środa, 7 stycznia 2015

[166] Cecelia Ahern „Sto imion”


Wydawnictwo AKURAT,
Warszawa 2014, 448 str.
Ocena: 10/10 Perełka

Kiedy jako dziecko mieszkające w niewielkiej społeczności, a potem kilkulatka uczęszczająca do małej Szkoły Podstawowej, nie spotkałam się z nikim, kto nosiłby to samo imię, jak ja, czułam się niewątpliwie wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Z czasem jednak na mojej drodze zaczęły pojawiać się inne Michaliny. Niemniej każda z Nas, mimo podobieństwa imion była inna. Gdy odebrałam w wieku osiemnastu lat dowód przekonałam się, że osób legitymujących się tymi samymi personaliami jest aż osiem. Ale to nie to, jak nas nazywają, wyznacza, jakimi jesteśmy ludźmi i jaką historię wędrówki krętymi dróżkami życia mamy do opowiedzenia. Opowieści są inne, mimo to każda z nich oryginalna i wyjątkowa jak my.

„[...] gdzie nie ma lęku, tam nie ma wyzwania.”*

Katherine Logan jest dziennikarką telewizyjną. Od czasu do czasu pisuje artykuły w czasopiśmie „Etcetera”, którego właścicielką jest jej serdeczna przyjaciółka Constance. Niestety popełnia znamienny w skutkach błąd – oskarża niewinnego człowieka o przestępstwo, którego się nie dopuścił. Sprawa trafia do sądu, a kobieta staje się „wrogiem publicznym” numer jeden. Kiedy jej świat wywraca się do góry nogami, wszyscy tracą zaufanie i wiarę w młodą dziennikarkę, także ona. Tylko Constance jest zdania, że jest dobra, ale trochę się zagubiła. Na łożu śmierci powierza Kitty artykuł, którego nie zdążyła. Daje jej listę stu nazwisk. Nie zdąży jednak wytłumaczyć po co jej ją powierzyła.

Z prozą Ahern po raz pierwszy spotkałam się przy okazji lektury bestselerowej pozycji pt. „PS. Kocham Cię”. Podczas czytania jej debiutu z każdą stroną byłam co raz bardziej oczarowana i koniecznie chciałam w przyszłości sprawdzić, czy utrzyma równie wysoki poziom w kolejnych publikacjach. Po dość długim okresie czasu udało mi się przeczytać „Pamiętnik z przyszłości”. Wzruszenie, radość z czytania i zachwyt nad słowem pisanym – przy drugim spotkaniu nie zabrakło tego, co niezwykle ważne dla mnie, jako czytelnika. Nie wahałam się już dłużej i z wielką ekscytacją zaczęłam poszukiwać kolejnych książek Pani Cecelii. Uparłam się jednak, by posiadać je na własność...

Tak jak Kitty jest skołowana, otrzymując listę, tak również czytelnik zastanawia się o co może w tym wszystkim chodzić. Dziewczyna z zapałem bierze się do pracy, choć codzienność nie ułatwia jej nabycia na nowo wiary w siebie. Choć ciśnienie i chęć zdobycia sensacyjnego materiału przez redaktorów naczelnych „Etcetera” rośnie, dziennikarka nie ma żadnych konkretów. Osoby z listy nie mają pojęcia ani o magazynie, ani o spisie. Zdesperowana, chcąc za wszelką cenę dowiedzieć się czego pragnęła przyjaciółka, zaczyna spotykać się z kolejnymi osobami, których nazwiska znajdującą się na karcie.

„ […] poszukiwanie prawdy wcale nie ma być jak wyjazd na misję pod ostrzałem karabinów, żeby za wszelką cenę ujawnić jakieś kłamstwo. Nie musi też być szczególnie nowatorskie. Trzeba po prostu dotrzeć do sedna tego, co prawdziwe.”*

Wiele osób uważa, że do napisania książki potrzebny jest uniwersalny temat, błyskotliwa, wręcz nieziemska idea. Pani Ahern pokazuje jednak w swojej publikacji, że to życie pisze najlepsze scenariusze. Na dodatek to żywot osób, które nigdy nie pomyślałyby, że są w jakiś sposób wyjątkowe. Jak każdy – mają swoje problemy, radości i dziwactwa. Pisarka uświadamia swoim czytelnikom, iż w każdym człowieku tkwi magia.

Na gwiazdkowym obrusie...
Na kartach powieści pt. „Sto imion” poznajemy nie jedna, a kilka ciekawych i barwnych postaci, które łączy niezwykle zakasująca rzecz. Znajdują się oni mianowicie na liście, która prócz ich personaliów, zawiera w sumie sto nazwisk. Co ciekawe wśród osób na niej figurujących możemy znaleźć Polaków :) Każde inne, niepowtarzalne, jak ludzie, których początkowo Kitty odnajduje z wielkim trudem. Ucieka się nawet do najbardziej żmudnej roboty – w jej ręce wpada książka telefoniczna. W końcu odnajduje kilka „numerów”...

Publikacja irlandzkiej pisarki zaskakuje swą oryginalnością z kilku powodów. Szczególnie odmienne w stosunku do innych książek jest fakt, iż na przód wychodzą bohaterowie drugoplanowi. Nie jest tak, że każdy, na swoje pięć minut – obok Panny Logan mają oni również ponad czterysta stron, przez które zaskakują nas różnobarwnością swojego życia. Początkowo to do bólu normalni ludzie. „Wchodząc” w ich życie okazuje się, że za pozorną stabilizacją, skrywają się niebywałe sekrety, myśli, marzenia i zdarzenia.

Mojemu sercu najbliższa stała się Birdie. Może to z racji jej wieku, a może ciepła płynącego z każdym zdaniem wypowiedzianym przez starszą panią. Bardzo ją polubiłam, chociaż niewiele mogło mnie zaskoczyć w jej postaci. Była ona jednakże wykreowana w taki sposób, że przyciągała, jak magnes, okalając pogodą ducha, jakiej niejednokrotnie nie brakuje właśnie starszym ludziom. Na co dzień niedostrzegalnym jest fakt, że to właśnie wiekowe osoby najlepiej potrafią cieszyć się przeżytym dniem. Tego wielu brakuje, a tą pozytywną „moc” niesie ze sobą ta przemiła staruszka.

Dwiema postaciami, które również polubiłam, a których w jakiś sposób było mi momentami troszkę żal, była Mary-Rose i Eva. Zacznijmy od Mary-Rose, która mimo trudów życia stale pozostawała uśmiechnięta. To jednak nie jej siłę ducha i mężność serca opiewa opowieść Ahern. Pisarka pokazuje nam dziewczynę, która kocha z taką wielką siłą, że kilka raz w tygodniu przyjmuje oświadczyny przyjaciela. Za każdym razem są kimś innym, mimo to ona nadal wierzy, że kiedyś usłyszy zamiast kolejnego wymyślonego imienia, własne. Jej historia jest moim zdaniem niezwykle smutna, a zarazem zupełnie niezwykła. Z każdym kolejnym incydentem czytelnikowi jest zwyczajnie co raz bardziej żal Mary-Rose. Dochodząc do kulminacyjnego momentu w głowie rysuje się sugestia, że przecież kobiet, takich jak ona jest wiele. Swoją nadzieją, siłą woli i uśmiechem stają się bohaterkami codzienności.

Eva ujęła mnie natomiast swoją umiejętnością przenikania ludzkich serc. Niepozorna, trochę sztywna i często odizolowana od rozmówcy, z czasem okazała się osobą, która pozornie chłodna, roztapia najgłębiej skrywane pragnienia, uszczęśliwiając człowieka. Początkowo nie wierzyłam, że będzie w stanie wybrać idealny prezent dla każdego. Przewracając kolejne strony irlandzkiej pisarki zdawała sobie jednak sprawę, że zbyt szybko ją osądziłam. Ze wzruszeniem czytałam sceny, gdy wręczane były prezenty „zrobione” przez nią. To coś niezwykłego!

„- To drobiazg. Nie szukałam specjalnie, znalazłam go przypadkiem, a pamiętając przez co ostatnio przeszłaś, pomyślałam o tobie. - Sięgnęła do swojej niewielkiej torebki i wyjęła doniczkę z ziemią. W pierwszej chwili Kitty nie zrozumiała, dopóki nie zobaczyła naklejki z boku.
- >> Wyhoduj sobie własne szczęście << - przeczytała na głos i zaczęła się śmiać. Do doniczki z ziemią dołączony był woreczek z nasionami koniczyny.”*

Piękny wzór przy grzbiecie książki :)
Wśród odnalezionych z listy był także Jędrek – Polak (!), który razem z przyjacielem pragną zapisać się na kartach księgi Guinnessa oraz Ambrose – niezwykła pasjonatka motyli skrywająca się przez swoje kompleksy. Wszystkie te postaci niczym nie różnią się od wielu z nas. Każdy ma przecież marzenia, jak Jędrek i kompleksy, jak Ambrose. Tacy sami, jak my, a mimo swojej zwyczajności przywołują uśmiech na twarzy i stają się napędem dla ciekawości czytelnika.

„Ambrose była jak jeden z tych egzotycznych motyli, które trzymała w gablotach na ścianach muzeum.”*

I sama Kitty – główna bohaterka. Momentami denerwująca, częściej jednak słaba, za słaba na postać centralną. Poznając osoby z listy odkrywa w sobie siłę i pierwiastek, iskierkę magii tworzenia słowa pisanego. Od tego momentu czytelnik przymyka oko na jej koszmarny początek, kibicując nowym odkryciom. Kitty, która niewłaściwie osądziła człowieka. Może w imię sensacji, w imię własnego sukcesu medialnego. By znów uwierzyć we własne możliwości musi odsunąć od myśli sukces, popularność. Zmuszona jest wrócić do początku, by odkryć, co ważnego jest w pisaniu.

„Codziennie ludzie dokonują czynów, których nikt nie opiewa. I o tym właśnie powinniśmy pisać. O anonimowych bohaterach, o ludziach, którzy wcale nie uważają się za bohaterów, ponieważ robią po prostu to, co według nich powinni robić w życiu.”*

Cecelia Ahern stworzyła książkę niezwykle mądrą i pouczającą, operując przy tym prostym i przystępnym językiem. „Sto imion” to opowieść o nadziejach, radościach i sukcesach, ale także smutkach i goryczy porażki. Na ponad czterystu stronach, przebiegając przez kalejdoskop uczuć, pokazuje, że życia nie można mierzyć miarą „porażka-sukces”. Do wszystkiego należy pochodzić nie tylko z głową, ale i sercem. Bo gdy zabraknie serca, człowiekowi łatwo jest się zgubić. Polecam szczególnie tym, którzy mają ochotę razem z Kitty na chwilę zatrzymać się, przystanąć i odkryć naturalne dobro w innych oraz przywrócić w sobie wiarę w drugiego człowieka.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa AKURAT, za co serdecznie dziękuję ;)

*Cytaty pochodzą z książki „Sto imion”, kolejno ze stron: 16, 19, 429, 364, 438.

13 komentarzy:

  1. Jestem w połowie i przyznam, że idzie mi opornie. Prozę autorki do tej pory chwaliłam, czytałam kilka jej książek, ale "Sto imion" na ich tle wypada słabo. Ciężko mi ją dokończyć, nuży mnie, zasypia... I to nie kwestia historii opowiedzianych przez ludzi z listy, ale przez te ciągnące się wątki. Nie wiem... Zobaczymy jak w końcu doczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahern nie stawia w tej pozycji na typowe dla niej rozwiązania, jakie widzieliśmy w poprzednich powieściach i to bardzo mi się spodobało :)

      Usuń
  2. Proza tej autorki do mnie trafia, więc na pewno się skuszę na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej autorki dopiero mam na stosiku ,,Love, Rosie", jak przeczytam to chętnie sięgnę po jej kolejne książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twórczość pani Ahern jeszcze przede mną, ale koniecznie muszę ją w końcu poznać. Może nawet zacznę od książki "Sto imion" skoro to perełka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat wczoraj ją zaczęłam i już mam za sobą prawie 200 stron :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam niestety tej książki, ale niedługo sięgnę po "PS. Kocham cię". Zobaczymy czy zaiskrzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem świeżo po ukończeniu "Love, Rosie" i zakochałam się w prozie autorki. Mam solidne postanowienie by w 2015 roku poznać jak najwięcej jej książek i jestem naprawdę szczęśliwa, że tak pozytywnie odebrałaś "Sto imion". Dopisuję do listy ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię książki Ahern, tej jeszcze nie znam, ale widzę, że muszę to szybko nadrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podobała mi się ta książka. Jest taka ciepła i optymistyczna, bez szaleństw, ale z pięknym przesłaniem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdy przeczytałam po raz pierwszy powieśc Ahren przepłakałam całą noc bo nie mogłam się oderwać. Chodzi mi oczywiście o PS Kocham Cię. Sto imion mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Z recenzji na recenzję, ta autorka coraz bardziej mnie intryguje.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaka długa recenzja :) Przeczytam z pewnością, nie mogę sobie pozwolić na odpuszczenie takich charyzmatycznych bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)