sobota, 31 lipca 2010

[23] Dorota Terakowska „Tam gdzie spadają anioły”

Wydawnictwo Literackie,
Marzec 2007, 314 str. 
Ocena: 9/10 Niecodzienna

O czym:

Ave spadł na Ziemię w głębi lasu dokładnie w tej samej sekundzie, w której mała Ewa wpadła do głębokiego kłusowniczego dołu. Jeszcze jedna ludzka Istota, tracąc Anioła Stróża, została skazana na kaprysy losu. Rodzina dziewczynki nie przywiązuje do tego wielkiej wagi. Pewnego popołudnia niedaleko zamieszkania Ewki schronienie znajduje Bezdomny. Jaką rolę odegra w życiu dziewczyny Bezdomny? Co on ma wspólnego z Aniołem? Co stanie się z Ewą, pozbawioną niewidocznej, lecz czujnej opieki nadprzyrodzonego stróża? Co pocznie strącony, okaleczony Ave, utraciwszy anielską moc?
 Moje zdanie:

Gdy zaczynałam czytać książkę przed moimi oczami miałam jedno pytanie - Czy wierzę w istnienie Anioła Stróża? Teraz już wiem na pewno, że tak. Wierzę, że ktoś się mną cały czas opiekuje, że dba bym miała w życiu jak najlepiej. A czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby nagle opuścił nas osobisty Anioł Stróż? Mała dziewczynka z powieści Doroty Terakowskiej właśnie tego doświadcza. Fakt utraty Anioła powoduje szereg niebezpiecznych sytuacji, ale jednocześnie przywraca utraconą wiarę.

To pasjonująca opowieść o odwiecznej walce dobra ze złem. Uświadamia także, że każdy z nas ma w sobie jednocześnie, wzajemnie uzależnione od siebie pierwiastki: dobro i zło. Książka dla tych, którzy wierzą, chcą wierzyć lub nigdy nie wierzyli w istnienie aniołów.

Szczerze powiedziawszy, gdy przeczytałam tę książkę zainteresowała mnie angelologia. Zaczęłam szperać w Internecie, żeby dowiedzieć się czegoś ciekawego. Tak jak ojciec Ewy zaczęłam odwiedzać różne ciekawe strony itp. Spodobało mi się to.

Idąc dalej trzeba powiedzieć, że fabuła rozwija się w dwóch przenikających się poziomach: pierwszy ziemski, gdzie rozgrywa się historia dziewczynki, która utraciła swego Anioła Stróża i stara się go odzyskać. Drugi kosmiczny, gdzie Anioł Stróż walczy ze swym ciemnym bratem bliźniakiem i pozbawiony mocy spada na ziemię. Powieść zarówno dla młodzieży jak dorosłych, jest próbą przedstawienia złożonych relacji pomiędzy dobrem a złem, między porządkiem ziemskim a boskim, wiarą i wiedzą, między człowieczeństwem a boskością.

Powieść Terakowskiej to także niesamowita opowieść o dziewczynce, której Anioł Stróż stał się pół człowiekiem i pół Aniołem wskutek ataku Czarnego Anioła. Bardzo podobało mi się jak autorka opisywała cały bieg wydarzeń z dwóch różnych stron – ze strony Ave i Ewy. Spodobało mi się także, że Autorka ukazuje nam cudowną historię życia człowieka, zmian w nim zachodzących i potęgę wiary. Książka ta wywarła na mnie ogromnie wrażenie.

Opowiada ona o walce z chorobą i o tym jak ważna jest nadzieja i wsparcie bliskich. Pokazuje też, że czasami trzeba dokładnie przeanalizować problem, a nie od razu przekreślać rozwiązania, które z pozoru wyglądają na irracjonalne. Mogą się one bowiem okazać słuszne. Jest to historia, w której nie brak smutnych wątków, jednak dobro ostatecznie zwycięża. Lektura pozostawia po sobie wiele przemyśleń, gdyż poruszane są tu tak kruche kwestie jak te dotyczące wiary.

Powieść pisana jest lekkim językiem, dlatego niezauważywszy przebrnęłam przez nią wciągu kilku godzin. Czyta się ją wspaniale, a treść od samego początku jest ciepła i ludzka i powoli zmienia się w jeszcze cieplejszą i budzącą pokłady nadziei oraz wiary.

Najbardziej pozytywną postacią byłą dla mnie babcia Ewy. Zawsze służyła pomocną dłonią nie tylko rodzinie, ale także nieznajomym. Opiekowała się Ewą i wierzyła, że jeżeli jej Anioł odzyska siły Ewa także wyzdrowieje. Drugą postacią, o której nie potrafiło się zapomnieć był bezdomny. Chociaż tak niepozorny wydawał się być kimś wartościowym. I był. Ave, który był pod postacią bezdomnego na ziemi także dawał dziewczynce siłę i wiarę, że da rade, że pokona chorobę i razem z nim zwycięży nad złem.

Terakowska w tej książce ukazuje niesamowity i niejednoznaczny świat aniołów, łącząc go ze światem ludzi. Książka ta jest jedną z najcudowniejszych, jakie czytałam. Myśląc o niej, wciąż jestem pod jej wrażeniem. Myślę więc, że mogę ją polecić ludziom szukającym czegoś w życiu. A ja zapamiętam z niej, że nigdy nie mogę się poddawać i zawszę muszę dźwigać moje kamienie życia bez względu na wszystko.
 
Ulubione cytaty :

„Ludzkie łzy to z jednej strony wyraz ogromu cierpienia, lecz z drugiej także ulga. Razem z łzami wypływa cierpienie, by zrobić miejsce na nową, kolejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się w nim mieścić.”

„Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko.”

„Jest bowiem kilka odmian ciszy: najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu.”
 
„Wiedza jest wtedy, gdy o czymś nie tylko wiesz, lecz możesz to zobaczyć, opisać, zdefiniować, a nawet dotknąć. A wiara, gdy nie widzisz, nie zobaczysz, nie dotkniesz, a mimo to jesteś pewien, że jest.”

środa, 28 lipca 2010

[22] Karen Liebreich „List w butelce”

Wyd. Dolnośląskie
Sierpień 2007, 192 str.
Ocena: 9/10 Niecodzienna

O czym:

Plaża w hrabstwie Kent, butelka w kształcie łzy, a w środku tajemniczy list. Wbrew pozorom nie jest to historia o piratach, ale fabularyzowane wspomnienie poszukiwań autorki listu - kobiety opłakującej śmierć syna. Karen Liebreich, poruszona jej losem, rozpoczyna regularne śledztwo. Bada dowody materialne, sprawdza statystyki samobójstw, przeszukuje kroniki policyjne i archiwa. Angażuje nawet do współpracy Interpol, wróżkę i prywatnego detektywa. Żadna z osób, którą prosi o pomoc, nie odmawia. Ale czy uda się rozwikłać zagadkę? Czy uda się dotrzeć do kobiety, która swym listem poruszyła tyle serc?
  Moje zdanie:

List w butelce, poszukiwania, tajemnica, zagadka – o tak. Ta książka jest wspaniała. Otrzymałam ją jako nagrodę w konkursie. Widząc tytuł myślałam, że będzie to ckliwy romans, który może nie przypaść mi do gustu. Jednak gdy przeczytałam opis z tyłu książki byłam pewna, że to coś dla mnie.

Czytają książkę, a zarazem śledząc poszukiwania Karen czułam się jakbym sama szukała tej kobiety, jakbym sama była detektywem. Bardzo spodobał mi się ten zagadkowy klimat oraz poszukiwania u wielu wybitnych osób. Szczególnie zainteresowała mnie wróżka i specjalistka od włosów. Całe opisane odwiedziny u wróżki, wydawały się być nie tylko emocjonalnym wydarzeniem nie tylko dla Karen, ale także dla tej  niezwykłej specjalistki. To jak ona dochodziła tożsamości kobiety od listu, jak bolała ją głowa było bardzo ciekawe. Nawet mimo, iż nie odnalazła tej niezwykłej Francuzki.

Zainteresowałam mnie także specjalistka od włosów, gdyż wydawała się najbardziej możliwym środkiem odnalezienia matki Maurice’a. Chociaż jej także się nie udało bardzo zaciekawiła mnie jej praca i ogromne możliwości odnalezienia człowieka za pomocą cebulki włosa.

Zafascynowała mnie jeszcze ta niezwykła butelka. Bardzo różniła się od butelek jakie kiedykolwiek widziałam. Ciągle przyciągała moje zainteresowanie. Szczerze powiedziawszy sama taką chciałabym mieć. Ta historia pokazała, nie tylko nieszczęście kobiety, która straciła syna czy nieudane poszukiwania Karen, ale także to, że na plaży można znaleźć wiele niezwykłych rzeczy nie tylko muszelki. Ja osobiście nigdy nie znalazłam butelki, jedynie kluczyki , jednak postanowiłam, że kiedy następnym razem będę nad morzem porządnie się rozejrzeć w poszukiwaniu czegoś niezwykłego.

Zmierzając dalej muszę także powiedzieć o tym co nie spodobało mi się. Jedyną rzeczą jaka nie przypadła mi do gustu było to, że panią , która odnalazła na plaży butelkę autorka wciąż nazywa „ Kobietą spacerującą z psami”. Wydawało mi się to być bardzo dziwne, gdyż autorka czasie trwania akcji wspominała, ż ów kobieta jest jej przyjaciółką. Dlaczego nie nazywała ją po imieniu?? Niestety, nie dowiemy się.

Zmierzając ku końcowi książki jedno zastanawia - czy znajdzie kobietę czy nie, ale wtedy ktoś zrozumie że nie jest ważne to co znajdzie ale jej poszukiwanie. Szczerze powiedziawszy zawiodłam się, że Karen nie odnalazła tej zrozpaczonej Francuzki. Nie spodziewałam się akurat takiego zakończenia, i takich wniosków jakie wysnuwa Karen.... Jednak po głębszy zastanowieniu stwierdziłam, że jej opowieść, że cała książka ma sens. Bo może matka Maurice’a przeczyta tę książkę i zgłosi się do autorki???

Książka jest prawdziwą historią kobiety szukającej innej kobiety i odbiciem miłości, straty i macierzyństwa. To także bardzo ciekawa książka, pełna emocji, napięcia i tajemnicy. Wzruszająca i pełna ciepła. Do samego końca trzyma w napięciu. Z książki trzeba wyciągnąć jedno – że zawsze tak jak Karen musimy nie poddawać się i brnąć do celu.

Ulubione cytaty :

"Bieg życia niektórych ludzi zatacza idealne koło, ale są inni, których koleje są nieprzewidywalne, czasem nie do pojęcia. To, co było w moim życiu smutkiem utraty, nauczyło mnie poznawać to, co najcenniejsze, tak jak nauczyło mnie tej miłości, za którą mogę być wdzięczna."

„Do wszystkich statków na morzu, do wszystkich portów, gdzie da się zawinąć, do mojej rodziny, do wszystkich przyjaciół i nieznajomych. To jest przesłanie , modlitwa. Przesłanie, które mówi, że cierpienia nauczyły mnie wielkiej prawdy.”

sobota, 24 lipca 2010

[21] Stefan Żeromski „Syzyfowe prace”

Wyd.Greg
Warszawa 2008, 192 str.
Ocena: 7/10 Dobra

O czym:

Polski nie ma na mapach Europy. Polacy starają się jednak funkcjonować w obrębie państw zaborczych. Chcą się kształcić, robić karierę, żyć. Nauka to konieczność, bo tylko ona otwiera drogę do niezależności i samodzielności. Tak myślą państwo Borowiczowie, którzy decydują się oddać swojego ukochanego jedynaka, Marcinka, do szkoły. Chłopiec przybywa do klerykowskiego gimnazjum jako uległy, gotów na spełnienie wszelkich nakazów rosyjskich nauczycieli uczeń. Co sprawi, że Marcin zmieni się w patriotę i prawdziwego Polaka? Komu pomoże, by później samemu otrzymać pomocną dłoń?
 Moje zdanie:

 Z recenzją „ Syzyfowych prac” zbierałam się już od jakiegoś miesiąca. Po przeczytaniu książki w mojej głowie pojawiło się wiele refleksji i przemyśleń. Ciągle brakowało mi weny, by napisać moją opinie. Tym trudniej było mi wyrazić swoje zdanie, gdyż słyszałam bardzo wiele opinii o tej książce i zdecydowana większość z nich była negatywna. Dlatego też przez długi czas ociągałam się nie tylko z recenzją, ale także wcześniej z przeczytaniem "Syzyfowych prac". Jednak gdy zaczęłam czytać moje odczucia zmieniały się kalejdoskopowo w czasie lektury.

Na początku dokładne opisy realistyczne nużyły, fabuła nie obfitująca w zwroty akcji nudziła. Jednak starałam się brnąć dalej, byle mieć ją z głowy. Czytałam też z poczucia obowiązku przeczytania klasyki polskiej i doświadczenia, że klasyka zawsze musi być dobra. I tak jakoś po 30, 40 stronach zachwyciłam się patriotyzmem tych małych Polaków. Zadałam sobie trud skojarzenia faktów historycznych i wczucia się w rusyfikowaną przemocą ludność. Zrozumiałam beznadziejność i ból w sercach ludzi, którzy poddawali się zaborcy z czystej potrzeby przetrwania, będąc cały czas świadomymi swojej zdrady, chcącymi krzyknąć i przerwać tworzone kłamstwa, jednak nie robiącymi tego z wypływającej z trzewi chęci przetrwania.

Powieść ta co prawda nie jest moją ulubioną, jednak nie mogę zaprzeczyć, że mi się nie podobała. Co prawda czasem akcja była trochę nużąca, ale bardzo spodobały mi się postacie, a przede wszystkim ich patriotyzm i oddanie ojczyźnie. Śmiało mogę stwierdzić, że "Syzyfowe prace" są jedną z tych książek, które najpierw zanudzają, ale będąc gdzieś w połowie orientujemy się, że naprawdę nas wciągnęły.

Według mnie tytułowe „Syzyfowe prace” to nie tylko zmagania rusyfikatorów z Polskim uczniami, ale także zmagania jakie pokonuje czytelnik by nie porzucić lektury. Przynajmniej ja miałam takie odczucia czytają utwór Żeromskiego. Bardzo podobała mi się rehabilitacja jaka w czasie utworu dokonała się w Marcinie. Chłopak zrozumiał swoją przynależność do narodu . Zachwyciła mnie jego końcowa postawa. Stał się mądrzejszy nie tylko w kwestii nauki, ale także w kwestii ducha. Moją ulubioną postacią był oczywiście Andrzej Radek. Według mnie ten chłopak, mimo iż był najmłodszy z swojej paczki był najdojrzalszy.

Podsumowują chce stwierdzić, że „Syzyfowe prace” to książka warta przeczytania i choć nie wszystkim od razu przypadnie do gustu, to po głębszym zastanowieniu się nad treścią moralną, jaką chce przekazać nam autor, na pewno ją docenicie. Mogę też powiedzieć, że nie powinniśmy oceniać książki po kilku pierwszych stronach, bo dalej może kryć się niesamowita historia.

Ulubione cytaty :

„Nauka jest jak niezmierne morze... Im więcej jej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony. Kiedyś poznasz, jaka to jest rozkosz. Ucz się tylko, co jest sił w tobie, żeby jej zakosztować.”

„Duszę jego gruchotała boleść tak głęboka, jakby trzymał na wargach rękawiczkę lub wstążkę wyjętą z trumny. Skąpy orszak myśli snuł się po jego rozbitym mózgu. Było ich coraz mniej, coraz mniej... Tylko dwa, trzy pytania wracały ciągle.
Po cóż to wszystko ludzie robią, poco czynią dobrowolnie na złość słabszym z pośród siebie, dzieciom? Toż to jest pomoc udzielona młodości przez wiek i rozum dojrzały? Nic, tylko mściwe, obłudne a umyślne łganie, gdzie się da, podstawienie nogi, żebyś upadł i żebyś się rozbił. A ty wierzysz, że wykujem lemiesze z pałaszy skrwawionych... - zapłakał w głębi serca.”

wtorek, 20 lipca 2010

[20] Małgorzata Musierowicz „Dziecko piątku”

Wyd. Akapit-Press
Poznań 1993,176 str.
Ocena: 7/10 Dobra

O czym:

Kończy się rok szkolny. Nie wszyscy jednak spieszą się do domu. Aurelia Jedwabińska wątpi, aby ktokolwiek interesował się jej świadectwem, Konrad Bitner zaś woli przygotowywać przedstawienie swojej jednoosobowej trupy teatralnej, aniżeli biec z cenzurką do starszej siostry, Beaty. I tak się poznają: on, młody, niespokojny artystyczny duch, i ona, troszkę zagubiona, z poczuciem osamotnienia, ale samodzielna i zaradna osóbka. Czas wakacyjny spędzony w Pobiedziskach pozwala im lepiej się poznać, daje też Aurelii szansę spotkania z nie odwiedzaną od lat babcią i przynosi nową znajomość z Arturkiem Gburkiem. Oczywiście ta nowa znajomość niezbyt mile odbierana jest przez Konrada... Jaką radosną wiadomość oznajmi rodzinie Gabrysia? Czy Aurelia znajdzie porozumienie z ojcem? 

Moje zdanie:

„Dziecko piątku” to kolejna część Jeżycjady, na której nie zawiodłam się. Zabierałam się do jej przeczytania od jakiegoś czasu, ale dopiero niedawno trafiła w moje ręce. Małgorzata Musierowicz doskonale rozumie świat nastoletnich problemów. Ta książka jest na to doskonałym dowodem.

W mądry i ciepły sposób wzrusza i daje wsparcie w niełatwym procesie dorastania. W fabule poznajemy dalsze (raczej niewiesołe) losy Aurelii Jedwabińskiej (czyli zabawnej Geniusi z "Opium w rosole") i Konrada Bitnera(czyli niesfornego Kozia z "Brulionu Bebe").Aurelia jest zagubiona po śmierci swojej matki, z ojcem nie ma zbyt dobrych kontaktów. Poza tym ma poważny problem miłosny, jest zakochana w kimś, w kim zakochana być zdecydowanie nie powinna. Dziewczyna wyjeżdża do babci, chcąc sobie wszystko poukładać i poznaje Konrada, który staje się dla niej ważny.

Ta część początkowo wydawała mi się dziwna, ale po pierwszych 15 stronach już wiedziałam, że to kolejna „wspaniała”. Czytając tę książkę, czułam się jakbym sama tam była. Po raz kolejny przeżywałam radości z rodziną Borejko, towarzyszyłam Aurelii w wizycie u babci i oglądałam przedstawienia Kozia. Bardzo podoba mi się język jakim pisze autorka, gdyż jest lekki i przyjemny w czytaniu. Z łatwością, więc przemierzałam kolejne rozdziały i trudno było mi się oderwać.

Autorka w piękny sposób opisuje przeżycia i uczucia młodych ludzi, uczy, ile jest warta prawdziwa przyjaźń. Dlatego jest to książka, przede wszystkim, dająca nadzieję, że kiedyś pojawi się ktoś, kto nas uratuje i wybawi przed szarością codziennych dni - nieważne, czy dopiero co poznamy tę osobę, czy odnajdziemy kogoś zupełnie nowego w kimś, kto jest nam znany już bardzo długo. 

Najbardziej uwielbiam fragmenty, w których akcja dzieje się w Pobiedziskach. Małym miasteczku, z niewielkim rynkiem otoczonym niskimi, krzywymi kamienicami. Także babcię Martę, której fartuch pachnie żelazkiem i krochmalem. Była ona najbardziej pozytywną postacią w utworze. Zapomniana babcia okazała się lekiem na całe zło tego świata. Skostniała i schłodzona wewnętrznie dziewczyna zaczęła pomału odzyskiwać radość życia dzięki uczuciu tej serdecznej, wspaniałej kobiety. Zamieniła czarne ubrania na kolorowe szmatki i stała się obiektem zainteresowań dwóch młodzieńców. Uwielbiałam niewielki domek Pani Marty oraz niezwykły swym kształtem trójkątny ogródek. Te niezwykłe miejsce pozwalało mi odpłynąć w błogi nastrój, mimo upałów jakie panowały na dworze. Drugą postacią, która również zdobyła moją sympatię był Pana Jankowiaka, który dzięki Tygryskowi i Róży otworzył się na ludzi i świat. Poznaje on  Panią Martę, z którą świetnie mu się rozmawia i zmienia się z zgorzchniałego woźnego na miłego pana, kolejnego przyjaciela rodziny Borejków. 

Małgorzata Musierowicz ma niesamowity dar kreślenia postaci, które się lubi, nawet, jeśli nie są ideałami, do których się wraca z entuzjazmem po wielokroć, właściwie fabuła nie jest najważniejsza, tylko to dobro i ciepło, które wypływa z postaci samych w sobie i przez ich związki z innymi ludźmi pokazanymi w książce. 

Książka, która daje nam niesamowite poczucie ważnej roli rodziny w naszym życiu. Pokazuje nam, że z rodziną zawsze lepiej, że będzie ona zawsze nas wspierać. Niezwykle mądra i poruszająca serce, Rodzinna, z humorem i zwrotami akcji. Po prostu niezwykła. Wynosimy z niej wiele ważnych refleksji, tłumaczy istotne sprawy, które są realistyczne. Czy jest jakaś część "Jeżycjady", którą można by choć trochę skrytykować? Ja się nie doszukałam. Więc polecam każdemu, nie tylko tą część „Jeżycjady” ;)

Ulubione cytaty :

„- W tej książce - ciągnęła Gabrysia, opierając głowę na ręce - jest śmieszna opowieść o długich łyżkach. - Dlaczego o długich?
- Zaraz ci powiem. Pewien człowiek chciał zobaczyć, jak jest w zaświatach. I pozwolono mu zajrzeć tam na chwilę. Zobaczył wielki, wielki, wielki kocioł z bardzo pyszną potrawą... (…) - ... a wokół tego kotła siedzieli bardzo smutni ludzie. Byli okropnie głodni i wychudzeni, bo mieli łyżki o tak długich trzonkach, że chociaż mogli nimi zaczerpnąć z kotła - nie mogli ich włożyć do ust. (…)
- Zaraz potem wpuszczono tego człowieka do pokoju obok. Był tam taki sam wielki kocioł z tą samą pyszną potrawą i tak samo długie były trzonki łyżek. Ale ludzie siedzący naokoło kotła byli weseli i zadowoleni. Po prostu - wpadli na to, żeby podawać sobie nawzajem jedzenie na tych długich łyżkach. Każdy karmił drugiego, nie siebie. I wszyscy się najedli. I wiesz co? Okazało się, że to właśnie było niebo.”

„ Różne nam Pan Bóg daje zadania w życiu: umieranie jest też zadaniem. A że każdy ma coś do zrobienia na tym świecie i po to się rodzi, więc trzeba się posunąć, żeby dla innych też było miejsce. I tak już jest tłok. No - tak to już jest, Orelka, tak to jest. I to jest bardzo dobre, nie ma co się boczyć. Nie ma co się bać.”

„ Wreszcie, kiedy kolejne zdanie pojawiło się przed jej oczami, wypisane czytelnymi literami, złapała, o co jej chodziło: że zdanie ma sens dopiero wtedy, gdy się je doprowadzi do kropki. I że podobnie jest z życiem i śmiercią: to śmierć jest tą kropką, która nadaje życiu określony sens.”

wtorek, 13 lipca 2010

[19] Ewa Nowacka „Emilia z kwiatem lilii leśnej”

Wyd. IBIS
Poznań 2009, 150 str.
Ocena: 6/10 Niezła

O czym:

Ignorowany przez Emilię kolega zakochuje się w innej dziewczynie. Dopiero wtedy bohaterka zdaje sobie sprawę z uczucia, jakim go darzy. Jej pierwszy miłosny zawód w przedziwny sposób splata się z ludową legendą o nieszczęśliwie zakochanej dziewczynie…
Czy Emila odzyska ukochanego ? Co wydarzy się w przeddzień ślubu siostry dziewczyny?

Moje zdanie:

Książka wywołała we mnie mieszane uczucia. Podobała mi się główna część, która opowiadała o życiu Emilii. Trochę przeszkadzała mi jednak, ludowa legenda o nieszczęśliwie zakochanej dziewczynie, która była przerywnikiem w historii nastolatki.
Bardzo podobał mi się język jakim pisała autorka. Dla niektórych mógłby być ciężki jednak mi odpowiadały ten, nieco starszy, urozmaicony język ( pierwsze wydanie ksiązki pochodzi z 1995 roku.). Na uwage zasługują też wizerunki dawnej i współczesnej wsi polskiej przedstawione w opisach oraz jedność stylistyczna utworu: nawet obrazy przyrody współgrają ze stanami uczuciowymi bohaterki. Na pozór tradycyjny dziewczyński romans, zyskał głębię przez równoległe zestawienie z mityczno-baśniową opowieścią o dziewczynie sprzed tysiąca lat wabionej przez rusałki, którą nieszczęśliwa miłość doprowadziła do śmierci. Losy współczesnej bohaterki wydają się podobne do jej losów, lecz Emilia jest mądrzejsza. Nie poddaje się całkowicie pierwszemu uczuciu i dorasta do nowego, dojrzalszego i świadomego związku.

Mimo początkowej niechęci postarałam się wczytać w lekturę. Cieszę się, że udało mi się dobrnąć do końca, bo było warto. Chociaż ludowa legenda nie leżała mi, baśniowe rusałki wprowadziły mnie w magiczny świat. Szczerze powiedziawszy czytając ostatnią część legendy myślałam, że z Emilią będzie tak samo jak z tamtą dziewczyną. Ku mojemu zdziwieniu stało się inaczej, gdyż ona była mądrzejsza i spotkała na swojej drodze Staszka.Ten chłopak mnie urzekł. Bardzo podobało mi się jak rozmawiał z Milką. Był jakby częścią jakiejś bajki, ale jednak rzeczywisty. Inny ale niezwykły. Jedyny w swoim rodzaju. Nie dziwie się, ze Emilia zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia oraz, że w jego obecności natychmiast zapominała o Marcinie. Każda dziewczyna na pewno kiedyś marzyła o księciu z bajki na białym rumaku, a Staszek z pewnością jest taką postacią . Mam nadzieje, że tacy chłopacy istnieją także w rzeczywistym świecie.

Jedyne co mnie zastanawia to dlaczego autorka wprowadziła tą postać tak późno. Mogłoby się wiele wydarzyć, gdyby pojawił się on chociaż w połowie utworu. Miłka gdy dowiedziała się, że Marcin jest z Zuzanną była pewna, że to dla niej koniec świata, że utraciła swojego ukochanego. Jednak gdy spotyka Staszka wszystko się zmienia - jest szczęśliwa, bo znalazła swoją drugą połówkę. Tą właściwą.
Więc pamiętajmy, że nasza druga połówka gdzieś tam na nas czeka i nie przejmujmy się, bo kiedyś dojdziemy do miejsca gdzie ją spotkamy.

Ulubione cytaty :
 
„- Spójrz - z kieszeni kożuszka wyciągnął lilię strojącą mój bukiet. - Zabrałem na pamiątkę, ale teraz myślę, że rzucimy ją do wody i to będzie nasze miejsce, chyba że wolisz ją zostawić rusałkom i topielcom. Trzymam w ręku kwiat lilii o wywiniętych ku górze płatkach, pochylając się przez poręcz ku czarnej wodzie, uciekającej w nieznane. Blada poświata niechętnie rozjaśniającego się dnia budzi w ciemnym nurcie refleksy. Czy to dziewczęcy warkocz, czy pęk wodorostów wirujący w odmęcie? Wracamy trzymając się za ręce. Nie czuję ani zdziwienia, ani wahania, ani obawy, tylko wielką, spokojną radość i nieznane mi dotąd poczucie szczęścia. Wiem, co on myśli, nie potrzebuję słów, i on nie potrzebuje ich także, wystarczy nikłe ciepło przepływające z moich palców do jego palców i z jego do moich.”

sobota, 10 lipca 2010

[18] Dorota Terakowska „Poczwarka”

Wyd. Literackie
Marzec 2007, 322 str.
Ocena: 10/10 Perełka
 
O czym:

Adam i Ewa to młode, zamożne, wykształcone małżeństwo. Spełnieniem ich ambicji i planów na przyszłość ma stać się dziecko. Jednak jego narodziny okazują się ruiną, nie realizacją marzeń: dziewczynka ma zespół Downa w wyjątkowo ciężkiej postaci. Matka nie poddaje się, radzi sobie jak może. Ojciec dziewczynki jednak całe dnie spędza w pracy, a później zamyka się w swoim gabinecie słuchając Mahlera Adam, którego zawiedzione nadzieje zamieniły się w odrzucenie, coraz bardziej oddala się od rodziny. Czy zdarzy się coś, co otworzy zatrzaśnięte między nimi drzwi? Jak wygląda świat upośledzonej Myszki ?

Moje zdanie:

"Poczwarkę" czytałam ponad rok temu, ale do tej pory pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobiła na mnie. Dorota Terakowska opowiedziała nam historię dziewczynki dotkniętej zespołem Downa z niesamowitą wrażliwością i ogromną wnikliwością psychologiczną.
Bardzo podobał mi się język jakim pisała autorka- prosty, a zarazem wymowny.

Pani Dorota, nie bała się pisać o tak trudnych sprawach. Jestem pełna podziwu, jak można tak wczuć się w rolę małej, chorej dziewczynki i wyobrazić sobie, co tkwi w jej duszy. Bardzo trudno dorównać Pani Terakowskiej wyobraźnią, empatią .

"Poczwarka" pokazuje nam, jak wielką siłę ma w sobie człowiek. Oboje nie byli przygotowani do takiego życia. Jednak dzień po dniu podnoszą się do walki z rzeczywistością, z otoczeniem, z samymi sobą. Ich świat rozpada się w gruzy, ale walczą, by przetrwać. Sytuacja ich przerasta, szczególnie Adama, ale oboje próbują jej sprostać. Na początku jest wielki ból i żal, wzajemne obwinianie się o takie dziecko, nawet odraza. Jednak powoli następuje przemiana.

Ciekawym rozwiązaniem jest także to, że życie opisywane jest z perspektywy dziecka i z perspektywy matki. Możemy poznać zaistniałą sytuację z dwóch punktów widzenia. W książce przeplatają się także dwa, absolutnie różne od siebie, światy - realny świat, w którym poruszają się zawiedzeni i cierpiący rodzice dziewczynki, oraz wewnętrzny świat małej Myszki - piękny, kolorowy i tak nieznany jej najbliższym. Autorka odkrywa przed czytelnikiem cudowną paletę barw i kształtów, znanych tylko dziewczynce.

Spodobało mi się, że Terakowska wplotła wątek biblijny. Momentami jest on nużący, ale jego sens jest ważny. Ma nam uprzytomnić, że istnieje grzech, zło, istnieje także coś, co nam zakrywa oczy na dobro, na wartości, które są ważniejsze niż dobra materialne, mimo że mogą totalnie pokrzyżować idealne plany. Pokazuje nam drogę, którą dosyć często gubimy.

Wiele książek pozostaje w pamięci na długo, jednak niewiele pobudza czytelnika do głębokiej refleksji. Jednak "Poczwarka" niewątpliwie jest jedną z nich. Powieść ukazująca życie z chorym dzieckiem, przybliżająca nam problem "inności" ludzi z zespołem Downa. W „Poczwarce” Terakowska pokazuje nam, że nie musi być prawdą, że jeśli ktoś urodzi się upośledzony, musi być gorszy. Autorka zwraca uwagę, że życie wewnętrzne upośledzonego dziecka może być dużo bogatsze, niż skłonni jesteśmy przypuszczać. Że taka osoba może mieć piękniejszą duszę niż wielu innych ludzi. Bowiem w głowie Myszki tworzy się piękny, kolorowy świat, bez zła i niedoskonałości.

Książka jest strasznie refleksyjna, daje dużo do myślenia, można także powiedzieć, że poucza. Mimo iż dużo w niej fikcji, odbiera się ją bardzo naturalnie i realistycznie. Dobra książka dla ludzi, którzy gonią nie wiadomo za czym, gubiąc po drodze ważne wartości. Dobra dla „zatrzymania się” na chwilę w życiu.Książka wzbudzająca smutek, wyciskająca łzy, ale przede wszystkim pełna nadziei. Nadziei w ludzi, nadziei, że świat jest dobry, że będzie lepszy. Książka pozwala nam wierzyć, że istnieją na świecie ludzie, którzy nie obrócą się obojętnie od kochanej osoby tylko dlatego, że jest chora „inaczej”. 
Bardzo spodobało mi się, że Pani Ania ( która rozmawiała z Ewą o oddaniu Myszki) , nazwała dzieci z zespołem Downa. „Darami Boga” . Ta nazwa pokazała niezwykłość tych dzieci. Mówi nam, że Bóg kocha także rzeczy niedoskonałe, że kocha wszystkich.

Pozytywne emocje wzbudziła we mnie postać matki- Ewy. Mimo, że początkowo chciała oddać córeczkę do specjalistycznego ośrodka nie zrobiła tego. Nie pozwoliła jej na to macierzyńska miłość. Ewa starała się kochać Myszkę bezwarunkowo.
Bezwarunkowa miłość to taka, która istnieje i nigdy nie ginie bez względu na to, co się dzieje z osobą kochaną i kochającą. Tak właśnie kochała Ewa. Każdy z nas powinien brać z niej przykład i darzyć innych miłością, nie oczekując zbyt wiele.

Ulubione cytaty :

„W każdym człowieku powinno być coś , o czym wie tylko on sam. Człowiek bez choćby jednej tajemnicy jest jak orzech , z którego po rozłupaniu zostanie sama skorupa. Ludzie zbyt często dbają tylko o skorupę.”

„Pan rozdaje swoje dary, nawet te niechciane. Nic nie zostawia dla siebie.”

„Darami Pana są ziemia, niebo, dzień i noc, kwiaty i nasiona, drzewa, ptaki, myszy, węże, słonie i wichry, pioruny, tornada, wulkany – i ludzie. Darami Pana są też dzieci, gdy trzeba usprawiedliwić ich pojawienie się na ziemi.”

wtorek, 6 lipca 2010

[17] Khaled Hosseini „Chłopiec z latawcem”

Tytuł oryginału: Kite Runner
Wydawnictwo Albatros
Maj 2010, 406 str.
Ocena: 10/10 Perełka

O czym:

Afganistan, zima 1975 roku. Gasnąca monarchia chyli się ku upadkowi. Ale dwunastoletni Amir, syn bogatego biznesmena z Kabulu, ma własne troski. Desperacko pragnie wygrać doroczne zawody latawców, by udowodnić ojcu, że jest wart jego uwagi i pochwały. On i jego przyjaciel marzą o zwycięstwie. Żaden z chłopców nie potrafi jednak przewidzieć, 
co wydarzy się owego tragicznego popołudnia. Ten dzień na zawsze zmieni ich życie.Każdy z dwóch chłopców zaczyna swoje życie. Czy Amir zapomni o tym, co wydarzyło się w dniu zawodów? Jak potoczą się dalsze losy Hassana?

Moje zdanie:

Zanim zaczęłam czytać książkę oglądałam jej ekranizacje. Filmem byłam w 100% zafascynowana. Bałam się, że ksiązka może mi się nie spodobać, gdyż film nie zawsze jest całkowitym odzwierciedleniem ksiązki. Jednak spotkałam się z miłym zaskoczeniem. Książka urzekła mnie. Pozostawiła we mnie wiele pozytywnych oduczyć i skłoniła do przemyśleń.
Mimo że na początku trudno mi się było w nią wciągnąć, potem nie mogłam się wręcz od niej oderwać. "Chłopiec z latawcem" to książka, przez którą człowiek gotowy jest zarwać noc byle tylko dowiedzieć się co dalej. Uwielbiam takie historie, trochę rzewne, trochę sentymentalne (ale czy można inaczej pisać o swoim kraju żyjąc z dala od niego?) takie zwyczajnie niezwyczajne, a przy okazji naprawdę dobrze napisane. Według mnie to przepiękna opowieść o winie i odkupieniu, o miłości do ojca, do ojczyzny. O przyjaźni. Smutna i dramatyczna. Ale i niosąca nadzieję. Po prostu niezwykła.
Historia opowiedziana w powieści faktycznie jest bardzo wzruszająca, wspomnienia Amira z dzieciństwa spędzonego w Afganistanie, jego przyjaźń z Hassanem, zabieganie o względy ojca, a w tle rozgrywająca się burzliwie historia kraju, życie afgańskich emigrantów w Stanach. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak psychologiczny obraz głównego bohatera. Często nie podobało mi się jego postępowanie, głównie dlatego, że sam był świadomy, że robi źle, chciał lepiej, a jednak dokonywał takich a nie innych wyborów, które przyszło mu później odpokutować. Niespodziewany telefon wzywający do Peszawaru jest jak głos z przeszłości, od której nie można uciec. A przecież Amir zawsze wiedział, że kiedyś będzie musiał wrócić do kraju dzieciństwa, by odnaleźć jedyną rzecz, jakiej nie znalazł w swoim nowym świecie: nadzieję na odkupienie. Na zmazanie grzechu tchórzostwa i zdrady. Na wybaczenie samemu sobie.
Zaletą powieści jest to, ze czytając książkę możemy poznać Afganistan. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak tam jest trudno. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to bardzo wartościowa lektura, świetna lekcja historii i kultury kraju, który my znamy głównie z doniesień o zamieszkach, o naszych żołnierzach, którzy tam stacjonują. Ale już wymienienie jakiejkolwiek innej miejscowości w Afganistanie oprócz Kabulu jest trudniejsze. A szkoda, bo Afganistan to kraj na swój sposób piękny, interesujący a zarazem smutny, o trudnej historii, sponiewierany wojnami, które stały się jego przekleństwem. Książki takie jak ta pióra Khaleda Hosseiniego uświadamiają nam jakie mamy szczęście, że żyjemy w takim kraju jak Polska. Mimo narzekań, tych tysięcy rodaków narzeka i wyjeżdża .
Szczere powiedziawszy początkowo nie lubiłam Amira. Jednak jego rehabilitacja w czasie trwania akcji przekonały mnie do niego. Amir mimo, że zrobił źle miał szanse poprawić się. Każdy z nas powinien mieć szanse na poprawe, bo nie ma ludzi złych są tylko ludzie zagubieni. Pamiętajmy o tym co Rahim mówił do Amira: 
znowu można być dobrym….

Ulubione cytaty :

„Zawsze bardziej boli stracić coś, co się miało, niż od początku tego nie mieć”

„Nie mówimy do siebie nie dlatego, że nie mamy nic do powiedzenia, ale dlatego, że nie musimy nic mówić – bo tak bywa między dwojgiem ludzi, którzy są dla siebie pierwszym wspomnieniem.”