Każdy
z Nas, z pewnością ma w sobie cechę, która wyróżnia go od
innych osób, sprawia, że jest z czymś kojarzony. Niezwykle
charakterystyczna i wyrazista jest właśnie literatura Krzysztofa
Bieleckiego, z którą dotąd miałam styczność. „Defekt pamięci”
i „Rekonstrukcja” to zupełnie inne, oryginalne dzieła, pisane
piórem człowieka z nieposkromioną wyobraźnią. Jednak dziś nie
chciałabym przedstawić Wam jego książek (na to przyjdzie jeszcze
czas), ale Pana, z TAKĄ (!) wyobraźnią ;)
Krzysztof Bielecki [źródło] |
Meme:
Witam serdecznie Panie Krzysztofie i serdecznie dziękuję, że
zgodził się Pan odpowiedzieć na kilka pytań, które od jakiegoś
czas aż „wierciły mi dziurę w brzuchu” ;) Zacznę może nie od
tego co najbardziej mnie nurtuje, ale może okazać się równie
ciekawe. Pamiętam, że kiedy byłam młodsza zawsze chciałam zostać
lekarzem albo nauczycielem. Koledzy z piaskownicy wspominali głównie
o strażakach czy policjantach. A Pan został pisarzem. Czy
spodziewał się Pan przed wydaniem pierwszej pozycji, że zajmie się
Pan tym na co dzień?
Krzysztof Bielecki: Od bardzo
dawna wiedziałem jedno – chciałbym kiedyś napisać i wydać
książkę. Już w szkole podstawowej rysowałem nieskomplikowane
graficznie komiksy oraz zapisywałem zeszyty dziwacznymi fabułami,
ale dopiero w liceum myśl o opublikowaniu kiedyś czegoś stała się
jednym z życiowych marzeń, czy może powinienem powiedzieć planów.
Gdy pod koniec studiów do księgarni w całym kraju trafiała moja
pierwsza książka nie mogłem mieć oczywiście pewności, że
będzie to pierwsza z wielu. Wtedy przychodzi przede wszystkim
spełnienie, a nie analizowanie tego, co dalej. To pojawia się
dopiero później. I rzeczywiście, w pewnym momencie z tego całego
myślenia wyszło mi, że na „Miasto to gra” nie chcę
poprzestać. Kolejne publikacje marzyły mi się już wcześniej, ale
dopiero wydanie tej pierwszej utwierdziło mnie w przekonaniu, że
jest to „naprawdę możliwe”, a nie tylko „całkiem możliwe”.
Meme: Na świecie rocznie
powstają miliony pozycji. I Pan kilka lat temu znalazł się w
gronie osób, które możemy nazywać twórcami literatury. Jak
zmieniło się Pana życie od momentu wydania pierwszej książki? A
jak wyglądały reakcję znajomych, przyjaciół, rodziny, gdy
dowiedzieli się, że Pana publikacja ujrzy światło dzienne?
Krzysztof Bielecki: Pewnie nie
wszyscy uwierzą, bo wydanie książki jest powodem do dumy i wiele
osób w pierwszym odruchu zaczęłoby się tym chwalić znajomym i
nieznajomym, ale ja lubię mieć swoje tajemnice, a później
odkrywać kolejne karty zupełnie z zaskoczenia. Efekt jest taki, że
wielu moich znajomych jeszcze przez długi czas po wydaniu „Miasto
to gra” nie miało pojęcia, że udało mi się wydać książkę.
Oczywiście reakcje tych, którzy wiedzieli od samego początku
(również w niełatwej fazie przygotowań do opublikowania pierwszej
pozycji) były niesamowite, ale możecie tylko sobie wyobrazić,
jakie były miny tych, którzy dowiedzieli się o wszystkim po kilku
tygodniach albo miesiącach. Ciekaw jestem, czy jest ktoś, kto nie
wie do dziś. A jak zmieniło się moje życie? Na pewno poczułem
się ogromnie spełniony. W końcu jedno z moich największych marzeń
stało się faktem. Przeszedłem też z jednej trudnej ścieżki na
drugą – presja wydania pierwszej książki w stosunkowo młodym
wieku została zastąpiona presją wydania kolejnych, które
zostałyby odebrane równie dobrze. I chyba się udało. Czasem
lepiej, czasem gorzej, ale jednak się udało. A jak zmieniło się
życie? To nie jest tak, że wszyscy ludzie patrzą na mnie przez
pryzmat tego, czym się zajmuję. Mam również szereg innych
wyrazistych cech. Zazwyczaj nie zaczynam rozmów z nieznajomymi od
tego, że zajmuję się pisaniem książek. Łatwo zostać wtedy
zaszufladkowanym, no i pojawia się cała lawina pytań, często
takich samych (A o czym są te książki? A gdzie można kupić?). To
nie jest tak, że nie lubię o tym rozmawiać, ale spróbujcie
wyobrazić sobie, że przy prawie każdym poznaniu kogoś nowego
musicie znowu mówić o tym samym. A że bardzo lubię poznawać
nowych ludzi i robię to często, to prawdopodobieństwo takiej
rozmowy jest spore. Poza tym nie lubię się przechwalać. Wolę jak
fakty mówią za siebie, a nie ja za nie. To znaczy jest mi milej,
gdy ktoś sam odkryje, czym się zajmuję i to doceni lub dowie się
o tym od kogoś innego, niż gdybym to ja miał wprowadzać tę osobę
w detale mojej działalności.
Meme: Do samodzielnego wydania
powieści niezbędna jest determinacja w dążeniu do celu i pewność
we własne umiejętności. Skąd w Panu tyle pozytywnych cech, które
pozwalają na pisanie nie tylko „do szuflady”?
Książki Krzysztofa [źródło] |
Krzysztof Bielecki: Myślę, że
najważniejszą sprawą jest tutaj to, żeby pisać, pisać i pisać.
Nie rozpatrywać tego w kategoriach „do szuflady” albo „nie do
szuflady”. Jedno jest pewne – jeśli kiedyś będziemy chcieli
pojawić się na półkach księgarni, to musimy mieć warsztat, no i
przynajmniej jeden wystarczająco dobry tekst. Dlatego moja porada
dla wszystkich marzących o wydaniu własnej książki: póki co nie
zastanawiajcie się, w jaki sposób trafić na półki, a lepiej
zajmijcie się tworzeniem tekstu i przede wszystkim go dokończcie. A
później pracujcie nad następnym i następnym. Zastanawianiem się,
w jaki sposób dotrzeć z tym wszystkim do czytelnika zostawcie sobie
na później, ale nie popadajcie ze skrajności w skrajność i nie
unikajcie poszukiwania odpowiedzi na to pytanie. Cechy, które
potrzebne są do pisania to przede wszystkim determinacja do
ukończenia projektu, nad którym się pracuje. Przynajmniej na jakiś
czas musi stać się on najważniejszym elementem naszego życia.
Wszystko jedno, czy zrobimy sobie kilkudniowy maraton całodziennego
pisania, czy będziemy pracowali nad naszą powieścią
systematycznie po kilkadziesiąt minut dziennie. Musimy jednak
uczynić tę pracę częścią naszej codzienności, trzeba utonąć
w myślach bohaterów i w meandrach konstruowanej fabuły. Wbrew
pozorom nie mam aż tak dużej sumienności, często zbieram się do
pracy godzinami (czasami bez rezultatu), ale uczyniłem pisanie
istotnym fragmentem mojej codzienności i ono cały czas gdzieś tam
jest. Czasami mówi się, że alkoholik, który nie pije przez długi
czas cały czas jest alkoholikiem, tyle że od dłuższego czasu
niepijącym. Z tworzeniem tekstu literackiego jest podobnie - mogę
nie pisać przez kilka tygodni, ale to wciąż we mnie jest.
Meme: Bohater pierwszej pozycji
spod Pana pióra, którą czytałam - „Defektu pamięci” - pisał,
by niejako ratować świat. Z tego, co można przeczytać na Pana
blogu, jest Pan w trakcie prac nad anglojęzyczną lekturą i
dziełem, które powstało „w surowym stanie” w zaledwie 10 dni.
Skąd u Pana ta systematyczność tworzenia?
Krzysztof Bielecki: Na to
pytanie po części odpowiedziałem przy okazji poprzedniego, ale
jeśli chodzi o tę systematyczność to dodam jeszcze jedną rzecz –
często może nas przerażać ogrom pracy, która jest przed nami i
to może działać demotywująco, zniechęcać. Moim zdaniem lepszy
jeden skończony tekst niż dziesięć rozgrzebanych. Wydaje mi się,
że do pisania lepiej nie siadać z myślą „napiszę książkę”,
a raczej „zacznę tworzyć opowiadanie i nie mogę wykluczyć, że
rozrośnie się do rozmiarów książki”. To sprzyja osiąganiu
celu. Nie stajemy przed gigantycznym zadaniem, tylko takim nieco
mniejszym. Polecam spróbować tej metody. Mam nadzieję, że okaże
się przydatna przynajmniej dla jednej osoby i pozwoli jej stworzyć
tekst. To byłoby naprawdę miłe – pomóc komuś nie wprost w
dokończeniu jego dzieła, zadziałać inspirująco. Jeśli mowa o
kolejnych publikacjach, nad którymi pracuję, to „Various Faces of
Almightiness” jest nie tyle tekstem pisanym od zera po angielsku,
co raczej tłumaczeniem jednego z opowiadań planowanego zbiorku
zatytułowanego „I nagle wszystko się kończy”. To naprawdę
zakręcone historie, myślę że każdy znajdzie w tej książce coś
dla siebie. Niestety nie wiem, kiedy zostanie opublikowana. „Various
Faces of Almightiness” jest swego rodzaju singlem tej publikacji i
powstał on przede wszystkim z myślą o platformie Kindle, na której
chciałem zadebiutować, żeby zobaczyć jak odnajdę się w świecie
elektronicznych czytników książek. A „Jedzenie się psuje, a
prawa ekonomii są twarde” to książka, która rzeczywiście
powstała w rekordowym czasie, ale proszę pamiętać, że były to
dni wypełnione od poranka aż do wieczora niemalże bezustanną
pracą. Po prostu wsiąkłem w świat tej książki i mogłem sobie
pozwolić na odłożenie w czasie innych zobowiązań. Te dziesięć
dni powinny być powodem do dumy, ale nie afiszuję się z nimi, bo
gdy mówimy komuś, że napisaliśmy coś w dziesięć dni (nawet
jeśli jest to dopiero pierwsza wersja tekstu), to patrzą
podejrzliwie i zapewne zastanawiają się, jak bardzo złe jest to, o
czym im opowiadamy. Ale takie są już uroki pisarstwa – czasem
możemy siedzieć kilka dni nad jedną stroną i nic nie chce wyjść
spod naszych palców, a innym razem w błyskawicznym tempie tworzymy
niemalże całą książkę i to naprawdę dobrą książkę, z
której możemy być dumni. W tym przypadku miałem o tyle łatwiej,
że rzeczywiście nie było innych rzeczy, które by mnie
rozpraszały, mogłem sobie pozwolić na całodniowe siedzenie w
BUW-ie i pracę (pisałem też trochę rano i wieczorem w domu, ale
nie we wszystkie dni). Poza tym miałem sporo zapisków (swego
rodzaju bazę pomysłów, które nie były zbierane pod kątem tej
konkretnej książki, ale udało mi się je sprawnie w nią wpleść).
To naprawdę ułatwia sprawę. No i jeszcze jedno – starałem się
chodzić spać w takim momencie, w którym wiedziałem, co będzie
dalej. Żeby nie musieć następnego dnia rano zastanawiać się, w
jaki sposób chcę pociągnąć tę historię. Zazwyczaj (choć nie
zawsze) wiedziałem to już dnia poprzedniego i na kolejny dzień
pracy czekałem jak na następny odcinek wciągającego serialu.
Różnica była taka, że w tym przypadku to ja tworzyłem historię.
Oczywiście to nadal była ciężka praca, ale każdego dnia
powtarzałem sobie, że przecież już tyle dni z rzędu wytrwałem,
to nie mogę teraz przestać. I choć bywałem naprawdę wykończony,
to wiecie co? To działało. Oczywiście bywały momenty, gdy
kompletnie nie miałem weny i brakowało mi sił oraz pomysłów, ale
oto jakiś czas później jesteśmy tutaj – książka jest gotowa.
Meme: Niedawne wielkie bum w
mojej głowie zawdzięczam lekturze „Rekonstrukcji”. Po
przeczytaniu w głowie kłębiły się nieustanne myśli: „Kurcze,
jak on to wymyślił?”; „To musi być strasznie zakręcony (w
pozytywnym tego słowa znaczeniu) człowiek”. Jak w tej szarej
rzeczywistości uchowała się osoba z tak „kolorową”
wyobraźnia? Bo przecież licząc osoby, które sięgają przy
tworzeniu swoich dzieł za testy projekcyjne, mogę zliczyć
wypowiadając jedno krótkie słowo – jeden.
Twoje utwory zdecydowanie różnią się od
współczesnej literatury wydawanej w Polsce. Skąd „takie”
nietypowe pomysły na lekturę i kreowany w nich nieco inny od
rzeczywistego świat?
Autor podczas gry miejskiej [źródło] |
Krzysztof Bielecki: Pewnie sporo
zawdzięczam swojemu podejściu do życia. Staram się być otwarty
na świat i na ludzi, interesować się tym, co dzieje się wokół
mnie, nawet tymi najbardziej banalnymi rzeczami. Nie będę
zaprzeczał swojemu „zakręceniu”, ale podkreślę, że nie jest
to coś, z czym się rodzimy i na co nie mamy wpływu. Wydaje mi się,
że wszystko jest w ogromnym stopniu kwestią takiego, a nie innego
spojrzenia na świat, które możemy w sobie wyćwiczyć. Zachęcam
Was, pójdźcie dziś do szkoły, na uczelnię albo do pracy inną
drogą niż zwykle, uważnie się rozglądajcie i zanotujcie te
wszystkie rzeczy, które w jakiś sposób Was zaintrygują, poruszą
– ludzi, miejsca, zdarzenia. A „Rekonstrukcja” rzeczywiście
jest ekstremalnie zawiłą książką. Gdy skończyłem prace nad
„Defektem pamięci” zwątpiłem, że kiedykolwiek napiszę coś
równie naszpikowanego znaczącymi detalami, a jednak w
„Rekonstrukcji” poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej.
Te dwie książki oczywiście bardzo się od siebie różnią,
„Rekonstrukcja” jest znacznie cięższa, trudniejsza w odbiorze,
brak w niej takiego podanego na tacy, łączącego wszystkie fakty i
zwalającego czytelnika z nóg zakończenia jak to znane z „Defektu
pamięci”. Tu jest znacznie trudniej dokopać się do sedna sprawy
i dla jednych będzie to ogromnym wyzwaniem i atutem, a dla innych
przeszkodą nie do pokonania. Już po konstrukcji tych dwóch książek
widać, że to, co tworzę jest dosyć różnorodne, choć da się
wyodrębnić pewne charakterystyczne elementy mojej twórczości. Na
pewno przyda się otwarty umysł i umiejętność wnikliwego czytania
i zwracania uwagi na detale.
Meme: W tworzenie dzieła trzeba
włożyć ogrom pracy. Godziny spędzone z długopisem w ręku czy
nad klawiaturą wieńczy zapach świeżo wydrukowanej książki,
którą trzymając w dłoniach, podziwiamy dumnym spojrzeniem. Czy
pracę nad książką uważa Pan za trudną? Co sprawiało Panu
podczas pisania najwięcej przyjemności a co chciałby Pan mieć za
sobą najszybciej?
Krzysztof Bielecki: To jest
przede wszystkim bardzo nieprzewidywalna praca. Są takie dni, kiedy
wszystko idzie gładko i pisanie jest prawdziwą przyjemnością, ale
bywają również długie godziny pełne frustracji i nie dające
rezultatów próby odzyskania weny. Pisanie może dawać wiele
satysfakcji, ale praca zawsze pozostaje pracą i nie ufałbym
ludziom, którzy mówią, że jest to tylko i wyłącznie
przyjemność. To droga pełna wyrzeczeń i przymuszania się do
pracy, ale satysfakcja z ukończonego tekstu jest naprawdę ogromną
nagrodą. Najtrudniejsze jest chyba zabieranie się za pracę nad już
rozgrzebanym tekstem. Przyjemnie jest sobie usiąść i zacząć
pisać o czymś, co akurat przyszło nam do głowy, ale po gładkim
początku zazwyczaj przychodzi „trudny środek”. Trafiamy na
mieliznę, musimy się sporo namęczyć, żeby przejść dalej, ale
„dalej” to nie znaczy do końca, lecz do kolejnej tego typu
mielizny. Tracimy wenę i ją odzyskujemy. Poczucie sensu znika i
pojawia się w nas ponownie. To jest naprawdę kapryśna praca. Ale
nie ma nic lepszego niż moment, w którym trafiamy na właściwą
ścieżkę i pisze nam się gładko, przyjemnie i sami jesteśmy
podekscytowani tym, co wydarzy się dalej.
Meme: Niezwykle modne w
dzisiejszych czasach jest pisanie o tym, co dzieje się wokół – o
miłości, problemach i smutkach. Jednak Pan nie popada w stereotyp
wielu współcześnie tworzących literaturę. Czy teraz, po
napisaniu już kilku pozycji, zdecydowałby się Pan na stworzenie
czegoś, co można określić konkretnymi ramami powieści
obyczajowej, kryminalnej lub sensacyjnej?
Krzysztof Bielecki: Owszem,
panuje przekonanie, że moje książki są dosyć nietypowe i trudno
się z tym nie zgodzić. Ale tutaj moich czytelników zadziwię, bo
wspomniana wcześniej książka „Jedzenie się psuje, a prawa
ekonomii są twarde” będzie czymś, co można umieścić w
konkretnych ramach. I pewnie nie uwierzycie, ale będzie to książka
o miłości! Żaden ckliwy romans albo modna ostatnio powieść
erotyczna, lecz coś zupełnie innego. I choć można umieścić ten
tekst w konkretnych ramach powieści o miłości, to jednak, jak to
zwykle u mnie bywa, nie będzie to taka zwykła książka. Nie mogę
się doczekać momentu, w którym będziecie mieli okazję ją
przeczytać, ponieważ jestem z niej naprawdę zadowolony!
Meme: Z racji, że od czasu do
czasu staram się „podglądać” Pana bloga wiem, że kolejne
pozycje są już w trakcie tworzenia. Może zdradzi Pan nieco więcej
mnie i moim czytelnikom? Jakie będą te najnowsze publikacje?
Krzysztof Bielecki: Jednym
zdaniem – po raz kolejny Was zaskoczę. „Various Faces of
Almightiness” będzie naprawdę dziwaczną opowieścią o różnych
obliczach wszechmocy, a „Jedzenie się psuje, a prawa ekonomii są
twarde” to chyba jedna z dziwniejszych książek o miłości, jakie
kiedykolwiek przeczytacie. Nie chciałbym póki co zdradzać nic
więcej, ale mam nadzieję, że się nie zawiedziecie!
Meme: Bardzo serdecznie
dziękuję, że zechciał Pan poświecić mi te klika chwil i w tej
krótkiej rozmowie pokazał Nam Pan człowieka, który „siedzi po
drugiej stronie” książki, którą każdy może mieć w rękach ;)
Krzysztof
Bielecki:
Dziękuję i zapraszam na stronę www.defektpamieci.pl,
a także zachęcam do zakupienia w sieci „Defektu pamięci” albo
„Rekonstrukcji” i przekonania się na własnej skórze, co
takiego nietypowego kryje się w moich książkach, co jednych
cieszy, a u innych wywołuje stan totalnej dezorientacji. To są
teksty, co do których trzeba wyrobić sobie własną opinię, a nie
polegać na opiniach innych i mogę mieć tylko nadzieję, że ci z
Was, którzy po przeczytaniu tego wywiadu zdecydują się na
zapoznanie z „Defektem pamięci” albo „Rekonstrukcją” nie
będą tego żałowali. Mogę obiecać jedno – będzie to nietypowa
i szalona przygoda. Miłej lektury!
Bardzo
przyjemnie mi się rozmawiało z Krzysztofem i bardzo się cieszę,
że w ogóle zgodził si na tą rozmowę, która, jak widać –
wyszła Nam niezwykle obszerna. Wszystkich zachęcam do lektury jego
książek, a sama w niedalekim czasie zaczynam czytać najnowszą,
dwujęzyczną publikację ;)
Gratuluję interesującego wywiadu
OdpowiedzUsuńHeh, w swojej recenzji napisałam, że chyba bałabym się z tym autorem iść na zwyczajną kawkę. Autor odpisał mi (był to egzemplarz od niego), że bardziej obawiam się co do jego stanu psychicznego, niż jego książki i zapewnia mnie, że kawa z nim to nic niebezpiecznego. Powiem tak - na pewno o nim nie zapomnę, a jego lektury, mimo że inne, są nawet dobre, tylko jeszcze nie potrafię ich do końca zrozumieć.
OdpowiedzUsuńZgadzam się - czasem nie wystarczy jedna lektura jego powieści ;) A z tą kawą - ciekawa historia ;)
UsuńBardzo interesujący
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Niezwykle ciekawy, fascynujący wywiad. Mogłam wiele dowiedzieć się o Krzysztofie Bieleckim. To bardzo oryginalna, nietuzinkowa osoba, co zresztą widać po jego twórczości. Nie wiedziałam, że wydał już aż tyle książek. Ja czytałam jedynie ,,Defekt pamięci'' i słyszałam o ,,Rekonstrukcji'', zaś reszty nie znam.
OdpowiedzUsuńGratuluje wywiadu!!!
Bardzo ciekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuń"Defekt pamięci" absolutnie nie przypadł mi do gustu, ale dzięki Tobie poczułam sympatię do Pana Krzysztofa :). Naprawdę świetny, interesujący wywiad!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że Krzysztof jest naprawdę przemiłym człowiekiem ;) I ma świetny kontakt z czytającymi jego lektury. Myślę, że to bardzooo dobra cecha u pisarza ;D
Usuń
OdpowiedzUsuńGratuluję! Wywiad przeczytałam z ogromna przyjemnością:)
Fajny wywiad. Pan Bielicki opowiedział troszkę o swojej nowej książce, tym samym wzbudził moje zainteresowanie. To, że książki Pana Krzysztofa są inne to przecież dobrze kto by chciał czytać ciągle to samo :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się - bardzo dobrze, że są inne! ;D Niezwykle cenię sobie oryginalność, dlatego z chęcią chwytam za książki Krzysztofa ;)
Usuń