sobota, 5 września 2015

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Niebieskie migdały"

Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2011, 304 s.
Podobno w mózgu człowieka zakochanego wytwarza się jakiś związek chemiczny, który sprawia, że czujemy się tak,jakby ktoś nieprzerwanie dostarczał nam kroplówki z czekoladą[1].

Marzyć o niebieskich migdałach - każdemu kiedyś się to zdarza. Dla niektórych to codzienna dawka fantazji, dla innych - oznaka słabości przed samym sobą. Jednak marzenia, nawet te najmniej realne, są czymś zupełnie naturalnym, mimo że nie zawsze pożądanym. Bowiem czy niebieskie migdały na prawdę istnieją? Czy może to jedynie coś wyśnionego, nierzeczywistego?

Ina pracuje jako dziennikarka, ma własne mieszkanie, brak jej tylko mężczyzny, który pokochałby ją i został aż do śmierci. Ponadto ma nadopiekuńczą rodzinę, która zrobiłaby dla niej wszystko, zwłaszcza matka, która najchętniej przyjęłaby córkę znów pod swój dach. Do tego - zwariowana przyjaciółka z szalonymi pomysłami o każdej godzinie dnia i nocy. A, i zapomniałam. Ina ma też... nieślubne dziecko, które kocha najbardziej na świecie. 

Niemowlak niema jednak ojca - w końcu po tym słuch zaginął i nie dowiedział się o narodzinach malucha. Kobieta postanawia wychować go sama i dać mu mnóstwo miłości. Mimo prób okiełznania wrzeszczącego Kajtka nie udaje się jej zostać matką idealną podobną tym, które pokazuje telewizja śniadaniowa. Zakupy w centrum handlowym z niemowlakiem zdecydowanie nie są dla niej relaksujące mimo zapewnień pani z tv. Postanawia więc reprezentować przeciwieństwo prawidłowych cech dobrej matki. W tym o dziwo znajduje sposób... 

O mężczyznach też nie ma zamiaru myśleć. Każdy bowiem oszukuje, manipuluje, a potem porzuca bez słowa. Wyjątkiem może są jej ojciec, narzeczony Karoli i mały Kajtek. Jedynymi niebieskimi migdałami, jakie będą męczyć jej myśl będą te, o których marzy Karola na swoim ślubie. W końcu główna druhna ma niejedno trudne zadanie. Tylko co, jeśli los (albo szalona matka i przyjaciółka) mają zamiar wyswatać młodą matkę, która pogrążyła się w otchłani kaszek, obiadków dla dzieci oraz kup i śliniaków?

Mężczyzna równa się zdrada.
Przystojny mężczyzna... równa się stuprocentowa zdrada.
Miłość to uczucie, którym należy obdarzać jedynie krewnych (wyłączając z tego grona mężów, konkubentów i narzeczonych, bo to też potencjalni zdrajcy).
A jeśli już się zdarzy obdarzyć uczuciem kogoś spoza rodzinnego kręgu, najlepiej od razy strzelić sobie w łeb[2].


Za książkę Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak sięgnęłam dość pochopnie. Kilka miesięcy temu wypożyczyłam inną jej publikację, jednak nie zdążywszy przeczytać pozycji na czas, oddałam z zamiarem ponownego powrotu latem do prozy tej zachwalanej zewsząd pisarki. I tak, podczas pierwszej wakacyjnej wizyty w bibliotece (po której o dziwo wyszłam ze znacznie mniejszą ilością książek, niż moja siostra) udało mi się trafić na jedną z publikacji Pani Katarzyny. Kiedy w końcu rozpoczęłam lekturę, po kilku godzinach mogłam zamknąć książkę z uśmiechem. Dlaczego?

Opowieść, którą wykreowała Zyskowska-Ignaciak zachwyca świetnie dopracowanymi bohaterami. Balbina - postać centralna w utworze - to całkiem normalna, a zarazem ogromnie pozytywna dziewczyna, która postanowiła urodzić dziecko, mimo że ojciec wziął nogi za pas na widok testu ciążowego. Macierzyństwo nie jest jednak tak prostą sprawą, jak kreują to magazyny dla młodych mam, których dziewczyna kupiła dość pokaźny stos. Z niemałym uporem, ogromną niechęcią do mężczyzn spowodowaną przez wszawego pana (bądź co bądź ojca Kajtusia) kobieta musi radzić sobie nie tylko z płaczem, kolką, ząbkowaniem i trzydniówką. Powiem pozostali niekiedy nie ułatwiają jej życia...

Karolinę - zwariowaną przyjaciółkę - polubiłam już na samym początku utworu. Wtedy to dzielnie (i dość zabawnie z punktu widzenia czytelnika) uspokajała ciężarną, której odeszły wody, a potem niemal "odbierała" poród, męcząc się bardziej niż sama rodząca. Dalej, gdy pojawiała się ta charyzmatyczna bohaterka, nie bywało mniej wesoło, ale też jej obecność nie działa denerwująco. W tandemie z narzeczonym - Radkiem - prezentowali dość ciekawą mieszankę.

Prócz tego Pan Zygmunt (niewidoczny, ale zawsze stojący na posterunku, Pani Grażyna - matka Iny i malarka (która w pewnym momencie skrada show nawet rozkosznemu bobasowi), babcia Stefania, Bronek - Brandon, doktor Rafał, Pani Irena... - dużo by tu wymieniać. Każdy zupełnie inny, wnoszący istotną rolę do utworu, a zarazem tak realny, że mógłbyś go sam spotkać wychodząc z domu.

Rzeczą, za którą najbardziej cenię sobie pióro Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak jest niebywały humor, który zdecydowanie jest jedyny w swoim rodzaju. Pisarka nie serwuje nam mnóstwa żarcików, nie przepełnia akcji wspomnieniem komicznych sytuacji z życia Iny. Pokazuje jednak, że w życiu bywają momenty, kiedy pozostaje jedynie śmiech, bowiem na łzy brak już sił. Wielokrotnie zaśmiewałam się podczas lektury - tak naturalnie, z radością, bez przymusu. Mój uśmiech nie wywoływały komiczne perypetie głównej bohaterki i jej syna, ale to, co mogłoby się przydarzyć równie dobrze innej, początkującej matce.

Można powiedzieć, że podczas swojego pierwszego sylwestra Kajetan Górejko nieźle zaszalał. Spożył bowiem taką ilość nowych dla niego substancji (naturalnie bezalkoholowych), że nie doczekał nawet północy[3].


Ostatnim, o czym chciałabym wspomnieć, jest wątek miłosny. Nie każdy jest gotowy, by w pakiecie z urodziwą dwudziestoparolatką pokochać jej niedawno urodzonego synka. Dlatego też Ina woli założyć zbyt duży pomarańczowy dres w rozmiarze 40, niż wyjść z Karoliną czy matką na zaaranżowane spotkanie. Jednak miłość zazwyczaj spotkasz tam, gdzie zupełnie byś się jej nie spodziewała. Zyskowska-Ignaciak figlarnie zagrała na nosie wspomnianym Paniom i niektórym czytelnikom, dzięki czemu Balbina miała szansę znaleźć szczęście w ramionach innego mężczyzny... O dziwo rozwojowi wypadków nieco przysłużył się nie kto inny, a przystojny prezenter telewizyjny zwany wszawym psem.

Jak widać styl i ogromna ilość pozytywnej energii jaka płynie wraz ze słowem pisanym, to nie jedyne atuty prozy kobiety, która postanowiła pisać tylko o sprawach, o których ma pojęcie. Po lekturze zdecydowanie mogę przyznać jej rację - tylko tak stworzona opowieść ma sens i potrafi rozbawić, zauroczyć i zadowolić nawet największe romantyczki. Wbrew pozorom myślę też, że mimo zbyt wielu "przypadków", które zdają się być nieco przerysowanymi, powieść zadowoli nawet bardziej wymagających. Bowiem czy nie każdy z nas pragnie, by marzenia się spełniły, a na naszej drodze kiedyś stanął ten lub ta jedyna?

Niebieskie migdały nie są lekturą wysokich lotów. Pisarka nie stara się zmusić czytelnika do rozmyślań egzystencjalnych czy odczuć prospołecznych. W powieści autorstwa Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak zdecydowanie możemy doszukiwać się źródła relaksu i błogiego nastroju, najlepiej przy lekkim powiewie ciepłego wiatru ze szklanką soku w ręce. Wątpię, że ta jakże pozytywna historia z nieodłącznym happy endem kogoś zawiedzie. Uśmiech i poczucie dobrze spędzonego popołudnia gwarantowane!

[1] Zyskowska-Ignaciak Katarzyna, Niebieskie migdały, Warszawa 2011, s. 22;
[2] Tamże, s. 173;
[3] Tamże, s. 165.

12 komentarzy:

  1. Jestem zainteresowana tą książką. Podoba mi się okładka, fabuła intryguje, a Twoja pozytywna recenzja skutecznie kusi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam nigdy o tej książce, chociaż autorka jest mi znana. Skuszę się :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  3. Poznałam już prozę tej autorki przy okazji jej serii "Upalne lato..". Chętnie więc poznam i tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także. Chętnie zatem w przyszłości po którąś z jej książek sięgnę :)

      Usuń
  5. Czemu by się nie skusić? Powoli przekonuję się do "naszych" autorów, więc mam nadzieję, że i ta powieść mnie nie zawiedzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na jakąkolwiek powieść tej autorki poluję już od dawna. Słyszałam wiele dobrych opinii, a Twoja ocena tylko to potwierdza. Tym bardziej, iż ostatnio stawiam na literaturę polską, która tak pozytywnie mnie zaskakuje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze nie czytałam, ale Twój entuzjazm skłania, by poznać pióro autorki. I jej humor:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż zaczynam się bić w myślach, czemu nie znałam tej autorki wcześniej? I czemu, kurczę, nie słyszałam o tej pozycji? Czytając same cytaty, które umieściłaś w recenzji po prostu się uśmiechałam sama do siebie. Na zbliżającą się jesienną chandrę w sam raz. Kocyk, herbatka albo gorąca czekolada i taka lektura, po której nie trzeba wymagać więcej, niż uśmiech na twarzy :) Zapisuję od razu do swojej listy i będę miała na nią oko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zbliżającą się chandrę jesienną! - masz rację, że też nie ujęłam tego w mojej opinii. Sama czytałam powieść w nie najlepszym nastroju i sprawdziła się idealnie. Mam nadzieję, że i Tobie uda się za nią chwycić. :)

      Usuń
  9. Twórczość autorki nie jest mi obca, dlatego i tę powieść chętnie przeczytam :)

    PS. Powiedz mi, czy zdecydowałaś się wziąć udział w wyzwaniu, bo nie wiem, czy liczyć cię do uczestników czy nie :)
    Pytam, bo nie widzę banerka na stronie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo, bardzo, bardzo chcę tę książkę. Tym bardziej, że wszystkie powieści z tej serii mnie zachwyciły i to nie tylko tej autorki. Po migdały pewnie sięgnę w najbliższym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)