środa, 29 czerwca 2011

[60] Beata Pawlikowska „Blondynka w Tybecie”

                                                            Wyd. G+J RBA

Wrzesień 2010, 95 str. 
Ocena: 8/10 Bardzo dobra


Panią Beatę zapewne wszyscy znają. Jedni ją widzieli, inni czytali jej publikacje. Przed konkursem kojarzyłam Panią Pawlikowska, jednak nigdy nie miałam styczności z jej pozycjami. Kiedy okazało się, że jedna z jej pozycji znajduje się na liście konkursowej nie mogłam sobie odpuścić, żeby nie tylko przeczytać jej dziennik, ale również wejść w jego posiadanie. Książkę sprezentowałam sobie na urodziny i entuzjastycznie przystąpiłam do lektury.

Dla tych, którzy niewiedzą Pani Beata to nie tylko pisarka, ale również dziennikarka i podróżniczka. Pisze felietony, reportaże i opowiadania z podróży w wielu dziennikach i czasopismach m.in. w Rzeczpospolitej, Polityce, Playboyu, Vivie, Cosmopolitan. Stara się dotrzeć tam, gdzie nie sięgnęła jeszcze biała cywilizacja. Drobiazgowo dokumentuje życie plemion Indian amazońskich, zanim znikną bezpowrotnie. Robi zdjęcia, nagrywa mowę, pieśni, obrzędy, zapisuje tradycje. Pani Pawlikowska wydała już kilkanaście powieści by pokazać piękno jeszcze nieodkryte, które może zniknąć bezpowrotnie zanim zobaczą je ludzie.

Sama uwielbiam odkrywać nowe miejsca i piękne zakątki świata, więc z chęcią przystąpiłam do lektury „ Blondynki w Tybecie”. Publikacja Pani Beaty była kolejną pozycją do konkursu „Mól książkowy”, którą musiałam przeczytać. Kilkakrotnie próbowałam ją „dopaść” w bibliotece, aczkolwiek zawsze okazywało się, że ktoś mnie ubiegł. Jednak zachęcona opowieściami mojej przyjaciółki Ety postanowiłam nie poddawać się i z okazji moich marcowych urodzin sprawiłam sobie własny egzemplarz. Z radością kartkowałam książeczkę oglądając ciekawe rysunki i podziwiając niesamowite fotografie.

Muszę przyznać, że te małe i niepozorne czytadło spełniło moje oczekiwania. Przed lekturą tej pozycji nie miałam za dużego pojęcia o Tybecie. Kojarzył mi się on tylko z wyżyną tybetańską, o której mówiliśmy na lekcjach geografii. Przejęta przystąpiłam do lektury i czytając jeden z dzienników z podróży, czułam się, jakbym sama podróżowała po tej dość niepozornej krainie. W książce Pani Pawilkowskiej razem z nią poznałam smak herbaty z masłem i solą ( przyznaję się, że choć wydawało mi się to dość dziwne, z chęcią spróbowałabym tego smakołyku w rzeczywistości) oraz zasmakowałam się w yurla ;)


Mimo wielu smakołyków kuchni tybetańskiej moje serce zdobyły niepozorne chorągiewki powiewające na wietrze. Łopoczące na wietrze kolorowe skrawki płótna mają rozsyłać na cały świat pokojowe przesłanie buddyjskiej mądrości, siły i współczucia. Wiatr porywa dobre słowa, unosi je i dostarcza je do ludzi wszystkich wyznań i kolorów skóry. Kolor błękitny ma oznaczać niebo, biały – powietrze i wiatr. Czerwony jest to zaś ogień, żółty- ziemia,a zielony to woda. Na każdej z tańczących na wietrze falbanek znajduje się Ta – potężny koń symbolizujący prędkość, z jaką zło zostaje przemienione w dobro. Przyznam się szczerze, że nie mogłam oderwać oczu od tego wspaniałego widoku. Jakiego? Zobaczcie sami, jak pięknie wiatr porywa materiał ;)

W publikacji Pani Beaty spodobał mi się nie tylko Tybet, ale również prosty, a zarazem wymowny język jakim posługuje się autorka. Udaje jej się świetnie oddać klimat tybetańskiej krainy, a zarazem przekazać czytelnikowi najważniejsze informacje. Z moim uznaniem spotkało się również to w jaki sposób podróżniczka ukazuje ludność Tybetu. Pokazuje nam w swojej krótkim dzienniku życzliwość tych ludzi, ale także i pracowitość i religijność.

Moją uwagę przykuło również to, że Buddyści wierzą w reinkarnację, czyli w przechodzenie w następne życie pod taką postacią, na jaką zasłużyliśmy. Bardzo mnie o zaciekawiło i pełna pytań wczytałam się w krótki wykład na temat życia po życiu według Tybetańczyków. Postanowiłam również poszukać, co o tym sądzi kościół chrześcijański i zajrzeć, jaką definicję tego procesu możemy znaleźć w wyszukiwarce. I tak dowiedziałam się, że samo słowo reinkarnacja jest zestawieniem dwóch członów : inkarnacja, czyli wcielenie oraz przedrostka re, który oznacza powtórzenie czegoś. Suma sumarum dosłownie reinkarnacja oznacza powtórne wcielenie. Co do stosunku kościoła chrześcijańskiego odrzuca on teorię wędrówki dusz.

Kolejna rzeczą, która mnie zaciekawiła jest historia Dalajlamy i jego następców. Wydawało mi się niezwykłe to, że następcy rozpoznawali w rzeczach swojego poprzednika swoją własność. Również czytając historię Tybetu przyznam, że tak jak pisze w swojej publikacji Pani Beata, historia Tybetu jest nieco podobna do naszej.

Podsumowując przyznaję, że cieszę się, że mogłam przeczytać tak wspaniały dziennik, który ukazał mi nowe, niezwykłe, ale ginące miejsce na świecie. Z pewnością też stwierdzam, że mogę polecić książeczkę tej dziennikarki i podróżniczki, nie tylko osobą kochającym podróże, ale także tym, którzy lubią poznawać nowe kultury i zwyczaje. Kończąc muszę powiedzieć, że z pewnością chwycę za inne dzienniki Beaty Pawlikowskiej by poznać kolejne, niedostrzegane współcześnie miejsca ;)

wtorek, 21 czerwca 2011

[59] Andrzej Staszewski „Paczka”

                                                             Wyd. Novae Res
Gdynia 2010, 268 str.
Ocena: 7/10 Dobra

Każdy z nas zapewne lubi otrzymywać prezenty. Z ogromnym uśmiechem na twarzy rozdzieramy szeleszczący papier i w nadziei uchyla wieczko kartonika, by zobaczyć w środku coś niezwykłego. Główny bohater ostatnio przeczytanej przeze mnie lektury pt.”Paczka” także „dostał” paczkę. Ale czy przyjął ja tak entuzjastycznie jak my prezent od rodziców na urodziny? Kolejną pozycją, którą miałam możliwość przeczytać jest debiut Pana Andrzeja Staszewskiego. Przyznaję się po raz kolejny, że jestem osobą ciekawską i znów moja ciekawość wzięła górę co do osoby Pana Andrzeja. Po półgodzinnym męczeniu wyszukiwarki Google moimi pytaniami, dowiedziałam się, że Pan Staszewski jest (najprawdopodobniej) młodym i ambitnym dziewiętnastolatkiem, który postanowił wydać swoje pierwsze dzieło razem z Wydawnictwem Novae Res. Choć było mi żal, że znalazłam tak mało informacji na jego temat, cieszyłam się, że moje trudy w ogóle zostały uwieńczone sukcesem. Z entuzjazmem, a zarazem chęcią odkrycia czegoś nowego zaczęłam czytać powieść o bardzo prostym tytule -”Paczka”.

Pierwsza publikacja Pana Andrzeja opowiada o Karolu, który pozbawiony praw do wykonywania zawodu pilota ze względu na wykrytą wadę serca musi podjąć pracę taksówkarza. Pewnego dnia Drewicki podwozi tajemniczego człowieka, który w jego samochodzie celowo zostawia pakunek. Znajduje się w nim supernowoczesne urządzenie komputerowe. Karol otrzymuje propozycję dostarczenia owej paczki do Finlandii. Przyjmuje ofertę, nie do końca jednak udaje mu się wykonać zadanie, a czek, który otrzymuje jako zapłatę okazuje się być fałszywy. Do tego dochodzi wywiad i kontrwywiad podążający jego śladem, chcący pozbawić życia każdego, kto będzie w posiadaniu Cammy'ego.

Muszę przyznać, że postanowiłam chwycić za tę pozycję, gdyż zawód pilota kojarzył mi się z tym co kocham – nieustannym podróżowaniem. Gdy dalej czytałam opis z tyłu okładki dochodziła jeszcze tajemniczość całej zaistniałej sytuacji oraz chęć odkrycia prawdy, jednocześnie śledząc losy bohaterów. Po przeczytaniu krótkiej informacji na temat książki byłam pewna, że to coś idealnie dla mnie. Ale czy nadal tak sądzę ?

Akcja „Paczki”, która rozpoczyna się w Warszawie jest wartka i pełna zwrotów akcji. Mimo, że autor spisał się na medal dobierając poszczególne części fabuły idealnie, sądzę, że przebieg wydarzeń był miejscami do przewidzenia. Choć często sama lubię zastanawiać się nad moją wersją wydarzeń co do dalszych losów bohaterów, przyznaję, że byłam zawiedziona, że Pan Andrzej nie wymyślił czegoś bardziej nieprzewidywalnego tylko wyłożył karty na stół.

Drugą rzeczą, która mnie raziła było nadużywanie przez niektórych bohaterów przekleństw. Jak to mawia moja polonistka „gwara podwórkowa” to coś nieuniknionego w XXI wieku. Każdy z nas jest przyzwyczajony, że codziennie z wielu ust padają wulgaryzmy i muszę przyznać, że nawet osób, które ich nie używają łatwo jest się do tego przyzwyczaić. Myślę jednak, że miejscami można byłoby oszczędzić obfitości tej „wiązanki”.

Plusem, a jednocześnie najmocniejszą stroną książki, o której warto wspomnieć, i która w zupełności zamazuje słabe wrażenie co do akcji, są genialni bohaterowie, których wykreował pisarz. Karol – człowiek, który w mgnieniu oka stracił wszystko co było ważne. Mężczyzna, który mawiał, że „życie jest jak papier toaletowy: długie, szare i do dupy. Moja rolka na początku wydawała się miękka, ale zaraz potem okazała się szorstka i twarda niczym papier ścierny”. Ona – Oliwia – kobieta, którą życie wiele nauczyło, ale także osoba, która wiele wycierpiała w życiu. Socho – człowiek z marzeniami, który przedobrzył w dążeniu do swoich celów i szedł po trupach. Andreas – mądry, młody facet, który przez swoje zamiłowanie do literatury pogubił się w życiu zawodowym, które zniszczyło marzenia o życiu rodzinnym. No i na koniec Toni – twardy i bezwzględny mężczyzna, który od początku nie zdobył mojej sympatii przez swoją postawę wobec innych. Agent, klnący nieustannie, który okazał się tak naprawdę częścią każdego z nas. Ci niepozorni bohaterowie łączą się w znakomitą całość, nie tylko dlatego, że razem budują wspaniałą fabułę, ale także dlatego, że są odzwierciedleniem wielu ludzi, których mijamy codziennie idąc szarym chodnikiem, a tak naprawdę nie mamy o nich żadnego pojęcia.

Socho był człowiekiem, który kochał to co robi – kochał razem z przyjaciółmi tworzyć coś nowego i poznawać tajniki technologii. Współcześni ludzie także coś kochają i tak jak Socho o czymś marzą. Zgadzam się, bez marzeń nie byłoby nic i tak jak mówi Walt Disney „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać.” Człowiek bez swoich celów, skrytych fantazji nie miałby do czego dążyć. Ale zawsze musimy pamiętać by dążyć do swoich pragnień w sposób „czysty”. Wiele jest bohaterów literackich, którzy dają nam przykład, że walczyć o swoje musimy bez dążenia do celu po trupach, bo inaczej spotka nas kara. Socho chcą zdobyć laur zwycięscy zranił wiele osób, dlatego też ponosi karę. Myślę, że autor celowo stworzył takiego bohatera, żeby pokazać nam, że oszustwa czy krzywdy, które wyrządzamy innym idą po drabinie do góry, by zobaczyć to co tak bardzo pragniemy, nie pomogą nam, a wręcz przeciwnie utrudnią nam wędrówkę.

Podsumowując chciałabym stwierdzić, że Pan Andrzej wykonał kawał dobrej roboty. Jego książka jest dla mnie jak film, o którym mogę powiedzieć wszystkim znajomym i polecić ;) To publikacja dla osób w każdym wieku – zarówno młodzieży jak i dorosłych. Myślę więc, że śmiało, mimo plusów i minusów lektury, mogę polecić ją, jako dobrą odskocznię od rzeczywistości ;)
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.


wtorek, 14 czerwca 2011

[58] John Marsden „Jutro. Kiedy zaczęła się wojna”

                                                                 Wyd. Znak literanova
Kraków 2011, 271 str.
Ocena: 8/ 10 Bardzo bobra

Literatura to bezkres i codziennie możemy oglądać miliony okładek nowych egzemplarzy. Codziennie niezliczona liczba osób otwiera przed sobą książkę, by razem z bohaterami przeżywać ich problemy, troski i radości. Ale dlaczego człowiek czyta? Wydaje mi się, że słowa polskiej Noblistki Wisławy Szymborskiej mówią same za siebie : „Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła.”. Dlatego też pełna entuzjazmu przystępuje do lektury kolejnych pozycji. Tym razem na mojej drodze stanęła znakomita powieść Johna Marsdena - „Jutro. Kiedy zaczęła się wojna”. Autor ni był mi znany przed lekturą, Oczywiście moja nieposkromiona ciekawość nie pozwoliła mi tak tego zostawić i musiałam się czegoś o Panie Marsdenie dowiedzieć ;)

John Marsden zaczął pisać, ponieważ uczniowie w prestiżowej szkole, w której pracował, nie chcieli czytać. Jego debiut „So much to tell you” powstał w zaledwie trzy tygodnie, ale natychmiast trafił na listy bestsellerów. Po pierwszym sukcesie Marsden przez kilka lat łączył karierę pisarską z pracą nauczyciela. Jednak z czasem zrezygnował z pracy w szkole. Mimo to nadal chciał pracować z młodzieżą - organizował warsztaty pisarskie, w których brali udział także młodzi ludzie z Turcji czy Indonezji. Sukces owych warsztatów przyczynił się do założenia w 2006 roku szkoły, w której nie tylko pełni funkcję dyrektora, ale też prowadzi lekcje. Książka opowiada o siódemce nastolatków, którzy za zgodą rodziców, wybierają się w swoją pierwszą samotną wycieczkę. Wyruszają do Piekła – niedostępnego miejsca w górach. Ta podróż i czas, który tam spędzą ma być próbą przyjaźni. Kiedy Ellie wraz z szóstką przyjaciół wraca z wakacyjnej wyprawy, zastaje opustoszałe miasteczko i umierające z głodu zwierzęta. Tajemnicza armia zaatakowała ich kraj i uwięziła jego mieszkańców. Ich świata już nie było. Wszystko się zmieniło, a nastolatki starają się żyć, by przeżyć i stworzyć własne jutro. 
 
Muszę przyznać, ze do lektury przystąpiłam pełna obaw. Uwielbiam książki o wojnie – pozwalają one docenić człowiekowi XXI wieku własne życie i rozumieć, że to co ma może stracić w ciągu kilku minut. Bałam się więc, że moje uczucia, co do publikacji o wojnie zmienią się przez to, że to już nie będzie ta sama wojna co zawsze. Mimo, to postanowiłam, że nawet jeżeli początek nie przypadnie mi do gustu przeczytam ją do końca. Pan Marsden pisze prostym, ale również wymownym językiem i pozwala czytelnikowi wniknąć w świat Ellie i jej przyjaciół. Wszystkie wydarzenia opisywane są z perspektywy dziewczyny, co jest dla mnie chyba największym plusem. Dzięki temu świetnie ukazane są emocje i uczucia jakie towarzyszył nastolatką w tej sytuacji. 
 
Bardzo polubiłam także bohaterów. Najbardziej przypadła mi do gustu Ellie, która nie była delikatną dziewczynką, tylko prawdziwą „mocną” dziewczyną wychowaną na wsi. Myślę, że była też osobą bardzo inteligentną i czułą zarazem, mimo swojego mocnego charakteru. Z miłą chęcią czytałam więc o sercowych problemach dziewczyny. Moją sympatię zdobyli właśnie dwaj wybrankowie Ellie – Homer i Lee. Chłopcy byli jak ogień i woda – jeden zwariowany młodzieniec, którego wszędzie było pełno, drugi – spokojny, ułożony, delikatny, nie rzucający się w oczy nastolatek. Nie dziwię się głównej bohaterce, a zarazem narratorce całej książki, że w każdym widziała to „coś”. Każda dziewczyna w jej wieku chciałaby młodzieńca zwariowanego z poczuciem humoru, a zarazem spokojnego i ułożonego, kiedy trzeba. Myślę, że ostateczna decyzja Ellie, może pokazać każdemu z nas, że nie powinno się kogoś oceniać po pozorach, wyglądzie czy zachowaniu. Każdy człowiek jest inny, ale nie powinniśmy go oceniać po cechach wewnętrznych, ale po tym co ma w środku ;)

Czytając o pechu i szczęściu młodzieży, która zmuszona jest walczyć o lepsze jutro, zaczęłam się zastanawiać co ja zrobiłabym w obliczu wojny. Wielokrotnie, przy lekturze jakichkolwiek książek o II WŚ zastanawiam się co by było gdybym żyła w tamtych czasach. Jednak nigdy do głowy nie przyszło mi, co bym zrobiła gdybym, budząc się rano ujrzała czołgi czy strzelających żołnierzy z innego państwa. Nie od dziś wiadomo, że zdarzały się w naszej historii człowieczeństwa wojny, spowodowane nie tylko konfliktami, ale także chęcią zdobycia władzy przez bezwzględnych dyktatorów. Nasz dom, miasto czy kraj wydają się być spokojnym miejscem i nie zastanawiamy się nad wojną, nie martwimy się, że jutro możemy się obudzić w zupełnie innym świecie. Tak samo było z siódemką przyjaciół, którzy wyszyli na wakacje do Piekła. Oni nie myśleli, że takie coś byłoby możliwe. A jednak. Mimo, to nie poddawali się i chcieli walczyć o „swoje”. A co my zrobilibyśmy? Czy walczylibyśmy? A może schowalibyśmy się w najgłębszy nieznany przez ludzi skrawek na tej Ziemi? Powieść Pan Marsdena nie jest zwykłą książką o wojnie. Opowiada ona o odwadze, przyjaźni, oddaniu, cierpieniu... Autor pokazuje nam, że w obliczu śmierci każdy z nas może się zmienić. Chce nam także powiedzieć, że na zaufaniu możemy zbudować most do nowego życia, który bez współdziałania z przyjaciółmi w trudnych sytuacjach zawaliłby się tak jak konstrukcja z zapałek. Australijski pisarz pisząc o wojnie pokazuje nam również jakim trudnym procesem jest dojrzewanie i ilu wyrzeczeń potrzeba by stać się człowiekiem dojrzałym. 
 
Podsumowując chciałabym stwierdzić, że Pana Johna Marsdena z pewnością możemy uważać za wybitnego pisraza. Z pewnością mogę też stwierdzić, że „Jutro” to idealna pozycja do promowania czytania wśród młodzieży, bo nie tylko wciągnie i zainteresuje czytelnika, ale również ukaże masę ważnych problemów życiowych. Śmiało mogę więc stwierdzić, że publikacja Australijczyka jest idealna dla każdego – i dużego i małego, gdyż pokazuje nam czym jest odwaga, zaufanie przyjaźń. Chcą zakończyć recenzję puentą pozwolę sobie przytoczyć fragment powieści, który z pewnością zachęci każdego do lektury: „ Prawdziwa odwaga polega na tym, że robisz coś mimo wielkiego strachu”.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak literanova


--------------------------
Zapraszam również do zapoznania się z informacją o spotkaniu autorskim i konkursie. Wystarczy kliknąć TU ;)



Literacki Debiut Roku & Spotkanie autorskie

Wydawnictwo Novae Res serdecznie zaprasza na spotkanie autorskie z Panią Agnieszką Lingas-Łoniewską. 
 


Ponadto Wydawnictwo Novae Res organizuje konkurs pt. „Literacki Debiut Roku”, który inicjowany jest w celu promowania polskich debiutantów w zakresie literatury pięknej. Głównym celem konkursu jest wyłonienie w danym roku kalendarzowym najlepszej powieści, która nie była dotychczas nigdzie publikowana w wersji drukowanej. Literacki Debiut Roku ma być inicjatywą, dzięki której odnajdziemy i wypromujemy utalentowanych rodzimych debiutantów, których twórczość ma za zadanie odświeżyć polski rynek literacki” – mówi Wojciech Gustowski, redaktor naczelny Wydawnictwa Novae Res. Konkurs składać się będzie z trzech części. Pierwsza z nich obejmować będzie zbiórkę zgłoszeń konkursowych oraz ich wstępną weryfikację przez Komisję Opiniującą, która wyłoni pięć utworów nominowanych do nagrody. W drugiej części walory literackie nominowanych przez Komisję Opiniującą utworów oceniać będzie Kapituła Konkursu, w której skład wchodzą:

Prof. dr hab. Jolanta Maćkiewicz
Dr Anna Ryłko-Kurpiewska
Prof. dr hab. Michał Błażejewski
Red. nacz. mgr Wojciech Gustowski
Red. mgr Krzysztof Szymański

Trzeci etap konkursu stanowi wyłonienie przez Kapitułę Konkursu trzech laureatów, którzy zajmą kolejno I, II i III miejsce w konkursie. Na laureatów konkursu czekają bardzo atrakcyjne nagrody:

I miejsce – tytuł „Literacki Debiut Roku”, statuetka, laptop, eleganckie pióro, opublikowanie zwycięskiego utworu drukiem, jego dystrybucja oraz promocja przez Wydawnictwo Novae Res.
II miejsce – dyplom, elektroniczny czytnik książek, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.
III miejsce – dyplom, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.

Konkurs ma mieć charakter cykliczny i ustanawiany być co roku. Konkretne terminy będą podawane do publicznej wiadomości z odpowiednim wyprzedzeniem. Obecna edycja trwać będzie od 15 czerwca 2011 roku do 31 stycznia 2012 roku. Nadsyłanie zgłoszeń upływa dnia 31 października. W obliczu spadku czytelnictwa w Polsce, przy ogromnym potencjale, jaki drzemie w polskich autorach, postanowiliśmy dać im szansę zaistnienia na rynku literackim. Mamy nadzieje, że konkurs spełni swoje zadanie i zbierze jak największą liczbę zgłoszeń polskiej prozy współczesnej. Zachęcamy wszystkich, którzy wierzą w swój talent do przystąpienia do konkursu „Literacki Debiut Roku” – mówi Wojciech Gustowski.
Więcej na temat konkursu można przeczytać na jego oficjalnej stronie – TU ;D