Wydawnictwo
AKURAT,
Warszawa
2014, 448 str.
Ocena:
10/10 Perełka
Kiedy
jako dziecko mieszkające w niewielkiej społeczności, a potem
kilkulatka uczęszczająca do małej Szkoły Podstawowej, nie
spotkałam się z nikim, kto nosiłby to samo imię, jak ja, czułam
się niewątpliwie wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Z czasem
jednak na mojej drodze zaczęły pojawiać się inne Michaliny.
Niemniej każda z Nas, mimo podobieństwa imion była inna. Gdy
odebrałam w wieku osiemnastu lat dowód przekonałam się, że osób
legitymujących się tymi samymi personaliami jest aż osiem. Ale to
nie to, jak nas nazywają, wyznacza, jakimi jesteśmy ludźmi i jaką
historię wędrówki krętymi dróżkami życia mamy do opowiedzenia.
Opowieści są inne, mimo to każda z nich oryginalna i wyjątkowa
jak my.
„[...]
gdzie nie ma lęku, tam nie ma wyzwania.”*
Katherine
Logan jest dziennikarką telewizyjną. Od czasu do czasu pisuje
artykuły w czasopiśmie „Etcetera”, którego właścicielką
jest jej serdeczna przyjaciółka Constance. Niestety popełnia
znamienny w skutkach błąd – oskarża niewinnego człowieka o
przestępstwo, którego się nie dopuścił. Sprawa trafia do sądu,
a kobieta staje się „wrogiem publicznym” numer jeden. Kiedy jej
świat wywraca się do góry nogami, wszyscy tracą zaufanie i wiarę
w młodą dziennikarkę, także ona. Tylko Constance jest zdania, że
jest dobra, ale trochę się zagubiła. Na łożu śmierci powierza
Kitty artykuł, którego nie zdążyła. Daje jej listę stu nazwisk.
Nie zdąży jednak wytłumaczyć po co jej ją powierzyła.
Z
prozą Ahern po raz pierwszy spotkałam się przy okazji lektury
bestselerowej pozycji pt. „PS. Kocham Cię”. Podczas czytania jej
debiutu z każdą stroną byłam co raz bardziej oczarowana i
koniecznie chciałam w przyszłości sprawdzić, czy utrzyma równie
wysoki poziom w kolejnych publikacjach. Po dość długim okresie
czasu udało mi się przeczytać „Pamiętnik z przyszłości”.
Wzruszenie, radość z czytania i zachwyt nad słowem pisanym –
przy drugim spotkaniu nie zabrakło tego, co niezwykle ważne dla
mnie, jako czytelnika. Nie wahałam się już dłużej i z wielką
ekscytacją zaczęłam poszukiwać kolejnych książek Pani Cecelii.
Uparłam się jednak, by posiadać je na własność...
Tak
jak Kitty jest skołowana, otrzymując listę, tak również
czytelnik zastanawia się o co może w tym wszystkim chodzić.
Dziewczyna z zapałem bierze się do pracy, choć codzienność nie
ułatwia jej nabycia na nowo wiary w siebie. Choć ciśnienie i chęć
zdobycia sensacyjnego materiału przez redaktorów naczelnych
„Etcetera” rośnie, dziennikarka nie ma żadnych
konkretów. Osoby z listy nie mają pojęcia ani o magazynie, ani o
spisie. Zdesperowana, chcąc za wszelką cenę dowiedzieć się czego
pragnęła przyjaciółka, zaczyna spotykać się z kolejnymi
osobami, których nazwiska znajdującą się na karcie.
„
[…] poszukiwanie prawdy wcale nie ma być jak wyjazd na misję pod
ostrzałem karabinów, żeby za wszelką cenę ujawnić jakieś
kłamstwo. Nie musi też być szczególnie nowatorskie. Trzeba po
prostu dotrzeć do sedna tego, co prawdziwe.”*
Wiele
osób uważa, że do napisania książki potrzebny jest uniwersalny
temat, błyskotliwa, wręcz nieziemska idea. Pani Ahern pokazuje
jednak w swojej publikacji, że to życie pisze najlepsze
scenariusze. Na dodatek to żywot osób, które nigdy nie
pomyślałyby, że są w jakiś sposób wyjątkowe. Jak każdy –
mają swoje problemy, radości i dziwactwa. Pisarka uświadamia swoim
czytelnikom, iż w każdym człowieku tkwi magia.
Na gwiazdkowym obrusie... |
Publikacja
irlandzkiej pisarki zaskakuje swą oryginalnością z kilku powodów.
Szczególnie odmienne w stosunku do innych książek jest fakt, iż
na przód wychodzą bohaterowie drugoplanowi. Nie jest tak, że
każdy, na swoje pięć minut – obok Panny Logan mają oni również
ponad czterysta stron, przez które zaskakują nas różnobarwnością
swojego życia. Początkowo to do bólu normalni ludzie. „Wchodząc”
w ich życie okazuje się, że za pozorną stabilizacją, skrywają
się niebywałe sekrety, myśli, marzenia i zdarzenia.
Mojemu
sercu najbliższa stała się Birdie. Może to z racji jej wieku, a
może ciepła płynącego z każdym zdaniem wypowiedzianym przez
starszą panią. Bardzo ją polubiłam, chociaż niewiele mogło mnie
zaskoczyć w jej postaci. Była ona jednakże wykreowana w taki
sposób, że przyciągała, jak magnes, okalając pogodą ducha,
jakiej niejednokrotnie nie brakuje właśnie starszym ludziom. Na co
dzień niedostrzegalnym jest fakt, że to właśnie wiekowe osoby
najlepiej potrafią cieszyć się przeżytym dniem. Tego wielu
brakuje, a tą pozytywną „moc” niesie ze sobą ta przemiła
staruszka.
Dwiema
postaciami, które również polubiłam, a których w jakiś sposób
było mi momentami troszkę żal, była Mary-Rose i Eva. Zacznijmy od
Mary-Rose, która mimo trudów życia stale pozostawała
uśmiechnięta. To jednak nie jej siłę ducha i mężność serca
opiewa opowieść Ahern. Pisarka pokazuje nam dziewczynę, która
kocha z taką wielką siłą, że kilka raz w tygodniu przyjmuje
oświadczyny przyjaciela. Za każdym razem są kimś innym, mimo to
ona nadal wierzy, że kiedyś usłyszy zamiast kolejnego wymyślonego
imienia, własne. Jej historia jest moim zdaniem niezwykle smutna, a
zarazem zupełnie niezwykła. Z każdym kolejnym incydentem
czytelnikowi jest zwyczajnie co raz bardziej żal Mary-Rose.
Dochodząc do kulminacyjnego momentu w głowie rysuje się sugestia,
że przecież kobiet, takich jak ona jest wiele. Swoją nadzieją,
siłą woli i uśmiechem stają się bohaterkami codzienności.
Eva
ujęła mnie natomiast swoją umiejętnością przenikania ludzkich
serc. Niepozorna, trochę sztywna i często odizolowana od rozmówcy,
z czasem okazała się osobą, która pozornie chłodna, roztapia
najgłębiej skrywane pragnienia, uszczęśliwiając człowieka.
Początkowo nie wierzyłam, że będzie w stanie wybrać idealny
prezent dla każdego. Przewracając kolejne strony irlandzkiej
pisarki zdawała sobie jednak sprawę, że zbyt szybko ją osądziłam.
Ze wzruszeniem czytałam sceny, gdy wręczane były prezenty
„zrobione” przez nią. To coś niezwykłego!
„-
To drobiazg. Nie szukałam specjalnie, znalazłam go przypadkiem, a
pamiętając przez co ostatnio przeszłaś, pomyślałam o tobie. -
Sięgnęła do swojej niewielkiej torebki i wyjęła doniczkę z
ziemią. W pierwszej chwili Kitty nie zrozumiała, dopóki nie
zobaczyła naklejki z boku.
-
>> Wyhoduj sobie własne szczęście << - przeczytała na
głos i zaczęła się śmiać. Do doniczki z ziemią dołączony był
woreczek z nasionami koniczyny.”*
Piękny wzór przy grzbiecie książki :) |
„Ambrose
była jak jeden z tych egzotycznych motyli, które trzymała w
gablotach na ścianach muzeum.”*
I
sama Kitty – główna bohaterka. Momentami denerwująca, częściej
jednak słaba, za słaba na postać centralną. Poznając osoby z
listy odkrywa w sobie siłę i pierwiastek, iskierkę magii tworzenia
słowa pisanego. Od tego momentu czytelnik przymyka oko na jej
koszmarny początek, kibicując nowym odkryciom. Kitty, która
niewłaściwie osądziła człowieka. Może w imię sensacji, w imię
własnego sukcesu medialnego. By znów uwierzyć we własne
możliwości musi odsunąć od myśli sukces, popularność. Zmuszona
jest wrócić do początku, by odkryć, co ważnego jest w pisaniu.
„Codziennie
ludzie dokonują czynów, których nikt nie opiewa. I o tym właśnie
powinniśmy pisać. O anonimowych bohaterach, o ludziach, którzy
wcale nie uważają się za bohaterów, ponieważ robią po prostu
to, co według nich powinni robić w życiu.”*
Cecelia
Ahern stworzyła książkę niezwykle mądrą i pouczającą,
operując przy tym prostym i przystępnym językiem. „Sto imion”
to opowieść o nadziejach, radościach i sukcesach, ale także
smutkach i goryczy porażki. Na ponad czterystu stronach,
przebiegając przez kalejdoskop uczuć, pokazuje, że życia nie
można mierzyć miarą „porażka-sukces”. Do wszystkiego należy
pochodzić nie tylko z głową, ale i sercem. Bo gdy zabraknie serca,
człowiekowi łatwo jest się zgubić. Polecam szczególnie tym,
którzy mają ochotę razem z Kitty na chwilę zatrzymać się,
przystanąć i odkryć naturalne dobro w innych oraz przywrócić w
sobie wiarę w drugiego człowieka.
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa
AKURAT, za co serdecznie dziękuję ;)
*Cytaty
pochodzą z książki „Sto imion”, kolejno ze stron: 16, 19, 429,
364, 438.
Jestem w połowie i przyznam, że idzie mi opornie. Prozę autorki do tej pory chwaliłam, czytałam kilka jej książek, ale "Sto imion" na ich tle wypada słabo. Ciężko mi ją dokończyć, nuży mnie, zasypia... I to nie kwestia historii opowiedzianych przez ludzi z listy, ale przez te ciągnące się wątki. Nie wiem... Zobaczymy jak w końcu doczytam. :)
OdpowiedzUsuńAhern nie stawia w tej pozycji na typowe dla niej rozwiązania, jakie widzieliśmy w poprzednich powieściach i to bardzo mi się spodobało :)
UsuńProza tej autorki do mnie trafia, więc na pewno się skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńTej autorki dopiero mam na stosiku ,,Love, Rosie", jak przeczytam to chętnie sięgnę po jej kolejne książki :)
OdpowiedzUsuńTwórczość pani Ahern jeszcze przede mną, ale koniecznie muszę ją w końcu poznać. Może nawet zacznę od książki "Sto imion" skoro to perełka ;)
OdpowiedzUsuńAkurat wczoraj ją zaczęłam i już mam za sobą prawie 200 stron :)
OdpowiedzUsuńNie znam niestety tej książki, ale niedługo sięgnę po "PS. Kocham cię". Zobaczymy czy zaiskrzy ;)
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po ukończeniu "Love, Rosie" i zakochałam się w prozie autorki. Mam solidne postanowienie by w 2015 roku poznać jak najwięcej jej książek i jestem naprawdę szczęśliwa, że tak pozytywnie odebrałaś "Sto imion". Dopisuję do listy ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo lubię książki Ahern, tej jeszcze nie znam, ale widzę, że muszę to szybko nadrobić:)
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta książka. Jest taka ciepła i optymistyczna, bez szaleństw, ale z pięknym przesłaniem.
OdpowiedzUsuńGdy przeczytałam po raz pierwszy powieśc Ahren przepłakałam całą noc bo nie mogłam się oderwać. Chodzi mi oczywiście o PS Kocham Cię. Sto imion mam w planach :)
OdpowiedzUsuńZ recenzji na recenzję, ta autorka coraz bardziej mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńJaka długa recenzja :) Przeczytam z pewnością, nie mogę sobie pozwolić na odpuszczenie takich charyzmatycznych bohaterów :)
OdpowiedzUsuń