środa, 23 kwietnia 2014

[142] Lech Jęczmyk „Światło i dźwięk”

Wyd. Zysk i S-ka,
Poznań 2013, 278 + zdjęcia
Ocena: 6/10 Niezła

W walizkę pakujemy ubrania, wszelkie szpargały i ważne rzeczy, gdy wyjeżdżamy w daleką podróż. Możemy w nią też spakować książki podczas przeprowadzki czy też zrobić z niej prezent urodzinowy, jak to kiedyś uczyniła Meme. Bagaż to też idealne miejsce, w które można tak po prostu zapakować wspomnienia, zapiski, zdjęcia i słowa utrwalające to, co było dla Nas kiedyś ważne i pragniemy to pozostawić na dnie serca tudzież właśnie jakiegoś kartonika :)

Lech Jęczmyk to wydawca, tłumacz, publicysta, który tym razem spisuje to co go otaczało, stając się widzem w spektaklu nazwanym ŻYCIEM. Człowiek, który publikował m.in. w „Nowej Fantastyce”, „Frondzie”, „Gazecie Polskiej” czy „Rzeczpospolitej” to tłumacz książek Vonneguta, Hellera, Dicka i Le Giun. Spod jego pióra w minionych latach wyszły trzy zbiory esejów m.in. „Trzy końce historii, czyli Nowe Średniowiecze”, który to jest jedną z jego najbardziej znanych publikacji. W 2011 otrzymał on nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za całokształt twórczości. 

Praca, służy ludziom, a to dla mnie było ważne, tego nauczył mnie ojciec.” 

Lech Jęczmyk zafascynowany różnością światów, w jakich przyszło mu żyć, tworzy kalendarium własnych wspomnień, Nie układa nic w pełni chronologicznie, bo przecież to nie czas jest w jego opowieści najważniejszy. Liczy się „Światło i dźwięk”, w blasku i przy którym przyszło żyć mężczyźnie na różnych planetach, w różnych miejscach kraju i w wszelakim towarzystwie. Ten bystry obserwator pokazuje czytelnikowi to, co czasem udawało się zrozumieć, gdy w swej pamięci złożył wszystko w ciągi niczym kamera filmowa. Poprzez pozycje starał się pokazać smak, zapach i odgłos tego, czym okazało się być dla niego życie. 

Ostatnim razem, kiedy czytałam wspomnienia spisane w książce opatrzonej „Ciotki”, miałam za sobą niezwykłą lekturę naszpikowaną smaczkami codzienności. Wiedziona przeczuciem, że teraz mogę zaznać podobnej rozkoszy, chwyciłam za pozycję Pana Lecha Jęczmyka. Był chwilę, kiedy lektura wręcz płynęła mi przed oczyma, bywały i te, kiedy strony rozpoczynałam przewracać wolniej. Ale jak wypadła cała publikacja?
Wielkim atutem powieści, przynajmniej wg mnie jest to, że kolejne rozdziały w większości nie są zależne od siebie i bez problemu mogą funkcjonować samodzielnie. Muszę się przyznać, że nie raz zdarzyło mi się zajrzeć w spis treści, który skądinąd bardzo sobie cenię we wszelkich książkach, by potem wcześniej zajrzeć do rozdziałów, które najbardziej intrygowały mnie swoim tytułem bądź tematyką :) I tak dość prędko po zaczęciu lektury trafiłam na opowieść o Popiełuszce, „Przygody z filmem” czy „Judo i zen”, które to jeszcze bardziej rozbudziły moją ciekawość i zachęciły do lektury pozostałych, często wcześniejszych części „Światła i dźwięku”.

Do rzeczy, które przypadły mi do gustu, prócz świetnej w lekturze czcionki, jest wkładka ze zdjęciami. Moim zdaniem w pozycji, która traktuje o wspomnieniach jest to świetną sprawą – czytelnik ma możliwość spojrzenia na wszystko zupełnie bezpośrednio, a nie tylko za pośrednictwem własnej wyobraźni, która zupełnie inaczej kreuje rzeczywistość. Bardzo lubię czarno-białe zdjęcia, tym radość z ich przeglądania i to kilkakrotnego, była tym większa. Dzięki fotografią mogliśmy nie tylko zobaczyć kawałek Bydgoszczy, rodzinę i przyjaciół autora, ale również Pana Lecha w różnym wieku, począwszy o młodzieńczych lat, po późniejsze chwile życia.

Wielkim atutem poszczególnych opowieści, wśród których mojego ulubieńca upatrzyłam sobie w historii zatytułowanej „Popiełuszko”, o której to już wcześniej wspominałam, było to, że nic w nich nie było przesadnie rozwlekanych, tylko po to, by zapełnić kolejne strony. Wręcz przeciwnie – nic nie jest tu przegadanie, a człowiekowi zdaje się wręcz wydawać, że każde słowo jest obliczone od początku do końca i w pełni przemyślane.

Kiedyś ksiądz odwrócił głowę, zobaczył, że za nim stoję i powiedział: 'Kiedy ten człowiek jest ze mną, to ja się nie boję'. Pode mną ugięły się kolana. Ksiądz Jerzy dodawał odwagi tysiącom ludzi, a przecież żył w ciągłym zagrożeniu, latami na pierwszej linii frontu. A to jego zdanie było najważniejszą pochwałą, jaką w życiu otrzymałem.”

Jeśli chodzi o rozdziały, które bezpośrednio dotyczyły polityki, muszę powiedzieć, ze nieco ciężko mi się je czytało. Zwłaszcza te dotyczące naszego kraju po 1970 roku. Myślę, że wynika to gównie z racji, iż nie dotarliśmy tam jeszcze na lekcjach i i zdecydowanie łatwiej i krócej przebiegała w moim przypadku lektura np. wydarzeń '56, zwłaszcza, że ten czas w historii szczególnie mnie interesuje. Dalsze lata, bliższe już współczesności, choć znane mi są z zdarzeń wtedy rozgrywających się, nieco ciągły się – nim w głowie odtwarzałam kolejne elementy dziejów Polski, musiało minąć kilka chwil, by z radością przystąpić do lektury danej części. Mimo tych małych mankamentów wyśmienicie czytało mi się m.in. „O PRL-u pozytywnie”.

Podobało mi się, że każdy zdrowy mężczyzna odbywał służbę wojskową i mógł być powołany do obrony kraju lub walki z klęskami żywiołowymi.”

Tym, co mnie osobiście ujęło, a może nie być w pełni zauważalne to wstęp „Dlaczego wspomnienia” i (uwaga!) podziękowania. W pierwszej części Pan Jęczmyk skutecznie przekonuje czytelnika do tego, że warto wspominać, oglądać się wstecz na minione życie. Jak słusznie zauważył – gdy wracamy pamięcią do tego, co było nie spisujemy faktów historycznych, a głównym wyznacznikiem wartości lektury nie jest dokładność przypisów, lecz to, jak my przedstawimy rzeczywistość, która otacza człowieka podczas kolejnych etapów jego życia. W podziękowaniu za to uchwyciłam jedno zdanie, które nie tylko wywołało uśmiech na mojej twarzy, ale i nieco rozbawiło z racji, iż znam mężczyzn, którzy nie raz nie dwa twierdzili, że to oni są nadrzędnym punktem „wszechświata”.

(...) gdyby nie dobroć kobiet, zginąłbym marnie jak biedronka przechodząca na piechotę przez ruchliwe skrzyżowanie.” 

Podsumowując, przyznaję, że choć niezbyt często podejmuję się czytania czyiś wspomnień, te, spisane w dość charakterystyczny sposób, płynnym i lekkim stylem, czytało mi się z wielką przyjemnością. Mimo, że bywały momenty, kiedy po prostu musiałam odpocząć od książki i tak szybko podanego „życiowego nakładu”, powracałam do lektury, by po kilku minutach dość sprawnie wertować kolejne strony. Nie jest to jednak pozycja dla wszystkich – polecam ją tym, którzy lubią odkrywać piękno codzienności za pośrednictwem życia innych.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Sztukater i wydawnictwu Zysk i S-ka, za co serdecznie dziękuję ;)

5 komentarzy:

  1. Tytuł nasuwa mi jaakieś techniczne skojarzenia xd myślę jednak, że po tę książkę nie sięgnę. Mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Domyślam się, że te wstawki polityczne mogą nudzić. Lubie czytać wspomnienia, ale na te chyba nie mam ochoty, ponieważ zbyt wiele książek na mnie czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspomnienia, ach wspomnienia... Czasami żałuję, że niektórych nie można tak po prostu usunąć. Co do książki - nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię czarno-białe zdjęcia, gdyż mają w sobie niepowtarzalny urok, dlatego cieszę się, że znajdę w tej książce taką wkładkę. Wprawdzie pod względem tematyki, nie do końca wpasowuje się w mój gust literacki, ale mimo to zaryzykuje. Jeśli nie przypadnie mi do gustu, to po postu podaruje mojemu tacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w nich coś tajemniczego, a zarazem urokliwego, prawda? :) Tematyka.. trudno ją określić, myślę że znajdziesz w tej pozycji wiele różnych wątków, nawet takich, których się nie spodziewasz.

      Usuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)