poniedziałek, 28 kwietnia 2014

[143] Cesarina Vighy „Ostatnie lato”

Wydawnictwo M,
Kraków 2011, 164 str.
Ocena: 7/10 Dobra

Lato bywa upalne, ale jednak odprężające i pozwalające choć na chwilę oderwać się od szarej codzienności. Czasem zdarza się, że jest to ciężka przeprawa przy panującej gorączce w pracy, a nawet w domu. To moment przerwy od szkoły dla uczniów, czasu zbiorów dla rolników albo po prostu chwila odpoczynku dla osób odrywających się w tym czasie od korporacyjnej rzeczywistości. Mimo to lato może być niczym kruche stąpanie po lodzie w kierunku nieuniknionej przyszłości. Może być to mgnienie oka, które sprawi, że zaczniemy inaczej spoglądać na świat. Nawet jeśli te spojrzenie miało by trwać ułamek sekundy warto...

Przyznaję, że niezwykle ciekawiła mnie postać autorki, która w ostatecznym momencie życia postanowiła napisać o tym, czego doświadczyła przez te wszystkie lata. Cesarina Vighy urodziła się w 1936 r. w Wenecji. Już w latach dzieciństwa ciekawili ją otaczający ludzie i zdecydowanie wyróżniała się spośród swoich rówieśników. Talent aktorski i zamiłowanie, które zakiełkowało w niej już w najmłodszych latach, przesądziło o wielkim szacunku i ciekawości wobec teatru. Ukończyła studia filozoficzne na Uniwersytecie w Padwie. Większość życia spędziła natomiast w Rzymie. Jej spokojne życie u boku córki i męża stanęło na głowie w momencie, kiedy dowiedziała się o chorobie - stwardnieniu zanikowym bocznym, które z czasem sprawiło, że nie była w stanie samodzielnie wykonywać najprostszych czynności. Nim odeszła oddała w ręce czytelników historię swojego życia – świadectwo pogodzenia się z losem, przemijaniem, cierpieniem i śmiercią. Cesarina Vighy zmarła w 2010 r.

Spisując własną autobiografię Pani Cesarina podejmuje rozważania nad cierpieniem, które często opisuje nie tylko jako udrękę, ale wręcz przeciwnie – akceptuje je, opisując wszystko niezwykle prosto z nutką sarkazmu i szczyptą zaskakującego humoru. Nie stara się niczego „wynieść na piedestał” - wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że jej opowieść ma być swoistym znakiem dla innych chorych, że można żyć, doszukiwać się w życiu pełnych piękna i szczęścia chwil, mimo balastu, jaki niesie ze sobą dolegliwość. Jak głosi opis na okładce książki – uświadamia czytelnikowi, że nie opisuje czegoś przerażającego, bezlitosnego, a czasem nawet drastycznego, ale:

Życie naznaczone, ale piękne. I pełne marzeń, wspomnień, duchów, mądrości”.

Kiedy pozycja trafiła w moje ręce, mając wiele spraw na głowie, postanowiłam, że jej lektura będzie mi umilać czas podróży autobusami ze szkoły. Choć tematyka publikacji nie jest łatwa, postanowiłam czytać ją w miejscach, gdzie ludzkie oko nie jest tak wyczulone na małe szczegóły, licząc, że poprzez „Ostatnie lato” zacznę dostrzegać więcej wokół siebie. I tak też się stało. Kolejno czytane dwa, czasem trzy rozdziały sprawiały, że niespiesznie poznawałam historię pełną małych (sporadycznie nieznośnych) szczegółów, niewielkich, ale znacznych radości. Słowa świadectwa pełne prawdy, a niekiedy może i niepewności...

Dawno nie pamiętam pozycji, w którą tak trudno było mi się w pełni zaczytać jak w „Ostatnie lato”. Podczas lektury tejże powieści niewątpliwie nadrzędnym słowem stał się spokój okraszony muzyką płynącą z słuchawek (o ile o względnej harmonii można mówić w autobusie). Dość mozolnie przychodziło mi czytanie obrazów z pierwszych lat życia kobiety. Często gubiłam się między jej wspomnieniami, niektóre informacje wydawały mi się zapisane dość chaotycznie. Choć to autobiografia i od piszącego zależy, co chce przekazać czytelnikom, trochę denerwowało mnie ten nieporządek i znacznie utrudniał i tak już ciężką pod względem przemyśleń, lekturę.

(...) życie widziane z bliska to tragedia, z oddali – komedia.”

Rozdziałem, który według mnie najbardziej zapada w pamięci jest jeden z dłuższych opatrzony tytułem „Rady pani La Palisse”. Wydawać by się mogło, że w tej części spotkamy się z opowieścią na temat wskazówek pani La Palisse. Jednak rzeczywistość okazuje się zgoła inna. Począwszy od nieco zabawnej rymowanki, przechodzimy do stworzonego przez Panią Z. minidekalogu do ludzi chorujących tak jak ona. Kolejne punkty – jedne bardziej poważne, inne nieco zabawne – pokazują, że kobieta oswoiła swoją sytuację. Szczególnie spodobał mi się fragment następujący po dziesiątym przykazaniu:

Ojciec Niebieski zatrzymał się, gdy doszedł do dziesiątego przykazania: najwyraźniej szkoda Mu było Mojżesza, który musiał zejść z góry Synaj w sandałach, wlokąc ze sobą dwie ciężkie kamienne tablice. Ponieważ my piszemy na lekkich kartkach, możemy dodać jeszcze kilka zaleceń.”

I tak dochodzimy do przykazania numer trzynaście, właściwie wieńczącego poprzednie zasady wyznawane przez narratorkę powieści. Należy więc zdobyć lub pielęgnować w takiej iście kryzysowej sytuacji nic innego, jak poczucie humoru. Myślę, że doza śmiechu jest niezwykle ważna przy borykaniu się z tak poważną dolegliwością jak stwardnienie zanikowe boczne, bo przecież, jak pisze autorka:

Jest wiele rzeczy na świecie, z których można się śmiać: inni ludzie, my sami, sprawy, które wydawały się wam ważne, a teraz okazały się głupstwem. Jest to chwila, w której nasze oko widzi najjaśniej.”

Ostatni rozdział uzmysławia czytelnikowi, że faktycznie było to tytułowe „Ostatnie lato” Pani Z. Kobieta odeszła, nie doczekawszy, tak jak przeczuwała, końca lata. Moment ten, ta chwila ulotna opisywana w „Białym kosie” wprawia czytelnika w nostalgię. Muszę przyznać, że czytając ten niezwykły kawałek podsumowujący jakby chwile ostateczne chorej, zaczęłam się zastanawiać nad własną śmiercią, odejściem bliskich, tych których kocham. Tak jak i ona, odchodzi kos, ale jego historii bohaterka nie miała już okazji poznać. Wszystko koniec końcom nadchodzi prędzej czy później...

W pewniej chwili. W pewnej chwili. W pewnej chwili...”

Myślę, że cudzie wspomnienia naprawdę trudno jasno i konkretnie ocenić, ale jeszcze trudniej je odczytywać. Sentymentalni, będą w nich odszukiwać małych szczegółów, przedmiotów ważnych w życiu przez to, że przypominają kogoś, coś (?) Romantycy będą upatrywać kwiecistych opisów doznawania miłości, a realiści – konkretów. Myślę, że każdy z nich znalazłby w tej pozycji coś dla siebie. Trzeba jednak umieć dobrze szukać, bo nie zawsze słowa podane są na tacy, ale wręcz przeciwnie – wypisane między wierszami.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa M, za co serdecznie dziękuję ;)

7 komentarzy:

  1. Nie wiedziałam, że jest to powieść autobiograficzna Pani Cesarina. Zaskoczyłaś mnie tym faktem, gdyż do tej pory myślałam, że to zwyczajna, niezobowiązująca lektura na lato. Natomiast po twojej recenzji wnioskuje, że to jednak mądra, wartościowa, z ukrytym przesłaniem publikacja. W takim razie nie omieszkam się za nią rozejrzeć w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo! Zaskoczyłaś mnie.
      Aż żałuję, że się na nią nie skusiłam :( Ale nic straconego, kiedyś na pewno się w nią zaopatrzę! :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam o niej, ale wydaje się piękną książką, w sam raz na ciepłe dni. Sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  3. Ksiązkę czytałam jakiś czas temu i czasami wracam do pojedyńczych fragmentów. Jest cudowna !

    OdpowiedzUsuń
  4. takie biografie to akurat ta forma, która z miejsca do mnie przemawia. losy bohaterki utkane w porywającą historię. chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak kiedyś książka wpadnie w moje ręce to przeczytam, będę o niej pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Tytuł jest taki trochę przygnębiający, wiadomo, że lato kojarzy się z czymś przyjemnym, a tutaj ma być ono ostatnie... Zaciekawiłaś mnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)