niedziela, 12 maja 2013

[123] Magdalena Witkiewicz „Ballada o ciotce Matyldzie”

Wyd. Nasza Księgarnia,
Warszawa 2013, 304 str.
Ocena: 10/10 Perełka

Wiele razy słyszałam już głosy, że „starszy usuwa się nowo narodzonemu, by ten mógł zasmakować życia”. To po nim często odziedzicza cechy, nawet imię. Jednak takie odejście jest niezwykle trudne dla rodziny, bo przecież pożegnaliśmy ukochaną osobę, witając jednocześnie narodzone dziecko i wkraczając w nowy okres w życiu. Jak poradzić sobie bez osoby, która była nie tylko bardzo ważna, ale i dała nowe życie? A może – jak właściwie postępować, kiedy z nieba spogląda na nas ON(A)?

O Pani Magdalenie słyszałam wiele dobrego w środowisku blogowym. Wielką rolę w poznawaniu tej autorki odegrało ABC Sabinki, dzięki której poznałam przemiłą kobietę i bardzo wiele spodziewałam się po jej literaturze. Pani Witkiewicz mieszka w Gdańsku (pałam co raz większą sympatią do tego miasta – może za sprawą Joanki i jej przyjaciół, a może przepięknego stadionu, który chciałabym zobaczyć na żywo?). Ta pełnoetatowa matka i żona dzieli mieszkanie nie tylko z rodziną, ale i kotem. Na dodatek Pani Magdalena jest współwłaścicielką firmy marketingowej Efekt Motyla, no i oczywiście – pisarką. Spod jej pióra wyszły już cztery publikacje dla kobiet: „Milaczek”, „Panny roztropne”, „Opowieść niewiernej”, „Ballada o ciotce Matyldzie” oraz jedną książkę dla dzieci „Lilka i spółka” oraz kilkanaście wierszyków. Każdej powieści towarzyszy nie tylko humor, ale również dzięki Pani Witkiewicz czytelnicy mogą zagłębiać się w niesamowite opowieści pełne barwnych bohaterów.

Cała historia rozpoczyna się dlatego, że ciotka Matylda postanawia umrzeć... Joanka, której trudno pogodzić się ze stratą kobiety, która zrobiła dla niej tyle dobrego w życiu, może jednak liczyć na pomoc nieznanych przyjaciół, kiedy zaczyna się dla niej wyzwanie zwane „Macierzyństwem”. Spadek, małżeński kryzys, dziecko – choć problemów i obowiązków jest bez liku, Joanka z pomocą życzliwych jej osób próbuje wyjść na prostą. Oluś i Przemcio – dwóch barczystych mężczyzn, którzy zdobyli sympatię Pani starszej, stają się jej bliżsi, niż własny mąż. A na dodatek ciotka Matylda, która co dzień spogląda na uwielbianą Joankę... Jak zapisano na okładce „Historia o przyjaźni, która przychodzi niespodziewanie, i miłości, której trzeba się uczyć na nowo.” ;)

Pani Magdalena Witkiewicz
Być dobrym człowiekiem, Joanko, wcale nie jest tak trudno – powiedziała kiedyś ciotka Matylda. - Czasem po prostu wystarczy się uśmiechnąć, gdy przechodzisz obok kogoś smutnego. Wiesz, być dobrym, to po prostu mieć oczy i uczy otwarte. Na cały świat. A przede wszystkim najbliższych.”

Gdy zaczynałam czytać najnowszą powieść Pani Witkiewicz spodziewałam się bardzo wiele po tak wychwalanej prozie. Chciałam odnaleźć w opowieści o Joance życiową mądrość, wskazówki do szczęśliwego bytowania. Po opisie spodziewałam się również porywającego motywu przyjaźni opisywanego z taką lekkością, a zarazem głębią, jak to bywa w życiu. I oczywiście nie mogło się też obyć bez śmiechu czy wzruszeń. To co otrzymałam w zamian za moje wygórowane oczekiwania...

było niezwykłą przygodą, której po prostu nie chciałam kończyć, choć z każdą kolejną stroną, rosła ciekawość, co może stanowić zakończenie powieści. Co mam powiedzieć? Po prostu potrzebowałam tej książki. Teraz, kiedy jestem już po lekturze, nie wyobrażam sobie, że mogłabym jej prędzej czy później nie przeczytać w ogóle. Powieść Pani Magdaleny dała mi nadzieję i w końcu pomogła uwierzyć, że jeśli czegoś bardzo pragniemy, jeśli w to wierzymy, każde marzenie się spełni – taką zasadę wyznawali bohaterowie wykreowani przez pisarkę. Dawka pozytywnej energii, wiary we własne cele, ciepło i humor. A czym dokładnie mnie zachwyciła „Ballada o ciotce Matyldzie”?

 Trzeba marzyć! Joanko, przecież wszystko zaczyna się od marzeń. Człowiek chciał się przemieszczać – wymyślił koło, potem chciał latać jak ptak – i mamy samolot. Trzeba marzyć i nie wolno się ograniczać!”

Można by pomyśleć, że w opowieści, która zaczyna się śmiercią i wiążącą się z tym samotnością, nie ma miejsca na humor i optymizm. Jednak już z pierwszymi stronami, a co za tym idzie charakterystycznymi postaciami, Pani Magdalena pokazuje czytelnikowi, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu jest po coś. Nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet z pozoru najdrobniejsze rzeczy. Pisarka, tworząc historię Joanki przekazuje, iż każdy koniec, może stać się początkiem czegoś większego, piękniejszego, a przede wszystkim wywołującego uśmiech na twarzy ;)

- Ciociu, ale to przecież smutne, że kogoś nie ma Że ktoś odszedł na zawsze. To normalne, że się tęskni.
- Eee, kochana, jak to odszedł? Po prostu się zdematerializował. Innymi słowy stara skóra mu się zużyła i musiał wykombinować coś nowego.”

Niezwykle ważnym przekazem „Ballady o ciotce Matyldzie” jest to, że poprzez pozycje Pani Magdalena chciała przypomnieć wielu ludziom, że śmierć nie jest końcem, a częścią ludzkiej wędrówki. Są środowiska, w których odejście bliskich manifestuje się radością. W kulturze chrześcijańskiej, choć wierzymy w zmartwychwstanie, opłakujemy odchodzących zmarłych, trudno Nam pożegnać ich. W swojej powieści Pani Witkiewicz pokazuje dojrzałość i empatię poprzez zachowania bohaterów. Przypomina Nam, że kochająca nas osoba nadal czuwa, ale już spoglądając z nieba.

Nie jestem sama – powtórzyła sobie z uporem – Matylda jest blisko.
I tylko ona wiedziała, czy chodzi jej o córkę, czy o patrzącą na nią z góry, z lekka zatroskaną ciotkę.”

Prócz śmierci Autorka świetnie ukazała również przyjaźń. Pokazała czytelnikowi, że nie jest to relacja, w której trzeba mieć te samego poglądy, charaktery, zajęcie, ale po prostu należy być oparciem i opoką dla drugiego człowieka, kiedy będzie potrzebował pomocnej dłoni. Rozmowa, ciepłe sowo czy po prostu uśmiech – to to, co każdy może podarować bezinteresownie drugiej osobie. W przyjaźni nie jest ważne to, co materialne, a raczej to co duchowe. I to właśnie jest w niej najpiękniejsze ;) To piękno udało się uchwycić pisarce na kartach powieści z serii Babie lato, który to cykl muszę przeczytać (i najlepiej zgromadzić) w całości.

Życie jest piękne i trzeba je przeżyć w taki sposób, żeby się nim pozytywnie zmęczyć. A wtedy już można spokojnie i leniwie przypatrywać się wszystkiemu z wysoka. Prawda Tadku? - powiedziała do męża, przytulając kotkę, która właśnie wskoczyła jej na kolana.”

Myślę, że największym atutem najnowszej publikacji Pani Magdaleny byli niezwykle barwni bohaterowie. Moje serce zdobyli oczywiście bracia – Przemcio i Oluś, którzy okazali się prawdziwymi przyjaciółmi i strasznie pozytywnymi ludźmi. Charakterystyczna wesołkowatość barczystych mężczyzn i ich profesja z pewnością mogą pokazywać, że nie zawsze wszystko jest takim, na jakie wygląda. Pani Witkiewicz poprzez te dwie postaci pokazuje, że w życiu nie powinniśmy się kierować stereotypami. Choć początkowo denerwowało mnie to, że Pani Magdalena nazywała ich zdrobniale, z czasem przywykłam do tego i te dwie nazwy za każdym razem powodowały uśmiech na twarzy. Moje radość za to powodowały entuzjazm innych, z racji, że bardzo często czytałam w komunikacji miejskiej czy na przystanku autobusowym ;)

Czytając...
Siłownia to nie wszystko. Tam nie uczą, jak kochać. Nie ma ćwiczeń na serce, a warto by je wzmocnić (…)”

Lekki styl pisania, humor i optymizm wypływające z kolejno stawianych słów, sprawiają, że książkę czyta się nie tylko z przyjemnością, ale przede wszystkim – niczym z prędkością światła, nie zwracając uwagi na mijający czas i otaczającą rzeczywistość. Z książką Pani Magdaleny pozostawiamy wszystko za sobą, nie myślimy o problemach, smutkach, a raczej dostrzegamy, że wszystko może zmierzać w innym kierunku, jeśli tylko będziemy tego bardzo chcieli i dołożymy cegiełkę opisaną słowem wysiłek.

Joanna pchała wózek. Nawet dość rytmicznie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że był to wózek ze sklepu spożywczego, załadowany zakupami.”

Podsumowując, muszę przyznać, że „Ballada o ciotce Matyldzie” to nie tylko idealna książka, kiedy potrzebujemy wytchnienia od codzienności, dawki pozytywnej energii czy po prostu nadziei na lepsze jutro, ale także dla tych, którzy zdążając ku swoim marzeniom, mają momenty zawahania. To powieść kobieca, która spopod tysięcy innych wyróżnia się dojrzałością i mądrością życiową jej twórczyni. Jedyne czego mogę żałować po lekturze to to, że nie opowiedziałam Wam o niej, kiedy jeszcze wręcz kipiały we mnie emocje ;) Szczerze polecam!

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Sztukater i wydawnictwu Nasza Księgarnia, za co serdecznie dziękuję ;)

7 komentarzy:

  1. Chyba tylko ja jej nie przeczytałam, a mam ogromną ochotę ;) Brzmi naprawdę ciekawie, miło, zabawnie. Nie czytałam jeszcze żadnej opinii poniżej dobrej oceny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna powieść. Podpisuje się pod twoją recenzją w 100%.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozytywna energia zawsze się przyda;) Bardzo zachwalasz...teraz i ja będę miała duże oczekiwania wobec tej powieści;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po takiej recenzji nie sposób nie przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale wspaniała ocena. Muszę po nią sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  6. "babie lato" już kilka miesięcy temu pozytywnie mnie zaskoczyło. bardzo wdzięczna seria, na tygodniach biorę się za powieść pani Ignaciak :)

    OdpowiedzUsuń
  7. mam wrażenie że czytałam, ale nie wiele swoich wrażeń pamiętam o niej

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)