czwartek, 28 sierpnia 2014

[157] Krzysztof Bielecki „Rezydencja”


Wyd. Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości
Warszawa 2014, 153 str.
Ocena: 6/10 Niezła 

Rezydencja nieodmiennie kojarzona jest z bogactwem i dobrobytem. W tych, zapewne pełnych marmurów czterech ścianach, jak sobie wyobrażamy, krząta się służba, wycierając każdym milimetr powierzchni tegoż królestwa. Koniecznie jeszcze, w pełnej sprzętu kuchni, starsza pani ubrana w charakterystyczny kubraczek, gotuje posiłek dla gospodarza, siedzącego w gabinecie i pogrążonego w lekturze pism biznesowych. Ku drzwiom natomiast zmierza lokaj, kiedy tylko usłyszy dźwięk dzwona. Niejeden człowiek tak właśnie wyobraża sobie ten szlachetny budynek. Jednak nie taką, tytułową rezydencje, pragnie pokazać swoim czytelnikom Krzysztof Bielecki. „Za budynkiem” kryje się znacznie więcej.

Krzysztof Bielecki to pisarz młodego pokolenia, który na rynek literacki wszedł z nieco odmienną od zwykle spotykanej, prozą. Spotkała się ona z wielką sympatią czytelników, którzy śmiało zaczęli sięgać po jego kolejne odmienne publikacje. Autor ma na swoim koncie takie pozycje jak „Miasto to gra”, „Defekt pamięci”, „Rekonstrukcja”, „I nagle wszystko się kończy” oraz „Rezydencja”. Młody twórca jest na tyle odważny, że spróbował nawet wydania swojej prozy w języku angielskim. Jego powieści wbrew pozorom okazują się wymagającymi niesamowitego skupienia, a także bardzo często – odcięcia się od stereotypowego myślenia i otwarcia umysłu na zaskoczenia zaserwowane w lekturze.

Mała czarna plama skrywana pod łóżkiem, która z czasem zaczyna rosnąć, to nie jedyny problem głównego bohatera. Prócz mieszkania będącego dla wpraszających się ostatnio gości tematem dość niepożądanym, T. zostaje uwikłany w zaskakujące relacje z postacią z przeszłości (której wcale nie pamięta) oraz sąsiadem z dołu – szachowym mistrzem międzynarodowym. Na dodatek jego siostra – performatywna artystka toczy batalię zarówno z połykanymi (o dziwo bezproblemowo) przedmiotami oraz nietypowym, jak przystało na chłopaka, mężczyzną. Patrząc na to, układanka ta, nie może złożyć się w całość. Jednak kiedy każdy element w odpowiednim momencie wyląduje na swoim miejscu...

O tym, że Krzysztof Bielecki jest pisarzem, którego nie można zamknąć w żadne ramy wiedziałam od początku. Mimo to jego nieszablonowa proza trafiła w moje gusta literackie dawno, dawno temu podczas lektury „Defektu pamięci”. Od tego momentu zaczęłam upatrywać nowych książek Bieleckiego, mając nadzieję na kolejną, równie pokrętną łamigłówkę dla umysłu, sprawiającą swoim czytaniem nie lada gratkę. Kiedy dowiedziałam się o „Rezydencji”, wiedziałam, że nadszedł czas, by ruszyć w „znaną-nieznaną” podróż literacką.
 
Z szachowym motywem...
„Zasady gry – powiedział przybysz z dalekiej krainy. - To one są najważniejsze. Dzięki zasadom drewno i kamień stają się czymś więcej niż tylko drewnem i kamieniem.”* 
 
Mój uśmiech na twarzy osiągnął niewiarygodne rozmiary, kiedy na kartach tej nietypowej powieści pojawiły się pierwsze wzmianki o szachach, w które z wielkim zapałem gram, ku częstym zaskoczeniu niektórych znajomych. Byłam oczarowana, iż pisarz postanowił nadać im głębszej roli, pozwolić by z umysłu czytelnika nie wyszła ta rozrywka, w której tak jak w życiu, wielką wagę odgrywają zasady, nadając sensu. Podobnie jak w plastikowe, drewniane bądź plastikowe figury tchnięty zostaje ruch, w życiu zasady sprawiają, iż człowiek podąża w konkretnym kierunku, starając się nie wychodzić poza określone bramy.

„- Pewne układy na szachownicy są bardzo niejasne.
- Szachy opierają się na uporządkowanych, powszechnie znanych zasadach. Zycie niekoniecznie.”* 
 
Niezwykle spodobał mi się także motyw samej rezydencji. Zapewne każdy z nas, jako dziecko miewał swoje sekretne miejsce, do którego wybierał się z przyjaciółmi bądź rodzeństwem. „Baza” w zagajniku, skrytka w piwnicy – dla osoby poniżej metra pięćdziesiąt to sfera niemalże o cechach jak najbardziej magicznych. To tam skrywają się wszelkie duchy, krasnale i inne żyjątka. To tam namiętnie i z uporem znosimy z domu skrzyneczki, skrzynki, słoiki i inne „cuda” upiększające naszą „krainę tajemnic”... 

„Każdy ma w swoim życiu takie wydarzenie, które ukierunkowuje jego dalsze losy. Zastanawiamy się, kim byśmy byli, gdybyśmy niegdyś postąpili inaczej. Jak potoczyłoby się nasze życie, gdybyśmy nie spotkali jakiejś osoby, nie poszli w jakiejś miejsce albo nie podjęli jakiejś decyzji. Zawsze jest taki jeden element, który decyduje o wszystkim, co wydarzy się dalej. Dla każdego inny.”*

T. razem ze swoją siostrą nie stworzył własnej kryjówki wśród licznych krzaków na ogródku, jak ja, lecz razem z nią udawał się do opuszczonej rezydencji. Skrywa ona nie tylko dziwne rośliny, które znacząco zaznaczają swoje istnienie w dalszym życiu głównych bohaterów, ale także wiele wspomnień. Na dodatek tytułowa „Rezydencja” staje się punktem wyjścia dla tarapatów i precedensów, jakich doświadczają.

Po lekturze chyba baczniej zacznę się przyglądać otaczającemu światu. Niektóre fakty podawane na tacy, przez Krzysztofa szokowały możliwością swojej realności. Przez pisarza zdarzyło mi się kilka razy obejrzeć za mężczyznami z dziwnymi tatuażami, bądź przyjrzeć się baczniej kobietom z bransoletką na nodze. Ot tak, najczęściej zupełnie nieświadomie. Wydaje mi się, że zbyt wiele było w tej książce normalności, co sprawiło, że przez kilka dni zachowywałam się wśród ludzi jak obłąkana(?)

Szach... Mat.
Mam dość sprzeczne uczucia po przeczytaniu najnowszej pozycji Krzysztofa. Jak dla mnie jest ona zbyt przyziemna, w końcu pisarz przyzwyczaił swoich czytelników do rozwiązań, które nawet nie przeszły by Nam przez myśl. Tu wszystko toczy się w konkretnej płaszczyźnie, czasie, z dość szczegółowo określonymi bohaterami. Trudno było mi odkryć w niej wyjątkowy, ukryty sens – doszłam do wniosku, że pisarz przekazuje nam wartości pamiątek schowanych głęboko w duszy, które znalazły się tam w dzieciństwie i wbrew pozorom gdzie drzemią.

Podsumowując śmiało pragnę powiedzieć – Bielecki stworzył coś, czego w jego wydaniu jeszcze nie było. Zachował swoją, niewątpliwie atrakcyjną oryginalność, tym razem okraszając ją więcej niżeli szczyptą realizmu. Inaczej, ale mimo wszystko równie fascynująco i zdecydowanie pobudzająco dla mojego umysłu. Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że „Rezydencja” to idealnie lekki początek z publikacjami oznakowanymi nazwiskiem Bielecki. Zdecydowanie przyjemniejsza będzie potem lektura łamigłówek na stronach wcześniejszych pozycji. :)
Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Krzysztofa Bieleckiego, za co serdecznie dziękuję ;)

*Cytaty pochodzą z książki "Rezydencja" kolejno ze stron: 73, 103, 83.

11 komentarzy:

  1. Książka wydaje się naprawdę ciekawa, te szachy, ta odmienność, ta piękna klimatyczna okładka, sama nie wiem, czy nie powinnam od razu znaleźć ją w internecie i zamówić. Lubię oryginalność, jest ona teraz strasznie w cenie. Dziękuję za pokazanie mi tego autora i jego książek, nie słyszałam o nim, muszę to naprawić!
    http://dzikie-anioly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dawna mam ochotę poznać tę książkę. Czuję bowiem, że będzie to nietuzinkowa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. To rzeczywiście książka inna niż wszystkie, ale mnie pozostałe pozycje autora bardziej zainteresowały.

    Za to podzielam zamiłowanie do szachów. Jako dziecko należałam do koła szachowego i wspaniale to wspominam, do dziś uwielbiam grać. Fajnie, że na tym polu można jeszcze znaleźć bratnią duszę, bo moi znajomi też dziwnie na to zamiłowanie spoglądają ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dosyć oryginalna książka, chętnie ją poznam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czuję się aż tak bardzo przekonany, żeby przeczytać. Jak dla mnie ta ksiązka jest chyba odrobinę za oryginalna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oryginalnie. :) Może się skuszę

    OdpowiedzUsuń
  7. Do tej pory nie wiem o czym jest ta książka heh szalona trochę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam już recenzję tej książki u Ety i z tego co pamiętam oceniła ją wyżej. Teraz mam mieszane uczucia - muszę się jeszcze zastanowić, czy sięgnę po tę książkę. Może jeszcze kilka recenzji tej powieści przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niedługo się za tę książkę zabieram i ciekawa jestem co z niej zrozumiem, bo jak znam autora, to nieźle zakręcił fabułę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie też podobała się ta książka, chociaż brakowała mi rozwinięcia historia, mam wrażenie, że składa się ona tylko z początku i końca :-)

    Nigdy nie opanowałam gry w szachy, zatrzymałam się na etapie warcabów :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi się ta książka bardzo podobała i z utęsknieniem czekam na kolejne dzieło pana Krzysztofa :)

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)