Wydawnictwo
Znak literanova
Kraków
2014, 272 str.
Ocena:
3/10 Poniżej oczekiwań
Powroty
bywają trudne. Zwłaszcza te do ojczystej ziemi, z dalekiego kraju.
I nie tylko odległość odgrywa tu rolę. Ważniejsze jest to, co
pozostawiliśmy, często uciekając od problemów, wymagań i
oczekiwań przyjaciół oraz rodziny. Dorotka też próbowała uciec,
teraz wraca. Czeka na nią dorosłość, przed którą ukrywała się
na obczyźnie. Życie wiele od niej wymaga, zwłaszcza, że wiele
zaryzykowała decydując się na własny, nieco sprzeczny z
początkowymi założeniami, scenariusz na pierwsze dorosłe kroki.
Pani
Izabela Sowa to pisarka, która od lat gości na polskim rynku
wydawniczym. Jej powieści ku radości wielu czytelników ukazują
się w przeróżnych wydawnictwach już od dwunastu lat. Sympatię
książkoholików przyniosła jej tzw. seria owocowa, z której
najbardziej znaną pozycją jest „Zielone jabłuszko” - książka
kilkakrotnie wznawiana. W 2013 roku po raz pierwszy wydała swoją
powieść z krakowskim wydawnictwem Znak. Kolejną, która ujrzała
światło dzienne dzięki Krakowianom jest dzieło pt. „Powrót”,
które swoją premierę miało w sierpniu tego roku.
Dorota
to ponad trzydziestoletnia kobieta, która powraca do kraju, by
spróbować dorosnąć. Wcześniej zrezygnowała z tego, porzucając
studia na ASP i wyjeżdżając za granicę. Teraz, gdy jej znajomi są
już w związkach, a czasem nawet starają się o dzieci, ona wraca,
by zacząć wszystko od nowa. Nie są jej w głowie już zabawy,
które ominęły ją, gdy przyjaciele ze studiów bawili się na
juwenaliach. Ona wtedy poznawała tajniki tatuażu, pozwalające jej
utrzymać się w Polsce po powrocie. Tylko czy posiadanie pracy to
jedyny wyznacznik bycia dorosłym?
Entuzjastycznie
nastawiona po lekturze „Azylu”, w którym odnalazłam w końcu
coś dobrego w prozie Sowy, zaczęłam lekturę „Powrotu”.
Obstawiałam, że czeka mnie równie miłe popołudnie z książką,
co poprzednim razem. Zachęcona okładką, zarysem fabuły i tekstami
na okładce zaczęłam swoją podróż z pisarką, której publikacje
ukazują się od lat.
Przed
sobą miałam lekturę, którą zdobiła niesamowita grafika. Dziś
dochodzę do wniosku, że okładka to jedna z nielicznych rzeczy,
która sprawiła, że na mojej twarzy podczas czytania pojawił się
uśmiech. Byłoby to może i trochę zrozumiałe, gdyby był to
krwawy kryminał, dramat albo horror, jednak to nic z tych rzeczy.
Trudno powiedzieć mi cokolwiek dobrego o powieści, na której tak
bardzo się zawiodłam.
Główna
bohaterka to ponad trzydziestoletnia kobieta, którą mimo wieku
autorka uparcie nazwała Dorotką. O ile zdrobnienie to na początku
było zjadliwe, pojawiając się po raz enty na setnej stronie
stanowiło największą przyczynę irytacji. Moim zdaniem dziewczyna,
choć na okładce zapowiadano iż będzie silna, często można było
idealnie przypasować do pieszczotliwego zwrotu, którym nazywamy
zazwyczaj małe dziewczynki.
„Dla
byle obrazka nie warto się dziarać.”*
A taką ładną miałam zakładkę... :) |
Długo
zastanawiałam się o czym tak naprawdę jest najnowsza powieść
Pani Izabeli. Mimo że dziwnie to zabrzmi po lekturze – nadal nie
mam do końca pojęcia. Miała to być powieść o dorosłości,
jednak trudno mi powiedzieć, czy tak do końca jest. Dorotka powinna
być, jak przystało na tatuażystkę – twarda i zdecydowana.
Czytelnikowi podczas lektury zdaje się raczej, iż jest ona
kompletnie niezdecydowana i zbyt bojaźliwa, by wkroczyć w prawdziwe
życie. Zawsze pozostają gdzieś za nią wspomnienia, od których
nie potrafi się skutecznie odciąć, decydując się na cokolwiek.
Patrząc
z dystansem – pisarka dokonała czegoś, z czym jeszcze się nie
spotkałam. Choć książka jest podzielona na duże rozdziały w
postaci pór roku i mniejsze – numerowane, zdaje się, jakby Pani
Sowa umieściła całą rozgrywającą się akcję poza czasem.
Momentami jest to nawet ciekawe i nowatorskie, zwłaszcza w prozie
polskiej, ale z kolejnymi stronami zaczynamy się zastanawiać czy
tak naprawdę nie wstrzymuje to biegu książki i dalszych perypetii
bohaterki.
Ludzie chcą po prostu wyglądać, nic więcej. Bywa, że jakiś wzór
bez treści zachwyca ją niczym skrzydła ważki. Ale zawsze u
innych.”*
Międzyczas
to słowo, które niesamowicie krąży po mojej głowie od czasu, gdy
zamknęłam „Powrót”. Bowiem wiele jest w tej publikacji
retrospekcji. Na początku czytający przyjmuje je z entuzjazmem,
licząc, że dowie się czegoś ciekawego na temat bardzo skrytej
osoby, jaką jest Dorotka. Lecz potem uświadamia sobie, że powroty
do lat minionych jakimi raczy nas duet pisarka + bohaterka, nic tak
naprawdę nie wnosi, a tylko nuży czytelnika. Czasem można w nim
wyłapać kilka pouczających fraz, jednakże następuje to bardzo
rzadko.
„Zdjęcia
to tylko kawałek papieru. A papier przyjmie wszystko. Natomiast
prawdziwe rzeczy...”*
Młoda
kobieta, która miała dorosnąć po powrocie do ojczystej ziemi,
cały czas żyje złudzeniami, chwilami, których podobno nie chce
pamiętać i marzeniami, do których nie chce się przyznać. Jedynie
to sprawia, że postać wykreowana przez Panią Sowę wydaje się
możliwą w swym realnym istnieniu. Wszystko, co wokół niej się
dzieje, odbiega od rzeczywistości, jaką znamy. Istnieje jakby poza
czasem, z możliwością umieszczenia wydarzeń w różnych
przedziałach...
Najbardziej
szkoda mi, że tak rzadko pojawiali się bohaterowie pokroju babci,
którzy tak naprawdę wzbudzali emocje czytelnika, sprawiali, że
lektura stawała się lżejszą. Bardzo lubiłam, gdy pojawiała się
ta starsza osoba, za każdym razem w jakiś sposób wspominająca
Marczuka. To, jak mówiła, zachowywała się w stosunku do Dorotki
było świetnym obrazem międzypokoleniowej miłości.
„Nie
będę straszyć po śmierci. Co najwyżej rozczaruje robaki!”*
Jedynym
ciekawym wątkiem, który sprawił, że z większym zainteresowaniem
zaczęłam przewracać strony „Powrotu” była część o działce.
Sama, mieszkając w domu jednorodzinnym nigdy nie doświadczyłam
niedziel spędzanych w zaciszu kilku arów za miastem. Ba.. tą ciszę
i spokój miałam na własność w każdy dzień tygodnia. Minione
lato to miesiące, w których moja przyjaciółka spędzała pierwsze
dni z rodzicami na działce, namiętnie opowiadając mi o co raz
dalszych pracach wykończeniowo-dekoratorskich, dlatego też
pojawienie się RODos dodało tej pozycji uroku. Znacznie lżej
czytało mi się fragmenty związane z miejscem, do którego Dorotka
często zaglądała razem z Igorem.
Bohater
ten, choć czasem mnie denerwował swoim ograniczeniem spojrzenia na
świat do jednej, jedynej osoby, jaką był on, też tchnął w
publikację nieco pozytywnej energii. Przy nim Dorotka nie była już
małą Dorotką, a już bardziej dojrzalszą Dorotą, która nie
zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Lubiłam kobietę,
która u boku modela wędrowała ścieżkami w środku miasta, będąc
nie tylko rozważną mówczynią, ale przede wszystkim uważną
słuchaczką.
„(...)
Dorotka zrozumiała, że ze złudzeniami jest jak z nałogiem. Nie da
się od nich uwolnić, można je tylko zmienić na inne.”*
Podsumowując
muszę z żalem przyznać, że Dorotka, jak brzmi opis z tyłu
okładki – rozczarowała wszystkich, także mnie. Spodziewałam się
znacznie więcej kreatywności i optymizmu po byłej studentce ASP,
zajmującej się tatuażami. Wierzyłam, że odnajdę w pozycji
pokłady zamiłowania, pasji i radości, która sprawi, że jeszcze
bardziej będę chciała sprawić sobie tatuaż. Tego jednak
zabrakło. Brak było mi ogólnego kierunku powieści, większych
zaskoczeń i choćby odrobiny napięcia. Książka za bardzo została
przesycona męczącą wręcz melancholią bohaterki, a bieg wydarzeń,
choć ujęto w „Powrocie” cały rok kalendarzowy, za bardzo
spowolniony i zbyt ubogi jak na tak długi okres. Trudno mi polecić
powieść, po której tak wiele oczekiwałam, a która tak bardzo
mnie zawiodła. Póki co na razie odpuszczę sobie zmagania z
literaturą Pani Sowy, gdyż na trzy przeczytane pozycje, dwie
wypadły kiepsko...
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu
Lubimy Czytać i Wydawnictwa Znak , za co serdecznie
dziękuję ;)
*Cytaty pochodzą z książki "Powrót", kolejno ze stron: 73, 74, 42,131 ,96
Szkoda, że tak słabo;/
OdpowiedzUsuńTeż było mi strasznie szkoda, bo po zapowiedziach na okładce i wątku tatuażowym, liczyłam na wiele...
UsuńWłaśnie się bałam strasznie, że będzie słabo, więc nie wzięłam do recenzji... i widzę, że dobrze zrobiłam, bo to kolejna negatywna ocena.
OdpowiedzUsuńCzytałam i zawiodłam się podobnie jak Ty. Oczekiwałam przyjemnej lektury, a dostałam książkę nie wiadomo o czym. Szkoda. :)
OdpowiedzUsuńCzy środkowe zdjęcie z nagłówka jest Twojego autorstwa? Jeśli tak - gratuluję znalezienia wyszukanego kadru :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się zawiodłaś. To jest zawsze przykre.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak ją oceniłaś. Polowałam na nią i teraz nie wiem co o niej myśleć.
OdpowiedzUsuńMimo tak złej oceny ja jednak dałabym jej szansę, ale za jakiś czas. Czeka na mnie lista książek, które czekają na mnie od... od... Rany! Sama nie wiem. :D
OdpowiedzUsuńhttp://pokoj-ksiazkoholiczki.blogspot.com/