niedziela, 6 lipca 2014

[149] Michelle Cohen Corasanti „Drzewo migdałowe”

Wyd. SQN
Kraków 2014, 392 str.
Ocena: 10/10 Perełka

Niezłomność, wytrwałość, poświęcenie... Czasem mimo wszystkich trudności, częściej przeciw oczekiwaniom rodziny i racjonalnemu spojrzeniu otaczających go ludzi. Niesamowita odwaga stojąca w oporze do dyskryminacji ze względu na narodowość, poglądy czy religię. Hektolitry wylanych łez, nigdy nie upadających na palestyńską czy amerykańską ziemię, lecz kolejne strony opowiadanej bez ogródek czy zbędnych słów historii. Opowieści Ahmada, który zza gałęzi drzewa migdałowego spoglądał na utraconą przeszłość, w nadziei na lepsze jutro. Jutro, które nie wiadomo co przyniesie...

Jeden wybór, jedna ulotna chwila sprawia, że życie ulega diametralnej zmianie. Egzystencja, która i tak nie była lekka wśród krwi niewinnych i niesprawiedliwych sądów, trafia na pełną kamieni, raniących stopy, drogę. Dwunaste urodziny Ahmada stają się początkiem dorosłości, a końcem dzieciństwa. Ojciec trafia do więzienia, dom zostaje zrównany z ziemią, a siostra umiera. Chłopiec ma świadomość, że wszystko, co nastąpiło jest jego winą. Nie ma wyboru - musi zaopiekować się rodziną, utrzymać ją i odnaleźć przysłoniętą mglistym widmem lepszą przyszłość. Tylko czy szczęśliwe życie jest jedynym celem, do którego zmierza Hamid obdarzony matematycznym geniuszem, zdającym się nie być ograniczony żadnymi limitami?

Pani Michelle, która z niezwykłym kunsztem spisała swoim piórem fascynującą historię Palestyńczyka, to Amerykanka z żydowsko-polskimi korzeniami. Rodzinne przywiązanie do tradycji i mocno podkreślane więzi z Izraelem, towarzyszyły jej przez całe młodzieńcze życie. Chęć zwrócenia uwagi na dramatyczny los i niejednokrotnie niepotrzebnie utracone szczęście stąpania po świecie Palestyńczyków, zrodziła się podczas studiów na Uniwersytecie Hebrajskim. Jednak, tak jak dojrzewają owoce tytułowego „Drzewa migdałowego”, tak w kobiecie ukształtować musiał się dystans, pozwalający w pełni przekazać emocje i pragnienia dwudziestoparolatki. Jak twierdzi, jej książka, która jest owocem to manifest nadziei na zgodne życie Izraela i Palestyny.

„Przeszłość jednak zawsze znajdzie sposób, by o sobie przypomnieć.”*

Choć każdy ma świadomość istnienia konfliktu palestyńsko-izraelskiego, wielokrotnie mijany jest on z niekłamaną obojętnością i zatrważającym znieczuleniem. W relacjach telewizyjnych, artykułach prasowych brakuje pierwiastka prawdy i realności, który pozwoliłby się na moment zatrzymać, zastanowić, skierować wzrok na to, co trudne i chwilami nawet nierealne. Człowiek chciałby przetrzeć ze zdziwienia oczy, jak gdyby zobaczył senną marę, która zniknie, gdy zamkniemy i przysłonimy na ułamek sekundy oczy. Pani Michelle przychodzi jednak z książką, by zatrzymać rękę dążącą ku zbyt mocno zamglonemu spojrzeniu, pozwalając odnaleźć w literaturze prawdę o tym, czego doświadcza człowiek kilka tysięcy kilometrów dalej. Choć czy faktycznie jest to tak odległe miejsce dla serc niejednego mieszkańca nawet naszego kraju, którego korzenie nadal trzymają się kurczowo zniszczonej cierpieniem palestyńskiej ziemi?

„Ich siła tkwi w korzeniach, tak głębokich, że nawet po ścięciu pnia wypuszczały młode pędy, z których wyrastały nowe pokolenia. Zawsze wierzyłem, że siła mojego narodu, tak jak drzew oliwnych, bierze się z naszych korzeni."*

Każde kolejne zdanie pozwala otworzyć serce, czasem zamknięte w bańce nierealnych historii z happy endem, które serwuje czytelnikowi ba (!) polski, ale nawet światowy rynek książki. Amerykańska pisarka daje możliwość oswojenia się z tym, co trudne i bezlitośnie niesprawiedliwe. Jednocześnie ukazując w innej, niż tej, do której dotąd przywykliśmy, scenerii rodzinę i podstawowe wartości, którymi kierują się ludzie. Postacią, do której maksym najbardziej się przywiązałam i osobą, której chłonęłam obecności w życiu rodzinnym Ahmada był Baba. Jego wrażliwość, a jednocześnie inteligencja wynikająca nie z kolejno zdobywanych pokładów wiedzy, a ze zwykłej ludzkiej mądrości, niejednokrotnie pozwalały mi dłużej zatrzymać się nad stroną, kontemplować, w choćby wewnętrznej ciszy z trudem utrzymywanych na wodzy emocji, każde kolejne słowo.

„Moim obowiązkiem jako ojca jest cię chronić. - Klepnął się w pierś. Na jego rękach dostrzegłem ślady po przypaleniach papierosami. - Mężczyzna jest nikim, jeśli nie chroni swojej rodziny. Obiecaj mi, że zrobisz dobry użytek ze swojego życia. Nie wdawaj się w tę walkę. Spraw, że będę z ciebie dumny. Nie pozwól, żeby moje aresztowanie zniszczyło ci życie.”*

Spotkania z Babą z czasem nie miały jedynie wielkiej wartości dla Ahmeda próbującego odnaleźć receptę na ujarzmienie myśli idących z nim od pewnej ciemnej nocy, ale także dla mnie, szukającej jakże znacznych wskazówek. Nie były to tyle drogowskazy, przez które wyznaczona droga, okazała by się drogą do sukcesu. Były to raczej myśli, które pozwalają mi cały czas wierzyć w własną siłę i szansę odkrycia przeze mnie tego, co w życiu jest najpiękniejsze. Czego? Miłości, kolorów, nieodkrytych miejsc, rodziny, słów? Piękno tkwi w najbardziej zaskakujących rzeczach, i mam nadzieję, że przyjdzie mi je stopniowo odkrywać.

„Starałem się przestrzegać rad Baby. Zanim ocenisz człowieka, spróbuj sobie wyobrazić, jak sam byś się czuł, gdyby to samo przytrafiło się tobie.”*

Publikacja została podzielona na cztery części – kolejne okresy w życiu najpierw chłopca, potem młodzieńca, aż w końcu ojca. Z każdym kolejnym etapem na linii wyznaczanej przez egzystencje Ahmada przyglądamy się innym rozterkom i wahaniom. Razem z młodym geniuszem odkrywamy świat znajdujący się poza dobrze znanymi terenami, a czasem i normami społecznymi. Ryzykujemy, próbujemy walczyć z samym sobą. Jednocześnie nie pozwalamy tłamsić potrzeby dobra dla drugiego człowieka. Choć Hamid poznaje gorycz porażek, podnosi się. Razem z jego upadkiem i siłą, pozwalająca podnieść zranione ciało z ziemi, uświadamiamy sobie, że to nie sukces buduje geniuszy i spełnionych marzycieli. To właśnie powstanie po niepowodzeniu stanowi o wielkości człowieka.

„Miarą sukcesu nie jest to, ile niepowodzeń nas spotkało, ale to, w jaki sposób na nie reagujemy.”*

Historia Ahmada, pachnie nie tylko migdałami zbłąkanymi wśród liści, jak wielu tamtejszych ludzi, w otaczającej rzeczywistości. Jak każdy maleńki owoc spadający z migdałowca obok drzew oliwnych niosących nadzieję, tak codziennie upada wielu, znikając wśród twardej ziemi okalającej każdy centymetr dopiero co żywego ciała. Sylwetki, z której z jedną miną, strzałem, krzykiem uszła jedna z wielu dusz. Dusz, w których były emocje, pragnienia, marzenia i zwyczajne chwile najdrobniejszych radości w tak okrutnej rzeczywistości. A co najważniejsze była w nich niesamowita siła i potrzeba miłości, brakującej wielu osobom, które mijamy w ferworze chodnikowych zawirowań codzienności.

„Wspiąłem się na drzewo. Nazywaliśmy je z Abbasem 'Szahid', czyli ;świadek', bo spędzaliśmy na nim tyle czasu, obserwując Arabów i Żydów, że było dla nas niczym towarzysz zabaw zasługujący na własne imię. Drzewo oliwne po lewej stronie Szahida nazwaliśmy Amal, 'nadzieja', a po prawej – Sa`ada, 'szczęście'.*

Książka zdecydowanie uczy. I nie mam tu na myśl zawiłych matematycznych zagadek, które każdorazowo wywoływały na mojej twarzy zaskakujący uśmiech. Ahmad i jego postawa pokazują, że nie należy tracić ani chwili w życiu, które i tak biegnie zbyt szybko. Czy tak prędko jak chłopiec z okładki dążący ku... wyzwoleniu? Przebaczeniu? Marzeniom? Nie wiem, nie mam pojęcia. Sądzę jednak, że każdego z nas ludzi, niezależnie od narodowości, pochodzenia czy koloru skóry stać na próbę podjęcia walki. Batalii o siebie, rodzinę, zupełnie obcych ludzi. Co czeka na końcu drogi? To już zależy od konkretnej jednostki, jej wytrwałości, a czasem też uporu. Czy uda się nam zgromadzić w sobie tak wielkie pokłady odwagi jak Ahmedowi? Czy zdołamy dobiec w kierunku, w którym wyruszył wątły dwunastolatek o niecodziennej, jak na swój wiek, sile ducha? Tylko gdzie dotarł główny bohater, jak potoczyła się jego wędrówka przez odrapane dzielnice, piękne domostwa i zaskakujące swoim rozmachem budynki? Myślę, że wobec tylu pytań, które stawiam, trudno będzie nie poczuć wzmożonej chęci poznania wnętrza „Drzewa migdałowego”. Dziś, jutro, a może za kilka lat... Nigdy przecież nie jest za późno, by otworzyć serce na prawdę.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa SQN, za co serdecznie dziękuję ;)

*Cytaty pochodzą kolejno ze stron:  388 (podziękowania), 228, 64, 202, 233, 37

13 komentarzy:

  1. Łał, muszę ją upolować. :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ciekawa tej lektury i widzę, że warto skusić się na nią

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnimi czasy w sieci krąży bardzo dużo pochlebnych recenzji tej książki i widzę, że twoje odczucia po tej lekturze również są jak najbardziej pozytywne. Zresztą w powyższej recenzji zawarłaś wszystko to, co chciałam wiedzieć na jej temat. I aż mi się serce raduje, że to taki dobry debiut. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak koniecznie rozejrzeć się za ''Drzewem migdałowym'' i szybciutko wziąć się za jego czytanie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio czytam same pozytywne recenzje tej książki. Muszę ją mieć, koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiele o niej dobrego słyszałam. Temat jak najbardziej mój, więc przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba okładka, a sama książka też musi być niczego sobię. Zresztą Twoja recenzja potwierdza, że to musi być bardzo dobra książka. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze się ciebie czyta :)
    Wstyd się przyznać, ale niewiele wiem o tym konflikcie i o tych ludziach, z pewnością więc o nich poczytam, najpierw chyba jakieś artykuły, literaturę faktu, żeby ułatwić/uprzyjemnić sobie lekturę tej książki. :)
    PS "pierwiastka prawy i realności" - Prawdy?
    "wątły dwunastolatek o niecodzienna, jak na swój wiek, sile ducha?" - Niecodziennej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że dobre czyta się to, co piszę ;) Dziękuję za ten komplement i wskazówki o pominiętych błędach - tak to jest, jak pisze się na Wordzie i autokorekta poprawia ;) Wszystko już sprawdzone i naprawione :D

      Usuń
    2. Czasami myślę, że autokorekta najchętniej sama napisałaby jakiś poemat, tylko ja jej w tym przeszkadzam. ;) Nigdy nie zapomnę, jak (jako klasowy skarbnik) musiałam przygotować listę osób, które opłaciły ubezpieczenie i zmieniło mi nazwisko Burdas na Brudas.

      Usuń
  8. Kurcze, mam mieszane uczucia... Jeśli trafię na nią w bibliotece, to raczej się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo chętnie przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajne migdałowe zdjęcia. :D
    A samą książkę ogromnie, ale to ogromnie, chciałabym przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)