poniedziałek, 28 stycznia 2013

[114] Michał Czapliński „By schronić się w przeszłości”

Wyd. Novae Res

Gdynia 2012, 146 str.

Ocena: 6/10 Niezła



Dwudziesty pierwszy wiek przyciągnął ze sobą nie tylko nowe urządzenia, portale społecznościowe czy globalizację. To czas, w którym w niepamięć odeszły kina samochodowe jako miejsce randek, charakterystyczne kabriolety, a nawet mleko w szklanych butelkach. Zmienili się również ludzie, dla których ważniejsze stały się wartości materialne. Czy świat zmierza w dobrym kierunku?

A może sami zastanawialiście się kiedyś czy pasujecie do tego świata?



Pan Michał Czapliński to debiutant na polskim rynku. Choć na razie niewiele mi o nim wiadomo, liczę na to, że jeszcze nie raz spotkam się z prozą mężczyzny, który spoją pierwszą powieść zadedykował ojcu.



Gabriel wraca do świata po ponad trzydziestu latach. Patrząc na wręcz mknące po ulicach miasta samochody wszelakich „kształtów” zastanawia się, gdzie podziało się to, co ludzie tak kochali w ubiegłym stuleciu. Brak czarno-białych fotografii, gdzie można było odkryć wszystkie kolory tęczy, a także magii obecnej w niezapomnianej muzyce i kinie w stylowych automobilach. Mężczyzna zaczyna zastanawiać się dlaczego brak świata okalanego płaszczem niewinnego konsumpcjonizmu z o wiele bogatszą i przystępną człowiekowi naturą. Brak mu również refleksji i spokoju, jaki panował w każdym dniu, mimo pracy, szkoły, domu. Czy portale społecznościowe i reality show zamazały pamięć o artyzmie architektury miast brukowanych uliczek prowadzących do tajemnicy? Czy Gabriel tęskniąc za tym, co bezpowrotnie utracił, może znaleźć swoją drogę w obecnym XXI wieku?



Kiedy zdecydowałam się na lekturę wierzyłam, że odkryje dzięki niej magię tego, co ludzie uwielbiali jeszcze nim się urodziłam. Sama często przeglądam stare, czarno-białe fotografie w albumie mamy czy dziadka i za każdym razem wyczuwam jakąś większą radość ze wspólnego przebywania ze sobą ludzi. Tak było też, gdy byłam mniejsza – wtedy fotografii nie gromadziło się na twardym dysku, a w albumie, do którego wracam z uśmiechem na ustach. Nim zaczęłam czytać, bardzo chciałam, aby Autor pokazał mi niewątpliwy kontrast między przeszłością a teraźniejszością za pomocą niebanalnej historii. A co znalazłam za ciemną, dość upiorną okładką?



Powiadają, że szczęście jest sobą dla szczęśliwych oczu, dla smutnych zawsze będzie powodem ich podłego nastroju.”


Przyznam, że choć początek był strasznie chaotyczny i nie mogłam się w nim połapać, postanowiłam nie poddawać się zwłaszcza ze względu na lekkość pióra Pana Michała. Każde kolejne słowo wręcz samoistnie stawało się już przeczytanym i przemyślanym. Kiedy zaczęła rozgrywać się historia Gabriela wszystko nabrało wyraźniejszych barw, choć nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Momentami wydawało się wręcz, że przez postać przemawia sam autor, który czasami mniej udolnie chce przekazać czytelnikowi swoje refleksje i przemyślenia na temat świata.



-Tutaj, na rancho, wszyscy, Manu, myślimy o sobie bezustannie. Mamy taki plan: każdy wybiera sobie osobę, o której będzie codziennie pamiętał.
- Dlaczego?
- Robimy to, ponieważ złe wiadomości zawsze zaskakują. Ten, o którym myśli się cały czas, nie umiera. Myśląc o tych, których najbardziej kochamy, utrzymujemy ich przy życiu. Chronimy ich przed śmiercią, która często przychodzi, kiedy najmniej się tego spodziewamy.”



Fabuła, choć nieco przejrzysta, była niezłą „oprawą” tego, co chciała przekazać poprzez książkę Pan Czapliński. Pomysł może i był ciekawy, jednak wykonanie – miejscami nie takie, jakiego byśmy się spodziewali. Autor świetnie dobierał słownictwo i idealnie prowadził narrację spisując monologi głównego bohatera, tudzież opisują jego emocje. Bardzo podobała mi się scena, w której bardzo wyraźnie podkreślił wagę relacji człowieka z Bogiem wprowadzając ją w dość prozaiczny sposób (rozmyślania podczas biegu). W tym momencie wydawałam się strasznie pozytywnie zaskoczona.



To prawda: bieganie może stać się aktem kontemplacji, medytacji w ruchu. W takich momentach myślę o moich planach, marzeniach... Gdy byłem młodzieńcem, wybierałem czasem kilka bądź kilkanaście krajów, które bardzo chciałem odwiedzić, i każde okrążenie poświęcałem jednemu z tych państw powtarzając jego nazwę w myślach i wyobrażając sobie różne obrazy, zapachy, smaki oraz mieszkańców. Po kilku kółkach byłem już na innym kontynencie. I tak właśnie podróżowałem: za darmo i bez bagażu.”



Zawód sprawiły mi jednak dialogi. Moim zdaniem były nieco suche, a nawet mało rzeczywiste. Moim zdanie ludzie, nawet jeśli za czymś tęsknią, rozmawiają ze sobą tworząc frazy przesycone przez emocje, ale nie tak sztucznie, jak przedstawił to Pan Czapliński.



Na szczęście doczekałam się kolejnego pozytywu – podczas podróży Gabriela i Manueli do „Raju”. Tam znów powrócił swobodny styl, a czytelnikowi łatwiej było sobie wyobrazić jak może wyglądać to niezwykłe miejsce, które istnieje „ponad” współczesnym światem. Autor świetnie wplótł złote myśli poprzez kazanie ojca Bernarda, które komentowali ludzie po różnych przejściach. Pozwalało to na chwilę refleksji, której doznałam już wcześniej, przed spotkaniem Gabo z Manuelą. Całą radość z czytania tych fragmentów zepsuła nieco zakończenie historii bratnich dusz, które spotkały się w świecie, do którego nie należą.



Najczęściej ludzie uciekają przed deszczem, chcąc się przed nim schronić, mnie jednak zależało na tym, by się nim prawdziwie cieszyć, a tę radość pragnąłem wyrazić poprzez ruch. Czy nie tak zachowują się ludzie szczęśliwi? Gdyby tylko mogli, zaczęliby latać, a tak – skaczą i krzyczą.”



Proza Pana Czaplińskiego miewała lepsze i gorsze momenty, jednak śmiało mogę stwierdzić, że zobaczyłam to, czego tam bardzo pragnęłam – kontrast między tym, co było, a tym, co możemy obserwować dziś. Szkoda jednak, że całość została przedstawiona w opowieści, która miała swoje wzloty i upadki, a mimo to była kopalnią niezwykłych myśli.



Podsumowując, muszę powiedzieć, że książka Pana Michała nie jest idealnym debiutem, jednak w jego piórze drzemie ogromny potencjał i dobry warsztat. Żałuję jedynie, że nie wszystko zostało tu dopięte na ostatni guzik, a fabuła wydaje się momentami jakby doklejona na siłę. Mimo to, zwłaszcza dzięki uchwyceniu przeciwstawności wczoraj i dziś warto przeczytać debiutancką publikację Pana Michała, by przypomnieć sobie o tym, co utraciliśmy bezpowrotnie i pozostanie jedynie w naszych wspomnieniach.



Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję ;)

---------------------

Głosowanie na Blog Roku 2012 trwa jeszcze tylko do czwartku 31 styczni do godziny 12:00. KSIAZKI-MEME są co raz bliżej dziesiątki awansującej do kolejnego etapu. Pomożecie spełnić jedno z moich marzeń? 
  
Wystarczy wysłać SMSa o treści E00500 na numer 7122

koszt to jedyne 1,23 zł, a dochód z SMSów zostanie przekazany na cele charytatywne.

6 komentarzy:

  1. Ja mimo wszystko jednak nie przeczytam - za dużo jest świetnych książek przede mną, żeby tracić czas na te średnie.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie nawet zaciekawiła. Może sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie sięgnę. Może poczekać na kolejne dzieła autora i wtedy się skuszę? Zobaczymy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie tylko ja będę czekać na kolejną pozycję spod pióra Pana Michała ;)

      Usuń
  4. Mroczna okładka ;) Poszukam jej w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje - okładka niezwykle mroczna. Mimo to "środek" lżejszy pod względem "straszności", ale za to nieco skłaniający do refleksji nad własnym życiem ;)

      Usuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)