Gdynia
2012, 146 str.
Ocena:
6/10 Niezła
Dwudziesty
pierwszy wiek przyciągnął ze sobą nie tylko nowe urządzenia,
portale społecznościowe czy globalizację. To czas, w którym w
niepamięć odeszły kina samochodowe jako miejsce randek,
charakterystyczne kabriolety, a nawet mleko w szklanych butelkach.
Zmienili się również ludzie, dla których ważniejsze stały się
wartości materialne. Czy świat zmierza w dobrym kierunku?
A
może sami zastanawialiście się
kiedyś czy pasujecie do tego świata?
Pan Michał Czapliński to debiutant na polskim
rynku. Choć na razie niewiele mi o nim wiadomo, liczę na to, że
jeszcze nie raz spotkam się z prozą mężczyzny, który spoją
pierwszą powieść zadedykował ojcu.
Gabriel
wraca do świata po ponad trzydziestu latach. Patrząc na wręcz
mknące po ulicach miasta samochody wszelakich „kształtów”
zastanawia się, gdzie podziało się to, co ludzie tak kochali w
ubiegłym stuleciu. Brak czarno-białych fotografii,
gdzie można było odkryć wszystkie kolory tęczy, a także magii
obecnej w niezapomnianej muzyce i kinie w stylowych automobilach.
Mężczyzna zaczyna zastanawiać się dlaczego brak świata
okalanego płaszczem niewinnego konsumpcjonizmu z o wiele bogatszą i
przystępną człowiekowi naturą. Brak mu również refleksji i
spokoju, jaki panował w każdym dniu, mimo pracy, szkoły, domu. Czy
portale społecznościowe i reality show zamazały pamięć o
artyzmie architektury miast brukowanych uliczek prowadzących do
tajemnicy? Czy Gabriel tęskniąc za tym, co bezpowrotnie utracił,
może znaleźć swoją drogę w obecnym XXI wieku?
Kiedy
zdecydowałam się na lekturę wierzyłam, że odkryje dzięki niej
magię tego, co ludzie uwielbiali jeszcze nim się urodziłam. Sama
często przeglądam stare, czarno-białe fotografie w albumie mamy
czy dziadka i za każdym razem wyczuwam jakąś większą radość ze
wspólnego przebywania ze sobą ludzi. Tak było też, gdy byłam
mniejsza – wtedy fotografii nie gromadziło się na twardym dysku,
a w albumie, do którego wracam z uśmiechem na ustach. Nim zaczęłam
czytać, bardzo chciałam, aby Autor pokazał mi niewątpliwy
kontrast między przeszłością a teraźniejszością za pomocą
niebanalnej historii. A co znalazłam za ciemną, dość upiorną
okładką?
„Powiadają,
że szczęście jest sobą dla szczęśliwych oczu, dla smutnych
zawsze będzie powodem ich podłego nastroju.”
Przyznam,
że choć początek był strasznie chaotyczny i nie mogłam się w
nim połapać, postanowiłam nie poddawać się zwłaszcza ze względu
na lekkość pióra Pana Michała. Każde kolejne słowo wręcz
samoistnie stawało się już przeczytanym i przemyślanym. Kiedy
zaczęła rozgrywać się historia Gabriela wszystko nabrało
wyraźniejszych barw, choć nie spodziewałam się takiego rozwoju
sytuacji. Momentami wydawało się wręcz, że przez postać
przemawia sam autor, który czasami mniej udolnie chce przekazać
czytelnikowi swoje refleksje i przemyślenia na temat świata.
„-Tutaj,
na rancho, wszyscy, Manu, myślimy o sobie bezustannie. Mamy taki
plan: każdy wybiera sobie osobę, o której będzie codziennie
pamiętał.
-
Dlaczego?
-
Robimy to, ponieważ złe wiadomości zawsze zaskakują. Ten, o
którym myśli się cały czas, nie umiera. Myśląc o tych, których
najbardziej kochamy, utrzymujemy ich przy życiu. Chronimy ich przed
śmiercią, która często przychodzi, kiedy najmniej się tego
spodziewamy.”
Fabuła,
choć nieco przejrzysta, była niezłą „oprawą” tego, co
chciała przekazać poprzez książkę Pan Czapliński. Pomysł może
i był ciekawy, jednak wykonanie – miejscami nie takie, jakiego
byśmy się spodziewali. Autor świetnie dobierał słownictwo i
idealnie prowadził narrację spisując monologi głównego bohatera,
tudzież opisują jego emocje. Bardzo podobała mi się scena, w
której bardzo wyraźnie podkreślił wagę relacji człowieka z
Bogiem wprowadzając ją w dość prozaiczny sposób (rozmyślania
podczas biegu). W tym momencie wydawałam się strasznie pozytywnie
zaskoczona.
„
To
prawda: bieganie może stać się aktem kontemplacji, medytacji w
ruchu. W takich momentach myślę o moich planach, marzeniach... Gdy
byłem młodzieńcem, wybierałem czasem kilka bądź kilkanaście
krajów, które bardzo chciałem odwiedzić, i każde okrążenie
poświęcałem jednemu z tych państw powtarzając jego nazwę w
myślach i wyobrażając sobie różne obrazy, zapachy, smaki oraz
mieszkańców. Po kilku kółkach byłem już na innym kontynencie. I
tak właśnie podróżowałem: za darmo i bez bagażu.”
Zawód
sprawiły mi jednak dialogi. Moim zdaniem były nieco suche, a nawet
mało rzeczywiste. Moim zdanie ludzie, nawet jeśli za czymś
tęsknią, rozmawiają ze sobą tworząc frazy przesycone przez
emocje, ale nie tak sztucznie, jak przedstawił to Pan Czapliński.
Na
szczęście doczekałam się kolejnego pozytywu – podczas podróży
Gabriela i Manueli do „Raju”. Tam znów powrócił swobodny styl,
a czytelnikowi łatwiej było sobie wyobrazić jak może wyglądać
to niezwykłe miejsce, które istnieje „ponad” współczesnym
światem. Autor świetnie wplótł złote myśli poprzez kazanie ojca
Bernarda, które komentowali ludzie po różnych przejściach.
Pozwalało to na chwilę refleksji, której doznałam już wcześniej,
przed spotkaniem Gabo z Manuelą. Całą radość z czytania tych
fragmentów zepsuła nieco zakończenie historii bratnich dusz, które
spotkały się w świecie, do którego nie należą.
„Najczęściej
ludzie uciekają przed deszczem, chcąc się przed nim schronić,
mnie jednak zależało na tym, by się nim prawdziwie cieszyć, a tę
radość pragnąłem wyrazić poprzez ruch. Czy nie tak zachowują
się ludzie szczęśliwi? Gdyby tylko mogli, zaczęliby latać, a tak
– skaczą i krzyczą.”
Proza
Pana Czaplińskiego miewała lepsze i gorsze momenty, jednak śmiało
mogę stwierdzić, że zobaczyłam to, czego tam bardzo pragnęłam –
kontrast między tym, co było, a tym, co możemy obserwować dziś.
Szkoda jednak, że całość została przedstawiona w opowieści,
która miała swoje wzloty i upadki, a mimo to była kopalnią
niezwykłych myśli.
Podsumowując,
muszę powiedzieć, że książka Pana Michała nie jest idealnym
debiutem, jednak w jego piórze drzemie ogromny potencjał i dobry
warsztat. Żałuję jedynie, że nie wszystko zostało tu dopięte na
ostatni guzik, a fabuła wydaje się momentami jakby doklejona na
siłę. Mimo to, zwłaszcza dzięki uchwyceniu przeciwstawności
wczoraj i dziś warto przeczytać debiutancką publikację Pana
Michała, by przypomnieć sobie o tym, co utraciliśmy bezpowrotnie i
pozostanie jedynie w naszych wspomnieniach.
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa
Novae Res,
za co serdecznie dziękuję ;)
---------------------
Głosowanie na Blog Roku 2012 trwa jeszcze tylko do czwartku 31 styczni do godziny 12:00. KSIAZKI-MEME są co raz bliżej dziesiątki awansującej do kolejnego etapu. Pomożecie spełnić jedno z moich marzeń?
---------------------
Głosowanie na Blog Roku 2012 trwa jeszcze tylko do czwartku 31 styczni do godziny 12:00. KSIAZKI-MEME są co raz bliżej dziesiątki awansującej do kolejnego etapu. Pomożecie spełnić jedno z moich marzeń?
Wystarczy wysłać SMSa o treści
E00500 na numer 7122
koszt to jedyne 1,23 zł, a dochód z SMSów zostanie przekazany na cele charytatywne.
Ja mimo wszystko jednak nie przeczytam - za dużo jest świetnych książek przede mną, żeby tracić czas na te średnie.. ;)
OdpowiedzUsuńMnie nawet zaciekawiła. Może sięgnę
OdpowiedzUsuńChyba nie sięgnę. Może poczekać na kolejne dzieła autora i wtedy się skuszę? Zobaczymy :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie tylko ja będę czekać na kolejną pozycję spod pióra Pana Michała ;)
UsuńMroczna okładka ;) Poszukam jej w bibliotece.
OdpowiedzUsuńMasz racje - okładka niezwykle mroczna. Mimo to "środek" lżejszy pod względem "straszności", ale za to nieco skłaniający do refleksji nad własnym życiem ;)
Usuń