Wydawnictwo
TimeMachine
Poznań 2009, 304 s.
Poznań 2009, 304 s.
Ocena:
7/10 Dobra
Morderstwo
czasem zostaje misternie zaplanowane, częściej jednak jest wynikiem
chwilowego impulsu. W tym drugim przypadku zwykle trudno osądzić,
dlaczego dokonano przestępstwa. Niekiedy sam „wykonawca” nie do
końca rozumie irracjonalność bądź błahość własnych motywów.
Kiedy rozgrywa się pierwszy wariant, nawet śledczym trudno jest
wniknąć w psychikę mordercy, który niejednokrotnie swoim
postępowaniem odpowiada na to, co wydarzyło się w przeszłości.
Obraz codzienności na tyle jednak zatarł przeszłość, że trudno
odnaleźć w dwóch zbrodniach wzajemne powiązania...
Joanna
Jodełka to laureatka nagrody Wielkiego Kalibru. To właśnie za
kryminał „Polichromia” otrzymała te prestiżowe wyróżnienie.
Gdy inspiracją dla pisarza jest to, co kocha, trudno by dzieło nie
okazało się sukcesem. W końcu codziennie obserwując architekturę
i sztukę, można odkryć w niej pole do snucia w wyobraźni
zaskakujących opowieści. A że od myśli do stworzenia powieści
nie jest daleko, czytelnicy mają od 2009 roku szansę zatracić się
na chwilę w znanych dziełach sztuki, widzianych okiem poznańskiej
pisarki.
W
spokojnej dzielnicy Poznania zostaje odnalezione ciało starszego
mężczyzny. Antoniusz Mikulski mieszkał sam po śmierci żony, jego
syn mieszkał za granicą, a i znajomi i przyjaciele (których można
by policzyć na placach jednej ręki) niezbyt często odwiedzali
konserwatora zabytków. Nic też nie wskazuje, by zginął w wyniku
rabunku. Wszystko wygląda na „nieruszone” prócz właściciela
willi, ułożonego na posadzce w nienaturalnej pozycji. Dopiero,
kiedy zaczynamy przyglądać się bliżej, okazuje się, że nawet
czerwony materiał z łacińską(!) sentencją ma wielkie
znaczenie...
Wiele
dobrego słyszałam o kryminalnym obliczu prozy Jodełki od
koleżanki, mimo to najpierw w moje ręce wpadła powieść
młodzieżowa, która wyszła spod pióra poznańskiej pisarki. W
opowieści zatytułowanej „ARS Dragonia” były elementy, które
bardzo mi się spodobały, ale i takie, które zawiodły. Szybko więc
postanowiłam wypożyczyć wychwalaną „Polichromię”, by
przeczytać ją po jakże długim czasie oczekiwania.
Debiutancka
powieść Joanny Jodełki to gra szczegółów. Zarówno tych, które
znamienne są dla śledztwa, jak i takich, które niezbędne są dla
zadowolenia z lektury czytelnika. Choć kryminały często czytamy
szybko, nie zastanawiając się nad sensem poszczególnych zdań, w
przypadku publikacji Jodełki musimy uważnie obserwować każde
kolejno składane słowa i zdania, które w jakiś sposób prowadzą
do wysnucia odważnych wniosków i zauważenia minimalnych w swym
rozmiarze dowodów.
Kiedy łacina jest wszędzie... |
Początkowo,
widząc tylu wymienionych bohaterów na początku rozdziału,
pomyślałam, iż trudno będzie swobodnie poruszać się między
kolejnymi nazwiskami, które zwykle trudno zapamiętać i szybko
ulatują z głowy. Kiedy powieść w miarę nikła z przewracanymi
stronami, czytelnik dochodzi do wniosku, że trudno tutaj o kimś
zapomnieć, kogoś pomylić. Każda z postaci, a zwłaszcza
współpracownicy Bartola (ach, jakże polubiłam tajemniczego
Lentza!), została na tyle skonkretyzowana przez autorkę, że zaraz
po pojawieniu się imienia, w głowie pojawiał się konkretny obraz.
Co najważniejsze – w bohaterach nie zabrakło realizmu, który
pozwalał wierzyć, że historia ta może wydarzyć się w
rzeczywistości.
Polubiłam
na swój sposób Macieja Bartola, choć był dość dziwnym
mężczyzną. Czasem irytujący, niekiedy tak zwyczajny i
nieroztropny jak większość ludzi, że stawał się bliższy
czytelnikowi. Mi zaimponował jednak swoim uporem, który nie
pozwolił mu porzucić zupełnie niepozornych i na pierwszy rzut oka
niezwiązanych ze sprawą, poszlak. Jak dla trzydziestoparolatka nie
było godnym pochwalenia jego przywiązanie do matki, ale
przywiązanie do rodzicielki było częścią wspaniale zbudowanej
kreacji postaci. Aż szkoda, że po ponad trzystu stronach musieliśmy
pożegnać się z tym charakterystycznym policjantem.
„Gołąbki
były takie jak zawsze, przynosiły ze sobą ten niepowtarzany smak
błogości i bezpieczeństwa, i mimo niezwyczajnych okoliczności,
mimo tych ciągłych ostatnio utarczek, smakowały tak samo –
spokojem, niezmiennością, domem i czymś jeszcze, czego nie da się
określić słowami.”*
Jednak
to nie on – główny bohater – zasłużył moim zdaniem na postać
najbardziej silną osobowością, jak przystało na śledczego. Moje
serce skradła Daniela. Z całym tym swoim uporem, nadopiekuńczością
i genialnym poczuciem humoru często, a może nawet zbyt często
kradła sympatię czytającego i odwracała uwagę do bezbarwnego
przy niej syna. Kiedy do głosu dochodziła Pani Bartol, do głosu
podsuwała się myśl, że kobieta zdecydowanie żyje, a nawet myśli
za siebie i syna nie tylko w świecie wykreowanym piórem Jodełki,
ale i w kolejnych etapach śledztwa.
Obok
Danieli, także Magda Walichnowska stanowiła niemalże jedną z
komórek umysłu Bartola. Bez niej, jak i bez matki Maciej
zdecydowanie nie doszedł by do sedna sprawy. Muszę powiedzieć, że
gdyby nie napęd akcji, jaki stanowiło wprowadzenie wypowiedzi
tłumaczki, „Polichromia” nie byłaby tak barwną opowieścią, a
główny bohater zdecydowanie stanowiłby o fiasku opowieści. Po
lekturze muszę stwierdzić, że dobrze, iż są kobiety, bo jak
mężczyźni byliby w stanie bez nich żyć...
Genialnym
jest fakt, iż autorka jako trzon opowieści wybrała dobrze znany
sobie motyw. Czytając kolejne opisy „ułożenia” ofiar po
dokonanym morderstwie z zafascynowaniem starałam się wyobrazić
sobie te sceny w głowie. Już przy Mikulskim byłam pewna, że w
jednostajności skrupulatnie dopracowanego aktu nie ma
przypadkowości. Trudno było mi dokleić znane malowidło do
przedstawianej sytuacji. Kiedy prawda wyszła na jaw, moje uznanie do
Jodełki tylko wzrosło!
... nie tylko na zajęciach. |
Język,
choć często zachwycający swoją surowością, a jednocześnie
prostotą, nie był wyzbyty pomyłek. Najbardziej bolały
powtórzenia, których straszliwie nie lubię w prozie. Mimo to
współgrająca powaga wiążąca się z obcowaniem ze sztuką i
ubarwienia tekstu humorem, nie pozwalały stracić wiary w kunszt
literacki Jodełki. Ta kobieta potrafi tworzyć wspaniałe intrygi
bez zbędnego bajkopisarstwa. Kryminał to forma, w której
umiejętności, jakimi dysponuje poznańska pisarka, ukazują się w
pełnej krasie :)
„Nieważne,
jaką życie dało nam rolę do odegrania – czasami nie my o tym
decydujemy – i z tym nie ma co walczyć, ani się spierać, ale
ważne, albo nawet najważniejsze, jest to, żeby tę rolę odegrać
dobrze.”*
Dawno
nie czytałam powieść, w której wszystko byłoby tak dopracowane.
Dlatego też nie mogę nie polecić pozycji, której autor włożył
wiele pracy w jej tworzenie. Ta książka z pewnością różni się
od innych, należących do tego gatunku. Jednak odmienność nie
oznacza, że coś jest złe i niegodne uwagi. Szczerze zachęcam do
lektury, byście sami rozstrzygnęli po czyjej stronie leży wina, a
kto został ukarany.
Cytaty
pochodzą z książki „Polichromia”, kolejno ze stron: 52, 41,
110, 280.
PS. Zaczynam przygotowania do pierwszych zaliczeń, ale postaram się umilić Wam tą drugą połowę stycznia. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, pojawią się wkrótce nie tylko recenzje (zaległe i bieżące), ale też stosów kilka oraz inne ciekawe posty :)
PS. Zaczynam przygotowania do pierwszych zaliczeń, ale postaram się umilić Wam tą drugą połowę stycznia. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, pojawią się wkrótce nie tylko recenzje (zaległe i bieżące), ale też stosów kilka oraz inne ciekawe posty :)
Ciekawa propozycja, nawet wcześniej o niej nie słyszałam. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńZ chęcią widziałabym u siebie książkę Jodełki. Zainteresowała mnie.
OdpowiedzUsuń