sobota, 18 maja 2013

[124] Justyna Bigos i Beata Mozer „Dzieci z chmur”

Wyd. Nasza Księgarnia,
Warszawa 2013, 352 str.
(wydanie drugie, zmienione)
Ocena: 8/10 Bardzo dobra

Każdy człowiek szuka w życiu szczęścia. Te pragnienie wiąże się nie tylko z karierą czy spełnieniem, ale również ciepłem rodzinnym i potomstwem. Każda kobieta, kiedy jej życie ustabilizuje się, a dni może dzielić z ukochanym mężczyzną, chciałaby, aby jej rodzina powiększyła się, Dzieci, na które przychodzi „czekać” matką, są kochane jeszcze zanim się urodzą. Jednak „wypatrywane” maleństwa nie pojawiają się, a zamiast nich przychodzą słowa „niepłodność”. Wyrok? A może jednak nie? Może ktoś czeka na końcu świata, by narodzić się w sercu matki?

Dwie przyjaciółki , które poznały się w czasie studiów i jedno pragnienie. Pani Justyna, jak i Pani Beata, to Absolwentka Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego o specjalizacji resocjalizacja. Obie pełne chęci do życia i zwykłej ludzkiej życzliwości, którą można zasmakować na kartach ich książki. Żony, matki, kobiety spełnione...

Wydawać by się mogło, że sprawy bezpłodności są obce zaledwie osiemnastoletniej dziewczynie, którą jestem. Na lekturę niewątpliwie ważnej książki, jaką stanowią zwierzenia dwóch kobiet, zdecydowałam się z racji, iż znam kilka par, które borykają się z niepłodnością. Byłam ciekawa jak to wszystko wygląda „od środka”. Chciałam dowiedzieć się, jak mogą pokonać ten „wyrok” młode małżeństwa, a także przekonać się, jak wygląda proces adopcyjny i zachowania otaczającego nas środowiska, kiedy się na takie coś decydujemy.

Pani Justyna i Pani Beata na każdej kolejnej stronie, odkrywają przed czytelnikami swoje tajemnice. Pokazują towarzyszące smutki, a czasami wręcz stany depresyjne. Nie wstydzą się swojej słabości, a czytający, mimo że nie przeżywał podobnych problemów, rozumie ich słabości. Zwłaszcza te, związane z wszelakimi próbami zapłodnienia.

Dla tego rodzaju placówek liczą się tylko wyniki. To korporacje, fabryki dzieci. Sukces mierzony wykresem stanowi o powodzeniu spółki.”

Bardzo podobało mi się, jak została złożona pozycja. Każdy kolejny rozdział miał swój tytuł i pasujacy do niego cytat, który za każdym razem wywoływał wielkie emocje u mnie, jako czytelnika, zwłaszcza w momencie, gdy nie był mi obcy. Każdy dział zawierał część pisaną przez Panią Justynę i Panią Beatę. Co ciekawe – były one pisane inną czcionką, więc nie trudno było rozróżnić, która z nich wypowiada się w danym momencie. Dzięki dwóm historiom i różnym odniesieniom do konkretnych spraw, mogliśmy obserwować dwie drogi do upragnionego szczęścia. Każda inaczej podchodziła do Boga czy in vitro, miała inne racje dotyczące tych zagadnień. Przekonania obu Pań pozwalały za każdym razem zastanowić się choć na chwilę, co my zrobilibyśmy, znalazłszy się w takiej sytuacji. Kolejne rozdziały pozwalały więc zastanowić się czytającemu nad własnym życiem. Na dodatek czytając, możemy poczuć się, jakbyśmy siedziały obok Pani Justyny i Pani Beaty, popijały kawę razem z nimi i słuchały ich zwierzeń. Myślę, że to niezwykły plus książki pozwalający przebrnąć przez nią bardzo szybko, jednocześnie nie nudząc się i uśmiechając się, zwłaszcza przeczytawszy ostatnie strony publikacji ;)

Nie chcę słyszeć, że nie wiem, co to życie, bo nie wychowałam jeszcze dzieci, bo jetem młoda. Jak bardzo chciałabym się dowiedzieć co to jest życie – a nie potrafię go dać swojemu dziecku.”

To niezwykle trudno pisać o bólu i smutku jaki pojawiał się z brakiem dwóch czerwonych kresek na teście ciążowy, a także kiedy każdego miesiąca przeżywało się żałobę z nadejściem kolejnego cyklu miesiączkowego. Widać było, jak trudne była dla kobiet styczność z małymi dziećmi czy matkami oczekującymi potomka. Niezwykle poruszającym momentem jest chwilą, opisów, kiedy to jedną z kobiet wręcz odrzucało od matek w stanie błogosławionym, nawet jej siostry. Choć dobrze wiedziała, że może sprawić przykrość drugiemu człowiekowi, nie mogła się pogodzić z tym, że ona nie tak samo głaskać zaokrąglonego brzuszka czy wsłuchiwać się w bicie serca nienarodzonej istoty podczas badania USG.

Decyzje dojrzewają jak owoce. Czasami słońce im sprzyja i rosną szybko, czasami jednak brak światła spowalnia proces. Nic tu nie da chemiczne przyspieszenie. Każdy owoc musi dojrzewać w swoim tempie. Tak samo dojrzewa decyzja o adopcji – u obojga małżonków."

Justyna Bigos i Beata Mozer w DDTVN
Książka Gdańszczanek, co ciekawe pokazuje, że nie tylko one czuły się „winne”. W przypadku Pani Beaty to właśnie jej druga połówka miała problem. Jednak nikt nikogo nie osądzał, nie miał pretensji. Publikacja to świadectwo i sile prawdziwej miłości. Mężowie, choć przeżywali wszystko na równi z żonami, nigdy nie odwrócili się od nich, zgadzali się na wszystkie badania, wspierali, kiedy nadchodziły „żałobne” dni. „Mój Anioł” - pisała jedna z Pań. Byli oni dla nich opoką, ostoją, wsparciem. Moim zdaniem „Dzieci z chmur” to nie tylko książka o kobietach pragnących potomstwa, ale i o prawdziwych, kochających mężczyznach.

Rozdziały opisujące proces adopcyjny pochłonęły mnie bez reszty. Choć wielu adopcja kojarzy się jedynie z „Rodziną zastępczą” nie przypominam sobie, by w tym serialu pokazywane było samo „przyjęcie”dziecka pod swój dach i przygotowywanie się na to. Panie z niezwykłą delikatnością i dziecięcą radością opisywały kolejne etapy „kursu”. Czytelnik z każdą stroną mógł jednocześnie zobaczyć, że to wszystko nie jest tak trudne, na jakie wygląda, że każde dziecko ma szanse na normalne życie i miłość. Z perspektywy opisywanych wydarzeń muszę powiedzieć, że podziwiam wytrzymałość obu kobiet, kiedy do pozostało im jedynie czekać na upragniony telefon.

Oczekiwanie rujnuje psychikę. Nigdzie nie ruszałam się bez komórki. Każdy sygnał telefonu powodował napięcie wszystkich mięśni, twarda gula podchodziła mi to gardła...”

Momenty, w których Panie przybywają do tymczasowych opiekunów dzieci, by po raz pierwszy zobaczyć dzieci, czytałam ze łzami w oczach. Podczas tych opisów każde kolejne słowo niosło ze sobą nie tylko nieopisaną radość, ale również ogromną miłość, jaka „zgromadziła się” w Pani Justynie i Pani Beacie podczas oczekiwania przez te wszystkie lata na upragnione szczęści.

Druga część książki, w której Panie wspominają nieco o stereotypach związanych z dziećmi adopcyjnymi świetnie zilustrowała obrazek mamy, taty i dziecka, jaki powstał po przybyciu dziecka do domu, po jego narodzinach nie pod serduszkiem mamusi, a w nim. Każdym słowem kobiety podkreślały, że Pawełek i Krzyś są dla nich najważniejszymi osobami na świecie i oddałyby za nie wszystko ;)

Myślę, że najmilszą częścią książki był dodatek w postaci bajek napisanych przez obie Panie w ramach programu przygotowawczego dla przyszłych rodziców adopcyjnych. Poprzez te historie została zobrazowana cała tęsknota za dzieckiem, na które czekały małżeństwa, a także miłość, jaka drzemała w obu kobietach. Ważne było, iż bajki ukazywały nie tylko z perspektywy Pani Beaty i Pani Justyny, ale także pisane przez osoby z ich środowiska, które mogły wszystko obserwować z boku.

Książka miała stanowić swego rodzaju lek, plaster na rany zadane przez los. Miała dać cierpiącym parom poczucie, że w swej udręce nie są osamotnione.”

Podsumowując, muszę powiedzieć, że „Dzieci z chmur” to niezwykła książka o dojrzewaniu do adopcji. Jestem pełna podziwu dla szczerości i otwartości Autorek, które z każdym słowem chciały uświadomić małżeństwom cierpiącym na bezpłodność, że jest inna furtka opisana frazą „szczęście”. Myślę, że największą zaletą tej pozycji jest nadzieja, jaką ze sobą niesie. Życzę sobie i kolejnym jej czytelnikom, a także Autorką piszących niejako „z misją”, by publikacja trafiła do wszystkich, którzy potrzebują jej lektury ;)

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Sztukater i wydawnictwu Nasza Księgarnia, za co serdecznie dziękuję ;)

8 komentarzy:

  1. Pięknie napisałaś o tej książce. Ja również mam ją za sobą... wzbudziła we mnie sporo emocji ale też dała nadzieję- takie książki są potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno książka wartościowa, ale raczej nie dla mnie. Każdy ma swoje źródła mądrości, myślę że do mnie ta książka mogłaby nie przemówić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety mam koleżankę, która w wieku 19 lat już boryka się ze świadomością, że nie będzie mogła założyć rodziny... ech, trudny temat dla nas, kobiet, które jak już wspomniałaś chcą założyć typowe domowe ognisko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurcze, nie myślałam, że w tym wieku może pojawić się informacja o takim problemie...

      Usuń
  4. Pięknie napisana recenzja, czytając miałam łzy w oczach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myślałam, że moje recenzje mogą wzbudzać aż tyle emocji ;) Bardzo mi miło ;D

      Usuń
  5. Tematyka tej książki po części jest mi bliska. Wprawdzie nie musiałam nigdy borykać się z problemem adopcji, ale mam za sobą długoletnie starania się o maluszka i wiem, jaką ,,drogę krzyżową'' muszą przejść potencjalne matki.

    OdpowiedzUsuń
  6. To musi być trudna, ale też bardzo potrzebna książka. Szczególnie dla osób, które mają podobne problemy...

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)