niedziela, 24 sierpnia 2014

[156] Joanna Jodełka „Ars Dragonia”


Wyd. Egmont,
Warszawa 2014, 280 str. + ilustracje
Ocena: 6/10 Niezła

Kto choć raz nie poświęcił chociażby minuty, by zapatrzeć się niesamowite sztukaterie zdobiące budynki sprzed lat? Kto nigdy nie zastanawiał się co przedstawiają i skąd artysta czerpał inspiracje? Nie tylko w Poznaniu, od którego moja miejscowość jest oddalona o niecałe trzydzieści kilometrów i w którym rozgrywa się akcja powieści, znajdują się piękne zdobione kamienice, zachwycające nie zarówno osoby po czubek nosa siedzące w architekturze i sztuce, ale również najzwyklejszych turystów, którzy z kraju i ze świata przyjeżdżają podziwiać zaskakujące płaskorzeźby. Nikt jednak nie dopuszczał do myśl, że kiedyś te dziwne stwory mogły by ożyć...

Kiedy poznałam zdobywczynie Nagrody Wielkiego Kalibru, gdy zaczynałam czytać o jej książkach, niezwykle zaciekawiło mnie to, iż jest absolwentką historii sztuki na poznański UAM- ie. Pani Jodełka zadebiutowała powieścią „Polichromia” (z którą koniecznie muszę się w końcu zapoznać). To właśnie za wyżej wspomnianą powieść otrzymała prestiżową nagrodę dla najlepszego kryminału 2009 roku. Z kolejnym latami i zmieniającymi się jak w kalejdoskopie miesiącami pisarka wydała kolejne dwie książki, które spotkały się z zaciekawieniem wielu polskich książkoholików. W 2014 roku Pani Joanna postanowiła zmierzyć się z prozą młodzieżową, czego owocem jest „Ars Dragonia”.

Szesnastoletni Sebastian Pitt niespodziewanie otrzymuje wiadomość, wg której ma jak najszybciej przyjechać do Poznania na pogrzeb dziadka. Chłopak, nieco zaskoczony obrotem spraw, wraca do Polski i do ojca, z którym od dawna nie tylko nie miał kontaktu, ale i ich relacje nie były dotąd zbyt ciepłe. Po przyjeździe okazuje się, że nie tylko jest niemile widzianym gościem, ale także nikt nie spodziewał się jego obecności tutaj. Dopiero kiedy poznaje Lunę, Poznań zaczyna mu się bardziej podobać. Tylko, co tak naprawdę tutaj się dzieje? Kim jest wuj Oskar? Jaką tajemnicę skrywa? Dlaczego dziadek zginą? Czemu ojciec pragnie jedynie jego wyjazdu? Znaki zapytania się mnożą, a urokliwe okolice okazują się co raz bardziej niebezpieczne, a stwory z poznańskich kamienic okazują się nie tak stateczne i kruche, jakby się wydawało...

„Wszystko się dzieje tu i teraz i TAM! ONI posiedli moc przenoszenia się do innych rzeczywistości!”*

Pani Joanna Jodełka to niezwykle sympatyczna kobieta, która wie czego chce. Kiedy tylko raz czytelnik na nią spojrzy, ma świadomość, iż to pisarka w stu procentach, która nie szczędzi czasu na wymyślanie co raz to ciekawszych kryminalnych zagadek. Niewielu spodziewało by się, że poznańska pisarka może postawić na inny gatunek niżeli ten, który wpadłszy pod jej ostre pióro, gwarantował sukces lektury. Na dodatek czy autorka, która dotąd tworzyła w większej części prozę dla dorosłych” może się właściwie odnaleźć w literaturze młodzieżowej?

Niesamowite wnętrze książki...
Chwytając za tą publikację, dość pochopnie i bez namysłu w bibliotece, byłam niezwykle zaintrygowana faktem, iż ktoś w końcu sięgnął do sztuki, którą uwielbiam. Spoglądając na okładkę byłam niesamowicie zafrapowana jej magią, tajemniczością i pięknem starej kamienicy – jednej z wielu, które można dostrzec wśród zabudowań zdobiących polskie miasta. Wiele takich budynków z uwielbieniem oglądałam, gdy mogłam niespiesznie jechać przez Poznań tramwajem i dość pospiesznie chowałam te niezwykłe obrazy w pamięci, gdy przemierzałam ulice z przyjaciółką. Pobieżnie przeglądając książkę zauważyłam odręczne rysunki i już się nie wahałam – postanowiłam rozpocząć przygodę z prozą Pani Jodełki zupełnie od końca...

Jeszcze przed lekturą natrafiłam na magiczny wywiad z Panią Joanną umieszczony w sieci. Rozmowa dotyczyła „Ars Dragonii”, a odpowiedzi na pytania i kolejno rysowane przez pisarkę scenerie były pełne magii. Cały filmik sprawił, że jeszcze bardziej nabrałam ochoty na to, by odkryć życie w sztukateriach poznańskich kamienic. Podekscytowana opowieściami roztaczanymi przez pisarkę nie mogłam się doczekać, kiedy wyruszę w podróż po Poznaniu razem z Sebastianem Pittem. Jak się później okazało – równie obca i nierozeznana w ternie.

„Miał wrażenie, że to, co porządkuje sobie w myślach i co zaczyna już tworzyć sensowną całość, po chwili się rozpada i trzeba na nowo ustawiać klocki tej układanki. Klocki te same, tylko układanka inna.”*

Muszę przyznać, że początkowo bardzo trudno było mi wejść w świat wykreowany przez poznańską pisarkę. Wszystko wydawało się strasznie niezrozumiałe, fragmenty urywały się w takim miejscu, że opisywana rzeczywistość była jeszcze bardziej niejasna. Poznań w „Ars Dragonii”, tak jak i sama książka, od początku wydawał się bardzo dziwnym i nieznanym mi miastem, choć bywam tam bardzo często. Bobasy w tramwaju, którego nikt nie widzi, kochankowie na dwóch głowach – zdezorientowanie sięga zenitu nie tylko w przypadku czytającego, ale i młodego Pitta. Przez pierwsze sto stron czytelnik czuje się niczym Sebastian – zagubiony w miejscu, którego zupełnie nie zna i które nie chce przed nim odkryć swoich tajemnic, choć usilnie zaglądamy razem z bohaterem w najbardziej zaskakujące swoim istnieniem miejsca. Piekielnie męczyłam się z lekturą. Myślałam już, że nie odnajdę lekkości, choć zafascynowania sztuką, którego tak pragnęłam, było mnóstwo. Wszystko jednak zaczęło się rozjaśniać i zaczęłam przymykać oko na początek, który wydał mi się irracjonalnym, ale ciekawym pomysłem na wprowadzenie czytelnika w opowieść.

Niezwykle dokładnie pisarka podeszła do kreacji bohaterów. Szczególnie podoba mi się jak zarysowała główną postać – Sebastiana i jego ojca – Roberta. Pani Jodełka nie skupiała się specjalnie na wyglądzie zewnętrznym, lecz postawiła na portret psychologiczny. Każda emocja, nękająca zmysły niepokojąca myśl, była opisywana nie w sposób bezpośredni, lecz wyraźnie jednoznaczny i wprawiający w podziw dla czytającego. Kolejne poruszenie w duszy ojca i syna pozwalało na to, bym nie odłożyła książki, ciekawa jak wszystko się rozegra.

„-Robercie, pamiętaj – powtórzyła raz jeszcze, patrząc mu prosto w oczy. Jej głos otaczał go ze wszystkich stron. - Nie jest najgorsze to, co się zdarzy. Najgorszy jest strach. Strach przed tym, co się może zdarzyć! Strach zabija.”*

W moim odczuciu największym błędem podczas tworzenia książki było umieszczenie map na końcu publikacji. Gdyby znajdowały się one zaraz po pierwszym wspomnieniu o konkretnym miejscu, zdecydowanie bardziej działało by to na wyobraźnie czytelnika i ułatwiało odbiór tekstu. Kiedy są one zaraz za ostatnimi stronami powieści, po prostu zapominamy, by zerknąć na nie w odpowiednim momencie, a tekst staje się nieprzeniknioną tajemnicą i jedynie wytworem wyobraźni pisarki. Trudno jest w ten sposób skupić się na treści i w pełni wejść w historię pełną magii i niesamowitego spojrzenia na sztukę, która otacza ludzi każdego dnia.

Zaletą podczas lektury „Ars Dragonii” są, pojawiające się co jakiś czas zapiski z tajnych akt pruskich. Muszę powiedzieć, że byłam zachwycona tym pomysłem. Każdy kolejny fragment rozjaśniał umysł, a opowieść nie z tej ziemi stawała się całkiem zrozumiała. Szkoda jednak, że były one wręcz „wpychane” między kolejne słowa w zdaniu. Znacznie lepiej byłoby, gdyby znajdowały się one po zakończeniu konkretnego akapitu. Kiedy przerywały skupienie nad omawianymi wydarzeniami, działały wręcz na nerwy, zamiast pomagać, co zapewne miały na celu.

„Sebastianie, gdy osobom wyjątkowym, takim jak ty, jest coś przeznaczone od zawsze, uczynią to nawet przez sen (...)”*

Opisy nauki walki z wszechogarniającą magią niezwykle mnie wciągnęły. Czytanie o pokonywaniu kolejnych barier nie tyle zewnętrznych, co znajdujących się we wnętrzu człowieka, sprawiało, że z niezwykłą prędkością przewracałam kolejne strony. Lekcje, które wbrew pozorom nie powinny nas dotyczyć, w końcu przydatne były one jedynie w „magicznym Poznaniu”, były przesycone cennymi wskazówkami dla osób, które pragną spełniać najbardziej nierealne marzenia. Bardzo spodobała mi się ta uniwersalność, którą odnajdywałam w pojedynczych zdaniach zza zamkowych ścian.

„(...) są dwie techniki uczenia ludzi pływania. Powoli, spokojnie, z nadmuchanym kółeczkiem, po kostki w wodzie (…) i druga metoda, szybsza, polegająca na wrzuceniu od razu na głęboką wodę.”*

Całość zaczyna smakować dobrze dopiero, gdy czytelnik skończy czytać ostatnią stronę powieści. Nagle jasne stają się kolejne działania pisarki, dotąd niezrozumiałe, a czasem nawet denerwujące. Po lekturze rzekłabym chętnie „pierwsze koty za płoty”. Choć nie wypadło idealnie, myślę, że „Ars Dragonia” zdecydowanie może trafić w gusta literackie polskiej młodzieży. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że magia i pełne tajemnicy kolejne strony są najsilniejszym punktem najnowszej publikacji Pani Jodełki. Patrząc na zapowiadaną kontynuację, liczę, iż kolejna część będzie lepsza, a czytający powieści młodzi ludzie zafascynują się tym, co pozornie zwykłe, ale jakże pięknie.

*Cytaty pochodzą z książki „Ars Dragonia” kolejno ze stron: 220, 43, 217, 119.

13 komentarzy:

  1. Z chęcią sięgnęłabym po ten tytuł, wydaje mi się bardzo intrygujący. Okładka mi się podoba i chyba w tym konkretnym przypadku byłabym w stanie zdzierżyć tę początkową dezorientację ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od samego początku nie byłam zainteresowana tą książką, nie moja bajka chyba. Ale trzeba przyznać, że tytuł przykuwa uwagę, chwytliwy i tajemniczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama raczej się nie skuszę, gdyż nie poczułam jakiegoś wzmożonego zainteresowania tą książką, ale polecę ją mojemu nastoletniemu bratankowi. Może on będzie bardziej chętny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna jest ta książka w środku, ale jednak nie wiem czy po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam w domu inną książkę tej autorki i jeśli mi się spodoba, to zajrzę i do tej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja już jakiś czas przymierzam się do tej pozycji. Chciałabym zobaczyć, jak autorka poradziła sobie z opisem Poznania, w którym mieszkam :) Twój wpis zdecydowanie mnie zachęcił do przyspieszonej lektury.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam "Grzechotkę" Jodełki. Książka bardzo mi się podobała i chętnie poznam inne jej prace np. Polichromię, ale na "Ars Dragonię" nie mam ochoty, dlatego że jest to typowa młodzieżówka, na dodatek niedoskonała.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jodełki czytałam "Grzechotkę" - dobra, choć mocna książka. Ta tez jest intrygująca, tylko trochę obawiam się tego że jest dla młodzieży.

    OdpowiedzUsuń
  9. książka ma w sobie ogromny potencjał. myślę, że uchybienia zostaną naprawione w kolejnej części i nie pozostanie nam już nic innego, jak tylko się zachwycać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Obecnie nie mam na nią ochoty, ale na pewno kiedyś ją poznam :) okładka jest cudna!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam i w sumie jakoś nie mam na tę książkę większej ochoty. Chyba sobie daruję ;d

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Z tą pani to i ja muszę się zapoznać, więc z chęcią się zapoznam. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. hmm, jakoś nie jestem przekonana, ale definitywnie nie mówię, że nie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)