poniedziałek, 6 maja 2013

Wywiad z Krzysztofem Bieleckim – Autorem „Defektu pamięci” i „Rekonstrukcji”

Każdy z Nas, z pewnością ma w sobie cechę, która wyróżnia go od innych osób, sprawia, że jest z czymś kojarzony. Niezwykle charakterystyczna i wyrazista jest właśnie literatura Krzysztofa Bieleckiego, z którą dotąd miałam styczność. „Defekt pamięci” i „Rekonstrukcja” to zupełnie inne, oryginalne dzieła, pisane piórem człowieka z nieposkromioną wyobraźnią. Jednak dziś nie chciałabym przedstawić Wam jego książek (na to przyjdzie jeszcze czas), ale Pana, z TAKĄ (!) wyobraźnią ;)
Krzysztof Bielecki [źródło]

Meme: Witam serdecznie Panie Krzysztofie i serdecznie dziękuję, że zgodził się Pan odpowiedzieć na kilka pytań, które od jakiegoś czas aż „wierciły mi dziurę w brzuchu” ;) Zacznę może nie od tego co najbardziej mnie nurtuje, ale może okazać się równie ciekawe. Pamiętam, że kiedy byłam młodsza zawsze chciałam zostać lekarzem albo nauczycielem. Koledzy z piaskownicy wspominali głównie o strażakach czy policjantach. A Pan został pisarzem. Czy spodziewał się Pan przed wydaniem pierwszej pozycji, że zajmie się Pan tym na co dzień?

Krzysztof Bielecki: Od bardzo dawna wiedziałem jedno – chciałbym kiedyś napisać i wydać książkę. Już w szkole podstawowej rysowałem nieskomplikowane graficznie komiksy oraz zapisywałem zeszyty dziwacznymi fabułami, ale dopiero w liceum myśl o opublikowaniu kiedyś czegoś stała się jednym z życiowych marzeń, czy może powinienem powiedzieć planów. Gdy pod koniec studiów do księgarni w całym kraju trafiała moja pierwsza książka nie mogłem mieć oczywiście pewności, że będzie to pierwsza z wielu. Wtedy przychodzi przede wszystkim spełnienie, a nie analizowanie tego, co dalej. To pojawia się dopiero później. I rzeczywiście, w pewnym momencie z tego całego myślenia wyszło mi, że na „Miasto to gra” nie chcę poprzestać. Kolejne publikacje marzyły mi się już wcześniej, ale dopiero wydanie tej pierwszej utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to „naprawdę możliwe”, a nie tylko „całkiem możliwe”.

Meme: Na świecie rocznie powstają miliony pozycji. I Pan kilka lat temu znalazł się w gronie osób, które możemy nazywać twórcami literatury. Jak zmieniło się Pana życie od momentu wydania pierwszej książki? A jak wyglądały reakcję znajomych, przyjaciół, rodziny, gdy dowiedzieli się, że Pana publikacja ujrzy światło dzienne?

Krzysztof Bielecki: Pewnie nie wszyscy uwierzą, bo wydanie książki jest powodem do dumy i wiele osób w pierwszym odruchu zaczęłoby się tym chwalić znajomym i nieznajomym, ale ja lubię mieć swoje tajemnice, a później odkrywać kolejne karty zupełnie z zaskoczenia. Efekt jest taki, że wielu moich znajomych jeszcze przez długi czas po wydaniu „Miasto to gra” nie miało pojęcia, że udało mi się wydać książkę. Oczywiście reakcje tych, którzy wiedzieli od samego początku (również w niełatwej fazie przygotowań do opublikowania pierwszej pozycji) były niesamowite, ale możecie tylko sobie wyobrazić, jakie były miny tych, którzy dowiedzieli się o wszystkim po kilku tygodniach albo miesiącach. Ciekaw jestem, czy jest ktoś, kto nie wie do dziś. A jak zmieniło się moje życie? Na pewno poczułem się ogromnie spełniony. W końcu jedno z moich największych marzeń stało się faktem. Przeszedłem też z jednej trudnej ścieżki na drugą – presja wydania pierwszej książki w stosunkowo młodym wieku została zastąpiona presją wydania kolejnych, które zostałyby odebrane równie dobrze. I chyba się udało. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale jednak się udało. A jak zmieniło się życie? To nie jest tak, że wszyscy ludzie patrzą na mnie przez pryzmat tego, czym się zajmuję. Mam również szereg innych wyrazistych cech. Zazwyczaj nie zaczynam rozmów z nieznajomymi od tego, że zajmuję się pisaniem książek. Łatwo zostać wtedy zaszufladkowanym, no i pojawia się cała lawina pytań, często takich samych (A o czym są te książki? A gdzie można kupić?). To nie jest tak, że nie lubię o tym rozmawiać, ale spróbujcie wyobrazić sobie, że przy prawie każdym poznaniu kogoś nowego musicie znowu mówić o tym samym. A że bardzo lubię poznawać nowych ludzi i robię to często, to prawdopodobieństwo takiej rozmowy jest spore. Poza tym nie lubię się przechwalać. Wolę jak fakty mówią za siebie, a nie ja za nie. To znaczy jest mi milej, gdy ktoś sam odkryje, czym się zajmuję i to doceni lub dowie się o tym od kogoś innego, niż gdybym to ja miał wprowadzać tę osobę w detale mojej działalności.

Meme: Do samodzielnego wydania powieści niezbędna jest determinacja w dążeniu do celu i pewność we własne umiejętności. Skąd w Panu tyle pozytywnych cech, które pozwalają na pisanie nie tylko „do szuflady”?

Książki Krzysztofa [źródło]
Krzysztof Bielecki: Myślę, że najważniejszą sprawą jest tutaj to, żeby pisać, pisać i pisać. Nie rozpatrywać tego w kategoriach „do szuflady” albo „nie do szuflady”. Jedno jest pewne – jeśli kiedyś będziemy chcieli pojawić się na półkach księgarni, to musimy mieć warsztat, no i przynajmniej jeden wystarczająco dobry tekst. Dlatego moja porada dla wszystkich marzących o wydaniu własnej książki: póki co nie zastanawiajcie się, w jaki sposób trafić na półki, a lepiej zajmijcie się tworzeniem tekstu i przede wszystkim go dokończcie. A później pracujcie nad następnym i następnym. Zastanawianiem się, w jaki sposób dotrzeć z tym wszystkim do czytelnika zostawcie sobie na później, ale nie popadajcie ze skrajności w skrajność i nie unikajcie poszukiwania odpowiedzi na to pytanie. Cechy, które potrzebne są do pisania to przede wszystkim determinacja do ukończenia projektu, nad którym się pracuje. Przynajmniej na jakiś czas musi stać się on najważniejszym elementem naszego życia. Wszystko jedno, czy zrobimy sobie kilkudniowy maraton całodziennego pisania, czy będziemy pracowali nad naszą powieścią systematycznie po kilkadziesiąt minut dziennie. Musimy jednak uczynić tę pracę częścią naszej codzienności, trzeba utonąć w myślach bohaterów i w meandrach konstruowanej fabuły. Wbrew pozorom nie mam aż tak dużej sumienności, często zbieram się do pracy godzinami (czasami bez rezultatu), ale uczyniłem pisanie istotnym fragmentem mojej codzienności i ono cały czas gdzieś tam jest. Czasami mówi się, że alkoholik, który nie pije przez długi czas cały czas jest alkoholikiem, tyle że od dłuższego czasu niepijącym. Z tworzeniem tekstu literackiego jest podobnie - mogę nie pisać przez kilka tygodni, ale to wciąż we mnie jest.

Meme: Bohater pierwszej pozycji spod Pana pióra, którą czytałam - „Defektu pamięci” - pisał, by niejako ratować świat. Z tego, co można przeczytać na Pana blogu, jest Pan w trakcie prac nad anglojęzyczną lekturą i dziełem, które powstało „w surowym stanie” w zaledwie 10 dni. Skąd u Pana ta systematyczność tworzenia?

Krzysztof Bielecki: Na to pytanie po części odpowiedziałem przy okazji poprzedniego, ale jeśli chodzi o tę systematyczność to dodam jeszcze jedną rzecz – często może nas przerażać ogrom pracy, która jest przed nami i to może działać demotywująco, zniechęcać. Moim zdaniem lepszy jeden skończony tekst niż dziesięć rozgrzebanych. Wydaje mi się, że do pisania lepiej nie siadać z myślą „napiszę książkę”, a raczej „zacznę tworzyć opowiadanie i nie mogę wykluczyć, że rozrośnie się do rozmiarów książki”. To sprzyja osiąganiu celu. Nie stajemy przed gigantycznym zadaniem, tylko takim nieco mniejszym. Polecam spróbować tej metody. Mam nadzieję, że okaże się przydatna przynajmniej dla jednej osoby i pozwoli jej stworzyć tekst. To byłoby naprawdę miłe – pomóc komuś nie wprost w dokończeniu jego dzieła, zadziałać inspirująco. Jeśli mowa o kolejnych publikacjach, nad którymi pracuję, to „Various Faces of Almightiness” jest nie tyle tekstem pisanym od zera po angielsku, co raczej tłumaczeniem jednego z opowiadań planowanego zbiorku zatytułowanego „I nagle wszystko się kończy”. To naprawdę zakręcone historie, myślę że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Niestety nie wiem, kiedy zostanie opublikowana. „Various Faces of Almightiness” jest swego rodzaju singlem tej publikacji i powstał on przede wszystkim z myślą o platformie Kindle, na której chciałem zadebiutować, żeby zobaczyć jak odnajdę się w świecie elektronicznych czytników książek. A „Jedzenie się psuje, a prawa ekonomii są twarde” to książka, która rzeczywiście powstała w rekordowym czasie, ale proszę pamiętać, że były to dni wypełnione od poranka aż do wieczora niemalże bezustanną pracą. Po prostu wsiąkłem w świat tej książki i mogłem sobie pozwolić na odłożenie w czasie innych zobowiązań. Te dziesięć dni powinny być powodem do dumy, ale nie afiszuję się z nimi, bo gdy mówimy komuś, że napisaliśmy coś w dziesięć dni (nawet jeśli jest to dopiero pierwsza wersja tekstu), to patrzą podejrzliwie i zapewne zastanawiają się, jak bardzo złe jest to, o czym im opowiadamy. Ale takie są już uroki pisarstwa – czasem możemy siedzieć kilka dni nad jedną stroną i nic nie chce wyjść spod naszych palców, a innym razem w błyskawicznym tempie tworzymy niemalże całą książkę i to naprawdę dobrą książkę, z której możemy być dumni. W tym przypadku miałem o tyle łatwiej, że rzeczywiście nie było innych rzeczy, które by mnie rozpraszały, mogłem sobie pozwolić na całodniowe siedzenie w BUW-ie i pracę (pisałem też trochę rano i wieczorem w domu, ale nie we wszystkie dni). Poza tym miałem sporo zapisków (swego rodzaju bazę pomysłów, które nie były zbierane pod kątem tej konkretnej książki, ale udało mi się je sprawnie w nią wpleść). To naprawdę ułatwia sprawę. No i jeszcze jedno – starałem się chodzić spać w takim momencie, w którym wiedziałem, co będzie dalej. Żeby nie musieć następnego dnia rano zastanawiać się, w jaki sposób chcę pociągnąć tę historię. Zazwyczaj (choć nie zawsze) wiedziałem to już dnia poprzedniego i na kolejny dzień pracy czekałem jak na następny odcinek wciągającego serialu. Różnica była taka, że w tym przypadku to ja tworzyłem historię. Oczywiście to nadal była ciężka praca, ale każdego dnia powtarzałem sobie, że przecież już tyle dni z rzędu wytrwałem, to nie mogę teraz przestać. I choć bywałem naprawdę wykończony, to wiecie co? To działało. Oczywiście bywały momenty, gdy kompletnie nie miałem weny i brakowało mi sił oraz pomysłów, ale oto jakiś czas później jesteśmy tutaj – książka jest gotowa.

Meme: Niedawne wielkie bum w mojej głowie zawdzięczam lekturze „Rekonstrukcji”. Po przeczytaniu w głowie kłębiły się nieustanne myśli: „Kurcze, jak on to wymyślił?”; „To musi być strasznie zakręcony (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) człowiek”. Jak w tej szarej rzeczywistości uchowała się osoba z tak „kolorową” wyobraźnia? Bo przecież licząc osoby, które sięgają przy tworzeniu swoich dzieł za testy projekcyjne, mogę zliczyć wypowiadając jedno krótkie słowo – jeden. Twoje utwory zdecydowanie różnią się od współczesnej literatury wydawanej w Polsce. Skąd „takie” nietypowe pomysły na lekturę i kreowany w nich nieco inny od rzeczywistego świat?

Autor podczas gry miejskiej [źródło]
Krzysztof Bielecki: Pewnie sporo zawdzięczam swojemu podejściu do życia. Staram się być otwarty na świat i na ludzi, interesować się tym, co dzieje się wokół mnie, nawet tymi najbardziej banalnymi rzeczami. Nie będę zaprzeczał swojemu „zakręceniu”, ale podkreślę, że nie jest to coś, z czym się rodzimy i na co nie mamy wpływu. Wydaje mi się, że wszystko jest w ogromnym stopniu kwestią takiego, a nie innego spojrzenia na świat, które możemy w sobie wyćwiczyć. Zachęcam Was, pójdźcie dziś do szkoły, na uczelnię albo do pracy inną drogą niż zwykle, uważnie się rozglądajcie i zanotujcie te wszystkie rzeczy, które w jakiś sposób Was zaintrygują, poruszą – ludzi, miejsca, zdarzenia. A „Rekonstrukcja” rzeczywiście jest ekstremalnie zawiłą książką. Gdy skończyłem prace nad „Defektem pamięci” zwątpiłem, że kiedykolwiek napiszę coś równie naszpikowanego znaczącymi detalami, a jednak w „Rekonstrukcji” poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej. Te dwie książki oczywiście bardzo się od siebie różnią, „Rekonstrukcja” jest znacznie cięższa, trudniejsza w odbiorze, brak w niej takiego podanego na tacy, łączącego wszystkie fakty i zwalającego czytelnika z nóg zakończenia jak to znane z „Defektu pamięci”. Tu jest znacznie trudniej dokopać się do sedna sprawy i dla jednych będzie to ogromnym wyzwaniem i atutem, a dla innych przeszkodą nie do pokonania. Już po konstrukcji tych dwóch książek widać, że to, co tworzę jest dosyć różnorodne, choć da się wyodrębnić pewne charakterystyczne elementy mojej twórczości. Na pewno przyda się otwarty umysł i umiejętność wnikliwego czytania i zwracania uwagi na detale.

Meme: W tworzenie dzieła trzeba włożyć ogrom pracy. Godziny spędzone z długopisem w ręku czy nad klawiaturą wieńczy zapach świeżo wydrukowanej książki, którą trzymając w dłoniach, podziwiamy dumnym spojrzeniem. Czy pracę nad książką uważa Pan za trudną? Co sprawiało Panu podczas pisania najwięcej przyjemności a co chciałby Pan mieć za sobą najszybciej?

Krzysztof Bielecki: To jest przede wszystkim bardzo nieprzewidywalna praca. Są takie dni, kiedy wszystko idzie gładko i pisanie jest prawdziwą przyjemnością, ale bywają również długie godziny pełne frustracji i nie dające rezultatów próby odzyskania weny. Pisanie może dawać wiele satysfakcji, ale praca zawsze pozostaje pracą i nie ufałbym ludziom, którzy mówią, że jest to tylko i wyłącznie przyjemność. To droga pełna wyrzeczeń i przymuszania się do pracy, ale satysfakcja z ukończonego tekstu jest naprawdę ogromną nagrodą. Najtrudniejsze jest chyba zabieranie się za pracę nad już rozgrzebanym tekstem. Przyjemnie jest sobie usiąść i zacząć pisać o czymś, co akurat przyszło nam do głowy, ale po gładkim początku zazwyczaj przychodzi „trudny środek”. Trafiamy na mieliznę, musimy się sporo namęczyć, żeby przejść dalej, ale „dalej” to nie znaczy do końca, lecz do kolejnej tego typu mielizny. Tracimy wenę i ją odzyskujemy. Poczucie sensu znika i pojawia się w nas ponownie. To jest naprawdę kapryśna praca. Ale nie ma nic lepszego niż moment, w którym trafiamy na właściwą ścieżkę i pisze nam się gładko, przyjemnie i sami jesteśmy podekscytowani tym, co wydarzy się dalej.

Meme: Niezwykle modne w dzisiejszych czasach jest pisanie o tym, co dzieje się wokół – o miłości, problemach i smutkach. Jednak Pan nie popada w stereotyp wielu współcześnie tworzących literaturę. Czy teraz, po napisaniu już kilku pozycji, zdecydowałby się Pan na stworzenie czegoś, co można określić konkretnymi ramami powieści obyczajowej, kryminalnej lub sensacyjnej?

Krzysztof Bielecki: Owszem, panuje przekonanie, że moje książki są dosyć nietypowe i trudno się z tym nie zgodzić. Ale tutaj moich czytelników zadziwię, bo wspomniana wcześniej książka „Jedzenie się psuje, a prawa ekonomii są twarde” będzie czymś, co można umieścić w konkretnych ramach. I pewnie nie uwierzycie, ale będzie to książka o miłości! Żaden ckliwy romans albo modna ostatnio powieść erotyczna, lecz coś zupełnie innego. I choć można umieścić ten tekst w konkretnych ramach powieści o miłości, to jednak, jak to zwykle u mnie bywa, nie będzie to taka zwykła książka. Nie mogę się doczekać momentu, w którym będziecie mieli okazję ją przeczytać, ponieważ jestem z niej naprawdę zadowolony!

Meme: Z racji, że od czasu do czasu staram się „podglądać” Pana bloga wiem, że kolejne pozycje są już w trakcie tworzenia. Może zdradzi Pan nieco więcej mnie i moim czytelnikom? Jakie będą te najnowsze publikacje?

Krzysztof Bielecki: Jednym zdaniem – po raz kolejny Was zaskoczę. „Various Faces of Almightiness” będzie naprawdę dziwaczną opowieścią o różnych obliczach wszechmocy, a „Jedzenie się psuje, a prawa ekonomii są twarde” to chyba jedna z dziwniejszych książek o miłości, jakie kiedykolwiek przeczytacie. Nie chciałbym póki co zdradzać nic więcej, ale mam nadzieję, że się nie zawiedziecie!

Meme: Bardzo serdecznie dziękuję, że zechciał Pan poświecić mi te klika chwil i w tej krótkiej rozmowie pokazał Nam Pan człowieka, który „siedzi po drugiej stronie” książki, którą każdy może mieć w rękach ;)

Krzysztof Bielecki: Dziękuję i zapraszam na stronę www.defektpamieci.pl, a także zachęcam do zakupienia w sieci „Defektu pamięci” albo „Rekonstrukcji” i przekonania się na własnej skórze, co takiego nietypowego kryje się w moich książkach, co jednych cieszy, a u innych wywołuje stan totalnej dezorientacji. To są teksty, co do których trzeba wyrobić sobie własną opinię, a nie polegać na opiniach innych i mogę mieć tylko nadzieję, że ci z Was, którzy po przeczytaniu tego wywiadu zdecydują się na zapoznanie z „Defektem pamięci” albo „Rekonstrukcją” nie będą tego żałowali. Mogę obiecać jedno – będzie to nietypowa i szalona przygoda. Miłej lektury!

Bardzo przyjemnie mi się rozmawiało z Krzysztofem i bardzo się cieszę, że w ogóle zgodził si na tą rozmowę, która, jak widać – wyszła Nam niezwykle obszerna. Wszystkich zachęcam do lektury jego książek, a sama w niedalekim czasie zaczynam czytać najnowszą, dwujęzyczną publikację ;)

11 komentarzy:

  1. Gratuluję interesującego wywiadu

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, w swojej recenzji napisałam, że chyba bałabym się z tym autorem iść na zwyczajną kawkę. Autor odpisał mi (był to egzemplarz od niego), że bardziej obawiam się co do jego stanu psychicznego, niż jego książki i zapewnia mnie, że kawa z nim to nic niebezpiecznego. Powiem tak - na pewno o nim nie zapomnę, a jego lektury, mimo że inne, są nawet dobre, tylko jeszcze nie potrafię ich do końca zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się - czasem nie wystarczy jedna lektura jego powieści ;) A z tą kawą - ciekawa historia ;)

      Usuń
  3. Bardzo interesujący
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezwykle ciekawy, fascynujący wywiad. Mogłam wiele dowiedzieć się o Krzysztofie Bieleckim. To bardzo oryginalna, nietuzinkowa osoba, co zresztą widać po jego twórczości. Nie wiedziałam, że wydał już aż tyle książek. Ja czytałam jedynie ,,Defekt pamięci'' i słyszałam o ,,Rekonstrukcji'', zaś reszty nie znam.
    Gratuluje wywiadu!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. "Defekt pamięci" absolutnie nie przypadł mi do gustu, ale dzięki Tobie poczułam sympatię do Pana Krzysztofa :). Naprawdę świetny, interesujący wywiad!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że Krzysztof jest naprawdę przemiłym człowiekiem ;) I ma świetny kontakt z czytającymi jego lektury. Myślę, że to bardzooo dobra cecha u pisarza ;D

      Usuń

  6. Gratuluję! Wywiad przeczytałam z ogromna przyjemnością:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny wywiad. Pan Bielicki opowiedział troszkę o swojej nowej książce, tym samym wzbudził moje zainteresowanie. To, że książki Pana Krzysztofa są inne to przecież dobrze kto by chciał czytać ciągle to samo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się - bardzo dobrze, że są inne! ;D Niezwykle cenię sobie oryginalność, dlatego z chęcią chwytam za książki Krzysztofa ;)

      Usuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)