niedziela, 26 lutego 2012

CUDZE chwalicie, SWEGO nie znacie #1


CUDZE chwalicie, SWEGO nie znacie to najnowszy, cotygodniowy (w każdą NIEDZIELĘ) cykl na blogu Meme, podczas którego będziemy mówić o polskiej literaturze – Poetach na miarę Leopolda Staffa, kryminałach, które mogą równać się z powieściami Agathy Christie, seriach, których pozazdrościłby Nam sam Harry Potter- bohater książek J.K. Rowling czy powieściach obyczajowych, przy których wylejemy nie tylko łzy, ale również będziemy się śmiać. 


Na pierwszy ogień chciałabym przywołać wybitną postać Czesława Miłosza ;) Zdecydowałam się na tą znakomitą osobę, nie tylko w związku z ubiegłorocznym rokiem Miłosza, ale również z sympatii do niego oraz ostatnich wielu spotkań, które miały miejsce głównie dzięki mojemu Poloniście ;)

Jako PRZYSTAWKĘ na dzisiejszej (mam nadzieje smacznej) "Kolacji o Miłoszu" chciałabym przytoczyć biografię polskiego Noblisty:

Poeta na krótko przed maturą
Czesław Miłosz należy – obok Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta – do panteonu polskich poetów XX-wiecznych. Laureat Nagrody Nobla. Życie Czesława Miłosza miało początek u progu poprzedniego stulecia, a mianowicie w 1911 roku - urodził się 30 czerwca w Szetejniach. Szkolną i uniwersytecką młodość spędził w Wilnie, tam również debiutował jako poeta w zgrupowaniu poetów - Żagary. Emigrant – większość swojego życia spędził w Stanach Zjednoczonych i Paryżu. Okupację niemiecką przetrwał w Warszawie. W czasie okupowania stolicy przez Niemców brał udział w tworzeniu bytu kulturalnego narodu. Po wojnie pracował w służbie dyplomatycznej PRL - w USA, i we Francji do roku 1951, kiedy to zwrócił się w Paryżu o azyl polityczny. W latach 1961-1978 wykładał w Berkeley (Kalifornia). Jego twórczość poetycka przebyła długą drogę – od pesymistycznych wizji w „Poemacie o czasie zastygłym” z 1933 roku, przez przepełnioną symbolami perspektywę poznawania świata w „Trzech zimach”, a także smutną ironię egzystencji człowieka podczas wojny w „Ocaleniu”, aż do zagadnień związanych z historią dziejów i kulturą. Jego utwory są przesycone naukowym podejściem do rzeczywistości, łączą w sobie czasem sprzeczne cechy, jak: liryzm z rygorem poetyki klasycystycznej. Miłosz poszukuje rozwiązań twórczych w innych tradycji (angielskiej - Eliot), czerpie również z bogatego skarbca romantycznej literatury polskiej. Pewnym paradoksem jest to, że twórczość Miłosza (zarówno poezja, jak i proza) przed otrzymaniem przez niego Nagrody Nobla w 1980 r. nie była znana ani wydawana na terenie Polski. Wydawał ją głównie paryski Instytut Literacki. Po otrzymaniu tej najbardziej prestiżowej nagrody literackiej na świecie poeta zaczął odwiedzać Polskę. W latach 90. powrócił do kraju, zamieszkał na stałe w Krakowie. Miłosz nie tylko pisał oryginalne utwory, zajmował się też translacją. Przełożył wiele wierszy, między innymi Szekspira, Eliota. Sięgnął też po podstawowe dla naszej teksty kultury: Psalmy. Napisał również eseistyczną "Historię literatury". W 1994 został uhonorowany Orderem Orła Białego; w 1998 przyznano mu Nagrodę Nike za "Pieska przydrożnego". Najbardziej znana jest poezja Miłosza, ale zasłynął on także jako powieściopisarz (najbardziej znana powieść – zekranizowana przez Tadeusza Konwickiego „Dolina Issy”) oraz eseista (słynny na całym świecie „Zniewolony umysł”, „Ziemia Urlo”, „Rodzinna Europa”). Zasłynął także z tłumaczenia z języków oryginalnych wybranych ksiąg Biblii.Umarł w 2004 roku i spoczywa na Skałce w Krakowie.

Idąc dalej, chciałabym zaserwować Wam DANIE GŁÓWNE – interpretację wybranych wierszy polskiego Noblisty. Kiedy brałam udział w szkolnym konkursie pt. „Czytając Miłosza” miałam do przeczytana masę utworów. Początkowo podchodziłam do tego dość sceptycznie, jednak z czasem rozsmakowałam się w poezji owego Pana, znajdując w jego słowach cząstkę swoich myśli. Wiele wierszy pozostało w mojej pamięci, a niektóre z nich chciałabym w tym miejscu przytoczyć i wyrazić moje zdanie na temat owych trzech tworów ;D

Pan Miłosz za czasów gimnazjalnych
ZADANIE

W trwodze i drżeniu myślę, że spełniłbym swoje życie
Tylko gdybym się zdobył na publiczną spowiedź
Wyjawiwszy oszustwo, własne i mojej epoki:
Wolno nam było odzywać się skrzekiem karłów i demonów
Ale czyste i dostojne słowa były zakazane
Pod tak surową karą, że kto jedno z nich śmiał wymówić
Już sam uważał się za zgubionego.


Według Miłosza każdy człowiek, który przychodzi na świat, ma swoje określone zadanie. Wykonuje je w różny sposób, przez co często staje się oszustem swojej powinności. Mimo to istota ludzka musi pamiętać, że to co proste nie zawsze jest właściwe może nas zwyczajnie zgubić. Poeta w swoim wierszu odnosi się do trudnych czasów wojny, kiedy nie wszystko było wolno powiedzieć, zwłaszcza literatom. Myślę, że Miłosz w swoim krótkim utworze pokazuje nam, iż swoje zadanie na ziemi powinniśmy wykonywać nie najprostszą drogą, lecz tą, która przyniesie oczekiwane skutki, a jednocześnie nie będzie przeczyć naszym wewnętrznym przekonaniom i prawdzie.

ZAKLĘCIE

Piękny jest ludzki rozum i niezwyciężony.
Ani krata, ni drut, ni oddanie książek na przemiał,
Ani wyrok banicji nie mogą nic przeciw niemu.
On ustanawia w języku powszechne idee
Rodzina Miłoszów w Montgeron w roku 1957
I prowadzi nam rękę, więc piszemy z wielkiej litery
Prawda i Sprawiedliwość, a z małej kłamstwo i krzywda.
On ponad to, co jest, wynosi, co być powinno,
Nieprzyjaciel rozpaczy, przyjaciel nadziei.
On nie zna Żyda ni Greka, niewolnika ni pana,
W zarząd oddając nam wspólne gospodarstwo świata.
On z plugawego zgiełku dręczonych wyrazów
Ocala zdania surowe i jasne.
On mówi nam, że wszystko jest ciągle nowe pod słońcem,
Otwiera dłoń zakrzepłą tego, co już było
Piękna i bardzo młoda jest Filo-Sofija

I sprzymierzona z nią poezja w służbie Dobrego.
Natura ledwo wczoraj święciła ich narodziny,
Wieść o tym górom przyniosły jednorożec i echo.
Sławna będzie ich przyjaźń, ich czas nie ma granic.
Ich wrogowie wydali siebie na zniszczenie.

Zaklęcie – można by powiedzieć, że większości młodzieży kojarzy się z „magiczną” formułką i Harrym Potterem. Jednak mi ów rzeczownik kojarzy się wyłącznie z wierszem Miłosza, który jest przede wszystkim ukłonem w stronę rozumu. Jak wszyscy wiemy posiada on nieograniczone możliwości – z jednej strony może pokazać na gdzie prawda, a gdzie fałsz, z drugiej – uczy odróżniać to co dobre, od tego co złe. Rozum, jak mały aniołek siedzący na ramieniu lub właściwy drogowskaz kieruje nas na dobrą drogę, abyśmy w prawdzie, nie krzywdząc innych, szli do przodu. Choć w wierszu panuje podniosły, wręcz patetyczny styl, czytelnik bez problemu wczytuje się w kolejne słowa dowiaduje się, że wszystko co się dzieje zależy wyłącznie od jego współpracy, a przyszłość jest jak „czysta kartka papieru, na której rysujemy kreski (...)”, jak pisał w swojej książce John Marsden. Reasumując muszę przyznać, że ów wiersz należy do moich ulubionych nie tylko ze względu na swoją tematykę, ale również prostotę przekazu, a zarazem ogromną wagę kolejno zapisywanych zwrotów, które są w pewnym sensie swoistym zaklęciem – formułką na dobry i sprawiedliwy świat, gdzie współdziałanie człowieka z rozumem jest niezbędne ;)

TAK MAŁO 

Tak mało powiedziałem.
Krótkie dni.
Krótkie dni,

Krótkie noce,
Czesław na plaży w Rehoboth nad Atlantykiem
Krótkie lata.

Tak mało powiedziałem,
Nie zdążyłem.

Serce moje zmęczyło się
Zachwytem,
Rozpaczą,
Gorliwością,
Nadzieją.

Paszcza lewiatana
Zamykała się na mnie.

Nagi leżałem na brzegach
Bezludnych wysp.

Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata.

I teraz nie wiem
Co było prawdziwe.

Trzeci wybór, spośród ogromu wspaniałych tworów Miłosza (np. „Moja wierna mowo”, „Który skrzywdziłeś”) nie jest z pewnością przypadkowy. Poeta w swoim wierszu mówi, ze ludzie niedostatecznie wykorzystują swoją ziemską egzystencję. Przez to nie wiedzą, co jest prawdziwe, a nawet wręcz porywa ich otchłań współczesnego świata. Choć nie umierają, nie żyją prawdziwie. Są w pewnym sensie martwi – zbytnio „napchani” XXI wiekiem. Wiersz pokazuje nie tylko słabość ludzką, jaką jest życie w pośpiechu i brak wrażliwości na sprawy ważne, ale także ulotność i nietrwałość życia ludzkiego. Myślę, że utwór idealnie interpretują słowa ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą (...)”.

Na DESER postanowiłam zaserwować cytaty, które inspirują do tworzenia nie tylko mnie, ale mogą również wpłynąć na Was – Moi drodzy Czytelnicy ;)


„A więc pamiętaj – w trudną porę marzeń masz być ambasadorem.”

„Dziecko, które w nas mieszka, ufa, że istnieją gdzieś mędrcy znający prawdę.”

„Więc sławę nam znaczono stworzyć – bezimienną,
jak okrzyk pożegnalny odchodzących – w ciemność.”

Jest taka cierpienia granica, za którą się śmiech pogodny zaczyna”

„To musi być okropne, mieć taką świadomość,
w której są równoczesne
jest, będzie i było.”

„Budzić się rano i starać się odtworzyć sen po to, żeby uporać się z podejrzeniem, że sen powiedział o nas więcej, niż chcemy na jawie wyznać.” (mój ulubiony)

„Obrazu w lustrze nie da się zatrzymać, natomiast poezja opiera się działaniu czasu.”


Nad Niewiażą, Pierwsza połowa lat 90.
„Piękno powinno być nieruchome. Ruch w poezji, w muzyce innego jest rzędu [...] cierpi, nie mogąc znieruchomieć.”

„Gdyby człowiek nie był świadomy przemijania i swego życia, i wszystkich rzeczy ludzkich, nie byłby człowiekiem.”
„Jeżeli potrafimy wziąć w nawias nasze człowieczeństwo i zapomnieć o ludzkich miarach, musimy uznać, że świat nie jest ani dobry, ani zły.”

„Bo w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno.”

„Żyć zaczynałem ufny i szczęśliwy,
pewny, że dla mnie co dzień wschodzi słońce,
i dla mnie otwierają się poranne kwiaty.”

„Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
Listek na wodzie albo kroplę rosy
I wie, że one są – bo są konieczne.”

Niedzielnego cyklu nadszedł koniec i liczę na to, że dzięki Waszemu osądowi uda mi się go utrzymać na kolejne Niedziele lub znaleźć coś ciekawszego, co zbliży mnie do Was czytelników i pozwoli na długie i ciekawe dyskusje. Ze swojej strony mam jedynie nadzieję, że tak podana „Kolacja o Miłoszu" nie zostanie odebrane jako obelga dla tak wielkiej i ważnej postaci polskiej literatury ;)

Na przyszły tydzień postanowiłam uszykować nieco inny kąsek – tym razem nie będzie o osobie, lecz o książce. Albo raczej o książkach ;D

Powyższe zdjęcia pochodzą STĄD ;)

czwartek, 23 lutego 2012

[86] Krzysztof Bielecki „Defekt pamięci”



Książka wydana własnym nakładem w ramach

Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości
Warszawa 2012, 154 str.
Ocena: 8/10 Bardzo dobra

We współczesnym świecie coraz więcej osób pisze. Jedni robią to dla przyjemności i w domowym azylu, inni – dla korzyści materialnych. Są jeszcze ludzie,, którzy łączą dobre z pożytecznym. Jednak co zrobić, jeśli człowiek MUSI pisać? Co byś zrobił, gdyby od dziennej normy dwóch zapisanych stron, zależało życie wielu ludzi i losy świata?

Pan Krzysztof Bielecki jest autorem czterech książek. Wbrew pozorom „Defekt pamięci" nie jest jego debiutem. Wcześniej ukazały się takie powieści jak: "Miasto to gra" , "Kod, czyli rzeczy, które zauważasz w mieście, gdy wpatrujesz się w nie odpowiednio długo" oraz "Raz na kilkaset lat" podpisane jego nazwiskiem. Czwarta, wspomniana już publikacja autora jest najbardziej przystępną spośród czterech książek tego autora, choć szereg niestandardowych rozwiązań fabularnych z pewnością także i tym razem wywoła pewne kontrowersje.


Kool Autobee – pracownik biurowy uzależniony od toneru, doświadcza nietypowego problemu. Podczas przeprowadzanego remont w kuchni znajduje swoją dawną, znienawidzoną pracę z lat szkolnych, która przydaje mu się do zatknięcia dziury. Problemy w domu, karteczki na stoliku nocnym, i codzienne informacje o kolejnych katastrofach, nie pozostawiają bohaterowi złudzeń, że wina może leżeć po jego stronie. Początkowo sceptyczny nastój do konieczności pisania jeszcze bardziej się wyostrza, gdy Kool dochodzi do wniosku, że zapisanie dwóch stron dziennie, będzie teraz jego codziennym obowiązkiem. Od tej pory musi dzielić czas pomiędzy codzienność, zapobieganie zniszczeniu świata poprzez zaprzestanie pisania oraz podążanie śladami zawiłej intrygi, która doprowadza go do coraz dziwniejszych ludzi, miejsc i sytuacji, sprawiając, że jego dotychczas uporządkowane życie zaczyna nabierać zupełnie nowych barw i zmierzać w nieprawdopodobnym kierunku. 
Pan Krzysztof Bielecki
 

W ogromie pozycji, często zapychanych tandetnymi czytadłami odnajdujemy nie tylko tytuły wydane przez wielkie i popularne w Polsce wydawnictwa, ale również książki, które zostały wydane w własnym nakładem przez autorów. Do tych drugich z pewnością czytelnicy podchodzą: po pierwsze - znacznie ostrożniej, po drugie – rzadziej, gdyż promocja jest znacznie mniejsza i często niewiele osób wie o istnieniu danego czytadła. Na pomoc przychodzimy my – Blogerzy – zawsze w pełni szczerzy i . Bardzo się cieszę, że udało mi się przeczytać „Defekt pamięci”, bo naprawdę warto. Ale dlaczego?


(…) Podświadomość często płata nam figle. Pomieszało ci się to, co zmyślone z tym, co prawdziwe. Taki defekt pamięci.”

Kiedy chwytałam za pozycję, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Przyznaję, że nieco obawiałam się lektury, gdyż nie czytuję za często takich powieści. Jednak z każdą kolejną stroną zauważałam, że książka coraz bardziej mnie wciągnęła. Nim się spostrzegłam minęłam setną stronę, skąd do samego końca nie było już daleko. Wszystko to zawdzięczam lekkiemu, a zarazem magnetycznemu stylowi autora. Nawet sytuacje, które wyłaniały się z innych, a te z jeszcze innych, wcale mnie nie dziwiły, wręcz jeszcze podsycając moją uwagę. Za to należy się Panu Krzysztofowi ogromny plus ;)


(...) przez całą szkołę podstawową wpajano mi, że muszę czytać, przez co zacząłem myśleć o kontakcie z literaturą jako czymś, co wyłącznie być musi, a pod żadnym pozorem nie może być wynikiem własnej, autonomicznej decyzji. Lektura jako przykry obowiązek”


W tej niecodziennej pozycji spodobało mi się szczególnie to, że czytelnik nigdy nie wie co się wydarzy, a każdy wątek, wprowadzany przez Pana Krzysztofa Bieleckiego, niesie ze sobą cząstkę ekscytacji i zaskoczenia. Kiedy zaczynamy kolejny rozdział, możemy śmiało powiedzieć, jak niegdyś Sokrates: „Wiem, że nic nie wiem”. Rodrigo, Czarnoksiężnik, Człowiek o srebrnej skórze czy facet jedzący skręty z czasem stają Nam się nie tylko bliscy, ale również pozostają w pamięci nawet wtedy, kiedy to okazuje się, że większość jest owocem wyobraźni innych Piszących.

Motywator, który poniekąd jest najważniejszą częścią pozycji, wprawia Nas czasem w zakłopotanie, częściej w zdziwienie. Jestem ciekawa skąd Pan Krzysztof miał tak rozmaite pomysły na owe „przyczyny” ludzkiego pisania, albo raczej „skutki” jego braku. Zaciekawiła mnie również kwestia NaNoWriMo. Początkowo myślałam, że istnieje ono jedynie w świecie wykreowanym przez pisarza, a kiedy wpisałam hasło w wyszukiwarkę, czekało mnie chyba największe zaskoczenie związane z nietuzinkową powieścią „Defekt pamięci” ;)

Podsumowując, muszę przyznać, że pozycja Pana Krzysztofa jest najdziwniejszą i najbardziej zakręconą, a jednocześnie zaskakującą (pozytywnie oczywiście) publikacją, jaką w ostatnim czasie czytałam ;) Moim zdaniem książkę powinien przeczytać każdy, ponieważ TAKIEJ lektury jeszcze nie było. Na pewno po lekturze nie powtórzycie słów znanej polskiej piosenki: „Ale to już było”.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Panu Krzysztofowi Bieleckiemu ;)

poniedziałek, 20 lutego 2012

Relacja z Wykładu z Panem Piotrem Orawskim - 10.01.2012

Niedawno wspominałam czytelnikom mojego bloga, że wybieram się wraz z przyjaciółką na Targi Książek w Poznaniu. Jednak nasze plany zniweczyła pogoda i troskliwi rodzice. Obiecaną relację postanowiłam Wam wynagrodzić krótkim opisem wykładu z Panem Piotrem Orawskim, w którym miałam możliwość brać udział wraz z moimi rówieśnikami 10 stycznia 2012 r.


Pan Piotr Orawski
Piotr Orawski (ur. 1962) – dziennikarz programu II Polskiego Radia, muzykolog, pedagog, autor książek dotyczących muzyki. Ta znacząca postać, związana z Polskim Radiem od blisko trzydziestu lat to absolwent Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego. Przez jedenaście lat współpracował z Programem Trzecim. Kolejne jedenaście lat to działalność w programie IV PR, który w latach 90. miał profil edukacyjny. Po zmianie formuły programu trafił do radiowej Dwójki, gdzie obecnie pracuje. Przygotowuje i przedstawia wieloletni cykl codziennych audycji o dziejach muzyki pt. "Lekcje muzyki Piotra Orawskiego". Jest też autorem dwuletniego (sto godzinnych audycji) cyklu audycji o wczesnych latach życia Wolfganga Amadeusza Mozarta, zatytułowanych "Droga do Wiednia". W radiowej Jedynce prowadził "Muzyczne pejzaże Europy", a także "Poranki muzyczne" dla dzieci, audycję transmitowaną na żywo ze Studia Koncertowego Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie. Ta ostatnia działalność została uhonorowana w 2008 r. nagrodą Rady Programowej Polskiego Radia. Współpracuje z Filharmonią Pomorską im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy, prowadząc koncerty. Przez dziesięć lat był nauczycielem akademickim w Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Gościnnie wykładał w uczelniach muzycznych Warszawy, Łodzi, Bydgoszczy i Szczecina. Radiowe "Lekcje muzyki" Piotr Orawski opracowuje i wydaje także w formie książek: „Lekcje muzyki. Średniowiecze i Renesans” (2010) oraz „Lekcje muzyki. Rozkwit Baroku” (2011). W 2007 r. otrzymał Złoty Mikrofon, nagrodę mediów publicznych. W uzasadnieniu Kapituła zwróciła uwagę na "erudycję, kulturę antenową i wybitną rolę w popularyzacji muzyki klasycznej" Piotra Orawskiego.



Jak mawia mój Polonista – Trzeba dzielić się z ludźmi tym, co mamy najlepsze – więc i ja postanowiłam podzielić się z Wami moją nietypową, ale w pełni satysfakcjonującą „podróżą”.


Jadąc na wykład wielu z nas zastanawiało się czy Pan Orawski zainteresuje odbiorcę swoimi słowami. Inni rozmyślali, jak odnajdą się w niecodziennej sytuacji. Kiedy znaleźliśmy się w sali teatralnej Uniwersytetu Adama Mickiewicza, z zainteresowaniem przyglądaliśmy się wnętrzu, w którym panował specyficzny klimat. Pojawienie się Pana Orawskiego na sali sprawiło, że kilkadziesiąt par oczu bacznie przyglądało się jego sylwetce. Po zajęciu miejsc przez ostatnich wchodzących studentów, prowadzący pokrótce przedstawił nam wybitną postać, jaką był dzisiejszy gość, a także oficjalnie powitał Nas – młodzież przybyłą z Liceum Ogólnokształcącego w Obornikach. Uznał wykład za rozpoczęty, tym samym przekazując głos dzisiejszemu ekspertowi. 
 

            Pan Orawski, przywitawszy się z przybyłymi słowami wstępu: „Język jest organizmem żywym”, rozpoczął wtorkowe rozważania na temat przenikania się muzyki i sztuki średniowiecznej oraz renesansowej.  Opatrzywszy spotkanie tytułem: „Czy muzyka może być piekłem, czy diabeł może być zbawiony?”,  kolejno począł przedstawiać nam przygotowane obrazy i utwory, analizując je w oparciu o swoje doświadczenia w obrębie nie tylko muzyki, ale również literatury. Wychodząc od teatrów greckich, przez pierwsze opery, balety rosyjskie, dotarliśmy do średniowiecznych tekstów m. in „Bogurodzicy”, poznając kolejne etapy uwrażliwienia człowieka. Razem zastanawialiśmy się nad kompozycją poszczególnych obrazów i wagą nut zapisanych przez kilkunastu kompozytorów, w oparciu o sens piekła i nieba. Słuchając mszy żałobnej Heinricha, dążyliśmy do odnalezienia intersemiotyki w obrębie malarstwa i muzyki.


            Reasumując, trzeba przyznać, że wykład był ciekawy, jednakże bardzo wymagający.  Mimo to myślę, że było to dla mnie u moich rówieśników bardzo interesujące doświadczenie i niezapomniane przeżycie.

------------------------------------------------

Kochani! Zainspirowana akcjami Klaudyny, przede wszystkim fenomenalnym i niezwykle popularnym wśród blogerów TOP 10, postanowiłam stworzyć swój cykl. Pomysł przyszedł trzydzieści dwie minuty po północy, kiedy praktycznie „zaczynała się” już niedziela. Na razie zdradzę jedynie, że będzie on związany z literaturą polską i stosunkiem współczesnego społeczeństwa do niej. Więcej szczegółów przy środowej recenzji ;) Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli w każdy piątek, począwszy od zbliżającego się (24.02) będziecie mogli nie tylko przeczytać moje, nieco inne wypowiedzi, ale również wdać się w dyskusję (na co liczę) z młodą blogerką ;D

* Wybrane zdjęcia pochodzą ze strony autora 


środa, 15 lutego 2012

[85] Chuck Pfarrer "Operacja Geronimo"

Wyd. Znak literanova
Kraków 2012, 350 str. 
Ocena: 6/10 Niezła


Są na świecie postaci, które budzą w każdym z nas grozę. Choć w ogólne ich nie znamy, z pewnością nie darzymy ich sympatią. A jakie uczucia towarzyszą nam, kiedy okazuje się, że ktoś taki umiera? Nie tak dawno świat obiegła informacja o tym, że jeden z najbardziej wpływowych i niebezpiecznych terrorystów współczesnych czasów – Osama Bin Laden został zlikwidowany. Wielu z Nas nie mogło uwierzyć w tą wiadomość, inni zastanawiali się jak do tego doszło. A co powiecie na to, aby móc cofnąć się w czasie, do wydarzeń z dnia 2 maja 2011? Taką możliwość daje Nam Pan Chuck Pfarrer w swojej najnowszej publikacji pt. „Operacja Geronimo”.

Chuck Pfarrer pochodzi z rodziny o wojskowych tradycjach. Syn poszedł w ślady ojca, będącego oficerem marynarki, trafiając do elitarnych oddziałów specjalnych Navy SEAL. Ukończył Akademię Wojskową Staunton, studiował psychologię kliniczną. W 1981 r. odbył podstawowy trening dla komandosów SEALs i przez osiem lat służył w Ameryce Środkowej, na Bliskim Wschodzie i w siłach NATO w Europie. Mężczyzna wchodził w skład legendarnego już SEAL Team Six, który zasłynął ostatnio jako oddział odpowiedzialny za likwidację Osamy Bin Ladena. W czasie swojej kariery wojskowej brał m.in. udział w pochwyceniu Abu Abbasa – terrorysty odpowiedzialnego za porwanie statku „Achille Lauro” (wśród zakładników byli również Polacy, wśród nich Małgorzata Potocka i Wojciech Gąssowski). Po zakończeniu czynnej służby Pfarrer pracuje jako redaktor specjalizujący się w tematyce antyterrorystycznej, publikuje kolejne powieści oraz z powodzeniem radzi sobie w Hollywood jako scenarzysta. Choć walczy z chorobą nowotworową, ma w planach kolejne powieści.


Prezydent Barack Obama słyszy transmitowany za pośrednictwem satelity głos jednego z żołnierzy SEAL Team Six: „Geronimo, Echo, KIA”. Oznacza to jedno: elita elit służb specjalnych udowodniła, ile jest warta - Osama Bin Laden nie żyje. Wkrótce prezydent ogłasza to całemu światu. Czy jednak poznaliśmy prawdę o wydarzeniach tamtej nocy?” - powyższy opis, pochodzący ze strony wydawnictwa, intryguje. Autor, mając możliwość porozmawiania z kolegami, którzy brali udział w ataku zakończonym śmiercią Osamy Bin Ladena, tworzy powieść na miarę XXI wieku. Bezpośrednio zaczerpnięta relacja, pozwoliła nie tylko na autentyczne opisanie akcji likwidacji terrorysty, ale również pokazała, że rzeczywistość nieco odbiegała od wersji, jaka została ogłoszona przez amerykańskie władze. Książka Pfarrera wzbudziła wiele kontrowersji, a jej treści, do ostatniej chwili utrzymywane w tajemnicy, natychmiast po premierze, trafiły na listę bestsellerów „The New York Timesa”.

Chwytając za pozycje, liczyłam nie tylko na poznanie prawdziwej historii wydarzeń z dnia 2 maja 2011, ale również dreszczyk emocji – mimo że jestem dziewczyną, bardzo lubię poczuć się, jakbym biegała wśród kul świstających wokół. Czy autentyczny opis sprostał moim wymaganiom czytelniczym? Choć autor w trakcie trwania akcji operuje wieloma, nieznanymi dotąd potencjalnemu czytelnikowi, pojęciami, język jest lekki, dzięki czemu nasza uwaga zostaje pochłonięta na długie godziny. Co szczególnie mi się spodobało? Pozycja jest napisana niczym dobra powieść sensacyjna, mimo że wiedzie o rzeczywistych sytuacjach.


Bin Laden odrzucił koc, którym był przykryty. Kiedy postawił stopy na podłodze, poczuł, że dom drży. Miał przed sobą dziewięćdziesiąt sekund życia” 
 

Idąc dalej należy również pochwalić autora za niesamowity podział fabuły. Na pierwszych kartach książki możemy przeczytać o drodze specjalnych oddziałów Navy SEALs, jaką pokonali od swojego utworzenia, po misję opatrzoną kryptonimem „Neptune Spear – Włócznia Neptuna”. Dalej odnajdujemy Osamę Bin Ladena od najmłodszych lat. Jego biografia jest na tyle szczegółowa, że ja, jako czytelnik byłam pod wielkim wrażeniem. Naprawdę nie wiem skąd Pan Chuck Pfarrer zdobył takowe informacje. Ostatnią część powieści stanowi zapis samej akcji od podszewki. Co ciekawe –amerykański pisarz postanowił ułatwić Nam lekturę, wyposażając pozycję w słowniczek pojęć.

Spodobało mi się również to, że Pan Pfarrer zdradza Nam wiele sekretów związanych z elitarną jednostką i naborem do niej. I choć, aby dotrzeć do lektury samej operacji, musimy przebrnąć ponad trzysta stron, warto przeczytać pozycję przynajmniej właśnie ze względu na owy opis SEALs-ów. Przyznaję, że, jak każda dziewczyna, która ma w sobie mimo wszystko coś z faceta, z wielką chęcią czytałam zwłaszcza tą część pozycji.

Podsumowując, przyznaję, że „Operacja Geronimo” jest właśnie jedną z tych publikacji, które nie trzeba, ale WARTO przeczytać. Myślę, że opis wydarzeń, jaki przedstawił Pan Chuck Pfarrer będzie spotykać się z uznaniem społeczeństwa przez długie lata, a nasi „następcy” będą mogli dowiedzieć się więcej o misji wymierzonej przeciwko Bin Laden-owi, nie tylko z podręczników od historii ;)

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak literanova



---------
Kochani! Jak mnie tu dawno nie było.. Strasznie przepraszam za swoją nieobecność. Chciałabym również przeprosić czekających na relację z Targów Książki – dwa mole książkowe pokonała pogoda, zamarzłe tory kolejowe i troskliwi rodzice... Mimo to postanowiłam Wam wynagrodzić jakoś brak owej relacji, o czym będziecie mogli przekonać się w ciągu kilku dni ;) Z racji, że mam ferie, mniemam również nadrobić brak odwiedzin na zaprzyjaźnionych blogach i oczywiści czytanie ;D Trzymajcie za mnie kciuki ! ^^ Pozdrawiam feriowo takich leniuchów jak ja, a także i tych, którzy ponownie wyruszyli do szkoły.