sobota, 29 września 2012

[102] Ewa Waluk „Życzenie”

Wyd. Novae Res,
Gdynia 2012, 216 str.
Ocena: 10/10 Niecodzienna

Przychodzimy na świat, mając możliwość nauczenia się nie tylko chodzić czy mówić, ale przede wszystkim kochać. Poznajemy te cieplejsze uczucia i te, które mrożą krew w żyłach. Jednak przychodzi dzień, w którym następuje nasz koniec, kiedy umieramy. Nigdy nie wie się, w jakim momencie to nastąpi – wtedy gdy będziemy mieć naście lat, a może dopiero bliżej osiemdziesiątej rocznicy urodzin. A co jeśli życie spłata figla i skończy się w najmniej oczekiwanej sekundzie? Czy mając te szesnaście, siedemnaście lat wykorzystaliśmy w pełni naszą egzystencję i doświadczyliśmy wszystkiego co najważniejsze, by tak naprawdę być człowiekiem?

Ktoś właśnie wychodzi. Starsza kobieta podtrzymująca się laską. Jest szczęśliwa. Jak można być szczęśliwym? Czuć od niej spokój. Spokój, radość i coś, czego nie da się wyjaśnić. Patrzy na mnie, ma jasne oczy. Tak jakby nigdy się nie zestarzały. Oczy dziecka. Ktoś z tyłu krzyczy.
- Tośka! - odwracam się, biegnie facet. Młody i bardzo, bardzo przystojny. Biegnie i łapie kobietę w ramiona, i co się dzieje? Kobieta w jego ramionach młodnieje. (…)
- Czekałam całe życie, żeby się z tobą spotkać – mówi. (…) Tulą się do siebie i całują. - Całe życie, i znów jesteśmy razem.”

Nastka to dziewczyna, która ma nie tylko kochających rodziców, siostrę, dla której jest wzorem, ale też wielu przyjaciół. Niestety umiera. Zupełnym przypadkiem, gdy chce ratować kolegę , wręcz wypychając go spod kół nadjeżdżającego samochodu. Ginie, ponieważ chciała pomóc. Odchodzi, bo czuje. Uważa to za niesprawiedliwe, bo przecież niebo dla wielu ludzi jest nagrodą za długie i pełne dobra życie. Jest na tyle odważna, że przemierza raj, aby spotkać się z Bogiem i porozmawiać z nim, podebatować, pokłócić. Czy uda jej się wrócić na ziemię? Nastka nie jest jednak samotna w tym niezwykłym miejscu – poznaje Maćka, bez którego z czasem trudno jej funkcjonować. Kiedy w końcu ma możliwość powrotu do codzienności jest pełna rozterek. Tęskni za chłopakiem i chciałaby aby wrócił. Tylko co zrobić, kiedy jest się w śpiączce, a dowiaduje się, że ktoś nas skrycie kocha i że to właśnie dzięki niemu nadal żyjemy? Nastka ma wrażenie, że już nigdy nie cofnie czasu ani nie zmieni biegu rzeczy. Ale może wystarczy wypowiedzieć ż y c z e n i e we właściwym czasie i mocno w nie wierzyć, aby się spełniło?

Pani Ewa urodziła się przed dwudziestoma dwoma laty w Słupsku. Studiuje pracę socjalną na Akademii Pomorskiej w Słupsku, a wolne chwile spędza z przyjaciółmi. O swojej debiutanckiej powieści pisze: ”(...) Życzenie jest spełnieniem marzeń, realizacją pewnych celów założonych dawno temu. Jest również podziękowaniem dla ludzi nadającym sens życiu. Czasami narzekamy na nasze życie, ale nie robimy absolutnie nic, by je zmienić. Nie sięgamy po nasze marzenia, ponieważ boimy się rozczarowania. Rzadko też o nich mówimy, a szkoda, bo marzenia wypowiadane na głos częściej się spełniają. Uważam, że od życia nie można brać wiele, ale należy brać wszystko, co nam daje, bo drugim razem może nam trochę poskąpić swojej dobroci.” - już te słowa napawają przyszłego czytelnika jakąś sekretną mocą.

Pani Ewa Waluk
Kiedy przed lekturą spoglądam na magnetyczną okładkę ukazującą „kawałek” ludzkiego tchnienia, czułam, że zawartość ukryta między tymi dwoma tekturowymi kartkami, będzie zawierać coś równie niezwykłego. Jednocześnie bałam się jednak, że obecność młodych bohaterów sprawi, iż wszystko będzie zbyt zwykłe i młodzieżowe, w końcu pozycja opatrzona mianem literatury kobiecej powinna trafiać również do starszych odbiorców. Po przeczytaniu kilkunastu stron nie pamiętałam już o mojej niepewności, a zaczynałam żyć historią Nastki.

Cóż mogę powiedzieć, by wyrazić siłę mojego zachwytu nad tą pozycją? By pokazać ile emocji ze mnie wyciągnęła i do ilu refleksji skłoniła? Myślę, że nadrzędną sprawą o jakiej należy wspomnieć jest styl, jakim posługuje się debiutantka. Przepełniony on jest swoistą oryginalnością, a jednocześnie niepoprawną normalnością i prostotą. Czytając kolejne strony publikacji Pani Ewy, stawałam się jakoby część pozycji, ktoś, kto wszystko obserwuje „z góry”. Swoim słowami, które niekiedy przybierają nawet rolę aforyzmów, pisarka wyzwalała we mnie, jako czytelniku nie tylko smutek nad losem bohaterki, ale też żal, poczucie przywiązania do własnej rodziny, a nawet złość spowodowaną poczynaniami Nastki.

„Każdy jest kowalem własnego losu, tylko nie każdy potrafi go dobrze wystukać. Nie każdy potrafi się przyznać do błędu od razu.”

Moje serce szczególnie ujęła część rozgrywająca się w niebie. Pani Waluk udało się przedstawić wszystko, tak jak wyobraża się większości ludzi, i mimo że zaznaczała szczególną rolę głównej bohaterki, rozlegle opisywała jej „powroty” do tego, co było i co straciła, nie zmniejszyła wagi tego niezwykłego miejsca. Podczas wędrówki po raju świetnie mieszała teraźniejszość z przeszłością, powodując, że sama zastanawiałam się nad własnym życiem i tym, co zrobiłabym, gdybym straciła moją rodzinę.

„Sąsiedzi są jak wielka rodzina. Jedni lepsi, drudzy gorsi, ale to rodzina. Ne dadzą Cię skrzywdzić.”

Nieco słabiej, w porównaniu do „niebiańskich” fragmentów nieco słabsze wydawały mi się rozdziały po powrocie na ziemię, w których bohaterka borykała się z własną psychiką i tęsknotą za tym, co straciła. Opisy te, mimo swojej roli były zbyt powtarzające się, a niektóre wątki zostały nie do końca wykorzystane. Choć istniało te kilka niekorzystnych mankamentów pozycja emanowała ogromną refleksyjnością i ukazywała nastoletnie życie nie ze strony rodzica czy wychowawcy, ale z pozycji rozstrojonej psychicznie dziewczyny.

„Nie musisz być blisko, żeby ktoś o Tobie pamiętał.”

Debiutancka powieść Ewy Waluk uczy, czym tak naprawdę jest tęsknota, jednocześnie pokazując, iż nie jest obca nawet najmłodszym. Muszę przyznać, że podczas czytania opisów, kiedy to Nastka przyglądała się „jako mara” swoim domownikom, kilkakrotnie spowodowały one, że po moim policzku płynęła łza. Tym bardziej czułam się częścią bohaterki wiedząc, że tęsknota boli tym mocniej, gdy kogoś widzimy, a nie możemy go dotknąć, pozmawiać z nim.

„Myślałam, że nie będę za nim tęsknić, a tęskniłam jak oszalała. To niesprawiedliwe, gdy pozwalasz kogoś poznać, a później ta przyjemność spędzania z nim czasu jest nieosiągalna (…) Bo widzisz, to wszystko przestaje mieć sens, kiedy nie mogę z nim nawet porozmawiać i posłuchać tego jego ironicznego śmiechu. Widzieć, jak przewraca oczami i stuka palcami, kiedy nie wie, co powiedzieć, ale też nie chce skłamać.”

Podsumowując, muszę przyznać, że Pani Ewa niewątpliwie umie grać na ludzkich emocjach i świetnie wykorzystała tę smutniejszą część ludzkiego istnienia. Wielkie gratulację kieruję również za niesamowite i w 100% nieprzewidywalne zakończenie, które sprawiło, że z otwartą ze zdumienia buzią, wpatrywałam się w przewracane kartki. Pozycję chciałabym polecić nie tylko ludziom młodym, ale przede wszystkim tym, którzy kiedykolwiek zasmakowali tęsknoty i bólu niemożliwości bycia przy drugiej osobie w ważnych dla niej sytuacjach. Ze swojej strony liczę, że Pani Ewa nie zakończy „Życzeniem” swojej literackiej podróży i będę mogła w niedalekiej przyszłości przeczytać kolejną jej książkę ;)

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

niedziela, 23 września 2012

[101] Kaja Platowska „Po prostu mnie przytul”

Wyd. Novae Res,
Gdynia 2012, 232 str.
Ocena: 6/10 Niezła

Czasami bywa tak w życiu, że człowiek ma gorsze i lepsze dni. Kiedy to się zdarza czujemy się, jakby cały ciężar świata i ludzkich smutków opadł na nasze barki. Jednak ten stan mija, a na naszej twarzy pojawia się uśmiech, zwiastujący, że życie może być naprawdę piękne. Ale co począć, gdy to nie tylko chwilowe przygnębienie, ale codzienne borykanie się nie tylko z problemem samoakceptacji, poczucia wyobcowania i nieustającego smutku, ale przede wszystkim z niemożnością normalnego funkcjonowania w społeczeństwie?

Choć o autorce wiadomo niestety niewiele – to dwudziestoośmioletnia debiutująca pisarka, która w 2005 r. została laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego "Odmienny Świat?". Z niezwykle krótkiej notki o Pani Kai, którą odnalazłam w sieci, można również dowiedzieć się, że jej debiutancki utwór jest opowieścią opartą na faktach.

„Po prostu mnie przytul” to niejako pamiętnik pisany przeżyciami i uczuciami młodziutkiej Anety, która zmaga się z depresją. Bohaterka walczy z własną niemocą, bezsilnością, ograniczeniami wynikającymi zarówno z choroby, jak i niedojrzałej jeszcze osobowości. Czytelnik przygląda się jej próbom zmagań z przeciwnościami, a także ma możliwość przyjrzenia się”z bliska” momentom słabości” dziewczyny, w których ucieka się do niezwykle bolesnych sposobów – autoagresji, objawiającej się samookaleczeniem, głodzeniem się i próbami samobójczymi. Jak tak wątła psychicznie nastolatka może poradzić sobie z przypadłością? Czy ktoś jest w stanie pomóc Anecie?

Decydując się na publikację „Po prostu przytul” byłam w pełni świadoma, że nie będzie to prosta, literacka podróż, jednak wierzyłam, że uda mi się dzięki tej pozycji poznać zakamarki nawet najbardziej przygnębionej duszy ludzkiej i przekonać się o możliwości pomocy takim osobą. Przyznaję, że sama jestem nie tylko bardzo uczuciowym i wrażliwym człowiekiem, ale również nie umiem obojętnie patrzeć na ludzkie cierpienie, kłopot, bezsilność. Dlatego też bardzo, ale to bardzo chciałam przeczytać pozycję Pani Platowskiej.

„Depresja jest jak cegła umieszczona na czubku głowy. Ciężar przytłacza myśli i zamienia je w sztabki ołowiu.”

Kiedy zaczynałam czytać tą nietypową książkę, liczyłam, że główny temat zostanie ukazany jak w „Szarej tęczy”, tyle że z większą dawką emocji i odczuć głównej bohaterki. To co zastałam, zupełnie odbiegło od mojej wizji tejże lektury. Dlaczego? Początkowo trudno było mi się wczytać w niezwykle ciężkie i przepełnione żalem i bólem opowiadanie pisane słowami młodej dziewczyny pogrążonej w depresji. Wydawało mi się to tak nierzeczywiste, choć znałam osoby, które również borykały się z przypadłościami dotyczącymi własnej psychiki, iż traktowałam pozycję z niemałą rezerwą. Choć były momenty, kiedy chciałam odłożyć dzieło Pani Kai na półkę, aby choć na chwilę odpocząć od tych przytłaczających wypowiedzi, nie mogłam. Z każdą kolejną stroną zaczynałam rozumieć, że życie nie zawsze jest białe, biało-czarne, ale nawet kruczoczarne. Ten niewątpliwy przełom w moim czytaniu nastąpił, kiedy dobrnęłam do drugiej, z pewnością pisanej lepszym językiem, części.

„Czuję się jak ktoś pobity od środka na śmierć, nie jak ktoś żywy, ale jak nie-trup.”

Główna bohaterka – Aneta – boryka się z depresją. Wiele ludzi nadal uważa, że osoby zmagające się z tą chorobą to desperaci, którzy chcąc zwrócić na siebie uwagę „tną się”, jednocześnie pokazując światu, jacy to oni nie są. Przykre. Ale czy tak naprawdę choć część społeczeństwa wie, kim są tacy ludzie? Jak można im pomóc?

„Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli, upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca, pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny umysł. Oto ja.”

Dzięki Pani Platowskiej poznajemy jakoby dwa światy – rzeczywistość Anety oraz realia ukazujące możliwości podania pomocnej dłoni chorym, takim jak dziewczyna. Autorka wpadła na świetny pomysł podziału pozycji początkowo zrzucając emocje na czytelnika, a potem „ściągając je warstwami”. Taki zabieg może pozwalać zrozumieć wielu Polakom, czym tak naprawdę jest depresja i jak pomóc cierpiącym od wewnątrz.

Szczególnie spodobał mi się (jeśli można tak powiedzieć) opis przeżyć dziewczyny w szpitalu psychiatrycznym. Za sprawą Pani Kai mogłam przekonać się, że nie zawsze człowiek jest traktowany jak istota ludzka, tylko dlatego, że jest inny, nie taki jak reszta, chory. Przykre, ale niestety prawdziwe.

„Coaxil, Estazolam i Dormicum. Wrzucają ci to do buzi jednym sprawnym ruchem i potem patrzą, czy połknęłaś, gmerając w ustach brudnymi paluchami. Czujesz się kompletnie odczłowieczona iz niewolona. Nikt nie ma do ciebie szacunku i nikt nie próbuje nawet dostrzec w tobie czującej istoty ludzkiej.”

Autorce udało się również niezwykle lekko, a zarazem wyraziście ukazać pierwsze próby powrotu do życia Anety. Kiedy czytelnik czytał jej słowa, mógł poczuć się, jakby oglądał maleńkie dziecko stawiające pierwsze kroki. Takim właśnie niewielkim stworzeniem była wtedy główna bohaterka.

„Zwycięzcą nie zawsze jest ten najlepszy, który zdobywa główną nagrodę. Zwycięzcą może być człowiek, który próbuje coś zmienić w sobie, swoim życiu i podejściu do otaczającego świata, pomimo wszelkich trudności. Człowiek, który robi pojedyncze, powolne kroki, przekraczając własne lęki i ograniczenia, podczas gdy inni bez trudu biegną.”

Choć pomysł jest naprawdę błyskotliwy, trochę gorzej o wykonanie. Moje wahania co do tego, czy przeczytam całość książki, wynikały również z tego, że Pani Kaja nie za bardzo popisała się od językowej i stylistycznej strony utworu w pierwszej części, stosując wręcz nagminnie powtórzenia. „Pierwsze koty za płoty” - Pani Platowskiej udało się (na szczęście) zrehabilitować drugą, znacznie lepszą częścią, która była nie tylko atrakcyjniejsza pod względem gramatycznym i estetycznym języka, ale również została zabarwiona takim uczuciami jak współczucie, chęć pomocy, wzajemne zrozumienie.

Podsumowując, muszę przyznać, że mimo początkowych potknięć, Pani Kai udało się zaliczyć całkiem niezły debiut, głównie za sprawą empatycznego ujęcia drugiej części - „Reanimacji”. Wielki plus , który kieruję w jej stronę za poruszenie ważnego, ale często mało dostrzegalnego tematu, z pewnością zachęci do lektury nie tylko osoby wrażliwe na ludzkie cierpienie i krzywdę, ale także ludzi, którzy chcą dowiedzieć się czegoś na temat choroby w większości charakteryzowanej stereotypami. Wierzę też, że ta publikacja mogłaby pomóc personą cierpiącym tak, jak główna bohaterka „Po prostu przytul”.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

-------------------


Wielu z moich stałych czytelników z pewnością zauważyło, że nieco znikłam z blogowego środowiska na ponad dwa tygodnie. Choć nie jest to do końca prawda, bo zaglądałam w miarę możliwości na Wasze blogi, przyznaję, że brakowało mi czasu by w pełni oddać się blogowaniu. Przysłużyła się temu nie tylko szkoła, kartkówki, sprawdziany i powrót do rutyny, ale przede wszystkim ogrom uroczystości rodzinnych począwszy od osiemnastek, a skończywszy na czterdziestkach i weselach. Mój czas pochłonęły też pierwsze szkolne lektury i przygotowania do Olimpiady historycznej. W tym roku szkolnym postanowiłam także zacząć aktywniej działać w szkole poprzez samorząd szkolny. Obiecując poprawę chciałabym pochwalić się owocem dwutygodniowego zaangażowania – moim pierwszy artykułem na stronę eoborniki.pl .W najbliższych dniach postaram się postaram się opublikować kilka recenzji m.in "Życzenia" Ewy Waluk" oraz wywiad z Panem Jackiem Getnerem. Z cyklem powrócę od nowego miesiąca ;)

poniedziałek, 3 września 2012

LiTeRaCKie PoDrÓżE DoOkoŁA ŚwiAtA #5

LiTeRaCKie PoDrÓżE DoOkoŁA ŚwiAtA to Cotygodniowy cykl na blogu u Meme, podczas którego będziecie mogli poznać kolejne kraje nie tylko od strony zabytków czy sławnych postaci, ale przede wszystkim LITERATURY. Będziecie mogli nie tylko przeczytać moje spostrzeżenia na temat wybranych dzieł, ale również liczę, że uda się podyskutować o Waszych przygodach literackich „w danym państwie” ;)

W dzisiejszą, ostatnią wakacyjną wycieczkę postanowiłam Was zabrać do kraju, który zafascynował mnie swoją kulturą poprzez filmy i otwartością ludzi dzięki EURO 2012. Małe klimatyczne wioseczki, często odcięte od świata jak w filmie Ananda Tuckera i przesympatyczni ludzie, którzy idealnie umieją się komunikować z Polakami, nie tylko łamaną polszczyzną. Czy domyślacie się o jakim kraju mowa? Dziś wybieramy się do pełnej zieleni Irlandii ;D

Irlandia to jedno z najbardziej charakterystycznych, wyspiarskich państw w północno-zachodniej części kontynentu europejskiego. Graniczy na północnym wschodzie z należącą do Wielkiej Brytanii Irlandią Północną. Północne i zachodnie wybrzeża Irlandii oblewa Ocean Atlantycki, wschodnie i południowo-wschodnie Morze Irlandzkie i Kanał Św. Jerzego. Irlandia, często nazywana Szmaragdową Wyspą, dzięki sowim niepowtarzalnym widokom, to kraj o niezwykle bogatej kulturze, tradycji i historii. Wiele osób kojarzy Irlandię z koniczyną. Ma to miejsce za sprawą św. Patryka, będącego patronem tegoż kraju. Jego święto przypada na dzień 17 marca, kory to jest dniem wolnym od pracy dla wszystkich Irlandczyków. Zwyczajowo do obchodów najważniejszego dla Irlandczyków święta należą spotkania w pubach i picie zielonego piwa. Sama koniczynka wzięła się stąd, że św. Patryk nie wiedział jak wytłumaczyć Irlandzykom czym jest Trójca Święta. W końcu wpadł na pomysł i pokazał koniczynkę, która posiada trzy listki, tak jak Trójca Święta, Bóg w trzech osobach. 

Kraj, w którym mieszka wielu Polaków, swą wyjątkowość zawdzięcza pozostałościom epoki lodowcowej i obecnie znacznemu ociepleniu klimatu w niektórych częściach wysp oraz licznym jeziorom, pojedynczym grupom niskich gór, pozostałościom rozległych bagien, a przede wszystkim najwyższym i najpiękniejszym klifom w Europie. Choć pogoda nie zawsze jest w tych okolicach idealna i najczęściej płata ludziom figla, kraj ten swoją atrakcyjnością „przywołuje” wielu turystów. Celtycka kultura, mitologia średniowiecznych zamków, muzyka, śpiew oraz historia kraju i narodu wdaje się być na tyle magiczna, że potrafi zaciekawić nawet najbardziej zgorzkniałego człowieka. Na dodatek - Irlandczycy to niezmiernie przyjazny i gościnny naród. Co wyjątkowo mi się podoba – ważną wartością dla tamtejszych ludzi jest rodzina oraz przyjaciele, za którymi skoczyliby w ogień.

Przy okazji prezentacji Irlandii nie mogłam poskąpić sobie choć słówkiem wspomnieć o niezwykły filmie, który oglądałam w ostatnim czasie i wywarł na mnie ogromne wrażenie, nie tylko dzięki tematyce i zakończeniu, ale przede wszystkim dzięki irlandzkim widokom, tamtejszej kulturze i nietypowej życzliwości Irlandczyków. O czym opowiadają „Oświadczyny po irlandzku” i co będziecie mogli w nim zobaczyć? Oto krótkie streszczenie i kilka kadrów z filmu:

Amerykanka Anna od kilku lat jest w związku z Jeremym, który niezbyt kwapi się do małżeństwa, o którym marzy dziewczyna. Dlategopostanawia dotrzeć do Dublina, aby w "Leap Day", czyli 29 lutego oświadczyć się swojemu chłopakowi. W myśl irlandzkiej tradycji, jeśli tego dnia kobiety oświadczą się swoim wybrańcom, muszą oni powiedzieć 'tak'. Niestety pogoda krzyżuje jej plany. Choć, zamiast do Dublina, trafia do maleńkiego miasteczka Dingle, Anna nie ustępuje i chce dopiąć swego zanim skończy się dzień, nawet mimo iż musi w tym celu przeprawić się przez pół kraju, w czym pomaga jej poznany barman Declan.

Choć przeczytałam już kilka książek czy to z irlandzkim tłem, czy nawet irlandzkich autorów, na moim blogu na razie zalała się jedna recenzja takowej powieści. Jednak mimo tej ubogości sądzę, że ta pozycja nie tylko pokazuje piękno kraju (ciekawe opisy otaczającego świata i zwyczajów), ale również piękno tego co najważniejsze w życiu – miłości. Mowa tu o klimatycznej powieści Cecelii Ahern pt. „P.S. Kocham Cię !”. Poniżej możecie przeczytać fragmenty mojej opinii, którą pisałam ponad półtora roku temu:

„(...) autorka pokazuje nam, że Ci, których kochamy, kiedyś odejdą, ale nie zostawią nas samych. Pozostanie nie tylko pamięć o wszystkich dobrych chwilach jakie spędziło się z ta osobą, ale także wiara w to, że te osoby chcą dla nas jak najlepiej, wiara w to, że to nie jest pożegnanie na zawsze, że kiedyś gdy usiądziemy nad ich grobem, gdzieś do góry uśmiechnie się ktoś myśląc, że wykorzystaliśmy jego wskazówki.”

(...)Czy, wsparta opieką swego Anioła oraz gromadką rodziny i przyjaciół, będzie gotowa stawić czoło nowej rzeczywistości? Czy znów będzie śmiać się, śpiewać i tańczyć? Nie chodzi przecież o to by zaraz tańczyć czy ponownie wyjść za mąż. Te aniołki, które są na górze i czekają na spotkanie z nami chcą, żebyśmy na nowo zaczęli żyć – pracować, spotykać się z przyjaciółmi i cieszyć się, gdy rano za oknem zobaczymy jak pięknie świeci słońce ;)”

„Wolą jej męża, było, żeby jak najszybciej ruszyć dalej: „Zachowaj w pamięci nasze cudowne wspomnienia, ale proszę, nie bój się tworzyć nowych”. Postarajmy się więc myśleć tak jak Holly i nie bać się zacząć czegoś od nowa, bo nigdy nie wiesz co czeka się na kocu tej wyboistej drogi, którą będziesz musiał przejść ;)”

Na mojej półce oczekuje już kolejna pozycja tejże autorki - „Pamiętnik z przyszłości”, który planuję przeczytać, kiedy tylko rozluźnią mi się lekturowe („Potop” + „Mistrz i Małgorzata”) zmagania ;)

Autorem, którego zdarza mi się czasem czytywać jest Oscar Wilde, który jest jedną z największych (jak dla mnie) skarbnic charakterystycznych i znaczących aforyzmów. Oto niektóre z nich:


Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.”

Zepsuta kobieta należy do tego rodzaju istot, których mężczyźni nigdy nie mają dosyć.”

W dzisiejszych czasach można przeżyć wszystko z wyjątkiem własnej śmierci i przetrzymać wszystko z wyjątkiem dobrej reputacji.”

Egoizm nie polega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy.”

Istnieje wiele rzeczy, które powyrzucalibyśmy, gdyby nie obawa, że inni je pozbierają.”

"...młodość jest jedynym dobrem, godnym posiadania.(...) Pospolite polne kwiaty więdną, ale rozkwitają na nowo. (…) Ale nasza młodość nie wraca nigdy, tętno radości, jakie w nas bije w dwudziestym roku, słabnie. (…) Wyradzamy się w obrzydliwe szkielety, w których jak upiór, jedno tylko pokutuje wspomnienie - wspomnienie namiętności, przed którymi cofaliśmy się z lęku, i wspomnienie pokus, którym nie mieliśmy odwagi ulec."

Wszyscy żyjemy na tym świecie, po którym ręka w rękę kroczą: dobro i zło, grzech i niewinność. Zamknąć oczy na jedną jego połowę, by żyć w spokoju i bezpieczeństwie – to jakbyśmy chcieli dla większej pewności wędrować z zamkniętymi oczami wśród urwisk i przepaści.”



I tak, ostatni wakacyjny cykl dobiegł końca. Przez kolejne dziesięć miesięcy będę czytywać lektury z wszelakich krajów, by w 2013 roku ubarwić Wam kolejne wakacje. Ale nie martwcie się - W najbliższą niedzielę możecie wypatrywać najnowszej odsłony cyklu „CUDZIE chwalicie, SWEGO nie znacie” ;D A wciągu tygodnia recenzji „Po prostu mnie przytul”, stosu oraz części pierwszej fotorelacji z Worcamp'u ;)

niedziela, 2 września 2012

Kochani!

Źródło
Bardzo chcę, ale nie mogę – od wczoraj męczą mnie nieszczęsne migdałki, których nie wycięto mi w dzieciństwie, a dziś niestety dostałam też gorączki. Dlatego, mimo że cykl jest już w połowie gotowy, nie dam rady go opublikować. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Idę się umyć, ubieram ciepłą piżamkę i skarpetki, piję Gripex i kładę się spać, bo w końcu muszę się wykurować na jutrzejsze rozpoczęcie roku! ;) A cykl opublikuję jutro. Na dniach możecie się spodziewać również zaległych fotorelacji i sprawozdań ze spotkań kulturalnych i czytelniczych ;D