Wyd.
Prószyński i S-ka
Warszawa
2011, 560 str.
Ocena:
10/10 Perełka
Imię
wydawać by się mogło, że we współczesnym czasie jest naszą
„niematerialną legitymacją”. Znajomi po imieniu wołają nas,
by znaleźć w tłumie. W pracy zwraca się tak szef, by wezwać na
dywanik. Przy sprawdzaniu obecności na zajęciach także słyszymy
swoje imię. Wydaje się nam one niepowtarzalne, póki nie spotkamy
kogoś, kto nazywa się tak samo, jak my. Może trochę działa na
nerwy, ale to tylko imię. Co byłoby gdyby jednak nie tylko imię
było identyczne? W dowodzie możemy znaleźć, że jest kilka osób,
które noszą część naszych personali. Zazwyczaj nigdy ich nie
poznamy. Ale... nigdy nie mówi nigdy. Życie płata figle, a Natalii
Sucharskich może być pięć.
„Spoglądały
na siebie nieufnie. Ojciec okazał się łajdakiem i jest ich pięć.
Pięć Natalii, ale nie pięć sióstr. Umył to rozumiał, serce
jeszcze nie. Poczucia pokrewieństwa, ani wspólnoty dusz nie miały.
Nie miały też wspólnej przeszłości i, co bardzo prawdopodobne,
przyszłości.”*
Olga
Rudnicka to młoda pisarka, która zadebiutowała będąc niewiele
straszą ode mnie. Ma ona na swoim koncie dziewięć błyskotliwie
napisanych pozycji, które cieszą się niewątpliwą popularnością
wśród wielu czytelników w Polsce. Będąca baczną obserwatorką
otaczającej rzeczywistości dziewczyna, na co dzień pracuje
jako asystentka osób niepełnosprawnych w Polskim Komitecie Pomocy
Społecznej w Śremie. W jej niezwykle wybujałej wyobraźni
pojawiają się co raz to nowe pomysły na literackie smaczki, przez
co rokrocznie dostarcza swoim fanom wiele emocji. Niedawno obiło mi
się o uszy, że „Natalii 5” ma zostać zekranizowane, więc
śmiało można rzec, iż każde marzenia mogą się zmaterializować.
Testament
skupia w biurze notariusza pięć kobiet. Każda jest inna nie tylko
pod względem wyglądu, ale jak się później okaże – również
charakteru. Wszystkie z Pań jednak mają cechę wspólną – noszą
to samo imię i nazwisko. Wszystkie także nie mają pojęcia iż
ojciec nie żyje, pozostawiwszy dla nich zadanie i... dom. Budynek, w
którym odkrywać siebie, relacje między nimi się rodzące,
tajemnice Sucharskiego oraz historię zaginionych monet. Nie
zabraknie oczywiście także serii włamań, co dziwne następujących
dopiero od momentu nie do końca wyjaśnionej śmierci właściciela
domu...
„Warto
prowadzić poszukiwania tak, jakby chodziło o coś bardzo, bardzo
małego.”*
O
książce „Natalii 5” słyszałam już nie raz. Wiele opinii na
temat tej pozycji przewijało się przez blogi, a na dodatek moja
przyjaciółka Eta nie mogła się nachwalić tej książki. Dlatego,
kiedy zobaczyłam ją na bibliotecznej półce, sięgnęłam po nią
bez wahania, by nikt nie zwinął mi jej sprzed nosa (choć w
promieniu kilku metrów nie było nikogo prócz bibliotekarki). Z
zadowoloną miną w pierwszej lipcowej gorączce wracałam busem do
domu, by jak najszybciej otworzyć tą tajemniczą księgę :)
Choć
powieść Pani Rudnickiej nie należała do najcieńszych, które
piętrzyły się na moich stosach na biurku, bez wahania postanowiłam
jak najszybciej odkryć świat przez nią wykreowany. Poznając na
pierwszych kilkudziesięciu stronach kolejne główne bohaterki,
czułam się nieco skołowana zresztą, jak się później okazało,
większość osób, które miały do czynienia z siostrami
Sucharskimi popadała przy pierwszym kontakcie w podobny obłęd.
Natalia Anna, Natalia Sucharska – Dębska, Natalia Magdalena,
Natalia i Natalia Anastazja – i jak tu nie przecierać powiek ze
zdumienia? Kiedy jednak pozna się wszystkie Panie, aż szokujący
jest fakt, że wcześniej nie mogliśmy uch odróżnić. W końcu
choć nieco podobne, każda z nich była inna i mała swoje zalety
oraz wady.
Wspominając
już o Pannach Sucharskich należy zaznaczyć, że za wykreowanie
tych postaci, zadbanie o najdrobniejsze szczegóły w tworzeniu
głównych bohaterek, należą się młodej pisarce nie lada owacje.
Zrobiła to wręcz fenomenalnie. Nie tylko nie można ich nie lubić,
ale również to, co robią, niejednokrotnie sprawia, że czytelnik
się śmieje do tomiszcza (jak to mój tata stwierdził – musi być
już z Tobą źle, że się do książki śmiejesz...) ;)
-Natalia
Sucharska.
Przez
chwilę czuła się jak oszustka. Powoli wchodziło jej w nawyk
przedstawianie się drugim imieniem. Jak wyjdziemy z domu dwie, to
będziemy musiały recytować komplet danych osobowych, przemknęła
jej nagła myśl. Zamiast mówić imię i nazwisko, będę podawać
PESEL.”*
Prócz
świetnie wykreowanych głównych bohaterek Pani Rudnicka zafundowała
nam zabawne postacie z policyjnej komendy. „Policjant z
wątpliwościami” jak roboczo zapisałam sobie Potockiego, ciekawił
mnie swoją elokwencją i wnikliwością w śledztwie, mimo niemalże
pewnych danych. Z kolei Marcin Kurek okazał się kawalarzem, a jego
powiedzonka były na miarę tekstów, którymi zaskakiwała nas moja
poprzednia germanistka. Także dzieciaki okazały się równie
przebojowe. Całe towarzystwo odwiedzając dom w Mechlinie w liczbie
wahającej się od siedmiu, przez dziewięć, po... kilkanaście osób
mogliśmy obserwować niemalże z bliska dzięki fantastycznym opisom
stworzonym plastycznym i przystępnym językiem, jakim posługuje się
w swojej prozie Pani Rudnicka.
„Więc
to nie zawał ani udar, ani nic bardzo strasznego i groźnego? - Nata
z trudem ukryła zawód w głosie. Jak ma napisać powieść, skoro
jej życie jest tak żałośnie puste i pozbawione sensacji?!”*
Z
wypiekami na twarzy czytałam i odkrywałam co raz to nowe skrytki
oraz tajemnicze schowki razem z Natką, próbowałam rozplanować
dokładnie działania z Anną, otworzyłam wyimaginowane wzory z
kolejną Natalią, opiekowałam się dziećmi z każdą z Pań, a
nawet pisałam powieść razem z przebojową Natą, która potrafiła
rozłożyć mnie na łopatki. Czułam się, jakbym sama znajdowała
się gdzieś pośród sióstr Sucharskich i odkrywała tajemnice ich
ojca, który okazał się niezłym ziółkiem.
„
- Co tu się dzieje? - do kuchni wkroczyła mama Natki - Dlaczego
macie dziurę w podłodze? - zastygła oszołomiona na widok mrocznej
czeluści. - To ich dziura - powiadomił ją Marcin - I ich kuchnia -
dodał Adrian - I nikomu nic do tego - ze złośliwym uśmiechem
dołożył Krzysztof.”*
Do
samego końca nie spodziewałam się rozwiązania, co w kryminałach
jest ogromną zaletą. Pani Rudnickiej prócz wciągającej powieści
z trupem w tle udało się stworzyć barwną obyczajowo historię
rozgrywającą się w Mechlinie. Myślę nawet, że momentami
gubiliśmy klimat typowy dla publikacji wpisującej się w ramy
literatury kryminalne. Doszłam jednak do wniosku, ze to wcale nie
odebrało publikacji uroku, a wręcz przeciwnie – dodało jej
oryginalności ni tylko w sferze pomysłu, ale również w samej
strukturze powieściowej. Miejscowość, w której rozgrywała się
akcja tym bardziej intrygowała, gdyż z tamtych okolic pochodzili
Watt-Skrzydlewscy związani z moją rodzinną miejscowością –
Ocieszynem.
Muszę
przyznać, że gdy znajdowałam się co raz bliżej końca, nie
chciałam rozstawać się ze siostrami Sucharskimi i dwoma zabawnymi
komisarzami. Całe te towarzystwo spodobało mi się na tyle, że
postanowiłam sobie przedłużyć czytanie o jeszcze jeden dzień,
zostawiając bodajże pięć stron na poranek. Było to trochę
dziwne, ale cóż, tylko ja mogę wpaść na tego rodzaju pomysły.
Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że Pani Olga postanowiła nie
porzucić po tych ponad pięciuset stronach tej niemal wybuchowej
mieszanki charakterów. Dla mnie „Natalii 5” to powieść za
krótka. Gdyby od razu dołożyła jeszcze kilkaset stron, z
pewnością nie spostrzegłabym się, kiedy bym je przeczytała. W
każdym razie kolejną powieść Pani Olgi kupię. Jeszcze nie wiem
kiedy, ale koniecznie muszę to zrobić, bo już nie mogę się
doczekać, kiedy będę mogła chwycić za „Drugi przekręt
Natalii”.
Marmurowo... - bardzo podoba mi się to zdjęcie :) |
„Natalia
Magdalena, kręcąc z niedowierzaniem głową, zaczęła wspinać się
po schodach. O kimś, kto umarł, mówi się, że odszedł. Ale w tym
przypadku z jednym odejściem jest związane tyle nadejść, że
głowa boli!”*
Zdecydowanie
mogę powiedzieć, iż to, co zaserwowała swoim czytelnikom Pani
Olga, trudno określić składnymi zdaniami i ładnymi frazesami. W
mojej głowie po lekturze powieści „Natalii 5” szaleje
niezmierzona burza emocji niezwykle pozytywnych. Nie mogę się
nadziwić nad tak dokładnie i skrupulatnie dopasowanymi wyrazami,
tworzącymi ciągi nie tyleż nieprawdopodobnych zdarzeń, co spójną
całość, mimo braku typowych wyznaczników moich oczekiwań
względem powieści z dreszczykiem. Od dziś postanawiam, że pisarkę
tę pozostawiam poza tymi granicami, oczekując równie wielkich
emocji w kolejnych czytanych przeze mnie publikacjach.
Czytaliście
kiedyś świetny i błyskotliwy kryminał? Spotkaliście się kiedyś
z niebywała komedią, która sprawia, że śmiejesz się sam do
siebie? Czy autor kiedyś zrobił Was tak w przysłowiowe jajo, że
mieliście ochotę mu przyklasnąć? Po przeczytaniu „Natalii 5”
z pewnością na każde z tych pytań będziecie mogli opowiedzieć
„TAK”. Kiedy spoglądam na to opasłe tomiszcze leżące obok
mnie, za każdym razem głos ze środka woła „jeszcze raz”.
Obstawiam, że z Wami będzie podobnie. Gorąco polecam powieść
Rudnickiej, która z pewnością niejednego czytelnika jeszcze
zaskoczy! ;)
*Cytaty
pochodzą z książki „Natalii 5” kolejno ze stron: 85, 276, 305,
88, 92
Masz rację, ta książka to prawdziwa perełka w swoim gatunku. Bardzo mi się podobała, podobnie jak jej kontumacja. Ale muszę przyznać, że bliższy mojemu sercu jest ''Fartowny pech'', też utrzymany w takim zabawnym, humorystycznym klimacie, ale fabuła kręci się wokół gangsterów i światka przestępczego, a to zdecydowanie moje klimaty:)
OdpowiedzUsuńNie znam nic tej autorki, ale bardzo chciałabym w końcu poznać jej twórczość! Jestem pewna, że to świetne książki, z resztą każda recenzja tylko to potwierdza. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą autorkę, a ta książka to naprawdę istna perełka:) Polecam ci teraz "Drugi przekręt Natalii":) Bardzo udana kontynuacja:)
OdpowiedzUsuńW ogóle nie słyszałam o tej książce. Jak to możliwe?! Chyba była jakoś słabo wypromowana.Zapisuje tytuł i będę polować :)
OdpowiedzUsuńZabawne postacie z komendy jeszcze bardziej mnie przekonują do tej książki. Muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńAle świetnie, że tak dobrze odebrałaś tę książkę, bo już czeka w moim stosiku, a ja jeszcze bardziej nie mogę się jej doczekać! :D Wcześniej czytałam "Martwe jezioro" i "Czy ten rudy kot to pies?" (obie polecam), ale coś czuję, że "Natalii 5" może być jeszcze lepsze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Czytałam tą książkę i jej drugą część i za każdym razem dobrze się bawiłam. Podobno ma być ekranizacja "Natalii5"
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja i bardzo wysoka ocena. Trzeba przeczytać :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że uwielbiam tę powieść ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka polskiej autorki i tak pozytywna opinia! Chyba trzeba wybrać się do biblioteki, albo księgarni i ją znaleźć! :D
OdpowiedzUsuńhttp://dzikie-anioly.blogspot.com/
Jak 10/10, czyli perełka to muszę ją wreszcie przeczytać - już zdecydowanie za długo czeka na swoją kolej ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie książka ma 11 na 10, bo brakuje skali :) Serio. Czytałam ją już dwukrotnie i za każdym razem byłam zachwycona, co chwilę wybuchałam niekontrolowanym śmiechem. Kup sobie drugi tom Natalii
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji, koniecznie muszę dorwać ,,Natalii 5" :)
OdpowiedzUsuń