. Dlatego też kiedy zobaczyłam rozważania Hetty na temat istnienia kolorowego Boga, z uporem maniaka wypatrywałam podobnych fragmentów dalej. Dzięki nim pisarka jeszcze bardziej uświadamiała czytelnikowi, że nawet w kwestii wiary niewolnicy niczym się nie różnili, a jednak byli oddzielani od społeczeństwa.

„Mówisz jakby Bóg był białym Południowcem! Jakby jego wizerunek stanowił naszą własność. Mówisz jak głupiec. Czarni nie są istotami innymi niż my. Biała skóra to nie świętość. Mary! Nie możecie usprawiedliwiać nią wszystkiego.”*

Historia ukazana w „Czarnych skrzydłach” to nie tylko opowieść o niewolnictwie, ale także walce o prawa kobiet. Część, w której Sara i jej siostra Nina podróżowały po kraju jako mówczynie, zdecydowanie zaliczam do jednej z bardziej pozytywnych. Każda z ich wypowiedzi była przepełniona wiarą w lepsze jutro, a jednocześnie siłą, z jaką niosły na swoich ramionach skutki tych wypowiedzi. Cieszę się, że takie osoby, jak one, dały Nam – kobietą – prawo wolnego głosu. Wtedy cała sprawa raczkowała, jednakże młode siostry Grimkè były w swych czynach niebywale uparte.

„Bóg stworzył kobiety do roli salonowych lalek. Jak ja tego nie cierpię!”*

Niezwykle ważną częścią książki, a może nawet najważniejszą w odbiorze całej lektury są słowa od autorki. Dzięki nim możemy zrozumieć sens całej powieści i odkryć pobudki z jakich pisarka zdecydowała się na ten, a nie inny temat. Muszę przyznać, że byłam zaskoczona, kiedy odkryłam prawdziwe fakty, szczegół po szczególe znajdujące się w książce. Choć już od początku widziałam, że Sara jest postacią realną, a nie jak Hetty – wytworem wyobraźni, byłam zaskoczona jak Pani Kidd genialnie połączyła ze sobą w całość wszelkie dostępne informacje na temat życia Sary Grimkè. Po przeczytaniu tego swoistego podsumowania jeszcze bardziej przekonałam się w przekonaniu, że „Czarne skrzydła” to prawdziwy majstersztyk.

„Historia to nie tylko ciąg faktów i zdarzeń. Historia to również ból w sercu. A my powtarzamy ją raz za razem, aż w końcu cudzy ból stanie się naszym własnym.”**

Wielce ciekawym odkryciem w podsumowaniu okazują się informacje o badaniach, jakie kobieta prowadziła szukając materiałów do książki. Byłam pod wrażeniem ile włożyła w to nie tylko czasu, ale i serca. Nie ma nic piękniejszego niż pasja w odkrywaniu nieznanych tajemnic tematu, który w jakiś sposób nas zainteresował. Bardzo podziwiam Panią Kidd za wysiłek, jaki włożyła w stworzenie tak wnikliwej opowieści.

Kończąc moje rozważania na temat „Czarnych skrzydeł” trudno mi nie wspomnieć, że te dzieło zawierającą kawał historii minionych lat powinien przeczytać każdy. Pani Sue Monk Kidd to „literacka marka”, za którą szczególnie polecam wam chwytać bez żadnego wahania. W jej powieściach w końcu nie chodzi tylko o pisanie, które kocha, ale również o coś znacznie ważniejszego. Pisarka pragnie przekazać opowieść, która wedrze się w najgłębsze czeluście ludzkiego serca i poruszy je tym, co w niej opisywane. I nie są to rzeczy błahe, niewarte uwagi, a sprawy, o których każdy stąpający po ziemi powinien mieć choć minimum pojęcia. Jeszcze raz więc polecam Wam lekturę autorstwa Pani Kidd.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego, za co serdecznie dziękuję ;)

*Cytaty pochodzą z książki "Czarne skrzydła", kolejno ze stron: 439, 244, 261, 16, 56, 198, 66, 463, 140.
** Cytat pochodzi z książki "Czarne skrzydła" i został zawarty w podsumowaniu od autorki. Są to słowa profesora Juliusa Lestera zawarte na stronie 482

wtorek, 13 maja 2014

[145] Agnieszka Krakowiak-Kondracka "Jajko z niespodzianką"


Wyd. Literackie,
Kraków 2014, 300 str.
Ocena: 7/10 Dobra 


Jajko z niespodzianką to przysmak, który z chęcią rozpakowuje każde dziecko. Ba – nie tylko dziecko, bo nawet jeśli dorosłemu wpadnie w ręce ten mały smakołyk, z chęcią otwiera papierek, zjada czekoladę i zagląda, co tym razem skrywa małe, żółte pudełeczko. Za każdym razem, niezależnie od wieku, na twarzy pojawia się uśmiech. Czy powieściowa odsłona tej słodyczy także sprawia radość duszy i ciała? :)

„Ada nagle zrozumiała, co tak bardzo podoba się dzieciom w tych słodyczach. Oczekiwanie, ciekawość, nadzieja. Bo przecież w środku może kryć się coś absolutnie niezwykłego.”*

Ze mną przed lekturą było podobnie jak z dzieckiem, które dopada w swoje ręce jajko niespodziankę. Przyznam, że po nie w pełni optymistycznej recenzji mojej przyjaciółki Ety z Książkowa Kawiarnia, jeszcze bardziej byłam ciekawa, co skrywa w sobie „Jajko z niespodzianką”. Nie oszukując się – kiedy decydowałam się na lekturę tejże powieści miałam wygórowane oczekiwania, z racji, iż Pani Agnieszka jest scenarzystą jednego z polskich serial, który chętnie śledzę na bieżąco w ostatnim czasie - „Na dobre i na złe”. Piękne zdania na okładce, polecenie samej Kamilli Baar – to wszystko jeszcze bardziej potęgowało wagę momentu, kiedy w pełni wkroczę w lekturę.

Pani Agnieszka to scenarzystka seriali m.in. „Samo życie”, „Miasteczko” i wyżej wspomnianego „Na dobre i na złe”. Urodziła się i dorastała w Kielcach. Twórczą pracę rozpoczęła w lokalnych mediach kieleckich. Wraz z miłością do scenarzysty przyszło zafascynowanie tworzenie życia, które telewidzowie poznają przez szklaną szybę. Powieść to kolejny krok umożliwiający rozwijanie pasji, która stała się sposobem na życie kobiety.

Pisarka podejmuje w swojej debiutanckiej publikacji temat niezwykle popularny wśród rodziców najmłodszych dzieci – kwestię przedszkola. Kiedy ja byłam w wieku przedszkolnym najmłodsze szkraby pozostawały w domu z rodzicami (jak ja) bądź uczęszczały do placówek publicznych. Dopiero od zerówki tak naprawdę wkraczały w mały szkolny świat. Dziś to jednak chleb powszedni – nie ma malucha, który by od ukończenia trzech lat nie chodził do przedszkola. Na dodatek – wielu z rodziców decyduje się na instytucje prywatne inwestując w edukację dziecka od najmłodszych lat. Każdy ma swoje zdanie na ten temat, mimo to myślę, że Pani Agnieszka wpadła na naprawdę świetny motyw wiodący prym w „Jajku z niespodzianką”.

„-Wiesz, że niektóre zostają tu, aż dorosną? - Julka patrzyła z lękiem na matkę, która próbowała zrozumieć, co jej córka ma właściwie na myśli. - Te dzieci...
Zrozumiała wreszcie, że Julka się boi.
- Ja nigdy o tobie nie zapomnę – zapewniła ją gorąco i zerknęła ze złością na małego twórcę horrorów.”**

Gorzej poszło jej natomiast z pełnym wciągnięciem w czytaną lekturę czytelnika od pierwszych stron. Przez niemal pięćdziesiąt stron, mimo zawiązania akcji już na pierwszej z nich, nie mogłam wczytać się w pełni w powieść i rozkoszować się kolejnymi zdaniami zapisywanymi piórem Pani Agnieszki. Brakowało mi jakiejś nieznanej iskierki, która zmotywowałaby mnie i zachęciła do zajrzenia na kolejną z kartek. W pewnym momencie karta odwróciła się jednak na korzyć pisarki, a pozycja była wręcz pochłaniana przez mnie ogromnymi kęsami z wielką chęcią.
Cudowną zakładkę musiałam uwiecznić :)

W powieści niezwykle ważną okazała się kreacja głównej bohaterki – Ady, której losy wiodły prym na kartach publikacji. Pani Agnieszka bardzo wyraziście zarysowała jej osobę, jednak charakter postaci, sposób myślenia i postępowania czasami był nie do zniesienia. Dziewczyna niezbyt dała się lubić, działała mi wręcz momentami na nerwy. Zwłaszcza w momentach, kiedy wydawała osądy nad ludźmi. Każdemu człowiekowi zdarza się od czasu do czasu po jednym spojrzeniu skreślić człowieka. Właśnie, ważnym jest tu słowo CZASAMI. Bohaterka ocenia tak spotykanych ludzi nagminnie.

„Naprawdę musisz tak stale atakować? Zachowujesz się jak... kobra w pudełku – wycedził. [Adam]”***

Na dodatek jej postać wydawała mi się nieco egoistyczna i pełna niedorzecznych sprzeczności. Wszystko to sprawia, że w odczuciu czytelnika Ada jako matka jest nieco na pozycji straconej – zbyt wiele uwagi poświęca momentami sobie i swojemu „widzi mi się”, a nie córce, potrzebującej w najmłodszych latach pełnej, a nie tylko cielesnej (także duchowej i emocjonalnej) obecności.

„Czasem decyzje dorosłych podejmowane tylko dla dobra dziecka wcale nie są dobrymi wyborami.”****

Adę udało mi się lubić, kiedy zaczynała patrzeć na swoje życie i otaczający ją świat nie przez pryzmat własnych uprzedzeń, lecz z perspektywy czasu. Może i „Polak mądry po szkodzie”, ale mimo wszystko sprawiało to, że jej postać przestawała być jednobarwna, a zyskiwała pozytywnego kolorytu. Szkoda, że zbyt wiele racji dochodziło do niej po fakcie, jednak jej osoba świetnie pokazuje, że każdy człowiek jest kruchy i popełnia błędy. Nie znaczy to, że niczego nie można już naprawić – zawsze jest czas na to, by zmienić swoje zachowanie, myślenie, zmodernizować poglądy.

Muszę przyznać, że tajemniczość Adama bardzo, bardzo mi się podobała, choć momentami byłam chłonna informacji na temat jego przeszłości. Myślę, że ta nutka sekretu odpowiadała mi – sprawiała, że postać wydawała się męska (a co za tym idzie przyciągająca damskie grono fanek), a także silna i odporna na wszelkie niepowodzenia. Ideał nie tylko partnera, ale także ojca, o czym czytelnik miał okazję przekonać się w obrazie jego ojcowskiej miłości i opiekuńczości w stosunku do małego Michasia. Niezwykle podziwiałam też to, że jako człowiek korporacji i samotnie wychowujący, nadal pozostał człowiekiem i ważnymi dla niego były sprawy przyziemne, a nie jedynie interesy „wyższych sfer”. Ostatnia scena z Adamem w roli głównej niezwykle mnie zawiodła. Wszystko nastąpiło niezapowiedzianie, powodując we mnie niemałą konsternację i budząc w głowie pytania „Jak to możliwe?”.

Może wyda się to niektórym śmieszne, ale w pewnym momencie miałam wrażenie, jakby pod tekstem pojawił się napis „lokowanie produktu”. Strasznie nie lubię tego w książkach i ta mała scena z rowerami, niezwykle zapadła w mojej pamięci. Może i się czepiam, ale to wyłącznie moje subiektywne odczucie podczas lektury.

Spodobał mi się natomiast motyw gangsterski, który wprowadził nieco napięcia w powieści. Jestem jednak zdania, że ten element opowieści był jednocześnie najbardziej niedopracowanym wątkiem. Tak jak szczątkowe fakty o Adamie działały na moją wyobraźnię bardzo pozytywnie, tak w tym aspekcie czułam niedosyt, kiedy padało jedno lub dwa zdania. Rozwiązanie dość szybkie, znienacka – brakowało mi środka, „nadzienia” wypełniającego pustkę między słowami początek i koniec.

Podsumowując muszę powiedzieć, że książka, choć treściwa i ciekawa, nie do końca spełniła moje oczekiwania. Choć odnalazłam w niej kilka niedociągnięć, myślę, że powieścią tą Pani Agnieszka może zafundować wielu polskim czytelnikom ciekawe popołudnie okraszone odrobiną dziecięcej radości przekazywanej pod postacią przeuroczej Julki i nieco przemądrzałego Michała. Mam nadzieję, że Nie będzie to ostatnia powieść Pani Agnieszki, gdyż wierzę, że jest w stanie stworzyć historię dużo lepszą od tej, opisywanej, a także zaskoczyć mnie pozytywną falą radości, rozlewającą się w mej duszy po przeczytaniu jej książki :) 

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego, za co serdecznie dziękuję ;)

* str. 277
** str. 72
*** str. 290
**** str. 259

wtorek, 11 lutego 2014

[137] Ewa Nowak „Bransoletka”

Wyd. Literackie,
Kraków 2013, 296 str.
Ocena: 9/10 Niecodzienna

Przedstawienia zdecydowanie wywołują wiele emocji w oglądającym – zarówno pozytywnych, jak i czasem negatywnych. Spektakle przedstawiane na teatralnych deskach nierzadko okazują się odzwierciedlać wiele sytuacji życiowych, które sami kiedyś przeżywaliśmy. Świat teatru czaruje i uwodzi tych, którzy wejdą w niego całym sobą. Jednak czy sytuacje, które rozgrywają się na scenie mogą stanowić wyjście do rozwiązania własnych problemów?

Pani Ewa to jedna z pisarek, która nie tylko jest znana i rozpoznawana wśród większości czytelników, ale i lubiana zarówno przez młodszych, jak i starszych już moli książkowych. To kobieta, która nie tylko emanuje życiowym optymizmem, ale również ma niepoprawnie dobry styl pisania, przy którym nie zauważamy kolejnych stron. Jej felietony, opowiadania i odpowiedzi na listy można czytać w pismach: "Cogito", "Victor Gimnazjalista", "Victor Junior", "Magazyn 13-tka", "Edukacja Twojego Dziecka." Współpracuje też z "Filipinką". Od kilkunastu lat wydaje powieści, które każdorazowo spotykają się z ciepłym przyjęciem polskiego rynku wydawniczego.

Każdy z nas mając te naście lat miał te jedno z najprostszych, ale jednocześnie najtrudniejszych marzeń: mieć dobre relacje z bratem i rodzicami, posiadać zaufaną przyjaciółkę, a także w końcu znaleźć tego jedynego. Jednak rodzina to koszmar, wokół pełno nielojalnych ludzi, a chłopaka jak nie ma, tak nie ma. Takim właśnie jest życie Weroniki – bohaterki „Bransoletki”. Wszystko jednak zmienia się z poznaniem Łukasza, który nie zważając na maślane oczy dziewczyny, znajduje w niej jedynie zastępstwo na warsztaty teatralne. Dziwaczne zajęcia w czasie ferii zimowych, nieznani ludzie – czyżby koszmaru codzienności ciąg dalszy?

Za książki Pani Nowak po raz pierwszy chwyciłam jeszcze w gimnazjum – jakieś 5 lat temu. Od tego czasu nie zdarzało mi się zbyt często (i na dłużej) powracać do jej prozy. To właśnie z „Bransoletką” udało mi się znów rozsmakować w stylu tejże pisarki i na nowo zachwycić się jej publikacjami, w których moim zdaniem drzemie mądrość, z której mogliby korzystać nie tylko nastolatkowie, którzy stanowią grupę docelową dla jej powieści. Choć książka niewątpliwie mnie zachwyciła, do jej recenzji przystępuję w kilka miesięcy po lekturze, a wspomnienia czytania wydają się mimo wszystko niezatarte :)

Życie od teatru różni się tylko tym, że w życiu nie ma prób generalnych.”

Muszę powiedzieć, że początkowo podchodziłam dość sceptycznie do idei teatru jako życia. Jednak z każdą czytaną książką, która wyszła spod pióra Pani Ewy nabrałam tak ogromnego zaufania, iż wiedziałam, że nie zawiodę się, a nawet zostanę przekonana do racji, które będą prezentować poszczególni bohaterowie. I jak się okazało moja ufność do Pani Nowak nie została zachwiana, gdyż okazało się, że każde zdanie na scenie, wszystkie wydarzenia rozgrywające się na deskach teatralnych są genialną wskazówką w rozwiązywaniu życiowych dylematów. Wychodzi także na jaw, że najprostsze rozwiązania, są tymi najtrudniejszymi :)

Książka z moją bransoletką :)
Rita, która zagra nawet kabel od komputera, grała źle z powodu małej, zupełnie niewidocznej dla innych zielonej kropki. Wiecie co symbolizuje ta mała zielona kropka? To jest kompleks. Kompleksy wpływają na wasze zachowanie. Gdy ktoś ma kompleksy, wstydzi się czegoś, za nic w świecie nie chce tego ujawnić, wtedy jego zachowanie jest mylnie odbierane. Nikt nie rozumie człowieka, który nie wiadomo dlaczego reaguje dziwnie, drażnią go rzeczy i sprawy kompletnie neutralne, jak rozmowa o szerokości nogawek. Z kimś takim nie da się pracować. Oto siła kompleksu: mała zielona kropka.”

Obserwując niespiesznie biegnącą akcję, zauważyłam, że wszystkie wydarzenia zazębiają się i tworzą całkiem pokaźny obrazek, niczym puzzle, które dopasowane, w odpowiednim momencie okażą się zaskakująco łatwymi w ułożeniu. Dzięki Pani Ewie mimowolnie z każdą stroną wypracowujemy konkretne skojarzenia, inaczej spoglądamy na nasze życie. To właśnie najbardziej lubię i cenię w jej powieściach.

Gdy ktoś cię denerwuje, to najczęściej oznacza, że jest obsadzony w złej roli i w tej roli nie pasuje do twojego scenariusza. Zmień mu rolę.”

Myślę, że dawno nie czytałam historii, w której tak świetnie zostało ukazane to, że ludziom często przyczepia się łatki, dodaje pewnych cech na podstawie opowieści tworzonych przez „koleżankę koleżanki koleżanki”. Takie opinie, często ubarwiane, a nawet podlegające mityzacji, przechodzą przez kolejne ogniwa niemal jak w „głuchym telefonie”. Nie są one wiarygodnym źródłem, a jednak każdemu z nas przychodzi w nie uwierzyć, a nawet wg nich dokonywać lub nie pewnych działań. Zgubne, ale niestety ludzkie. Prostym byłoby przecież porozmawiać z właściwą osobą, ale cóż – homo sapiens uwielbia utrudniać sobie życie.

Głowa zawsze boli w wyniku targających człowiekiem sprzeczności i jest sygnałem, że trzeba sobie coś uświadomić (...)”

Na dodatek, choć książka traktuje o młodzieżowych problemach, rady, które często są wypowiadane ustami Salomei, mogą być także przydatne dla starszych czytelników książki, którzy postanowili się zagłębić w pozornie określaną mianem „młodzieżówki” jedną z najnowszych publikacji Pani Nowak. Bohaterka przeżywa sytuację które mogłyby dotknąć wiele osób, więc z Weroniką łatwo się utożsamić nie tylko osobom w jej wieku, ale i starszym, którzy doświadczali kiedykolwiek podobnych przeciwności lub sami borykają się nadal z równie doskwierającymi kłodami pod nogami.

Gdy czujesz, że już dłużej nie dasz rady, to znaczy, że jest to dopiero dziesięć procent twoich możliwości.”

Wielkim atutem powieści jest to, że dwutygodniowe zajęcia, w których w czasie ferii uczestniczy Werka, nie kończą jednak akcji powieści – czytelnik ma szansę zobaczyć to, co zachodzi po inspirujących zajęciach. Pani Ewa świetnie to zaplanowała – pokazuje w ten sposób czytelnikowi, że wszystko to, czego doświadczani i co pozornie może nie być związane z naszymi problemami, w rzeczywistości może pomóc odmienić nasze życie na lepsze. W końcu osoby postronne widzą wszystko inaczej.

Jeśli endorfiny odpowiadają za poczucie szczęścia, to na pewno jest też jakaś substancja chemiczna odpowiadająca za wstyd. Tej nocy mój mózg wyprodukował jej za dwie tony.”

Podsumowując, śmiało mogę przyznać, że Pani Ewa po raz kolejny stworzyła powieść, do jakich Nas przyzwyczaiła, jednak nie wprawiając czytelnika w nudę. Znów zaserwowała nam pełną ciepła i życiowej mądrości pozycję, jakie sobie cenię w literaturze. Tą motywującą i pouczającą lekturę śmiało mogę polecić osobom w każdym wieku, jeśli tylko pragną oddać się lekkiej i czytanej z wielką przyjemnością opowieści.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego, za co serdecznie dziękuję ;)

środa, 13 października 2010

[35] Lucy Maud Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

                                                           Wyd. Literackie
Październik 2005, 408  str.
Ocena: 10/10 Perełka

O czym:

Gdy Maryla i Mateusz Cuthbertowie decydują się przygarnąć chłopca z sierocińca, nie mają pojęcia, że od tej pory ich życie wypełnią niespodzianki. Zaczyna się od tego, że na Zielone Wzgórze w Avonlea przybywa nie chłopiec, lecz jedenastoletnia rudowłosa dziewczynka. Ania to osóbka o nieprzeciętnym temperamencie i wybujałej fantazji. Jej obecność wywróci życie mieszkańców Avonlea do góry nogami, a Zielone Wzgórze nigdy nie będzie takie jak dawniej.

Moje zdanie:

Książka ta to moje najlepsze wspomnienia ze szkoły podstawowej. Pamiętam jak szłam do biblioteki szkolnej wypożyczyć ją, pełna obaw, gdyż była to jedna z pierwszych takich grubych książek jaką miałam wtedy czytać. Ale gdy usiadłam do lektury spodobało mi się, nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam ją w zaledwie kilka dni. To piękna opowieść o małej dziewczynce, która przypadkiem znajduje się na Zielonym Wzgórzu . Ta niesforna i porywcza istota, bezdomne, samotne, spragnione miłości dziecko, które w pierwszą noc na Zielonym Wzgórzu do snu kołysze gorzki płacz, zostało wprowadzone do literatury ponad wiek temu. I od tego czasu jest ikoną. Anię poznajemy jako 11-letnią sierotę z domu dziecka. Bohaterka od pierwszych stron książki ujmuje nas swoją gadatliwością i wesołym usposobieniem. Ania. Ania Shirley. Ania! Nie Andzia/Anna! To podstawowe informacje jakie powinniśmy wiedzieć o naszej bohaterce. Jest rozgadana, ale za to bardzo rozeznana w literaturze. Nienawidzi też swoich rudych włosów i piegowatej twarzy, zwłaszcza noska. Chudziutka Ania łączy w sobie te wszystkie dobre cechy, które się w ludziach ceni, i te złe, które może wybaczyć każdy, nawet najbardziej surowa Maryla. Dziecko, którego mieszkaniem staje się Zielone Wzgórze, pokazuje światu, że życie ma o wiele więcej barw i odcieni, niż się może komukolwiek wydawać. Ania potrafi rozweselić Mateusza, a także stateczną Marylę. Ja sama śmiałam się z wielu zabawnych przygód jakie na swej drodze życia napotkały Anię. Do dziś pamiętam jak Ania myli walerianę z zapachem do ciast czy znajduje mysz w sosie do puddingu. Książka ta była i zawsze będzie dla mnie takim „Biletem wstępu do krainy marzeń i wyobraźni”, gdyż pobudza naszą wyobraźnie, a Ania pokazuje nam jak to powinno się robić. Wyobraźnia dziewczynki nie sięgała granic. Ania wymyślała nazwy nowo poznanych miejsc i pisała niezwykłe opowiadania. Do dziś pamiętam jak wraz z koleżankami odgrywała jedną ze scen poematu. Jak weszła do łódki i udając nieżywą płynęła przez rzekę. Jak łódka zaczęła przeciekać i uratował ją Gilbert… Każda ta historia wydaje mi się niezwykle zabawna i porusza moje serce. Ania była wyjątkową dziewczynką - radziła sobie z każdym problemem począwszy od P. Barry, a skończywszy na Gilbercie. Pomagała tym, którzy przeżywali rozterki. Mimo to jej pomysłowość nie zawsze była doceniana. Spełniła swoje marzenia zamieszkując na Zielonym Wzgórzu. Wniosła w ten dom promyk słonecznej radości oraz dziecięcą miłość i wrażliwość. Kto raz przeczyta tą książkę, nigdy jej już nie zapomni. Ja odnalazłam w Ani cząstkę siebie. Nauczyła mnie patrzeć na świat z innej perspektywy. Dzięki niej nauczyłam się używać wyobraźni i teraz tak jak ona rozmyślam nad różnymi rzeczami i łatwiej jest mi coś napisać czy narysować, gdy wyobrażę sobie oczekiwany efekt. Uwielbiam tę małą dziewczynkę, która na lekcji Algebry czyta książkę, która kłóci się z Gilbertem a nawet tą, która  upija Dianę. Wiele by tu wymieniać tych przypadków Ani Shirley. Należy jednak wypowiedzieć się jeszcze o stylu i języku autorki. Jest on bardzo zrozumiały  i jasny, nie jest nasycony archaizmami, dlatego też książkę czyta się niezwykle szybko. Lucy Maud Montgomery stworzyła niepowtarzalny i nieomal sielankowy świat, w którym na pierwszym miejscu są postawiane tak ważne wartości, jak miłość, przyjaźń i dobro. Bardzo spodobały mi się postaci, które zachwycają naturalnością. Czasami złoszczą, czasami śmieszą, ponieważ jak każdy człowiek posiadają wady i zalety.
Autorka wykazała się także niezwykłą barwnością opisów i świetną kreacją bohaterów, którzy ożywają w wyobraźni czytelnika i nabierają realnych kształtów. Uważam, że jest to najciekawsza książka, jaka kiedykolwiek powstała. Może czytać ją każdy, zarówno dziecko, które ledwo co nauczyło się czytać, jak dorosły już człowiek. Roli też nie gra płeć. Mam nadzieję, że na mnie Ania "nie zakończy", bo rezygnacja z niej byłaby wielką szkodą dla następnych pokoleń . Sądzę, że po te książkę powinien sięgnąć każdy - młodszy, by zyskać nową przyjaciółkę, starszy, by przypomnieć sobie jak to było, kiedy jako znak zainteresowania chłopcy ciągnęli dziewczyny za warkoczyki...

Ulubione cytaty :

„Szkoda, że tylu ludzi jeszcze się nie urodziło i nie będą mieli okazji zobaczyć, jak dzisiaj jest pięknie. W ich życiu na pewno również trafią się wspaniałe dni, ale ten jest już dla nich stracony.”

„Po cóż kochać coś, z czym trzeba się wkrótce pożegnać? A trudno powstrzymać się od kochania, prawda?”

„Przypominam sobie spojrzenie, jakie mi rzucił odchodząc. Wyrażało wszystko to, co przemyślał ostatniej nocy. Wolałabym, żeby był taki jak inni mężczyźni i potrafił wygadać, co go w środku dręczy. Wtedy można by mu odpowiedzieć i wyperswadować niejedno. Ale co zrobić z mężczyzną, który tylko patrzy?”

sobota, 31 lipca 2010

[23] Dorota Terakowska „Tam gdzie spadają anioły”

Wydawnictwo Literackie,
Marzec 2007, 314 str. 
Ocena: 9/10 Niecodzienna

O czym:

Ave spadł na Ziemię w głębi lasu dokładnie w tej samej sekundzie, w której mała Ewa wpadła do głębokiego kłusowniczego dołu. Jeszcze jedna ludzka Istota, tracąc Anioła Stróża, została skazana na kaprysy losu. Rodzina dziewczynki nie przywiązuje do tego wielkiej wagi. Pewnego popołudnia niedaleko zamieszkania Ewki schronienie znajduje Bezdomny. Jaką rolę odegra w życiu dziewczyny Bezdomny? Co on ma wspólnego z Aniołem? Co stanie się z Ewą, pozbawioną niewidocznej, lecz czujnej opieki nadprzyrodzonego stróża? Co pocznie strącony, okaleczony Ave, utraciwszy anielską moc?
 Moje zdanie:

Gdy zaczynałam czytać książkę przed moimi oczami miałam jedno pytanie - Czy wierzę w istnienie Anioła Stróża? Teraz już wiem na pewno, że tak. Wierzę, że ktoś się mną cały czas opiekuje, że dba bym miała w życiu jak najlepiej. A czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby nagle opuścił nas osobisty Anioł Stróż? Mała dziewczynka z powieści Doroty Terakowskiej właśnie tego doświadcza. Fakt utraty Anioła powoduje szereg niebezpiecznych sytuacji, ale jednocześnie przywraca utraconą wiarę.

To pasjonująca opowieść o odwiecznej walce dobra ze złem. Uświadamia także, że każdy z nas ma w sobie jednocześnie, wzajemnie uzależnione od siebie pierwiastki: dobro i zło. Książka dla tych, którzy wierzą, chcą wierzyć lub nigdy nie wierzyli w istnienie aniołów.

Szczerze powiedziawszy, gdy przeczytałam tę książkę zainteresowała mnie angelologia. Zaczęłam szperać w Internecie, żeby dowiedzieć się czegoś ciekawego. Tak jak ojciec Ewy zaczęłam odwiedzać różne ciekawe strony itp. Spodobało mi się to.

Idąc dalej trzeba powiedzieć, że fabuła rozwija się w dwóch przenikających się poziomach: pierwszy ziemski, gdzie rozgrywa się historia dziewczynki, która utraciła swego Anioła Stróża i stara się go odzyskać. Drugi kosmiczny, gdzie Anioł Stróż walczy ze swym ciemnym bratem bliźniakiem i pozbawiony mocy spada na ziemię. Powieść zarówno dla młodzieży jak dorosłych, jest próbą przedstawienia złożonych relacji pomiędzy dobrem a złem, między porządkiem ziemskim a boskim, wiarą i wiedzą, między człowieczeństwem a boskością.

Powieść Terakowskiej to także niesamowita opowieść o dziewczynce, której Anioł Stróż stał się pół człowiekiem i pół Aniołem wskutek ataku Czarnego Anioła. Bardzo podobało mi się jak autorka opisywała cały bieg wydarzeń z dwóch różnych stron – ze strony Ave i Ewy. Spodobało mi się także, że Autorka ukazuje nam cudowną historię życia człowieka, zmian w nim zachodzących i potęgę wiary. Książka ta wywarła na mnie ogromnie wrażenie.

Opowiada ona o walce z chorobą i o tym jak ważna jest nadzieja i wsparcie bliskich. Pokazuje też, że czasami trzeba dokładnie przeanalizować problem, a nie od razu przekreślać rozwiązania, które z pozoru wyglądają na irracjonalne. Mogą się one bowiem okazać słuszne. Jest to historia, w której nie brak smutnych wątków, jednak dobro ostatecznie zwycięża. Lektura pozostawia po sobie wiele przemyśleń, gdyż poruszane są tu tak kruche kwestie jak te dotyczące wiary.

Powieść pisana jest lekkim językiem, dlatego niezauważywszy przebrnęłam przez nią wciągu kilku godzin. Czyta się ją wspaniale, a treść od samego początku jest ciepła i ludzka i powoli zmienia się w jeszcze cieplejszą i budzącą pokłady nadziei oraz wiary.

Najbardziej pozytywną postacią byłą dla mnie babcia Ewy. Zawsze służyła pomocną dłonią nie tylko rodzinie, ale także nieznajomym. Opiekowała się Ewą i wierzyła, że jeżeli jej Anioł odzyska siły Ewa także wyzdrowieje. Drugą postacią, o której nie potrafiło się zapomnieć był bezdomny. Chociaż tak niepozorny wydawał się być kimś wartościowym. I był. Ave, który był pod postacią bezdomnego na ziemi także dawał dziewczynce siłę i wiarę, że da rade, że pokona chorobę i razem z nim zwycięży nad złem.

Terakowska w tej książce ukazuje niesamowity i niejednoznaczny świat aniołów, łącząc go ze światem ludzi. Książka ta jest jedną z najcudowniejszych, jakie czytałam. Myśląc o niej, wciąż jestem pod jej wrażeniem. Myślę więc, że mogę ją polecić ludziom szukającym czegoś w życiu. A ja zapamiętam z niej, że nigdy nie mogę się poddawać i zawszę muszę dźwigać moje kamienie życia bez względu na wszystko.
 
Ulubione cytaty :

„Ludzkie łzy to z jednej strony wyraz ogromu cierpienia, lecz z drugiej także ulga. Razem z łzami wypływa cierpienie, by zrobić miejsce na nową, kolejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się w nim mieścić.”

„Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko.”

„Jest bowiem kilka odmian ciszy: najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu.”
 
„Wiedza jest wtedy, gdy o czymś nie tylko wiesz, lecz możesz to zobaczyć, opisać, zdefiniować, a nawet dotknąć. A wiara, gdy nie widzisz, nie zobaczysz, nie dotkniesz, a mimo to jesteś pewien, że jest.”

sobota, 10 lipca 2010

[18] Dorota Terakowska „Poczwarka”

Wyd. Literackie
Marzec 2007, 322 str.
Ocena: 10/10 Perełka
 
O czym:

Adam i Ewa to młode, zamożne, wykształcone małżeństwo. Spełnieniem ich ambicji i planów na przyszłość ma stać się dziecko. Jednak jego narodziny okazują się ruiną, nie realizacją marzeń: dziewczynka ma zespół Downa w wyjątkowo ciężkiej postaci. Matka nie poddaje się, radzi sobie jak może. Ojciec dziewczynki jednak całe dnie spędza w pracy, a później zamyka się w swoim gabinecie słuchając Mahlera Adam, którego zawiedzione nadzieje zamieniły się w odrzucenie, coraz bardziej oddala się od rodziny. Czy zdarzy się coś, co otworzy zatrzaśnięte między nimi drzwi? Jak wygląda świat upośledzonej Myszki ?

Moje zdanie:

"Poczwarkę" czytałam ponad rok temu, ale do tej pory pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobiła na mnie. Dorota Terakowska opowiedziała nam historię dziewczynki dotkniętej zespołem Downa z niesamowitą wrażliwością i ogromną wnikliwością psychologiczną.
Bardzo podobał mi się język jakim pisała autorka- prosty, a zarazem wymowny.

Pani Dorota, nie bała się pisać o tak trudnych sprawach. Jestem pełna podziwu, jak można tak wczuć się w rolę małej, chorej dziewczynki i wyobrazić sobie, co tkwi w jej duszy. Bardzo trudno dorównać Pani Terakowskiej wyobraźnią, empatią .

"Poczwarka" pokazuje nam, jak wielką siłę ma w sobie człowiek. Oboje nie byli przygotowani do takiego życia. Jednak dzień po dniu podnoszą się do walki z rzeczywistością, z otoczeniem, z samymi sobą. Ich świat rozpada się w gruzy, ale walczą, by przetrwać. Sytuacja ich przerasta, szczególnie Adama, ale oboje próbują jej sprostać. Na początku jest wielki ból i żal, wzajemne obwinianie się o takie dziecko, nawet odraza. Jednak powoli następuje przemiana.

Ciekawym rozwiązaniem jest także to, że życie opisywane jest z perspektywy dziecka i z perspektywy matki. Możemy poznać zaistniałą sytuację z dwóch punktów widzenia. W książce przeplatają się także dwa, absolutnie różne od siebie, światy - realny świat, w którym poruszają się zawiedzeni i cierpiący rodzice dziewczynki, oraz wewnętrzny świat małej Myszki - piękny, kolorowy i tak nieznany jej najbliższym. Autorka odkrywa przed czytelnikiem cudowną paletę barw i kształtów, znanych tylko dziewczynce.

Spodobało mi się, że Terakowska wplotła wątek biblijny. Momentami jest on nużący, ale jego sens jest ważny. Ma nam uprzytomnić, że istnieje grzech, zło, istnieje także coś, co nam zakrywa oczy na dobro, na wartości, które są ważniejsze niż dobra materialne, mimo że mogą totalnie pokrzyżować idealne plany. Pokazuje nam drogę, którą dosyć często gubimy.

Wiele książek pozostaje w pamięci na długo, jednak niewiele pobudza czytelnika do głębokiej refleksji. Jednak "Poczwarka" niewątpliwie jest jedną z nich. Powieść ukazująca życie z chorym dzieckiem, przybliżająca nam problem "inności" ludzi z zespołem Downa. W „Poczwarce” Terakowska pokazuje nam, że nie musi być prawdą, że jeśli ktoś urodzi się upośledzony, musi być gorszy. Autorka zwraca uwagę, że życie wewnętrzne upośledzonego dziecka może być dużo bogatsze, niż skłonni jesteśmy przypuszczać. Że taka osoba może mieć piękniejszą duszę niż wielu innych ludzi. Bowiem w głowie Myszki tworzy się piękny, kolorowy świat, bez zła i niedoskonałości.

Książka jest strasznie refleksyjna, daje dużo do myślenia, można także powiedzieć, że poucza. Mimo iż dużo w niej fikcji, odbiera się ją bardzo naturalnie i realistycznie. Dobra książka dla ludzi, którzy gonią nie wiadomo za czym, gubiąc po drodze ważne wartości. Dobra dla „zatrzymania się” na chwilę w życiu.Książka wzbudzająca smutek, wyciskająca łzy, ale przede wszystkim pełna nadziei. Nadziei w ludzi, nadziei, że świat jest dobry, że będzie lepszy. Książka pozwala nam wierzyć, że istnieją na świecie ludzie, którzy nie obrócą się obojętnie od kochanej osoby tylko dlatego, że jest chora „inaczej”. 
Bardzo spodobało mi się, że Pani Ania ( która rozmawiała z Ewą o oddaniu Myszki) , nazwała dzieci z zespołem Downa. „Darami Boga” . Ta nazwa pokazała niezwykłość tych dzieci. Mówi nam, że Bóg kocha także rzeczy niedoskonałe, że kocha wszystkich.

Pozytywne emocje wzbudziła we mnie postać matki- Ewy. Mimo, że początkowo chciała oddać córeczkę do specjalistycznego ośrodka nie zrobiła tego. Nie pozwoliła jej na to macierzyńska miłość. Ewa starała się kochać Myszkę bezwarunkowo.
Bezwarunkowa miłość to taka, która istnieje i nigdy nie ginie bez względu na to, co się dzieje z osobą kochaną i kochającą. Tak właśnie kochała Ewa. Każdy z nas powinien brać z niej przykład i darzyć innych miłością, nie oczekując zbyt wiele.

Ulubione cytaty :

„W każdym człowieku powinno być coś , o czym wie tylko on sam. Człowiek bez choćby jednej tajemnicy jest jak orzech , z którego po rozłupaniu zostanie sama skorupa. Ludzie zbyt często dbają tylko o skorupę.”

„Pan rozdaje swoje dary, nawet te niechciane. Nic nie zostawia dla siebie.”

„Darami Pana są ziemia, niebo, dzień i noc, kwiaty i nasiona, drzewa, ptaki, myszy, węże, słonie i wichry, pioruny, tornada, wulkany – i ludzie. Darami Pana są też dzieci, gdy trzeba usprawiedliwić ich pojawienie się na ziemi.”

czwartek, 17 czerwca 2010

[002] Jacek Dukaj „ Wroniec”

Wyd. Literackie , 
Listopad 2009, 200 str.
Ocena: 9/10 Niecodzienna

O czym :

Dawno, dawno temu był sobie chłopiec o imieniu Adaś. W tamtych czasach nie było komputerów. Nie było Internetu. Czarno-białe telewizory pokazywały dwa programy. Gadali na nich o nudnych sprawach brzydcy panowie. W kinach nie wyświetlano amerykańskich filmów. I nie było muzyki do słuchania z iPodów i komórek. I pewnej niedzieli -nie było Teleranka. Wroniec wpadł nocą przez okno do mieszkania w którym mieszkał Adaś z rodziną i porwał jego tatę. Życie zamieniło się w straszliwą bajkę. 
Kim jest tytułowy Wroniec ? 
Jak potoczą się dalsze losy Adasia i jego rodziny ?
 
Moje Zdanie :

 Przez nieco „ dziwny” tytuł, do lektury podeszłam z dystansem. Ku mojemu zdziwieniu okazała się ujmującą opowieścią o grudniowej nocy 1981.  Nieskomplikowany, prosty język sprawia, że książkę czyta się bez problemu. Bardzo spodobał mi się jej baśniowy charakter. Książka wzbogacona wieloma ilustracjami bardzo wciąga. Postaci świetnie nadają tej historii interesujący ciąg zdarzeń . Polecam ;)

Ulubiony cytat :
Najbardziej błyszczała Ameryka dolarowa (...)