czwartek, 17 kwietnia 2014

[141] Paulina Maćkowska „Moja Irlandia”

Wyd. Novae Res,
Gdynia 2013, 282 str.
6/10 Niezła

Wielu Polaków ostatnimi laty znajduje swoje szczęście na Zielonej Wyspie. Kraj w Europie, w którym mieszka wielu naszych rodaków niewątpliwie może okazać się świetną możliwością na polepszenie swoich zarobków. Dla Marii miało być to miejsce, w którym jej związek z Michałem miał na nowo rozkwitnąć. Jednak rzeczywistość nie zawsze okazuje się taką, jakbyśmy sobie wyobrażali. Czy przykrości i ciężkie chwile mogą stać się punktem wyjścia do odkrycia siebie na nowo i odnalezienia prawdziwego szczęścia?

Trzydziestoletnia Maria przylatuje do Irlandii Północnej, w której już od jakiegoś czasu pracuje jej chłopak. Dziewczyna zaczyna od dziś życie w nowym kraju u boku ukochanego. Pozornie niczego jej nie brakuje – ma piękny dom, przystojnego mężczyznę u boku i dużo wolnego czasu, kiedy Michał jest w pracy. Jednak czegoś jej brakuje. Czego? Nie ma pojęcia. Z czasem ma się okazać, że droga do odkrycia tajemnicy szczęścia nie musi być prosta, ale wręcz przeciwnie – kręta i wyboista. A wystarczy tylko jeden mały krok, by ruszyć ścieżką ku spełnieniu.

To my sami budujemy swój świat (…). Wiele osób tego nie dostrzega, szukają rozwiązań problemów poza sobą, a to zawsze prowadzi na manowce.” 

Autorka książki przez kilka lat mieszkała w Irlandii, przez co czytelnik może domyślać się, iż Pani Paulina w warstwie opisów miejsca, wzorowała się na własnych doświadczeniach. Na co dzień pracuje z osobami chorymi psychicznie. Prywatnie zaś jest mamą ośmioletniej Oliwii i czteroletniej Wiktorii. Co zdecydowanie można zauważyć po lekturze interesuje ją człowiek, jego życie i jego przemiany duchowe i psychiczne. Tak jak bohaterka „Mojej Irlandii” Pani Maćkowska pragnie odnaleźć siebie w zgiełku świata. Dlatego też podąża marzeniami. Tą cechę nadała również swojej bohaterce, pokazując w ten sposób, że zdanie „jesteś człowiekiem, masz prawo do swojego zdania, do robienia głupot i błędów, do własnych decyzji.” staje się najprawdziwszym przekazem powieści, choć niezapisanym na jej kartach.

Maria podejrzewała, że większość naszych decyzji jest podszyta lękiem. Ludzie boją się podejmować decyzje. Wolą zagmatwać, zamanipulować, oszukiwać innych i siebie, byle by tylko nie brać odpowiedzialności za swoje czyny.” 

Na lekturę „Mojej Irlandii” zdecydowałam się z racji, iż moja kuzynka od wielu lat mieszka w Irlandii i ciekawi mnie to miejsce. Drugim powodem, który wpłynął na decyzję była... szachownica na okładce (tak to jest jak komuś szachy w głowie) :) Trudno było mi jednak w pełni wejść w opowieść Pani Pauliny. Cały czas nie mogłam „złapać byka za rogi” i z uśmiechem na twarzy, bądź też powagą, kiedy tego sytuacja wymagała, czytać.

Trzeba kochać i dawać z głębi serca. Wyłącznie wtedy człowiek może być szczęśliwy.”


Nawet odłamana gałązka może być zakładką :)
Niewątpliwym atutem powieści są tematy antropologiczne, które porusza w swojej publikacji Pani Maćkowska. Nie jest to wbrew pozorom książka o kobiecie, która wyjechała do Irlandii za pieniądzem. To historia dziewczyny, która na wyspie dostała szansę od losu, by na nowo odnaleźć siebie i zobaczyć czego tak naprawdę pragnie i kim jest. Pisarka genialnie opisuje rozmyślania Marii, której nierzadko zdarza się oderwać na krótki moment od otaczającej rzeczywistości, by porozmyślać nad własnym przemijaniem i swoimi marzeniami. Bohaterka może być śpiewnym przykładem odrodzenia się na nowo dla samej siebie (i nie mówię tu tylko o bieganiu, nauce języków czy zajęciach z fotografii) i odkrycia drzemiących w człowieku pokładów najzwyklejszej radości z tego, co otacza ludzi na każdym kroku.

Tym, co zapadło mi w pamięć, mimo kolejnych przewracanych stron, był fragment o szkole i tym, co człowiek może z niej wynosić:

Dlaczego w szkole uczą nas pisać wypracowania, rozwiązywać równania, a nikomu nie przyjdzie do głowy, by nauczyć nas, jak żyć? Co powinno być ważne? Jak wyrazić i poznawać siebie? Tyle czasu i wysiłku poświęcamy na kształtowanie intelektu, a ile na rozwój duszy? Maria przynajmniej nie pamiętała takich lekcji.” 

Muszę powiedzieć, że po przeczytaniu tych kilku wersów, naszła mnie głęboka refleksja na temat tego czy szkoła uczy człowieka jak żyć. Niewątpliwie, przeczytawszy tą myśl, byłam nieco zaskoczona spostrzeżeniami Marii. Miejsca nauczania bywają różne, jednak wydaje mi się, że w każdej, nie bezpośrednio, a raczej między zdaniami, słyszymy mądre rady ludzi, którzy nie tylko doświadczyli różnych rzeczy jako nauczyciele, ale przede wszystkim jako ludzie. Być może to ja trafiłam na pedagogów, którzy prócz intelektu, kształtują duszę, ale tacy zapewne istnieją. Tym, którzy pojawili się na mojej drodze dziękuję :)

Co sprawiło, że ocena gwałtownie zmalała mimo świetnych fragmentów wypływających wprost z wnętrza człowieka i mogących być mądrościami życiowymi? Momentami nieprzystępnym i nie ułatwiającym lektury okazał się język. Pierwsze moje podejście do książki zakończyło się na zaledwie sześćdziesiątej szóstej stronie. Przerwałam na jakiś czas lekturę, nie mogąc przyzwyczaić się do struktury zdań, która momentami wydawała mi się wręcz szkolna. Autorka znacznie upraszczała język, gdy opisywała to, co dotykało Marię, sprawiając, iż zakrawał on na sprawozdanie pisane w szkole, a nie powieść kobietą. Kiedy zaś Pani Paulina przechodziła do przeżyć wewnętrznych bohaterki, byłam pełna podziwu dla słownictwa, jakim operowała i nie mogłam się nadziwić, że oba te fragmenty wyszły spod pióra jednej osoby.
 
Świetną sprawą okazały się zdjęcia dołączone do fragmentów opisujących najpiękniejsze zakątki, w jakich miała okazję być główna bohaterka. Pani Paulina każde z tych miejsc opisywała w taki sposób, że z każdym kolejnym zdaniem czytelnik co raz bardziej mógł zarysować sobie przestrzeń oczyma wyobraźni. Język, którym pisała zyskiwał na plusie swą naglą, w porównaniu do poprzednich stron, plastycznością i barwnością.

Z jednej strony drogi rozciągał się widok na morze, z drugiej na porośniętą wrzosami górę. Był to wprost bajkowy obrazek. Maria pomyślała, że jest to wymarzone miejsce dla leśnych duszków i ślicznych wróżek. Pewnie hasają sobie po okolicznych wrzosowiskach i ganiają się z wiatrem, gdy ucichnie tupot nóg ostatnich turystów.” 

Trudno jest mi jednoznacznie ocenić książkę Pani Pauliny. Z jednej strony pisarka zagłębia się w tematy antropologiczne i sprawia, że czytelnik, tak jak Maria, zaczyna zastanawiać się czego pragnie i czy czuje się szczęśliwym. Lektura przebiegała niespiesznie, a ja zastanawiałam się co oczekuję od siebie, co chciałabym w życiu osiągnąć i jaki kształt mu nadać. Z drugiej jednak męczący język, który znacznie wpływa na samopoczucie czytającego i sprawia, że czasem przychodzi odłożyć książkę na jakiś czas. Żmudnie opisywane kolejne czynności bohaterki po dłuższym czasie zaczynają wręcz denerwować w swojej dokładności czytelnika. Myślę, że gdyby poskąpić trochę codziennych czynności wykonywanych przez bohaterkę, książka ukazywała by się w znacznie jaśniejszym świetle.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwu Novae Res, za co serdecznie dziękuję ;)

7 komentarzy:

  1. Nie przeczytam, nie czuję tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że mnie też doprowadzałoby do szewskiej pasji to żmudnie opisywane kolejnych czynności bohaterki, dlatego ze względu na tzw. męczący język, (o którym wspominasz), nie skuszę się na tę książkę tym bardziej, że na razie i tak mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo chciałam napisać :) Szkoda, że tak się stało, bo mogłaby to być świetna książka, gdyby nie ten język. Bardzo mnie irytuje takie szczegółowe opisywanie czynności. Podziwiam Cię, że skończyłaś czytać tę książkę :)

      Usuń
  3. Ha! Książke czytałam i mnie doprowadziło do szewskiej pasji to opisywanie po kolei czynności. Ale nie tylko to. Według mnie główna postać była ... niedopracowana i czasami odbierałam ją jako niezrównoważoną. Rozumiem że kobieta ma różne humory, sama przeżywam nie raz taki huśtawki nastroju, ale Maria...?
    Chociaż pani Maćkowska się starała jak dla mnie ta książka to ciężki orzech do zgryzienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach te wyjazdy... książkę sobie odpuszczę, nie ma w niej nic, co mogłoby mnie przyciągnąć, zaciekawić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko co dotyczy Irlandii gromadzę jak chomik - czasem niestety są to ślepe strzały, ale i tak... przyjrzę się tej pozycji;)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)