niedziela, 28 września 2014

[160] Diane Chamberlain „W słusznej sprawie”


Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2014, 456 str.
Ocena: 10/10 Perełka

Wolna wola to jedna z najważniejszych rzeczy, jaka została przyrodzona człowiekowi z jego pierwszym tchnieniem. Wybieramy czasem dobrze, niekiedy źle, jednakże robimy to sami, bez żadnych nacisków i presji. Możemy tylko siebie winić za błędy, nie mając pretensji, że ktoś uniemożliwił nam wybór. Samodzielna decyzja jednak niejednokrotnie była odbierana ludziom na całym świecie. O wielu sytuacjach tego typu mówiło się przez lata, do dziś pozostaje to w naszej pamięci. Niektóre z nich zostały tymczasem zostały pominięte i schowane przed światem...

„A przecież to właśnie jest najważniejsze, czyż nie? Móc wybrać to, czego pragniemy.”*

Diane Chamberlain to pisarka, która olśniła mnie przed kilkoma miesiącami swoim spojrzeniem na otaczającą rzeczywistość. Ta amerykańska pisarka w ostatnich latach staje się co raz bardziej poczytną autorką w Polsce, której publikacje wypełniają nie tylko półki w księgarniach, ale i w bibliotekach. Do jej najbardziej znanych publikacji należy „Prawo matki”. Kilka miesięcy temu wydawnictwo Prószyński i S-ka opublikowało jej kolejne dzieło pt. „ Dobry ojciec”. Dotąd miałam okazję czytać jedynie dwie jej książki: „Szansę na życie” oraz recenzowaną przeze mnie powieść „W słusznej sprawie”.

Jane rozpoczyna swoją pierwszą pracę. W wyniku pechowych wydarzeń od razu zostaje rzucona na głęboką wodę. Rozpoczyna opiekę nad kilkoma rodzinami, wśród których jest Ivy Hart, jej babka oraz siostra z synem. Fatalna sytuacja materialna sprawia, że opiekunka społeczna nie ma wyjścia – musi zastosować się do praw panujących w Karolinie Północnej i doprowadzić do sterylizacji młodej dziewczyny, by ta nie poszła w ślady siostry, rodząc dziecko. Jane ma opory przed podjęciem decyzji za nastolatkę, jednak kiedy zostaje do tego przymuszona przez przełożonych, jest już za późno – Ivy zachodzi w ciążę. Wg planu opieki społecznej po narodzinach dziecko ma zostać oddane do adopcji, a młoda panna Hart – poddana sterylizacji. Czy uda się tego uniknąć? 

„Uczucia nigdy nie są dobre albo złe. - odrzekła po chwili. - One po prostu są.”*
 
Proces eugeniki kojarzy się wielu, tak jak i mi przed lekturą powieści Chamberlain, wyłącznie z Hitlerem i czasami rządów nazistowskich, kiedy to istniało pragnienie stworzenie nieskażonej genetycznie, czystej rasy. Jednak czytając powieść amerykańskiej pisarki zrozumiałam, że człowiek może wykorzystywać coś, co dawniej było określane jako złe, dla pozornego dobra człowieka i zdecydowanej wygody otaczającego społeczeństwa. Szczytne idee przez wiele lat były używane w celu przerażających procesów. Obok dobrze znanego ludobójstwa i segregacji rasowej pojawia się pojęcie sterylizacji, której to Pani Diane poświęciła swoją powieść.

W nietypowej scenerii...
Od samego początku można było domyślać się, że „W słusznej sprawie” podejmuje tematy nie tylko trudne, ale często bardzo bolesne w skutkach dla osób, które objął przed laty program. Czytając słowa od autorki możemy dowiedzieć się, że ta postanowiła unaocznić nie tylko swoim rodakom, ale i całemu światu szczegóły sterylizacji eugenicznej, która dozwolona była wg prawa Karoliny Północnej ponad trzydzieści lat temu. Dziś po tych wydarzeniach pozostali jedynie dojrzalsi już ludzie, którzy pamiętają piekło minionych dni. Pisarka tworząc fikcyjne postaci wraca do wydarzeń sprzed lat, chcąc zauważyć panującą wtedy niesprawiedliwość i nieprawidłowość systemu prawnego.

„Do ulotki ktoś włożył złożony na trzy części artykuł z jakiegoś magazynu. Rozwinęłam go i przeczytałam tytuł: 'Lepsze ludzkie istoty – jutro'. I pierwszą linijkę tekstu: 'Przyszłe pokolenia powinny powstać z najlepszego, jakim dziś dysponujemy, ludzkiego materiału'. Przebiegłam oczami artykuł, który opowiadał się za sterylizacją 'mentalnych kalek'. Jedyne co przyszło mi na myśl, to Hitler i jego 'rasa panów'. Czy była tu jakaś różnica?”*

Po pierwszym sukcesie, jaki odniosła w moich oczach proza Pani Chamberlain, długo się nie wahałam – zarezerwowałam w bibliotece kolejną powieść amerykańskiej pisarki, by po raz kolejny zatopić się w tej jakże prostej, przejrzystej i lekkiej językowo powieści. Kiedy po kilkunastu dniach odebrałam publikację, od której wszystko zaczęło się u Książkówki, nie posiadałam się z radości, że „W słusznej sprawie” trafiło w moje ręce tak szybko. Rozemocjonowana wspomnieniem przeżyć doznawanych podczas lektury przez Ewę, rozpoczęłam niezwłocznie czytanie, by poznać sekret skrywany na kartach powieści Amerykanki.

Tak jak przy poprzedniej książce Chamberlain, przystąpiłam do lektury na przełomie miesięcy – lipca i sierpnia. Miło było poczuć smak słów i kolejnych zwrotów, które sprawiły, że z późnego wieczoru robiła się noc, a rankiem oczy bolały od niewyspania. Mimo wszystko warto było, gdyż historia Ivy i Jane przesiąknięta jest prawdą i smutkiem, z którym należy się oswoić... Jest ogromnie wdzięczna pisarce, że i ja mogłam poznać historię, która mogła wydarzyć się naprawdę.

Jane dopiero zaczyna pracę, kiedy wszystkie obowiązki spadają na nią, jak grom z jasnego nieba. Jako opiekunka społeczna musi jednak stanąć na wysokości zadania – są rodziny, które wyczekują dnia przyjazdu kogoś z miasta, a dokładniej Charlotte. Nikt jednak nie spodziewa się, że w ciągu kilku minut jej miejsce może zająć ktoś inny. Nieznajoma. Ktoś gorszy? Lepszy? Nie mają pojęcia. Podchodzą do młodej kobiety początkowo nieufnie, by potem nabrać śmiałości.

„Czasem jednak można zrobić coś dobrego, a i tak czuć się podle z powodu dręczących wątpliwości.”*

Podobne podejście ma też czytelnik, poznając kobietę. Młoda i pełna zapału dziewczyna z czasem, zdobywając sympatię czytelnika i bohaterów. Współpracownicy z opieki społecznej uważają ją jednak za niedoświadczoną i twierdzą, że wkrótce popełni błąd. Przecież nie łatwo upilnować jest młodą dziewczynę, której wszyscy wróżą drogę o dwa lata starszej siostry. Mary Ella uważana za opóźnioną w rozwoju, została zaraz po urodzeniu Williama uparcie nazywanego Dzidziusiem, poddana procesowi sterylizacji. Teraz musi się pilnować, by nie straciła syna, nienależycie się nim opiekując. W końcu nie łatwo upilnować ruchliwego chłopca, którym zajmuje się babka – Winona Hart wychowująca dziewczynki, kiedy te pracują w polu u farmera - Pana Gardinera. Nad domem Hartów zaczyna krążyć widmo niebezpiecznych zdarzeń, które przy pierwszych krokach nowicjuszki -Jane następują niebłagalnie szybko...

„Tak już zostałam wychowana. Człowiek musi pomagać innym, nawet gdy napotyka na trudności. Zwłaszcza wtedy.”*

Mimo niepowodzeń, jakie napotykają bohaterów, nikt się jednak nie poddaje, zwłaszcza czołowa postać jaką jest młoda mężatka i jednocześnie świeżo upieczona opiekunka. Mimo traumatycznych przeżyć jakie są dostarczane wszystkim bohaterom, między kobietą a Ivy wykształca się nić porozumienia i zaufania, która okaże się niezwykle ważna.

„- Nic dobrego nie przyjdzie ze wspominków. Tak zawsze powtarza Nonnie i chyba ma racje, Co to da?
- No... być może jesteśmy to winni osobie, którą straciliśmy. Dobre wspomnienia trzeba zachowywać.”*

Uwielbiam to zdjęcie :)
Pani Chamberlain stworzyła nie tylko niezwykle wciągającą, ale także wzbudzającą najbardziej niespodziewane emocje, powieść, o której nie zapomina się z zamknięciem strony. Wzruszająca, al także przepełniona bólem i cierpieniem historia Ivy i rodziny Hartów pozostaje w pamięci powodując nie małe rozważania w czytelniku. Do głosu dochodzi nasza moralność i poczucie krzywdy, kiedy patrzymy na perypetie drugiego człowieka.

Przyznam, że zadziwiającym było dla mnie momentami życie Ivy i osób, które podobnie jak ona były objęte programem opieki społecznej. Czytając kolejne strony powieści Chamberlain mogłam ujrzeć skrajną biedę, a przy tym wielką radość z codziennych radości, która często umyka. Bardzo polubiłam środowisko pracujące na farmie Davinsona Gardinera, co powodowało, że dalsze perypetie i kolejne zdarzenia były momentami, kiedy serce przekrzykiwało rozum, podobnie jak w przypadku bardzo wrażliwej na potrzebujących Jane.

„Mój ojciec zawsze powtarzał, że prawdziwe szczęście płynie z pomagania innym.”*

Czytając ostatnie strony powieści płakałam ze wzruszenia. Uwielbiam w prozie Chamberlain to, że potrafi zachwycić wzbudzając najbardziej skrajne emocje dosłownie w chwilę – tak, że czytelnik nie spostrzeże się, a po policzku będą mu ni stąd ni zowąd kapać łzy. Koniec powieści świetnie pieczętuje niekiedy wręcz nerwowo przeżywane podczas czytania wnętrze, rozjaśniając całą historię, dając jej promyczek radości i optymizmu.

Pamiętam, jak żałowałam, ze to już koniec. Wiedziałam, że po czytaniu „W słusznej sprawie” będzie mi trudno chwycić za jakąkolwiek inną powieść, nie krzywdząc jej wspomnieniem niezwykłości publikacji Pani Diane. Jeśli chcecie tak, jak ja przeżywać równą niepewność przy jednoczesnym ogromnych cieple na sercu, gorąco polecam nie tyle jedynie perełkę, jaką stworzyła Pani Chamberlain, ale również inne jej pozycje. Jestem pewna, że kto, jak kto, ale ta amerykańska pisarka Was nie zawiedzie :)

Cytaty pochodzą z książki "W słusznej sprawie", kolejno ze stron: 223, 175, 200, 311, 139, 174, 34.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam Chamberlain. Tej książki jeszcze nie czytałam, ale słyszałam o niej wiele dobrego. Na pewno sobie nie odpuszczę :)

    http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż i kolejna książka dołącza do mojej listy do przeczytania! Po takiej recenzji mam na nią ogromną chęć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy polecają mi książki tej autorki. Po prostu muszę przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chcę płakać ze wzruszenia! Fabuła jest taka, jakie lubię :) Wkrótce ją zdobędę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka czeka i czeka u mnie na półce. Po twojej recenzji czuję, że muszę się za nią zabrać jak najszybciej:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię twórczość Diane Chamberlain, przypomina mi ona trochę Jodi Picoult, która również w swoich książkach porusza bardzo trudną tematykę. W każdym razie ogromnie się cieszę, że „W słusznej sprawie” odbierasz tak pozytywnie. Coś czuje, że będę musiała przygotować pudło chusteczek podczas czytania tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cenię sobie jej twórczość tak samo, jak i Picoult, obie muszę sobie jednak dawkować, bo zawsze mocno mną wstrząsają. Już dawno nic Chamberlain nie czytałam i chyba muszę to zmienić. ;)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)