Gdynia
2011, 164 str.
Ocena:
8/10 Bardzo dobra
Demony
przeszłości nie raz dopadają ludzi po latach. Nie tyle co
rozszarpują ich ciało na strzępy, lecz to właśnie czynią już z
niezwykle doświadczoną cierpieniem duszą. Wydawać by się mogło,
patrząc na taką osobę, iż zachowuje się jak ktoś, kto postradał
zmysły lub myśli jedynie o sobie, ignorując otoczenie. Jest on
określany najczęściej mianem wariata i dziwaka, jednak nikt nie ma
pojęci o batalii emocji i przeżyć, jaka toczy się w pamięci,
rozumie, a przede wszystkim sercu takiego człowieka. Trudno uwolnić
się od nękających koszmarów, gdy dobro i zło skrywa się pod
symbolem jednej rzeczy – żółtej sukienki...
Pani
Beata Gołembiowska to rodowita poznanianka, która w 1989 roku
wyemigrowała z rodziną do Kanady i zamieszkała w Montrealu.
Kobieta wcześniej, a mianowicie w 1981 roku ukończyła studia na
wydziale biologii środowiskowej na poznańskim UAM-ie. Na obczyźnie
ukończyła studia fotograficzne, a jej prace były prezentowane na
wystawach indywidualnych i zbiorowych nawet w Galerii Muzeum Sztuk
Pięknych. Kiedy pracowała jako malarka dekoracyjna, zaczęła
pisać. Proza towarzyszyła jej przy tworzeniu tekstów o fotografii,
malarstwie i przyrodzie, jak również opowiadań i scenariuszy. Pani
Beata ma za sobą debiut w roli reżysera filmu dokumentalnego o
polskim ziemiaństwie i arystokracji w Kanadzie. Stworzyła również
album temu poświęcony - „W jednej walizce”. W 2011 roku
przyszedł czas na jej debit literacki. Obecnie jest na ostatniej
prostej ku wydaniu kolejnej książki „Malowanki na szkle”.
Ania
to emigrantka, dla której Kanada nie okazała się rajem – nie ma
imponującej pracy, nie skończyła studiów, nie odnalazła też
miłości. Mieszka „w zbieraninie gratów z Armii Zbawienia”,
wychowuje córkę i pracuje jako sprzątaczka. Dopiero gdy zaczyna
opiekować się kalekim Paulem i umiera jej matka, przeszłość
domaga się rozliczenia. Po dwudziestu latach zmagania się ze
wspomnieniami, wraca do Polski, do Krakowa, do miejsc swojego
dzieciństwa, nawet tych wiążących się z najbardziej upiornymi
wspomnieniami. Spotyka też człowieka, który wyrządził jej
największe zło.
Całkiem przypadkowo padło na taką zakładkę :) |
Gdy
doszłam do pierwszego opowiadania, poczułam zwątpienie. Jedyną
lekturą, w której spotkałam się z opowiadaniem w książce była
historia spisana piórem Łukasza A. Zaranka. Łukasz zrobił kawał
niezłej roboty, a opowieść była jednym z pozytywnych elementów w
odbiorze lektury. Mimo wszystko bałam się tego – wydaje mi się,
że umieszczanie „prozy w prozie” jest bardzo trudne, zwłaszcza,
że jej niewłaściwością w umiejscowieniu czy przekazie, można
zepsuć cały odbiór powieści. Długo zwlekałam z przeczytaniem
pierwszego opowiadania Anny, które powierzyła Paulowi. Jednak gdy w
końcu przemogłam się, wszystko zaczęło się krystalizować, a
karty powoli zaczęto odkrywać...
„Zgadłaś,
moja emigracja była ucieczką. I to nie od komunizmu, jak to sobie
zawsze ładnie tłumaczyłam. Uciekłam od życia. Tak jak nasza
matka, tak jak ojciec. Mama uciekała w religię, ojciec w
przeszłość, a ja chciałam zostawić za sobą dzieciństwo.
Myślałam naiwnie, że jeśli pojadę w daleki świat, to nic nie
będzie przypominać mi o przeszłości. Okazuje się, że każda
forma ucieczki od życia jest drogą do utraty szczęścia. (…)
postanowiłam już od niczego nie uciekać, akceptować to, co dobre
i to, co złe (…).”
Język,
jakim pisze Pani Beata i świadomość słowa, którym się
posługuje, stoi na najwyższym poziomie. Niezwykle plastyczne opisy
przyrody i skojarzeń z ojczyzną pokazują, iż pisarka jest bacznym
obserwatorem otaczającego świata. Niektóre być może są nieco
rozwlekłe, jednak m.in. malarskie smaczki, sprawiają, że czytelnik
mimo tego drobnego defektu się uśmiecha. Chełmoński, Wit Stwosz..
ach ;)
Powrót
do Polski pokazuje jak ważne dla człowieka są korzenie. Wyjątkowo
nie mam tu na myśli reakcji centralnej postaci, lecz jej córki
Julii. Dziewczyna, choć wyjechała z matką będąc kilkuletnim
szkrabem, czuje niezwykłą magię i siłę przyciągania od miejsc,
które poznaje przechadzając się po krainie dzieciństwa Anny.
Chwila, gdy widzi rodzinę, dawniej znaną ze zdjęć też jest
niesamowicie wymowna. Pokazuje to, że nasza przynależność do
narodu, kraju to nie jedynie wyraz zapisany w paszporcie obok słowa
obywatelstwo, ale coś więcej – to, co mamy w sercu i co gra w
naszej duszy. Jednocześnie ten ulotny i jakże nieznaczny w oceanie
życia moment wskazuje na wartość rodziny – każdy z nas usilnie
pragnie odnaleźć swoje korzenie, poznać tych, który przed nimi
nosili to nazwisko. To zwykła potrzeba serca następujących
pokoleń. Scena, w której nie brak wzruszeń również po stronie
czytających czy osób patrzących na to wszystko z boku.
„Julia
wstała od stołu i podeszła z wyciągniętą ręką do nowo
poznanych członków rodziny. Nie zdążyła jej nikomu podać, bo
wuj złapał ją w objęcia, ciotka Danusia zrobiła to samo; jedynie
ich synowie byli bardziej powściągliwi w okazywaniu uczuć. Łzy
wzruszenia przeszkodziły Julii w wykrztuszeniu swojego imienia.
Poczuła się jak syn marnotrawny wracający do domu po wieloletniej
wyczerpującej podróży.”
Małą,
miłą rzeczą, dla mnie, mieszkanki Wielkopolskich i dawnego
poznańskiego, były małe akcenty typowo „nasze”. Nie wiem czy w
innych miejscach w Polsce można się spotkać z nazewnictwem pyrki w
stosunku do ziemniaków (mój kuzyn, który dawniej mieszkał pod
granicą niemiecką, początkowo nie wiedział o czym mówimy), ale
widząc ten wyraz, uśmiech zagościł na mojej twarzy. Było jeszcze
kilka takich form językowych przejętych z gwary
środkowo-wielkopolskiej, jednak ten zapadł mi najbardziej w pamięci
i koniecznie musiałam o tym wspomnieć ;)
Patrząc
na współczesną literaturę, czy choćby na niektóre lektury
szkole, możemy zauważyć, że brak w niej Boga. Przecież nie
wszyscy teraz wierzą, chodzą do kościoła czy po prostu próbują
choć chwilę w ciszy i samotności rozmawiać z Bogiem. Powieści
pisane zarówno przez polskich pisarzy, jak i zagranicznych, częściej
są oparte na czysto rozrywkowym przeżyciach. Brak w nich pełnej
prawdy o życiu – tym, co ważne dla człowieka. Czasem brak wręcz
człowieka w człowieku. Może nie zauważamy tego od razu po
przeczytaniu, jak zapewne jest niejednokrotnie ze mną, ale nabywając
kolejne doświadczenia zarówno literackie jak i życiowe, nasze
wymagania względem prozy także ulegają zmianie. W końcu nasze
istnienie to nie tylko wieczna zabawa, ale czasem też cierpienie czy
zwątpienie, w którym potrzebna jest nie tylko druga osoba, ale
coś.. ktoś więcej.
Przyznam,
ze kiedy na kartach powieści Pani Beaty odkryłam tak silne
powiązanie z religią, byłam nieco zaskoczona. Było to
zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, zwłaszcza ze sama jestem
wierząca. Byłam ogromnie ciekawa jaką rolę odgrywa Bóg w życiu
kobiety mieszkającej na emigracji, którą wyraźnie wypełnia
niepojęte cierpienie. Śledząc kolejne sceny z życia Anny
próbowałam zrozumieć, jaki związek z dychami przeszłości ma
Matka Boska, różaniec i kościół...
Moim
ulubionym momentem w powieści jest zdecydowanie chwila, w którym
ciężar cierpienie i bólu w Ani nieco traci na wadze, kiedy wyznaję
prawdę córce, jednocześnie przebaczając. Ten krótki fragment
jest niczym zwieńczenie ciężkiego życia i tyrady uczuć bijących
się w kobiecie. Pełne wyzwolenie uzyskuje, wkraczając do kościoła.
Ballada, w którą układa się niesamowicie szczery wiersz, śpiewana
przez młodych przywołała w mojej pamięci równie znaczną słowami
piosenkę śpiewaną przez zespół Natanael „Idziesz sam.
Niezwykle ciepłe, pozytywne skojarzenie sprawiło, że mimo
ogromnego ładunku emocjonalnego jaki niesie za sobą przeczytanie
wcześniejszych stron powieści, człowiek czuje, że Ania znów
zacznę tak naprawdę żyć, znów będzie, jak przed laty, małą
uśmiechniętą dziewczynką ;)
„Pragnął
jej powiedzieć, że źle robi. W Polsce też da się żyć. Nie
można uciekać od cierpienia. Ono i tak nas doścignie; czy tu w
komunistycznej ojczyźnie, czy w dalekiej wymarzonej Kanadzie.”
Śmiało
mogę powiedzieć, że książka ta pokazuje czytelnikowi jak cienka
jest granica między dobrem, a złem. Żółta sukienka i lalka
Agnieszka stają się ponadczasowymi elementami, które przywołują
wspomnienia i smutki. Próba odnalezienia dobra w tym, co dawniej
oznaczało miłość, staje się możliwością odpowiedzi na pytania
„Czy przebaczenie jest możliwe?”, „Czy można oczyścić duszę
z tego, co tworzy w niej rany?” Dawno nie czytałam tak dobrej
prozy, i gdyby nie drobne elementy, powieść byłaby jednym z
lepszych debiutów, z jakimi miałam styczność. Szczerze polecając
tą emocjonalną pozycję każdemu gotowemu na zmierzenie się z
niełatwą rzeczywistością, mogę mieć nadzieję, że w kolejnej
książce pisarki, odnajdę równie barwny język i poruszającą
historię :)
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości autorki -
Pani Beaty Gołembiowskiej, za co serdecznie dziękuję ;)
Cytaty
pochodzą z książki „Żółta sukienka”; kolejno strony: 142,
138, 136
Z tego co zrozumiałam, fabuła czasami była zakłócana przez krótkie urywki z życia Anny na emigracji. Trochę mnie to niepokoi, bowiem nie lubię takich przeskoków, a nawet wzbudzają we mnie irytacje. Cieszy mnie za to, że można znaleźć w tej książce silne powiązanie z religią. To rzadko spotykany motym, a szkoda.
OdpowiedzUsuńPatrząc jednak na całokształt twojej recenzji, mimo iż jest bardzo pochlebna, nie zaciekawiła nie niestety tematyka „Żółtej sukienki”, dlatego nie będę ściemniać, tylko otwarcie napiszę, że tym razem się nie skuszę.
Słyszałem o autorce, miałem nawet przyjemność prowadzenia z nią rozmowy. Kobieta miła i utalentowana, co widać po tym, jakie książki wydaje. ,,Żółta sukienka" jest mi obca, ale mam nadzieję, że na krótki czas ;)
OdpowiedzUsuńSwietna recenzja
OdpowiedzUsuńNigdy o tej książce nie słyszałam. Muszę jednak przyznać, że z przyjemnością się skuszę
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam tak wnikliwej recenzji mojej powieści. Serdecznie dziękuję Pani Michalino!
OdpowiedzUsuńWczytałam się w opinię i nie mogłam się oderwać, to tylko świadczy o tym, że chętnie sięgnę po książkę, tym bardziej, że do mnie zmierza.
OdpowiedzUsuńKsiążkę polecam każdemu, ponieważ to świetna lektura, porusza trudny temat, ale daje nadzieję na lepsze jutro :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie i ja muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńŚwietna, wnikliwa recenzja :) Od jakiegoś czasu chodzi mi ta książka po głowie i chętnie ją przeczytam, jedyne co może mi się nie spodobać to silne powiązanie fabuły z religią- nie przepadam za takimi rozwiązaniami.
OdpowiedzUsuń