Wyd.
Egmont,
Warszawa
2014, 280 str. + ilustracje
Ocena:
6/10 Niezła
Kto
choć raz nie poświęcił chociażby minuty, by zapatrzeć się
niesamowite sztukaterie zdobiące budynki sprzed lat? Kto nigdy nie
zastanawiał się co przedstawiają i skąd artysta czerpał
inspiracje? Nie tylko w Poznaniu, od którego moja miejscowość jest
oddalona o niecałe trzydzieści kilometrów i w którym rozgrywa się
akcja powieści, znajdują się piękne zdobione kamienice,
zachwycające nie zarówno osoby po czubek nosa siedzące w
architekturze i sztuce, ale również najzwyklejszych turystów,
którzy z kraju i ze świata przyjeżdżają podziwiać zaskakujące
płaskorzeźby. Nikt jednak nie dopuszczał do myśl, że kiedyś te
dziwne stwory mogły by ożyć...
Kiedy
poznałam zdobywczynie Nagrody Wielkiego Kalibru, gdy zaczynałam
czytać o jej książkach, niezwykle zaciekawiło mnie to, iż jest
absolwentką historii sztuki na poznański UAM- ie. Pani Jodełka
zadebiutowała powieścią „Polichromia” (z którą koniecznie
muszę się w końcu zapoznać). To właśnie za wyżej wspomnianą
powieść otrzymała prestiżową nagrodę dla najlepszego kryminału
2009 roku. Z kolejnym latami i zmieniającymi się jak w
kalejdoskopie miesiącami pisarka wydała kolejne dwie książki,
które spotkały się z zaciekawieniem wielu polskich książkoholików.
W 2014 roku Pani Joanna postanowiła zmierzyć się z prozą
młodzieżową, czego owocem jest „Ars Dragonia”.
Szesnastoletni
Sebastian Pitt niespodziewanie otrzymuje wiadomość, wg której ma
jak najszybciej przyjechać do Poznania na pogrzeb dziadka. Chłopak,
nieco zaskoczony obrotem spraw, wraca do Polski i do ojca, z którym
od dawna nie tylko nie miał kontaktu, ale i ich relacje nie były
dotąd zbyt ciepłe. Po przyjeździe okazuje się, że nie tylko jest
niemile widzianym gościem, ale także nikt nie spodziewał się jego
obecności tutaj. Dopiero kiedy poznaje Lunę, Poznań zaczyna mu się
bardziej podobać. Tylko, co tak naprawdę tutaj się dzieje? Kim
jest wuj Oskar? Jaką tajemnicę skrywa? Dlaczego dziadek zginą?
Czemu ojciec pragnie jedynie jego wyjazdu? Znaki zapytania się
mnożą, a urokliwe okolice okazują się co raz bardziej
niebezpieczne, a stwory z poznańskich kamienic okazują się nie tak
stateczne i kruche, jakby się wydawało...
„Wszystko
się dzieje tu i teraz i TAM! ONI posiedli moc przenoszenia się do
innych rzeczywistości!”*
Pani
Joanna Jodełka to niezwykle sympatyczna kobieta, która wie czego
chce. Kiedy tylko raz czytelnik na nią spojrzy, ma świadomość, iż
to pisarka w stu procentach, która nie szczędzi czasu na wymyślanie
co raz to ciekawszych kryminalnych zagadek. Niewielu spodziewało by
się, że poznańska pisarka może postawić na inny gatunek niżeli
ten, który wpadłszy pod jej ostre pióro, gwarantował sukces
lektury. Na dodatek czy autorka, która dotąd tworzyła w większej
części prozę dla dorosłych” może się właściwie odnaleźć w
literaturze młodzieżowej?
Niesamowite wnętrze książki... |
Jeszcze
przed lekturą natrafiłam na magiczny wywiad z Panią Joanną
umieszczony w sieci. Rozmowa dotyczyła „Ars Dragonii”, a
odpowiedzi na pytania i kolejno rysowane przez pisarkę scenerie były
pełne magii. Cały filmik sprawił, że jeszcze bardziej nabrałam
ochoty na to, by odkryć życie w sztukateriach poznańskich
kamienic. Podekscytowana opowieściami roztaczanymi przez pisarkę
nie mogłam się doczekać, kiedy wyruszę w podróż po Poznaniu
razem z Sebastianem Pittem. Jak się później okazało – równie
obca i nierozeznana w ternie.
„Miał
wrażenie, że to, co porządkuje sobie w myślach i co zaczyna już
tworzyć sensowną całość, po chwili się rozpada i trzeba na nowo
ustawiać klocki tej układanki. Klocki te same, tylko układanka
inna.”*
Muszę
przyznać, że początkowo bardzo trudno było mi wejść w świat
wykreowany przez poznańską pisarkę. Wszystko wydawało się
strasznie niezrozumiałe, fragmenty urywały się w takim miejscu, że
opisywana rzeczywistość była jeszcze bardziej niejasna. Poznań w
„Ars Dragonii”, tak jak i sama książka, od początku wydawał
się bardzo dziwnym i nieznanym mi miastem, choć bywam tam bardzo
często. Bobasy w tramwaju, którego nikt nie widzi, kochankowie na
dwóch głowach – zdezorientowanie sięga zenitu nie tylko w
przypadku czytającego, ale i młodego Pitta. Przez pierwsze sto
stron czytelnik czuje się niczym Sebastian – zagubiony w miejscu,
którego zupełnie nie zna i które nie chce przed nim odkryć swoich
tajemnic, choć usilnie zaglądamy razem z bohaterem w najbardziej
zaskakujące swoim istnieniem miejsca. Piekielnie męczyłam się z
lekturą. Myślałam już, że nie odnajdę lekkości, choć
zafascynowania sztuką, którego tak pragnęłam, było mnóstwo.
Wszystko jednak zaczęło się rozjaśniać i zaczęłam przymykać
oko na początek, który wydał mi się irracjonalnym, ale ciekawym
pomysłem na wprowadzenie czytelnika w opowieść.
Niezwykle
dokładnie pisarka podeszła do kreacji bohaterów. Szczególnie
podoba mi się jak zarysowała główną postać – Sebastiana i
jego ojca – Roberta. Pani Jodełka nie skupiała się specjalnie na
wyglądzie zewnętrznym, lecz postawiła na portret psychologiczny.
Każda emocja, nękająca zmysły niepokojąca myśl, była opisywana
nie w sposób bezpośredni, lecz wyraźnie jednoznaczny i wprawiający
w podziw dla czytającego. Kolejne poruszenie w duszy ojca i syna
pozwalało na to, bym nie odłożyła książki, ciekawa jak wszystko
się rozegra.
„-Robercie,
pamiętaj – powtórzyła raz jeszcze, patrząc mu prosto w oczy.
Jej głos otaczał go ze wszystkich stron. - Nie jest najgorsze to,
co się zdarzy. Najgorszy jest strach. Strach przed tym, co się może
zdarzyć! Strach zabija.”*
W
moim odczuciu największym błędem podczas tworzenia książki było
umieszczenie map na końcu publikacji. Gdyby znajdowały się one
zaraz po pierwszym wspomnieniu o konkretnym miejscu, zdecydowanie
bardziej działało by to na wyobraźnie czytelnika i ułatwiało
odbiór tekstu. Kiedy są one zaraz za ostatnimi stronami powieści,
po prostu zapominamy, by zerknąć na nie w odpowiednim momencie, a
tekst staje się nieprzeniknioną tajemnicą i jedynie wytworem
wyobraźni pisarki. Trudno jest w ten sposób skupić się na treści
i w pełni wejść w historię pełną magii i niesamowitego
spojrzenia na sztukę, która otacza ludzi każdego dnia.
Zaletą
podczas lektury „Ars Dragonii” są, pojawiające się co jakiś
czas zapiski z tajnych akt pruskich. Muszę powiedzieć, że byłam
zachwycona tym pomysłem. Każdy kolejny fragment rozjaśniał umysł,
a opowieść nie z tej ziemi stawała się całkiem zrozumiała.
Szkoda jednak, że były one wręcz „wpychane” między kolejne
słowa w zdaniu. Znacznie lepiej byłoby, gdyby znajdowały się one
po zakończeniu konkretnego akapitu. Kiedy przerywały skupienie nad
omawianymi wydarzeniami, działały wręcz na nerwy, zamiast pomagać,
co zapewne miały na celu.
„Sebastianie,
gdy osobom wyjątkowym, takim jak ty, jest coś przeznaczone od
zawsze, uczynią to nawet przez sen (...)”*
Opisy
nauki walki z wszechogarniającą magią niezwykle mnie wciągnęły.
Czytanie o pokonywaniu kolejnych barier nie tyle zewnętrznych, co
znajdujących się we wnętrzu człowieka, sprawiało, że z
niezwykłą prędkością przewracałam kolejne strony. Lekcje, które
wbrew pozorom nie powinny nas dotyczyć, w końcu przydatne były one
jedynie w „magicznym Poznaniu”, były przesycone cennymi
wskazówkami dla osób, które pragną spełniać najbardziej
nierealne marzenia. Bardzo spodobała mi się ta uniwersalność,
którą odnajdywałam w pojedynczych zdaniach zza zamkowych ścian.
„(...)
są dwie techniki uczenia ludzi pływania. Powoli, spokojnie, z
nadmuchanym kółeczkiem, po kostki w wodzie (…) i druga metoda,
szybsza, polegająca na wrzuceniu od razu na głęboką wodę.”*
Całość
zaczyna smakować dobrze dopiero, gdy czytelnik skończy czytać
ostatnią stronę powieści. Nagle jasne stają się kolejne
działania pisarki, dotąd niezrozumiałe, a czasem nawet
denerwujące. Po lekturze rzekłabym chętnie „pierwsze koty za
płoty”. Choć nie wypadło idealnie, myślę, że „Ars Dragonia”
zdecydowanie może trafić w gusta literackie polskiej młodzieży.
Zdecydowanie mogę powiedzieć, że magia i pełne tajemnicy kolejne
strony są najsilniejszym punktem najnowszej publikacji Pani Jodełki.
Patrząc na zapowiadaną kontynuację, liczę, iż kolejna część
będzie lepsza, a czytający powieści młodzi ludzie zafascynują
się tym, co pozornie zwykłe, ale jakże pięknie.
*Cytaty
pochodzą z książki „Ars Dragonia” kolejno ze stron: 220, 43,
217, 119.
Z chęcią sięgnęłabym po ten tytuł, wydaje mi się bardzo intrygujący. Okładka mi się podoba i chyba w tym konkretnym przypadku byłabym w stanie zdzierżyć tę początkową dezorientację ;)
OdpowiedzUsuńOd samego początku nie byłam zainteresowana tą książką, nie moja bajka chyba. Ale trzeba przyznać, że tytuł przykuwa uwagę, chwytliwy i tajemniczy.
OdpowiedzUsuńSama raczej się nie skuszę, gdyż nie poczułam jakiegoś wzmożonego zainteresowania tą książką, ale polecę ją mojemu nastoletniemu bratankowi. Może on będzie bardziej chętny.
OdpowiedzUsuńPiękna jest ta książka w środku, ale jednak nie wiem czy po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńMam w domu inną książkę tej autorki i jeśli mi się spodoba, to zajrzę i do tej.
OdpowiedzUsuńJa już jakiś czas przymierzam się do tej pozycji. Chciałabym zobaczyć, jak autorka poradziła sobie z opisem Poznania, w którym mieszkam :) Twój wpis zdecydowanie mnie zachęcił do przyspieszonej lektury.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytałam "Grzechotkę" Jodełki. Książka bardzo mi się podobała i chętnie poznam inne jej prace np. Polichromię, ale na "Ars Dragonię" nie mam ochoty, dlatego że jest to typowa młodzieżówka, na dodatek niedoskonała.
OdpowiedzUsuńJodełki czytałam "Grzechotkę" - dobra, choć mocna książka. Ta tez jest intrygująca, tylko trochę obawiam się tego że jest dla młodzieży.
OdpowiedzUsuńksiążka ma w sobie ogromny potencjał. myślę, że uchybienia zostaną naprawione w kolejnej części i nie pozostanie nam już nic innego, jak tylko się zachwycać :)
OdpowiedzUsuńObecnie nie mam na nią ochoty, ale na pewno kiedyś ją poznam :) okładka jest cudna!
OdpowiedzUsuńNie czytałam i w sumie jakoś nie mam na tę książkę większej ochoty. Chyba sobie daruję ;d
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Z tą pani to i ja muszę się zapoznać, więc z chęcią się zapoznam. :)
OdpowiedzUsuńhmm, jakoś nie jestem przekonana, ale definitywnie nie mówię, że nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuń