niedziela, 4 maja 2014

[144] Magdalena Kordel „Malownicze. Wymarzony dom”

Wyd. Znak,
Kraków 2014, 394 str.
Ocena: 10/10 Perełka

Dom – ciepłe, przytulne i bezpieczne miejsce, w którym można się schować przed złem całego świata. Jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie wiele spraw dzieje się nieco wolniej, a zapach świeżo kawy wypełnia całe pomieszczenie, dając poczucie spełnienia, kiedy w końcu znajdzie się chwila spokoju. Dom, będący uniwersalnym tematem, bo przecież wszystko zaczyna się właśnie w tej naszej małej oazie, azylu. A gdy dom jest stary i ma w sobie tajemnice i klimat...

Zawsze było jej żal opuszczonych budynków. Zdawało się, że stare mury wciąż marzą o minionych szczęśliwych dniach, wspominają czasy, gdy w ich wnętrzu tętniło życie. I teraz też odniosła wrażenie, że wraz z jej przybyciem w dom wstąpiła nadzieja na lepsze czasy.”

Pani Magda to jedna z polskich pisarek, która w ostatnich latach skradła serca czytelniczek w całym kraju. Jej bestsellerowe powieści zagościły nie tylko na półkach książkoholiczek płci pięknej, ale także męskiego grona czytających. Pani Kordel zaczęła pisać, by poradzić sobie z trudną przeszłością. Z czasem jednak okazało się, że proza, którą tworzy, daje szczęście nie tylko jej, ale i stanowi swoisty balsam dla duszy wielu Polek. Kobieta, nie jest tylko pisarką. Będąc matką i żoną stara się spełniać własne marzenia podróżując, czytając i gotując. Pani Magda, której bloga czyta się z uśmiechem na ustach, wie, jak wielką wartość stanowi marzenia, a co dopiero – jego urzeczywistnienie. Razem z czytelnikami swoich książek, piszących wcześniej do szuflady, wydała już trzy zbiory opowiadań. Każdorazowo uczestniczyłam w jej przedsięwzięciu z co raz większą pewnością siebie, stawiając samej sobie kolejne poprzeczki.

Malownicze. Wymarzony dom” to książka, która mogłaby wydawać się jedną z wielu, napisanych na dawno utartym schemacie. Tylko czy istnienie elementów pojawiających się w tysiącach lektur powinno skazywać powieść na niepowodzenie? Czy nie ważniejsza jest oryginalność, którą czytelnik ma okazję zastać za klimatyczną okładką?

Nigdy nie myślałam, że można się tak męczyć po zakończeniu lektury. Nigdy nie miałam świadomości, iż będzie mogło mi brakować bohaterów lektury aż tak, że uparcie będę poszukiwać informacji o kolejnej części (a kilka dni później taka faktycznie się pojawi). Nigdy nie spodziewałam się, że nie będę mogła zacząć w pełni czytać kolejnej książki, póki nie wyleję tego, co we mnie siedzi. Nigdy...

aż do wczoraj, kiedy skończyłam czytać „Malownicze. Wymarzony dom” i zdałam sobie sprawę, że takich publikacji jak ta, polska literatura po prostu potrzebuje. Takich ciepłych, emanujących spokojem, a jednocześnie wciągających czytelnika w głąb historii za maleńkie linki zaplątane wokół serca zupełnie niezauważalnie.

W głowie świtała mi myśl: „Pani Magdo, jak Pani mogła to już skończyć? Przecież ta historia... Chciałabym czytać ją wiecznie.” Ale później przyszła chwila spokojnego uporządkowania myśli, sen i pospieszny poranek. Właśnie wtedy, pomiędzy małymi nieznacznymi czynnościami codzienności zdałam sobie sprawę, że ta opowieść musiała się skończyć, żebym mogła dojrzeć do wielu myśli, które od dawna kiełkowały w mojej głowie.

Kto raz zacznie uciekać, ucieka potem przez całe życie”

Książkę Pani Magdy wypatrywałam przez dłuższy czas w skrzynce. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła chwycić w ręce tom, ze stonowaną, ale urokliwą okładką, o której wcześniej, przy pierwszym spotkaniu „twarzą w twarz” pisałam tak:

Kiedy patrzę na okładkę,
w pamięci mam nie lada gratkę.
Wspomnienia barwne do mnie powracają
i znów Bieszczadzkie szczyty mnie witają.
Na nowo przeżywam czerwcową przygodę,
z uśmiechem wędruję nawet w niepogodę.

Raz drugi spoglądam na książki oprawę,
przypominając sobie wyborną zabawę.
Na pozycji widnieje kobieta uśmiechnięta,
Magdaleną Kordel od dawna okrzyknięta.
Z nią piszą, Ci którym odwagi trochę brak,
odmieniając w MALOWNICZY DOM życiowy wrak.”

Jednak gdy w końcu otworzyłam kopertę, z lękiem odłożyłam książkę na półkę. Może to trochę głupie, ale zwyczajnie bałam się ją przeczytać. W głowie miałam obawy, że Pani Magda, jej pełna słońca osobowość odkrywana w postach na blogu i kilku wymienionych mailach, mogą gdzieś zniknąć w konfrontacji z literaturą. Zwyczajnie okazałam się małym, słabym człowieczkiem, lękającym się przed tym, że książka osoby, która swoją postawą i działaniami stanowi dla niej jeden z autorytetów w literackim światku, może okazać się zbyt słabą wobec jakże wygórowanych oczekiwań. Ach, ależ wtedy przydał by mi się przepis Pani Krysi na kłopotki...

(...) jak zwykle najbardziej żałujemy rzeczy, których już nie możemy naprawić.”

Po wielkanocnym śniadaniu coś mnie tknęło i chwyciłam z półki właśnie „Malownicze. Wymarzony dom” Pani Magdy. Przy towarzyszącej mi gorączce, pragnęłam świeżego powiewu wiatru (który realnie chyba jeszcze bardzie rozłożyłby mnie na łopatki) i radości z pisania ukrytej między słowami. Podświadomie marzyłam natomiast o światełku w tunelu własnej niepewności.

Mam dzisiaj poczucie, że nic mi się w życiu nie uda, niczego nie osiągnę, nigdy nie ruszę się z miejsca, nie zrobię ani kroku do przodu. Miewasz takie dni? Cały mój optymizm diabli wzięli. Diabli wzięli i poszli cholera wie dokąd. Nie można ich ścigać ani złapać, by odzyskać zgubę.”

Można by sądzić, że historia Magdy to jedna z wielu, o których już napisano. Gdyby nie Malownicze w tytule, wielu mogło by pomylić książkę z jakimś poradnikiem o tworzeniu własnego wymarzonego domu. Choć ani pierwsze, ani drugie z napisanych przeze mnie zdań, nie mówi o powieści, którą właśnie skończyłam czytać, każde z nich zostawiło cząstkę siebie w najnowszej pozycji Pani Kordel. W końcu Madeleine, mieszkanka miasta, jak jedna z wielu, kupuje niespodziewanie dom na prowincji i tam rozpoczyna swoje dalsze życie. Na dodatek Mania od nowa tworzy salon Pani Janeczki, który wydawał się istnieć tylko w kawałkach pod postacią wiekowych mebli i starego zdjęcia.

Największym atutem powieści są zdecydowanie bohaterzy. Pisarka stanęła na wysokości zadania podczas ich kreacji. Bardzo spodobały mi się sceny, w których starała się nie tylko oddać ich cechy zewnętrzne, które skrzętnie wymodelowała sobie w wyobraźni, ale także ich wnętrze. Momenty, w których do głosu dochodziła psychika Julki, Magdy czy Pani Krysi były rozkoszą dla oczy śpiesznie wodzących po kolejnych linijkach tekstu.

Moje serce wśród bohaterów zdecydowanie skradł Pan Mieciu. Jego zabiegi o magdzine serce totalnie mnie rozbrajały. Scena, w której postać za namową kolegów przychodzi do dziewczyny z prezentem niesamowicie mnie rozśmieszyła, a mój donośny śmiech wśród nocnej ciszy obudził połowę domowników. Drugą postacią, która równie macnie przypadła mi do gustu była Mania. Z uśmiechem myślę o niej nie tylko ze względu na salon, ale także miłość do starych przedmiotów, którym dawała nowe życie, nowe otoczenie, nowych przyjaciół.

(...) przedmioty gromadzą w sobie emocje i potem przekazują je dalej. Dlatego te stare mają duszę.”

Czasem zdarza się, że powoli rozkręcająca się fabuła, działa na czytelnika jak przysłowiowa „płachta na byka”. U Pani Kordel wszystko jednak było nie tylko przemyślane, ale na tyle stonowane, że moment zawiązania akcji nie tylko minął niezauważalnie, ale także został wchłonięty przez dalej biegnące wydarzenia. Moment, w którym w centrum zdarzeń trafia Julka, zdecydowanie był zaskakujący. Nowa bohaterka, która pojawiła się po niemal pięćdziesięciu stronach powieści, stała się jedną z osi dla dalszych perypetii wszystkich bohaterów.

Ale przecież jeśli wiesz, że musisz coś zrobić, bo to jedyna droga, która cię zawiedzie do celu, to nie odpuszczasz. Nawet jeśli wiesz , że nie wzbudza to zachwytu ani zrozumienia.”

Wydawać by się mogło, że kiedy skończę pisać o tej pozycji, nie będzie jej już obok mnie, zniknie z biurka, ustawiona wśród wielu innych na półce. Tymczasem w przypadku tejże publikacji wszystko nie odbędzie się tak jak w przypadku „wielu innych”. Malownicze na zawsze pozostanie razem ze swoimi mieszkańcami w moim sercu. Będzie miejscem, które chciałabym kiedyś odwiedzić, którego będę poszukiwać na swój sposób we własnym życiu i otaczającym świecie. Bo przecież każdy z nas ma gdzieś swoje Malownicze, w którym czeka na niego dom, pachnący wspomnieniami pozostawionymi wraz z kurzem na kuchennych szafkach. Dom, z którego roznosi się zapach świeżo upieczonego makowca i woń kawy pitej na tarasie o poranku. Dom, w którym człowiek czuje się bezpiecznie, który jest jego miejscem na ziemi, kawałkiem świata, do którego został przypisany w boskim planie...

Moja recenzja jest z pewnością niezwykle emocjonalna i być może nie wszystko idzie z niej dokładnie wyczytać. Dla mnie jednak stanowi ogromną wartość. Pisałam ją w zeszłym tygodniu, dzień po skończonej lekturze. Mam nadzieję, że uda wam się odczytać z niej główne przesłanie - „Malownicze. Wymarzony dom” to pozycja niesamowicie godna uwagi :D

8 komentarzy:

  1. Bardzo lubię takie książki. Teraz byłaby w sam raz do czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się nie podoba okładka, a jeśli chodzi o samą książkę to nie wiem czy mam ochotę ją przeczytać :)
    Taka dygresja do ostatniej fotki w tej recenzji - skończyły Ci się fiszki w innych kolorach, że tylko żółte tam masz? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz się o nią do mnie uśmiechnąć ;) Nie, nie skończyły się - był o zamysł celowy, poza tym: żółtych miałam akurat w tamtym momencie najwięcej :D

      Usuń
  3. Takie książki są najlepsze, więc z ogromną chęcią przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa recenzja :) a na tę książkę poluję od dłuższego czasu. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj mimo takiej świetnej recenzji nie sięgnę po nią, bo to nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam twórczości tej pani, ale Twoja wysoka nota mnie przekonała :)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)