Warszawa
2012, 408 str.
Ocena:
9/10 Niecodzienna
Każdy
z ludzi ma tylko raz szansę stąpać po ziemi. Tylko raz może czuć,
kochać, smucić się i płakać. Czasem jednak ziemska wędrówka
nie trwa latami, a życie niczym światełko na świeczce, które
rozpala się gwałtownie, gaśnie w mgnieniu oka. Ważnym jest jednak
to, by rodzina swoim ciepłem i radością z małych promieni
codzienności, mogła towarzyszyć w tym, co trudne. Tylko co zrobić
jeśli stracimy z oczu ukochane dziecko wiedząc, że w każdej
chwili może umrzeć? Ale przecież śmiercią nie jest jedynie
serce, przestające bić. Kres życia to też lęk odbierający wolną
wolę, wyrzuty sumienia nęcące myśli czy odcięcie od świata nie
pozwalające oddychać pełną piersią...
„(...)
ludzie są w stanie dokonać wszystkiego, na czym im zależy, i
jestem pewny, że w tej chwili jakiś naukowiec usiłuje znaleźć
lek na chorobę Sophie. I może mu się uda. Mówię tylko, że nie
możesz wykluczać takiej ewentualności, nie możesz pozbywać się
nadziei.”**
Sophie
od kilku lat choruje na niewydolność nerek. To krucha dziewczynka,
będąca oczkiem w głowie dziadków i rodziców. Codziennie otaczana
najtroskliwszą opieką nie może razem uczyć się z dziećmi i
jeździć z nimi na obozy. Wszystko zmienia się za sprawą
eksperymentalnej terapii z herbaliną, której wszyscy, prócz Janine
są przeciwni. Matka, choć również miała obawy, zaryzykowała, by
zobaczyć promienny uśmiech córki, której nie dawano wielu szans.
Sophie staje się na tyle silna, że kobieta zezwala jej na
weekendowy biwak. Nie ma jednak pojęcia, że straci córkę z oczu
na więcej niż trzy dni, może już na zawsze...
„Janine
nagle zrozumiała, jak to jest, kiedy człowiek znajdzie się po
drugiej stronie informacji wypełniających dzienniki. Dla widzów
zniknięcie trzecich osób jest tylko kolejną odległą tragedią,
dla rodzin to wydarzenie oznaczające koniec świata.”*
Pani
Chamberlain była jedną z zagranicznych pisarek, o których dość
dużo się naczytałam, jednak ciągle brakowało odwagi (?) lub
czasu (?) by chwycić za ich prozę. Autorka powieści, za którą
chwyciłam była wielokrotnie nagradzana. W swoim literackim dorobku
ma już dwadzieścia dwie publikacje, które cieszą się sympatią
czytelników na całym świecie. W Polsce nakładem wydawnictwa
Prószyński i S-ka ukazało się sześć książek, a sama autorka
trafiła swoimi słowami do serc wielu Polaków.
Kiedy
przeczytałam recenzję jednej z książek Pani Chamberlain u
Książkówki, uparłam się (jak nigdy), że koniecznie już teraz,
a nie później, muszę przeczytać powieść tejże pisarki. Wiele
nie trwało i między maturami (o zgrozo!) wypożyczyłam „Szansę
na życie”, która po prostu wpadła mi w ręce. Minął jednak
maj, zaczął mijać powoli czerwiec, a ja, choć spoglądałam nadal
na publikację z nadzieją, nie umiałam tak po prostu zacząć jej
czytać. Czekałam na moment, w którym proza w pełnym tego słowa
znaczeniu, będzie mi potrzebna. Słowa zapisane piórem Pani Diane
rozpoczęły wędrówkę przed moim oczami ostatniego czerwca, by
zaczarować pięknem każdej kolejno stawianej frazy...
„Kiedy
skupiasz się wyłącznie na przyszłości, tracisz dzień dzisiejszy
– dla was obu. Jeśli tematem przewodnim staje się niepokój o
przyszłość, nie jesteś w stanie cieszyć się tym, co jest
możliwe teraz.”**
Nie
pamiętam kiedy ostatnio byłam tak chłonna nieskomplikowanych zdań,
czasem nasyconych tajemnicą, znacznie częściej po prostu emocjami.
Po próbach przebicia się przez początek „Domu nad jeziorem
smutku”, musiałam na jakiś czas odłożyć tę powieść. Wtedy
nieśmiało spoglądała na mnie pozycja biblioteczna, na którą
oczekiwał już kolejny czytelnik. Otworzyłam, przeczytałam
pierwszy rozdział i kolejny, kolejny, kolejny... Aż zaczęło mi
się wydawać, że sama siedzę obok Joego, Pauli, Lucasa i Janine na
plastikowym krzesełku, nie mogąc w duchu wytrzymać tej
bezczynności. Bo przecież Sophie zaginęła i na pewno żyje.
"Ostatnie pożegnanie" przed biblioteką :) |
„Rodzice
cię kochają, ale przywykli do mówienia 'czarne' w odpowiedzi na
twoje 'białe', i teraz po prostu nie jesteś w stanie z nimi
wygrać.”*
„Szansa
na życie” to nie tylko świetna powieść z wątkiem
detektywistyczno-kryminalnym, ale także idealny obraz matek, ich
trosk, problemów, drobnych radości i niekiedy rozdzierającej serce
i niepozwalającej na realne spojrzenie – macierzyńskiej miłości.
Po lekturze pozycji uświadomiłam sobie, że Pani Chamberlain
pokazała nam nie tylko pełną determinacji Janine, która była
wiecznie krytykowana przez swoją rodzicielkę. Powieściopisarka
genialnie zilustrowała psychikę jednej z głównych bohaterek,
pokazując, jak niezwykle ważne są słowa kobiety, która niegdyś
dzierżyła nas w swoich objęciach. Młoda Donohue choć często
stawia czoło słowom rodziców i Joego bez zawahania, walczy
jednocześnie z burzą emocji i poczuciem winy w głębi duszy. W
końcu nie każda matka potrafi latać helikopterem i nie brała
udział w wojnie. Zoe stanowiła zaś matkę, która pragnęła
nadrobić miniony czas, nie zauważając żadnych wad swojego
dziecka. Chciała zrekompensować stracone lata Marti, nie
dostrzegając jej prawdziwego oblicza...
„Magia
nie istnieje. Myślisz, że odwagę bierzesz od drzewa, ale tak
naprawdę odwaga jest w tobie.” *
„Szansa
na życie” świetnie pokazuje również czym jest odwaga. Nie mam
na myśli jedynie postawy Sophie, która mimo choroby codziennie
starała się uśmiechać, by sprawić tym radość otaczającym jej
ludziom i dodać im otuchy, ale również o Lucasie, Janine i Joem.
Ci dorośli ludzie wykazali się hartem ducha w momencie, kiedy
śmierć była blisko i wszystko wskazywało na to, że Sophie
zginęła. Ich odwaga i siła woli pozwalały im wierzyć, że to
jeszcze nie koniec poszukiwać, że w końcu staną na drodze, która
poprowadzi ich do chorej dziewczynki.
„Kiedy
weszli do lasu, Janine usłyszała warkot ciężarówki, którą
odjeżdżała Valerie. Jak się czuje po nieudanej akcji? Czy Sophie
będzie prześladować ją w snach, czy może po prostu kobieta
zostawi ten tydzień za sobą i rozpocznie nowe, inne poszukiwania z
nadzieją na szczęśliwsze zakończenie?”*
Myślę,
że tajemnica piękna, które odkryłam na kartach powieści pt.
„Szansa na życie” tkwi w prostocie. Pani Chamberlain nie sięga
po sytuację skrajnie nierealną, przecież wiele razy widzieliśmy
na ekranach telewizorów zrozpaczonych rodziców. Nie przerysowuje
żadnych elementów świata przedstawionego od bohaterów, po kolejno
następujące zdarzenia. Świetnie miarkowała też emocje bohaterów,
które w mig stawały się odczuciami samego czytelnika. Z czasem nie
tylko Janine i Joemu mocno bije serce, kiedy nadchodzą kolejne
wieści na temat Sophie i przez ułamek sekundy nie mamy pojęcia czy
będą one negatywne, czy pozytywne.
Dziś
wiem, że proza Pani Diane nie jest tą, którą można mijać z
obojętnością. Operując słowem sprawia, że z prostych i
nieskomplikowanych pomysłów powstają niecodzienne konstrukcje. To
piękna i wzruszająca powieść nie tylko dla kobiet w każdym
wieku, ale również mężczyzn żądnych emocji, których nie możemy
doznawać na co dzień. Napięcie,strach i niesamowite nerwy, a
momentami drżenie rąk i łzy w oczach gwarantowane. Szczerze
polecam i już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę lekturę „W
słusznej sprawie”, która to książka czeka już na moim biurku
na swoją kolej ;)
*Cytaty
pochodzą kolejno ze stron: 160, 200, 407, 315.
**
Cytaty nieoznakowane stronami z książki „Szansa na życie”.
Słyszałam o tej książce, ale nie jestem do niej przekonana. Myślę, że mnie nie zainteresuje, więc tym razem sobie chyba odpuszczę.
OdpowiedzUsuńim-bookworm.blogspot.com
O tej książce nie słyszałam, ale o autorce za to już tak. Lubię twórczość Picoult i z tego, co miałam okazję usłyszeć, to ta pani porusza podobną tematykę, dlatego sądzę, że mogłaby mi się spodobać. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam jedną książkę Picoult i kiedy sobie o niej przypomnę przyrównując do Chamberlain, masz rację z tą tematyką :)
UsuńPrzygodę z twórczością tej pani zaczęłam od "Zatoki o północy" i średnio przypadła mi do gustu, ale już kolejne książki - "W słusznej sprawie", "Kłamstwa" - sprawiły, że chcę więcej :D
OdpowiedzUsuń"W słusznej sprawie" to jedna z lepszych książek jakie czytałam w ostatnich miesiącach. Wczoraj skończyłam jej lekturę, także niedługo i o tej publikacji napiszę ;)
UsuńOd dawna planuję zapoznać się z twórczością tej autorki. Czuję, że jej proza do mnie dotrze i wzbudzi wiele emocji.
OdpowiedzUsuńAwiolo, póki nie przeczytasz sprawie, ze będziesz miała ochotę na jej powieści, gdyż kolejna pozycja, którą czytałam, okazała się jeszcze lepsza ;)
UsuńSłyszałam o powieściach Chamberline, ale jakoś mi z nimi nie po drodze :-)
OdpowiedzUsuńKsiążki tej autorki to dla mnie na razie zagadka :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że książka jest dopracowana i nie jest przesadzona. Współczuję matce, mogę się jedynie domyślać, co przeżywała. Ja też nie mogę się zebrać, żeby przeczytać książki Diane, kurcze, a wiem, że by mi się spodobały!
OdpowiedzUsuńPS. Mój usunięty komentarz to sprawka mojej młodszej siostry, której czasami nie wiem, co siedzi w głowie...
UsuńKasiu, po stokroć warto. Działam teraz na zasadzie - jedna książka Chamberlain miesięcznie. Kiedy przychodzę do biblioteki, Pani już dobrze wie, co będę rezerwować.
UsuńPS. Skąd ja znam "zaskakujące" pomysły młodszego rodzeństwa. Tak się składa, że mam aż dwie siostry, więc nie jest mi to obce ;)
Od dłuższego czasu mam ochotę na książki autorki. Dzisiaj akurat przeglądałam tytuły jej książek w necie i się zastanawiałam od której zacząć. A tu u Ciebie recenzja jednej z nich. :) Jak uda mi się ja znaleźć w bibliotece to od razu wypożyczam ;)
OdpowiedzUsuńChamberlain nie czytałam i raczej nieprędko to zrobię. Jakoś nie ciągnie mnie do tego typu literatury :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś o tej książce :) Czytałam tylko "Zatokę o Północy", ale jestem oczarowana. Autorka nie przerysowuje sytuacji, emocji czy portretów psychologicznych bohaterów. Ona stawia na realizm, na codzienność, ukazując wszystko tak, jak mogłoby być, jak było, jak jest, dodając do tego szczere emocje. Podoba mi się styl jakim pisze, jakie tematy porusza. Na swojej półce mam "W słusznej sprawie" i zamierzam w tym miesiącu ją przeczytać. Mam nadzieję, że czas pozwoli. A "Szansa na życie" czeka na liście ;)
OdpowiedzUsuńLubię i cenię twórczość Chamberlain, ponieważ w swoich powieściach zazwyczaj porusza bardzo ciekawe, zarazem trudne, społeczno- moralne tematy, które niejednokrotnie zmuszają czytelnika do pewnych przemyśleń i refleksji. W sumie bardzo podobnie pisze też inna pisarka, którą lubię, mianowicie Jodi Picoult. Tak mi się przynajmniej wydaje.
OdpowiedzUsuńWracając jednak do sedna sprawy, powyższej książki akurat nie znam, lecz skoro oceniasz ją tak bardzo pozytywnie, to nie pozostaje mi nic innego, jak się na nią skusić.
Widzę, że w komentarzach padają porównania do Picoult, a ja nie znam ani jednej, ani drugiej autorki, co za wstyd. ;) Chyba czas to zmienić. Tylko tematyka trochę nie moja, na ogół unikam chorych bohaterek dziecięcych.
OdpowiedzUsuńOstatnio głośno o tej pisarce, no i ocena mówi sama za siebie. Muszę jakoś zdobyć tę powieść. :)
OdpowiedzUsuń