Gdynia
2013, 282 str.
6/10
Niezła
Wielu
Polaków ostatnimi laty znajduje swoje szczęście na Zielonej
Wyspie. Kraj w Europie, w którym mieszka wielu naszych rodaków
niewątpliwie może okazać się świetną możliwością na
polepszenie swoich zarobków. Dla Marii miało być to miejsce, w
którym jej związek z Michałem miał na nowo rozkwitnąć. Jednak
rzeczywistość nie zawsze okazuje się taką, jakbyśmy sobie
wyobrażali. Czy przykrości i ciężkie chwile mogą stać się
punktem wyjścia do odkrycia siebie na nowo i odnalezienia
prawdziwego szczęścia?
Trzydziestoletnia
Maria przylatuje do Irlandii Północnej, w której już od jakiegoś
czasu pracuje jej chłopak. Dziewczyna zaczyna od dziś życie w
nowym kraju u boku ukochanego. Pozornie niczego jej nie brakuje –
ma piękny dom, przystojnego mężczyznę u boku i dużo wolnego
czasu, kiedy Michał jest w pracy. Jednak czegoś jej brakuje. Czego?
Nie ma pojęcia. Z czasem ma się okazać, że droga do odkrycia
tajemnicy szczęścia nie musi być prosta, ale wręcz przeciwnie –
kręta i wyboista. A wystarczy tylko jeden mały krok, by ruszyć
ścieżką ku spełnieniu.
„To
my sami budujemy swój świat (…). Wiele osób tego nie dostrzega,
szukają rozwiązań problemów poza sobą, a to zawsze prowadzi na
manowce.”
Autorka
książki przez kilka lat mieszkała w Irlandii, przez co czytelnik
może domyślać się, iż Pani Paulina w warstwie opisów miejsca,
wzorowała się na własnych doświadczeniach. Na co dzień pracuje z
osobami chorymi psychicznie. Prywatnie zaś jest mamą ośmioletniej
Oliwii i czteroletniej Wiktorii. Co zdecydowanie można zauważyć po
lekturze interesuje ją człowiek, jego życie i jego przemiany
duchowe i psychiczne. Tak jak bohaterka „Mojej Irlandii” Pani
Maćkowska pragnie odnaleźć siebie w zgiełku świata. Dlatego też
podąża marzeniami. Tą cechę nadała również swojej bohaterce,
pokazując w ten sposób, że zdanie „jesteś człowiekiem, masz
prawo do swojego zdania, do robienia głupot i błędów, do własnych
decyzji.” staje się najprawdziwszym przekazem powieści, choć
niezapisanym na jej kartach.
„Maria
podejrzewała, że większość naszych decyzji jest podszyta lękiem.
Ludzie boją się podejmować decyzje. Wolą zagmatwać,
zamanipulować, oszukiwać innych i siebie, byle by tylko nie brać
odpowiedzialności za swoje czyny.”
Na
lekturę „Mojej Irlandii” zdecydowałam się z racji, iż moja
kuzynka od wielu lat mieszka w Irlandii i ciekawi mnie to miejsce.
Drugim powodem, który wpłynął na decyzję była... szachownica na
okładce (tak to jest jak komuś szachy w głowie) :) Trudno było mi
jednak w pełni wejść w opowieść Pani Pauliny. Cały czas nie
mogłam „złapać byka za rogi” i z uśmiechem na twarzy, bądź
też powagą, kiedy tego sytuacja wymagała, czytać.
„Trzeba
kochać i dawać z głębi serca. Wyłącznie wtedy człowiek może
być szczęśliwy.”
Nawet odłamana gałązka może być zakładką :) |
Niewątpliwym
atutem powieści są tematy antropologiczne, które porusza w swojej
publikacji Pani Maćkowska. Nie jest to wbrew pozorom książka o
kobiecie, która wyjechała do Irlandii za pieniądzem. To historia
dziewczyny, która na wyspie dostała szansę od losu, by na nowo
odnaleźć siebie i zobaczyć czego tak naprawdę pragnie i kim jest.
Pisarka genialnie opisuje rozmyślania Marii, której nierzadko
zdarza się oderwać na krótki moment od otaczającej
rzeczywistości, by porozmyślać nad własnym przemijaniem i swoimi
marzeniami. Bohaterka może być śpiewnym przykładem odrodzenia się
na nowo dla samej siebie (i nie mówię tu tylko o bieganiu, nauce
języków czy zajęciach z fotografii) i odkrycia drzemiących w
człowieku pokładów najzwyklejszej radości z tego, co otacza ludzi
na każdym kroku.
Tym, co zapadło mi w pamięć, mimo kolejnych przewracanych stron, był fragment o szkole i tym, co człowiek może z niej wynosić:
Tym, co zapadło mi w pamięć, mimo kolejnych przewracanych stron, był fragment o szkole i tym, co człowiek może z niej wynosić:
„Dlaczego
w szkole uczą nas pisać wypracowania, rozwiązywać równania, a
nikomu nie przyjdzie do głowy, by nauczyć nas, jak żyć? Co
powinno być ważne? Jak wyrazić i poznawać siebie? Tyle czasu i
wysiłku poświęcamy na kształtowanie intelektu, a ile na rozwój
duszy? Maria przynajmniej nie pamiętała takich lekcji.”
Muszę
powiedzieć, że po przeczytaniu tych kilku wersów, naszła mnie
głęboka refleksja na temat tego czy szkoła uczy człowieka jak
żyć. Niewątpliwie, przeczytawszy tą myśl, byłam nieco
zaskoczona spostrzeżeniami Marii. Miejsca nauczania bywają różne,
jednak wydaje mi się, że w każdej, nie bezpośrednio, a raczej
między zdaniami, słyszymy mądre rady ludzi, którzy nie tylko
doświadczyli różnych rzeczy jako nauczyciele, ale przede wszystkim
jako ludzie. Być może to ja trafiłam na pedagogów, którzy prócz
intelektu, kształtują duszę, ale tacy zapewne istnieją. Tym,
którzy pojawili się na mojej drodze dziękuję :)
Co
sprawiło, że ocena gwałtownie zmalała mimo świetnych fragmentów
wypływających wprost z wnętrza człowieka i mogących być
mądrościami życiowymi? Momentami nieprzystępnym i nie
ułatwiającym lektury okazał się język. Pierwsze moje podejście
do książki zakończyło się na zaledwie sześćdziesiątej szóstej
stronie. Przerwałam na jakiś czas lekturę, nie mogąc przyzwyczaić
się do struktury zdań, która momentami wydawała mi się wręcz
szkolna. Autorka znacznie upraszczała język, gdy opisywała to, co
dotykało Marię, sprawiając, iż zakrawał on na sprawozdanie
pisane w szkole, a nie powieść kobietą. Kiedy zaś Pani Paulina
przechodziła do przeżyć wewnętrznych bohaterki, byłam pełna
podziwu dla słownictwa, jakim operowała i nie mogłam się
nadziwić, że oba te fragmenty wyszły spod pióra jednej osoby.
Świetną
sprawą okazały się zdjęcia dołączone do fragmentów opisujących
najpiękniejsze zakątki, w jakich miała okazję być główna
bohaterka. Pani Paulina każde z tych miejsc opisywała w taki
sposób, że z każdym kolejnym zdaniem czytelnik co raz bardziej
mógł zarysować sobie przestrzeń oczyma wyobraźni. Język, którym
pisała zyskiwał na plusie swą naglą, w porównaniu do
poprzednich stron, plastycznością i barwnością.
„Z
jednej strony drogi rozciągał się widok na morze, z drugiej na
porośniętą wrzosami górę. Był to wprost bajkowy obrazek. Maria
pomyślała, że jest to wymarzone miejsce dla leśnych duszków i
ślicznych wróżek. Pewnie hasają sobie po okolicznych
wrzosowiskach i ganiają się z wiatrem, gdy ucichnie tupot nóg
ostatnich turystów.”
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwu
Novae Res,
za co serdecznie dziękuję ;)
Trudno
jest mi jednoznacznie ocenić książkę Pani Pauliny. Z jednej
strony pisarka zagłębia się w tematy antropologiczne i sprawia, że
czytelnik, tak jak Maria, zaczyna zastanawiać się czego pragnie i
czy czuje się szczęśliwym. Lektura przebiegała niespiesznie, a ja
zastanawiałam się co oczekuję od siebie, co chciałabym w życiu
osiągnąć i jaki kształt mu nadać. Z drugiej jednak męczący
język, który znacznie wpływa na samopoczucie czytającego i
sprawia, że czasem przychodzi odłożyć książkę na jakiś czas.
Żmudnie opisywane kolejne czynności bohaterki po dłuższym czasie
zaczynają wręcz denerwować w swojej dokładności czytelnika.
Myślę, że gdyby poskąpić trochę codziennych czynności
wykonywanych przez bohaterkę, książka ukazywała by się w
znacznie jaśniejszym świetle.
Nie przeczytam, nie czuję tej książki ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mnie też doprowadzałoby do szewskiej pasji to żmudnie opisywane kolejnych czynności bohaterki, dlatego ze względu na tzw. męczący język, (o którym wspominasz), nie skuszę się na tę książkę tym bardziej, że na razie i tak mam co czytać.
OdpowiedzUsuńTo samo chciałam napisać :) Szkoda, że tak się stało, bo mogłaby to być świetna książka, gdyby nie ten język. Bardzo mnie irytuje takie szczegółowe opisywanie czynności. Podziwiam Cię, że skończyłaś czytać tę książkę :)
UsuńHa! Książke czytałam i mnie doprowadziło do szewskiej pasji to opisywanie po kolei czynności. Ale nie tylko to. Według mnie główna postać była ... niedopracowana i czasami odbierałam ją jako niezrównoważoną. Rozumiem że kobieta ma różne humory, sama przeżywam nie raz taki huśtawki nastroju, ale Maria...?
OdpowiedzUsuńChociaż pani Maćkowska się starała jak dla mnie ta książka to ciężki orzech do zgryzienia.
Ach te wyjazdy... książkę sobie odpuszczę, nie ma w niej nic, co mogłoby mnie przyciągnąć, zaciekawić :)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńWszystko co dotyczy Irlandii gromadzę jak chomik - czasem niestety są to ślepe strzały, ale i tak... przyjrzę się tej pozycji;)
OdpowiedzUsuń