wtorek, 18 marca 2014

[140] C. S. Lewis „O modlitwie. Listy do Malkolma”

 
Wyd. Esprit,
Kraków 2011, 200 str.
Ocena: 8/10 Bardzo dobra

Modlitwa w życiu każdego człowieka odgrywa zupełnie inną wagę. Dla jednych jest ona sposobem na „rozliczenie się” nie tylko przed Bogiem, ale i samym sobą z trosk, zmartwień czy też radości minionego dnia. Może ona też przybierać wyraz dziękczynny lub składać się z próśb człowieka, który staje na krótszy lub dłuższy moment bezpośrednio w obliczu Pana. Bezsprzecznie można by więc rzecz, że modlitwa, choć dla każdego oznacza coś innego, to rodzaj duchowego połączenia, któremu oddajemy się częściej lub rzadziej, z większym lub mniejszym zaangażowaniem. Czy więc o czymś, co jest osobistą wartością można rozprawiać?

C. S. Lewis to znany i lubiany na całym świecie brytyjski pisarz, który wśród nieco młodszych czytelników jest szczególnie znany z „Opowieści z Narnii”. Autor takich powieści jak „Smutek” czy „Dopóki mamy twarze” to uczestnik I wojny światowej. Traumatyczne przeżycia, których doświadczył podczas jednej z dwóch najcięższych w skutkach wojen we współczesnej Europie sprawiły, iż utracił on wiarę. W ojczyźnie podjął się studiów nad literaturą angielską, a na Oxfordzie poznawszy J. R. R. Tolkiena wszedł w środowisko Inklingów. To właśnie dzięki dyskusją nie tylko na temat literatury i kultury, ale i religii, rozpoczął się proces powrotu Lewisa do chrześcijaństwa.

Ostatni raz miałam sposobność czytać książkę jednego z najznakomitszych pisarzy z Wysp ponad półtora roku temu. Pamiętam, ze wtedy – podczas lektury „Smutku” - czułam się nieco przytłoczona rozmyślaniami autora i ciężko było mi się wgryźć w jego prozę. Postanowiłam jednak nie zrażać się i pod koniec ubiegłego roku przyszło mi chwycić za kolejną publikację pisaną piórem Pana Lewisa, która to została wydana już po śmierci autora. W moje ręce trafiła publikacja pt. „O modlitwie” spisana w formie listów do wymyślonego przyjaciela autora. Już sama alternatywa na przekazanie czytelnikowi treści wydała mi się bardzo intrygująca i w końcu ciekawość zwyciężyła. Muszę powiedzieć, że obawy były i to nie małe, jednak jak się okazało – zupełnie niepotrzebne.

Wiedziona przeświadczeniem poprzedniej lektury Lewisa postanowiłam, że za książkę wezmę się tylko wtedy, gdy będę mogła maksymalnie skupić się na treści, by zrozumieć to, co pragnął przekazać pisarz. Okres świąteczny i poświąteczny okazał się świetnym czasem na czytanie tejże publikacji, nie tylko z racji, iż miałam więcej czasu by oddać się swej pasji, ale i okazji sprzyjającej rozmyślaniom nad własną modlitwą i religijnością. Do każdego kolejnego rozdziału starałam się podchodzić więc na spokojnie – bez zbędnego spinania się, nawet, gdy musiałam jakiś fragment przeczytać dwukrotnie, gubiąc się pomiędzy kolejno zapisanymi słowami.

Nawet... pilniczek może być dobrą zakładką :)
Nie od dziś wiadomo, ze religia nie jest częścią ludzkiego życia, o której można rozmawiać wyłącznie w prosty sposób. Nasza duchowość jest kształtowana nie tylko przez to, co przeżywamy, ale i przez ludzi, których spotykamy. Nikt nikomu nie jest równy, więc także naszej wiary nie można by postawić na dwóch szalkach wagi. Jednak to, co spotyka innych, często może być drogowskazem dla tych, który szukają sensu swoich przeżyć metafizycznych i religijnych. „O modlitwie. Listy do Malkolma” stanowią więc swoiste świadectwo wiary, które dla kolejnych pokoleń pozostawił Lewis.

"Gotowa formułka nie może służyć mi do rozmowy z Bogiem, tak jak nie mogłaby mi służyć do rozmowy z Tobą."

Myślę, że najbardziej przypadł mi do gustu rozdział, w którym Pan Lewis „rozdrabniał na części pierwsze” jedyną gotową modlitwę, którą posługiwał się przez wiele lat po swoim nawróceniu. Autor poddał oglądowi kolejne frazy „Modlitwy Pańskiej” popularnie zwanej „Ojcze Nasz”. W każdym kolejnym frazesie zauważał jego możliwość różnej interpretacji, wyróżniał znaczenia, nie tylko te, których byśmy się spodziewali, ale i te, które niejednokrotnie zaskakiwały swą głębią czytelnika. Choć te dość otwarte spojrzenie na modlitwę, którą codziennie posługują się miliony Chrześcijan na całym świecie, mogłoby wydawać się zbędne, myślę że Pan Lewis w ten sposób przybliżył swoim czytelnikom głębię tejże modlitwy. Pokazał poprzez swoją analizę, iż „Modlitwa Pańska” nie jest płytkim tekstem, który „klepie się” na chwałę Pana, ale ukazał prawdziwą wartość tekstu, który wypływa i wypływać będzie z ludzkich ust do końca świata.

Lepiej byłoby odnosić się do Boga w ogóle bez nabożeństwa niż z nabożeństwem, które przeczyłoby bliskości.”

Autor powieści zauważa także, że człowiek mógłby stać się bliższym Bogu, gdyby nie skupiał się na nabożeństwie, które winien wypełnić, lecz oddawałby się w pełni dialogowi, w który wchodziłby z Panem. Myślę, że jest trochę w tym racji, gdyż modlitwa, w której człowiek w pełni i bez ogródek oddaje swe myśli, pragnienia, troski, radości, słowa podzięki, jest według mnie możliwością na umocnienie więzi z Chrystusem. Nie chodzi przecież o to, by z nie wiadomo jak czcią przybliżać się do Boga, lecz starać się być blisko niego także w momentach, gdy nie możemy wygłaszać rozbudowanych, gotowych formułek. Trzeba pozostać sobą.

Nabożeństwo byłby doskonałe, gdybyśmy pozostawali go prawie nieświadomi; wtedy moglibyśmy się skupić jedynie na Bogu.”

Powieść Pana Lewisa jest moim skromnym zdaniem świetną lekturą nie tylko dla tych, którzy wierzą, ale i dla ludzi, który są pełni wątpliwości. Książka pozwala zastanowić się nad własnym życiem, poddać analizie własne zachowania, przyzwyczajenia i potrzeby duchowe. Uważam, że jego przemyślenia, które nie wynikały, że tak powiem „z kapelusza” lecz z własnych i dość świeżych doświadczeń, mogą być świetną wskazówką dla ludzi, którzy na nowo chcieliby odnaleźć w sobie Boga.

Żeby mógł istnieć świat albo Kościół, potrzeba najróżniejszych ludzi. Być może zdanie to jest nawet prawdziwsze w odniesieniu do Kościoła. Jeśli łaska udoskonala naturę, to musi ona doprowadzić do rozkwitu tej pełni różnorodności, którą zamierzył Bóg, stwarzając naturę każdego z Nas.”

Podsumowując, muszę powiedzieć, że choć lektura nierzadko przychodziła z łatwością, nie żałuję ani trochę iż oddałam się czytaniu ostatniej powieści Pana Lewisa. Dzięki jego jakże trafnym spojrzeniom, niezwykłemu kunsztowi języka i niepoprawnemu humanizmowi, jaki wykazywał w swoich słowach, mogłam na chwilę zatrzymać się i spojrzeć na swoje życie. Kolejno zapisywane frazesy co raz bardziej przypieczętowują wielką wartość książki, której nie można minąć obojętnie i której to lektura nie kończy się moim zdaniem z zamknięciem ostatniej strony.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Sztukater i wydawnictwu Esprit, za co serdecznie dziękuję ;)

poniedziałek, 10 marca 2014

Konkurs "Całkiem w połowie"

Wielu pewnie zastanawia się o co może chodzić z tym dość nietypowym nazewnictwem konkursu – zaraz postaram się wszystko jasno i zwięźle wytłumaczyć. W połowie lutego, gdzieś między czytaną lekturą a oglądanymi Igrzyskami wpadłam na dość ciekawy pomysł. Urodziny Bloga obchodziliśmy dobre kilka tygodni temu, a mianowicie – 26 stycznia. Z kolei moje urodziny przypadają na 20 marca. W lutowe popołudnie postanowiłam więc zorganizować konkurs, którego początek będzie przypadał idealnie w połowie między tymi dwoma w moim życiu wydarzeniami. Jednak nie wszystko wyszło tak, jak planowałam i konkurs rusza z szesnastodniowym opóźnieniem. Choć hasło „Całkiem w połowie” nie ma już racji bytu, postanowiłam, iż pozostawię planowany na nieco wcześniejszy termin konkurs pod tą nazwą :)

A teraz przejdźmy do konkretów:

Regulamin:

1. Organizatorem konkursu i sponsorem nagrody jest Meme (właścicielka bloga)
2. Nagrodami w konkursie są powieści z mojej domowej biblioteczki. Książki pochodzą ze współpracy ze Sztukaterem, są ostemplowane oraz przeczytane przeze mnie i zrecenzowane już dobre kilka miesięcy temu. Wybrałam dwie publikacje: „Stalowe szpony” Leo Kesslera i „Murzynów we Florencji” Vedrany Rudan. Mam nadzieję, że pozycje te, zaciekawią kogoś z Was :)
3. Konkurs trwa od 10 marca 2014 roku do 8 kwietnia 2014 roku do godz. 23:59
4. Ogłoszenie zwycięzców nastąpi w przeciągu pięciu dni od zakończenia konkursu.
5. Konkurs jest kierowany do osób mieszkających w Polsce.
6. Ze zwycięzcami skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi losowanie innego szczęśliwca.
7. Niniejszy Regulamin wchodzi w życie z dniem rozpoczęcia Konkursu i obowiązuje do czasu jego zakończenia.
8. Zgłoszenia do konkursu należy dokonywać pod niniejszym postem, pozostawiając odpowiedź na konkursowe pytanie i adres e-mail.
9. Będzie mi bardzo miło jeśli umieścicie banerek konkursu na swoim blogu, jednak nie jest to warunek konieczny. Zapraszam również do odwiedzin Fanpage KSIĄŻEK-MEME, jak również pozostania ze mną na dłużej i dołączenia do obserwatorów.
10. Co zrobić, żeby wygrać? Wystarczy odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego to właśnie do Ciebie powinna trafić jedna z książek? :)

Powodzenia i czekam na pierwsze wypowiedzi :)

czwartek, 6 marca 2014

Meme podsumowuje – LUTY 2014

Dawno nie pamiętam miesiąca, w którym mogłam po prostu tak zwyczajnie na chwilę się zatrzymać, trochę odpocząć. Takim „darem od losu” okazała się część lutego, w której miałam ferie zimowe i w końcu mogłam się wyspać, a co najważniejsze dla mnie jako książkoholika – mogłam czytać do późnych godzin nocnych. Choć nie ominęła mnie choroba, a i na pierwszy tydzień przypadło mi kilka zajęć fakultatywnych przed maturą, a także konsultacje z języka polskiego, nie pamiętam kiedy ostatnim razem mogłam oddać się lekturze z niekłamaną przyjemnością i brakiem pośpiechu.

Genialną sprawą podczas ferii było oczywiście pierwsze zagłębianie się w mój temat maturalny, który dotyczy tematu pochłaniającego mnie bez reszty, czyli gwary mojego regionu :) Z wielkim namaszczeniem i ogromną radością wertowałam nowo przybyłą do mnie książkę Pani Moniki Gruchmanowej czy publikację Zenona Sobierajskiego.

Niezwykle ważnym aspektem w moim małym odkrywaniu przyjemności codzienności, którego dostąpiłam w ferie, były zdecydowanie ponowne odkrywanie moich ukochanych utworów jak i odkrycia muzyczne zupełnie nowych, w których zatracałam się z kolejnymi dźwiękami. Dawid Podsiadło, Happysad, Myslovitz, Edyta Bartosiewicz czy Three Days Grace to artyści, w których piosenki zasłuchiwałam się z radością, jak dawniej. Z kolei Christina Perri i Skillet to wykonawcy, których w pewnym stopniu odkrywałam w lutym, nierzadko nie rozstając się z ich muzyką podczas czytania.

Za sobą mam lekturę sześciu utworów literackich. Nie jest to może apogeum moich możliwości (zwłaszcza zważywszy na ilość wolnego czasu), ale jestem szczególnie dumna z tego, iż przeczytałam dwie niesamowite i zdecydowanie godne uwagi powieści, które przychodzi znaleźć uczniom na listach pozycji obowiązkowych. Mowa oczywiście o fenomenalnym dziele Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”, jak również o jednej z najprawdziwszych opowieści z okresu wojennego - „Innym Świecie” Herlinga-Grudzińskiego. Obie te publikacje były niezwykłe i zdecydowanie na zawsze zagościły w mojej pamięci. Poza tym nic nie pobije połączenia czytania tychże pozycji równolegle z oglądaniem Igrzysk Olimpijskich, którymi zachwycałam się na Fanpage KSIĄŻEK-MEME :)

Jeśli chodzi o marcowe plany czytelnicze – chciałabym z pewnością przeczytać choć jedną pozycję z półki, jak również oddać się czytaniu ostatnich lektur szkolnych. Najważniejszymi pozycjami marca będą oczywiście podręczniki od historii i wszelkie repetytoria – w końcu matura z tegoż przedmiotu zbliża się wielkimi krokami. Ponadto największa radość – studiowanie pozycji dialektologicznych. Co poza tym? Poczekam, będę patrzeć pozytywnie w niedaleką przyszłość i przekonam się, co przyniesie czas...