Bielsko-Biała
2013, 305 str.
Ocena:
7/10 Dobra
Niech
podniesie rękę ten, kto nigdy nie miał do czynienia z ABBĄ i nie
słuchał choć jednej ich piosenki! Myślę, że mimo wszystko
takich osób nie znalazło się wiele lub w ogóle ich nie ma. To
jeden z najbardziej znanych zespołów na całym świecie, których
tryumfy zaczęły się z zwycięstwem w Eurowizji w 1974 roku z
przebojem „Waterloo”. Kto dziś pamięta jeszcze ich przeboje?
Czy zespół odszedł już w niepamięć? A może wręcz przeciwnie –
Pani Tarka przypomina czytelnikom, Polakom o grupie, która skrywa
się gdzieś w sercach jej rodaków?
Chociaż
dziś większość pamięta zespół ABBA dzięki kawałkowi „Mamma
mia” i filmowi, w którym ten kawałek wiedzie prym, myślę że w
pamięci wielu pozostawił on głębszą rysę, niżeli tylko ten
jeden utwór. Historia muzyki i ludzi, który ją tworzyli to
opowieść o królach parkietów na całym świecie lat 70 i na
80-tych. Przez lata nie schodzili ze szczytów list przebojów i
sprzedali rekordową ilość płyt – ponad 380 milionów! Dziś ich
piosenki przeżywają drugą młodość, młode pokolenia powracają
nie raz nie dwa do melodii, które przed laty nucili ich rodzice...
Marzena Tarka, która poznała osobiście muzyków, w książce „ABBA. Fenomen i Legenda” opowiada o Agnethcie, Bennym, Björnie i Anni-Frid. Twórcy klasyki muzyki pop zostają przedstawieni nie tylko tak, jak prezentowali się na scenie, ale również bardziej prywatnie. Pani Marzena tworzy genialną opowieść o sukcesie, w którym nie brakuje pasji z tworzenia i radości, z jaką przychodziło całej czwórce obcować z muzyką nieraz nawet kilkanaście godzin dziennie.
Zaczynając
lekturę zastanawiałam się jak Pani Tarka przystąpi do biografii.
Zastanawiałam się czy od razu wywali przysłowiową „kawę na
ławę” rozpoczynając opowieść o całym zespole, czy jednak
zrobi coś innego. Przyznam, że Autorka zaskoczyła mnie początkowo
opisując poszczególnych członków grupy. Było to niesamowicie
pozytywne zaskoczenie – z przyjemnością poznawałam całą
czwórkę od najmłodszych lat. Pani Tarka genialnie też pokazała
jak ważną rolę odgrywała w ich życiu muzyka, gdy Szwedzi byli
dziećmi bądź nastolatkami. Bardzo ciekawie opisała ona też ich
pierwsze, jeszcze samodzielne próby muzyczne, aż do momentu
spotkania z pozostałymi członkami grupy.
„Któregoś
ranka siedziałam z całą rodziną przy śniadaniu - przywołuje
wspomnienia Agnetha – i nagle usłyszałam z radia własny głos.
Chwyciłam radioodbiornik i zaczęłam tańczyć. Nigdy tej chwili
nie zapomnę! To z pewnością był jeden z najszczęśliwszych
momentów w całym moim życiu.”
Z
publikacji możemy się dowiedzieć wielu zaskakujących rzeczy. Tym,
co zdecydowanie zaciekawiło mnie najbardziej był fakt, że Agnetha
i Björn
podróżowali osobno samolotami, by ich córka w razie katastrofy,
miała choć jednego z rodziców. Moją ciekawość rozbudziła także
historia podróży dziewczyny do Polski – jeden z niewątpliwie
najbardziej nieoczekiwanych faktów zaraz obok odpowiedzi na pytania:
„Dlaczego jedna z liter B w nazwie grupy jest odwrócona?” czy
„Jak udało się zorganizować koncert ABBY w Polsce w 1976 r.?”
„Polskie
Radio nadawało piosenki ABB-y z taką częstotliwością, że
przeciwnicy muzyki pop prawdopodobnie musieliby często zmieniać
program na inny i to bez gwarancji, że nie natkną się na przebój
Szwedów.”
ABBA
ceniła sobie oryginalność, bo tylko nią mogła wybić się na
zagranicznych rynkach muzycznych. Podobnie jak zespół, tak również
Pani Tarka ceni sobie tę cechę od początku, po sam koniec pozycji.
Wszystko, co opisuje w książce opiera głównie na swoich
indywidualnych doświadczeniach z zespołem, nie odwołując się do
znanych i już nieco przeżytych wywiadów. Choć zdecydowanie mogę
powiedzieć, że brakowało mi nieco przypisów przypisów, z czasem
się jednak do tego przyzwyczaiłam. Czasami bywało to denerwujące
zwłaszcza już w dalszych częściach książki.
„Nie
można powielać samego siebie, kopiować poprzedniego przeboju,
zastanawiać się, czego ludzie oczekują, od Ciebie. Trzeba robić
swoje, iść do przodu. Jeśli artysta stanie się niewolnikiem
przyzwyczajeń słuchaczy, będzie skończony.”
Świetną
sprawą podczas czytania było odtwarzanie sobie kawałków ABB-y –
dodawało to lekturze klimatu i niesamowitej muzycznej atmosfery.
Każdorazowo gdy pojawiały się tytuły piosenek, powracałam z
wielką ochotą do utworów, których częściej słuchałam już
dość dawno i niektóre kawałki niestety uleciały z pamięci ze
swą linią melodyczną. Miło było powrócić do numerów ABBY,
mimo że na co dzień nie słucham już tego typu muzyki :)
Bardzo
podobało mi się to, że Pani Marzena, która poznała zespół,
mogła zaserwować czytelnikom swojej książki opowieść „z
pierwszej ręki” - nic nie wydaje się dzięki temu sztuczne, a
rzeczywistość, jaka otaczała zespół ABBA nie jest ubarwiona i
przerysowana. Kolejne historie są opisywane nie tylko z werwą, ale
również niesamowicie życzliwym stosunkiem kobiety do grupy.
Wydawać
by się mogło, że zespół, który przez wiele lat świecił
sukcesy, a później drogi czwórki rozeszły się, mimo że
pozostają w kontakcie, może odejść z czasem w zapomnienie. Jednak
w Epilogu Pani Tarka pokazuje, że wszystko nie musi być tak
jednopłaszczyznowo odczytywane. Bardzo spodobało mi się ostatnie
zdanie tej wielowątkowej pozycji, które ma w sobie pełnie prawdy.
Myślę, że można by było je nawet odnieść nie tylko do muzyki,
ale i literatury, bo przecież:
„Dopóki
legenda jest wciąż żywa, ich muzyka będzie trwać wiecznie.”
Podsumowując,
muszę powiedzieć, że mimo swej obszerności publikacja nie nuży,
a wręcz przeciwnie – maksymalnie do siebie przyciąga. Ze smakiem
przychodziło mi poznawać historię grupy, którą niegdyś słuchali
moi rodzice i moje ciotki oraz wujkowie. Książka okazuje się więc
niezwykłą skarbnicą wiedzy, zarówno dla tych, którzy od czasu do
czasu przysłuchują się zespołowi ABBA, ale również dla jej
najwierniejszych fanów. Zdecydowanie polecam – myślę, że to
jedna z lepszych biografii, jakie czytałam.
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu
Sztukater i
wydawnictwu
PASCAL,
za co serdecznie dziękuję ;)
Nie znam twórczości muzycznej ABB-y, chociaż parę ich sławnych piosenek obiło mi się o uszy. W każdym razie powyższa publikacja nie dla mnie, ale fani zespołu zapewne będę zachwyceni.
OdpowiedzUsuńNie lubię tego zespołu, więc to książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńZespół oczywiście znam, ale nie lubię biografii i dlatego nie sięgnę
OdpowiedzUsuńNie jestem fanem ABBY i nie szaleję specjalnie za nimi. Jest to także biografia, a za nimi nie przepadam, więc odpuszczę. :)
OdpowiedzUsuńABBA :D lubię ich słuchać od czasu do czasu :) jak znajdę czas i siły to przeczytam pożyczywszy wcześniej to od Ciebie :D
OdpowiedzUsuńJakąś super fanką nie jestem - piosenki znam i lubię, ale biografii jakoś nie jestem ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńTe peany na temat "Fenomenu i legendy" są stanowczo na wyrost. Książka Tarki nie jest zła, nawet lepsza od jej poprzedniej ("Zwycięzca bierze wszystko"), ale nadal nie do końca podoba mi się jej styl pisarski. Ma jakąś dziwną manierę, która odbiera mi przyjemność czytania. Denerwujące są też częste literówki.
OdpowiedzUsuńChoć Tarka stara się pisać o wszystkich członkach grupy, to wyraźnie widać, że faworyzuje Agnethę, nie tylko dlatego, że poświęca jej zdecydowanie najwięcej miejsca. Prawdą jest, że temat współpracy Benny'ego i Bjorna nie jest aż tak nośny, jak solowych płyt i dokonań Agnethy czy Fridy, ale jest to jednak sprawa dla fanów interesująca, którą można było ciekawie przedstawić w książce.
Najbardziej zadziwiło mnie zdanie, które uważam za idiotyczne, a dotyczące koncertowej działalności Benny Anderssons Orkester: "Wykonywali większość kompozycji Benny'ego, nieraz wzbudzając lekką zazdrość fanów ABB-y" (s. 255). Że niby o co??...
A skoro o Bennym mowa, to Tarka zignorowała również spektakl muzyczny "Hjälp Sökes", bo napisała: "Andersson napisał też muzykę do szwedzkiego musicalu Hjölp Sökes" - do tego z błędem (s. 256). Tylko tyle! Nawet nie wspomniała, że tekst piosenek jest autorstwa Björna. Tarka "zapomniała" również o pięknych kompozycjach do kilku filmów, bo napisała, że Benny "przez wiele lat marzył o stworzeniu prawdziwej ścieżki dźwiękowej do filmu fabularnego. Marzenie spełniło się częściowo (...)" (s.256). A gdzie kompozycje z filmów "Mio, mój Mio", "Puder", "Pieśni z drugiego piętra" czy "Do ciebie, człowieku"? Nie są to wielkie produkcje fabularne, ale też nie są to filmy dokumentalne, jak ten o Olofie Palme, o którym akurat wspomniała Tarka. Dlaczego zignorowała piękne kompozycje z ostatnich lat, np. na ślub księżnej Viktorii czy te z roku 2012... (Fani wiedzą, o które chodzi). Czy ona wyznaje zasadę, że o najpłodniejszym członku zespołu należy pisać najmniej?
Mnie - podobnie jak autorce tego bloga - również brakuje przypisów w tej książce. I to jest chyba najpoważniejszy zarzut. Nawet domyślam się, dlaczego w książce, która pretenduje do miana publikacji biograficznej nie ma przypisów ani nawet bibliografii(!). Okazałoby się bowiem, że te informacje o członkach i o zespole nie są znowu takie oryginalne. Trzeba być bardzo naiwnym, by sądzić, że autorka usłyszała to wszystko z ust członków zespołu. Tarka całymi garściami korzystała z kilku innych książek, jakie się ukazały w języku angielskim i innych, w tym szczególnie z książki Carla Magnusa Palma, której polskie wydanie ("ABBA. Historia supergrupy") zbiegło się z wydaniem książki Tarki. Te dwie książki to niebo i ziemia.
Korzystać z cudzego to nie grzech, ale należy się do tego przyznać.
Mimo bardzo krytycznego podejścia do książki, jak i do samej autorski, uważam, że warto kupić tę pozycję. Szczególnie ze względu na piekne zdjęcia.
Kiedy przeczytałam kilka dni temu komentarz, byłam pod wrażeniem obeznania jego autora w poszczególnych przytoczonych fragmentach i widocznych w nich brakach - wskazuje to na to, iż na mojego bloga trafił niebywały fan ABB-y :) Serdecznie witam.
UsuńAgnethy, po głębszym przemyśleniu z mojej strony, faktycznie wydaje się "być" w książce najwięcej, jednak nie przeszkadzało mi to w lekturze i nie było wyraźnie zauważalne, dopóki nie została na to zwrócona moja uwaga :)
Co do wspominanych przeze mnie przypisów i wyżej wspominanej bibliografii - myślę, że mimo wszystko, nawet gdyby miało się okazać, że informacje nie do końca są "z pierwszej ręki" przydałoby się to w publikacji. Z pewnością wzbogaciło by to jej wartość i nakierowało bardziej dociekliwych na inne, być może równie ciekawe teksty.
Witam Meme. Cieszę się, że mój wpis okazał się dla Ciebie cenny. Szkoda, że Robert - fan rocka odebrał go tylko i wyłącznie jako atak. Ale może ma trochę racji, być może rzeczywiście uległem własnej niechęci do autorki. Tym niemniej starałem się, by moje uwagi były rzeczowe i obiektywne, a nie tylko takie ogólnikowe typu: dno, beznadzieja itp. Dlatego właśnie podałem przykłady z konkretnymi numerami stron. Na tym polega rzeczowość i obiektywność, której brak zarzucił mi Fan rocka. Rzeczywiście jestem fanem ABBY (wolę pozostać anonimowy), może dlatego miałem większe oczekiwania i łatwiej wyłapałem błędy i niedociągnięcia. Ale tak zawsze jest, gdy w jakiejś dziedzinie wiemy więcej niż przeciętny Kowalski. Pozdrawiam!
UsuńByłam zdecydowanie pod wrażeniem - nie codziennie widzę takie wypowiedzi w komentarzach na moim blogu. Myślę, że ma Pan racje - gdy w jakiejś dziedzinie wiemy znacznie więcej, jednocześnie mamy szansę dostrzec więcej niezgodności i błędów. Mam nadzieję, że kiedyś zostanie wydana publikacja, która w pełni spełni Pana oczekiwania :) :)
UsuńJak ktoś ma osobistą niechęć do autorki, to powinien darować sobie publiczne wypowiadanie się na jej temat, bo jest to nieeleganckie, czy na temat książki tegoż autora, bo jak w takim razie oczekiwać obiektywnej recenzji. Jako gentleman tak bym zrobił i jako gentleman nie akceptuję tego. Poza tym obiektywność to ukazanie dwóch stron medalu, a nie tylko jednego. Literówki, czy błąd w nazwie, niestety zdarzają się w książkach, sam ich nie lubię, ale od czego jest korekta i redakcja. Ale umówmy się to nie koniec świata. Poza tym, jeden lubi szczegółową książkę, inny nie i to jest kwestia gustu i z tym trzeba się pogodzić.
UsuńNie dokończyłem maila, żeby było jasne :) - pozdrawiam R.Majert
UsuńIdziesz w zaparte, Robercie. Odpowiem więc, że owa niechęć do autorki nie wzięła się z powietrza, lecz na podstawie tego, co wyczytałem z jej książek i co usłyszałem w wywiadach radiowych z jej udziałem. Ale zauważ, że pisałem nie o samej autorce, lecz o tym, co i jak napisała w swej książce. Nie powiesz chyba, że publicznie wypowiadać się wolno tylko o twórczości osób, które się lubi? To absurd. Pozdrawiam
UsuńNiestety, przez cały czas potwierdzasz, że masz jakieś osobiste, prywatne animozje w stosunku do autorki, więc daj już spokój. Umiem czytać między wierszami i przez cały czas przebija z Twoich wypowiedzi ta niechęć, ale Ty chyba już sam tego nie widzisz. Z ciekawości też przed chwilą odszukałem jeden z wywiadów na Internecie i usłyszałem sympatyczną osobę z ogromną wiedzą na temat grupy. Tak więc może zostaw tą swoją niechęć dla siebie. A ja skupię się na książce. pozdrowienia. R.M
UsuńJezu, ale ten anonimowy fan wypisuje głupoty. Autorzy mają dostęp do starych artykułów/wywiadów - naprawdę nie muszą korzystać z książek innych autorów, a jeżeli niektóre wypowiedzi czy info się powielają, to wynika z faktu, że korzystali z tego samego źródła, czyli owych publikacji. Nie jest to typowa monografia, tylko ma styl powieści, a to oznacza, że nie musi mieć przypisów.By the way - też jestem fanem Abby, książka jest bardzo dobra.
UsuńKażda dobra monografia powinna mieć bibliografię i basta.
UsuńJakoś zespół ABBA nie fascynuje mnie tak bardzo żeby czytać o nim książkę. Po za tym ogólnie nie przepadam za książkami tego typu.
OdpowiedzUsuńLubię takie książki. Niemal z wypiekami na twarzy czytałam biografię Violetty Villas
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
chyba nie ma na świecie osoby, która o Abbie by nie słyszała. ja jeszcze wychowałam się na zespole ich coverującym (a teens) stąd do lektury obowiązkowo zajrzę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam książkę na pewno z kilku powodów. Czytuję biografie szczególnie muzyczne. Szanuję ABBĘ za to ich podejście do muzyki. Natknąłem się na bardzo dobre recenzje ludzi w Internecie i w mediach i wszyscy mówią, że tą książkę świetnie się czyta, prawie jak powieść. Poza tym jak czytam hejtowskie "recenzje" osoby anonimowej takie jest jedna z tu powyższych , gdzie ktoś usiłuje personalnie dowalić autorowi zamiast napisać coś obiektywnego i wnoszącego, to mam ochotę wykupić cały nakład. No, ale nie mam kasy.;)) Zazwyczaj zazdrość, która nakręca innych dla mnie jest podstawą, że coś musi być naprawdę niezłe. wniosek również taki dobry dla mnie z tego hejtowania, że książka widocznie nie topi się w niepotrzebnych szczegółach, a nie ma nic gorszego, moim zdaniem, jak przeładowanie mało istotnych faktów.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam - Robert Majert (osoba nieanonimowa), fan rocka, facebookowy fan MEME, który również ceni ABBĘ.
Napisałem przecież, że pomimo krytycznego podejścia (...) UWAŻAM, ŻE WARTO KUPIĆ TĘ KSIĄŻKĘ. Na początku swojego wpisu stwierdziłem też, że książka jest niezła, co w potocznym języku oznacza, że jest co najmniej dobra. I tak też uważam. Ty to nazywaz "hejtowaniem"? :)))
UsuńA skupienie się przeze mnie na niedociągnięciach książki było podyktowane chęcią wniesienia czegoś nowego i obiektywnego właśnie do tych wszystkich ogólnych pochwał. Może najpierw przeczytaj 'Fenomen i legendę". Powtórzę: Warto kupić i przeczytać tę książkę. Szczerze polecam.
Witam serdecznie Panie Robercie na moim blogu :) Widzę, że do czytania planuje Pan przystąpić z podobnych powodów - szacunek do jakże znakomitego zespołu jakim jest ABBA i sympatia (jeśli można tak to określić) do biografii muzycznych.
UsuńPomysł z wykupieniem całego nakładu mnie powalił :) Choć dla czytelnika, który nie jest tak obeznany to mało istotne fakty (dla mnie były one niezauważalne podczas lektury, gdyż nie zagłębiałam się aż tak w historię zespołu), cenię sobie anonimowy komentarz i podziwiam, jak celnie wypunktował kolejne niedociągnięcia, które dostrzegł w publikacji.
I na koniec - Panie Robercie, fanie Rocka (też uwielbiam te dźwięki :D), polecam jeszcze raz lekturę, która została mimo kilku niedociągnięć sporządzona tak, że od pozycji nie można się oderwać :)
Przeczytam i z pewnością napiszę swoje zdanie o tej książce. A co do Twojej recenzji, to ja takim recenzjom, ani recenzentom nie ufam- jak ktoś siedzi z ołówkiem w dłoniach i pisze - str. 253 błąd, str. 257 - to czy tamto zdanie, str. 245 - nie tak, jak ja chciałbym, żeby było, str. 258 - literówka. Żadnych plusów, wyłącznie negatywy, a potem personalny odnośnik do autora, a potem nagle, ni z tego, ni z owego, że warto kupić książkę-najlepiej dla zdjęć, to ja czuję jedynie niesmak do takiej recenzji i ukryty cel. I tyle w temacie, bo wolałbym pisać o samej książce.
Usuńpozdrawiam Robert Majert
Panie Robercie, bez nerwów :) Myślę, że w każdej czytanej książce warto dostrzegać pozytywy, gdyż to, że nie trafiła w nasz gust czytelniczy, nie musi oznaczać, że nie spodoba się komuś innemu.
UsuńDroga Meme - uwielbiam biografie. Zawsze mnie dziwi, kiedy ludzie mówią, że nie lubią czytać biografii. Choć fakt, nie zawsze są ciekawie napisane. Ale ostatnio wiele ciekawych się ukazało.
UsuńKsiążkę przeczytam na pewno. A co do wykupienia nakładu :))- no cóż jestem przekornym człowiekiem i lubię, kiedy ktoś pisze tak, jak Ty, czyli na zasadzie podobało mi się to i to, nie podobało mi się to czy tamto. A już dyskredytowanie autora to dla mnie jest nieeleganckie. Poza tym dla mnie ogromnym plusem jest, kiedy autor biografii nie pisze książki wyłącznie dla zagorzałych fanów, którzy chcą, aby każdy mało istotny szczegół został ujęty, a przecież i tak o nim z reguły wiedzą. Wtedy można się jedynie zamęczyć. Wezmę Twoją opinię pod uwagę, a potem podyskutujemy.:) Pozdrawiam Robert.
Ma Pan rację - biografia ma służyć nie tylko fanom, ale i tym, którzy chcą poznać daną sylwetkę, za którą przepadają z tych czy tamtych powodów :)
UsuńLubię piosenki tego zespołu, jednak nie jestem ich fanką aż na takim poziomie, żeby czytać ich biografię :)
OdpowiedzUsuń