sobota, 8 lutego 2014

[136] Michał Lein „Stadion Wrocław. Nieopowiedziana historia”

Wyd. Novae Res,
Gdynia 2013, 88 str.
Ocena: 7/10 Dobra

Od jednego z najważniejszych wydarzeń sportowych w Europie minął już ponad rok. A zdawałoby się, że jeszcze przed chwilą staliśmy w skupieniu patrząc na telewizor, gdy Tytoń podchodził do obrony rzutu karnego. Euro 2012 i wielkie piłkarskie emocje odeszły bezpowrotnie, jednak w pamięci Polaków, którzy byli organizatorami, mimo słabego wyniku rodaków, pozostanie na zawsze. Jednak co prócz wspomnień pozostało Nam po Euro?

Pan Michał będący inżynierem budownictwa, pracującym przy budowie wrocławskiego stadionu, to mężczyzna niewiele młodszy od moich rodziców. Jednak to właśnie mu i jego zespołowi zostało powierzone jedno z najważniejszych zadań przed 2012 rokiem. Absolwent Politechniki Śląskiej w Gliwicach na Wydziale Energetyki był kierownikiem robót instalacyjnych budowy Stadionu Miejskiego we Wrocławiu.

Nie od dziś wiadomo, że piłka nożna jest jedną z moich pasji. Wielu może i zaskakuje to, ze dziewczyna interesuje się tą dyscypliną, jednak z zauważyłam, że jest to co raz częstszym. W samej blogsferze wśród kibicujących blogerów można wyróżnić m.in. Kreatywę i Karribę. Ale nie o tym miała być mowa – przejdźmy więc do meritum. A o czym mowa? O jednym z piękniejszych euro-stadionów, jego budowie i smakowitych historiach opisywanych piórem Pana Michała Leina, które niejednokrotnie mogły zaskakiwać :)

Budowa stadionu kojarzy mi się z budową piramidy. Jeśli nie zostanie z jakiegoś powodu zburzony (…) będzie pewnie stał setki lat. I dlatego, mimo wszystko, warto było podjąć się jego budowy.”

Choć Wrocław znajduje się przysłowiowe kilka kroków od Poznania, nigdy nie miałam sposobności zobaczyć tego miasta na własne oczy. Miasto to od zawsze kojarzył mi się jedynie z tamtejszą drużyną piłkarską. Jednak czytając pozycję Pana Michała, czułam się jakbym i ja poznawała Wrocław, była jego nowym gościem. Z każdą kolejną stroną odkrywałam inne oblicze niezbyt znanego mi miejsca w Polsce. Książka Pana Leina jest świetną wizytówką miłej, a zarazem spokojnej atmosfery Wrocławia – miejsca tętniącego życiem.

Wielkie zaskoczenie wzbudziła we mnie jedna z sytuacji, która wprawiła w osłupienie także samego autora. Mianowicie jeden z Kierowników pracujący przy budowie stadionu, pochodzący z Bawarii Martin, zauroczony Polską postanowił pokazać ją swojej narzeczonej. Nie byłoby w tym może nic zadziwiającego, gdyby mężczyzna pokazał jej typowe potrawy czy gościnność, która go zauroczyła w Polsce. Ten jednak postanowił zabrać ją do Auschwitz. Zapytany z nieukrywanym zdziwieniem w głosie Pana Michała odpowiedział „U nas w szkole tak uczono, żebyśmy pokazali innym Niemcom, co zrobiliśmy innym narodom w czasie wojny”. Myślę, ze to zdanie jest równie zaskakujące dla mnie – Czytelnika. Choć patrząc na to już z dystansem, po lekturze – jestem pełna dumy, że są tacy ludzie, którzy nie boją się powiedzieć, kto zawinił, a nawet – spojrzeć na to, co uczyniono z powagą i zadumą.

Okazuje się, że budowa stadionu nie stała się jedynie możliwością do gry w piłkę czy cieszenia oka kibica. Sama robota przy jego budowie już było czymś więcej niż pracą. Budowa stała się miejscem, gdzie ludzie nawiązywali kontakty, zawiązywali przyjaźnie. To tam wspólnie przeżywali radości i smutki. Przychodziło im nawet poznać gorzki smak goryczy i stanąć oko w oko ze śmiercią. Także Polska stała się dla pracujących tam obcokrajowców czymś więcej niż miejscem wykonywanego zawodu.

Lekturę tej niewielkiej książeczki umilały oczywiście przezabawne rysunki namalowane przez samego autora. Każdy z nich miał w sobie to coś, tą iskierkę radości z tworzenia, która sprawiała, że na buzi malował się uśmiech. Na dodatek ilustracje były świetnym uzupełnieniem do zawartego w kolejnych rozdziałach tekstu. Moim ulubionym jest poniższy z Bogiem w roli głównej. Czy tak faktycznie było? ;)

A czy nie warto dać z siebie maksimum sił, żeby wykorzystać szansę, która zdarza się raz na dwadzieścia lat?”

Dziwnym byłby gdyby mnie – osobę, która ogląda mecze piłki nożnej chyba z większym zaangażowaniem, niż piłkarze grający na boisku – najbardziej nie ujął rozdział w całości poświęcony opisowi Euro „od wewnątrz”. Cały ten rozdział czytałam z nieschodzącym z buzi uśmiechem i ekscytacją, łapiąc poszczególne słowa, by zapamiętać najdrobniejsze szczegóły. Opowieść stawała się tym bardziej niezwykła, z racji iż dopiero po lekturze pozycji Pana Leina mogłam zdać sobie sprawę z tego, ilu ludzi stało nie tylko zabudową stadiony, ale i jego obsługą podczas meczów.

(...) niektórzy chcieli zatrzeć w pamięci swoją obecność na stadionie, bo wśród porzuconych rzeczy widziałem polską flagę z nazwą miejscowości, z której pewnie pochodzili jej właściciele. Skojarzyło mi się to z obrazem z pola bitwy, na którym przegrana strona wraz z honorem traci wszystkie chorągwie.”

Wielkim zaskoczeniem był dla mnie fakt, iż pierwszy trening miejscowego klubu Śląsk Wrocław odbywał się, gdy Stadion Miejski był jeszcze PLACEM BUDOWY!. To było aż niewiarygodne. Jedni pracowali, a inni... trenowali schematy gry :) Nieco komiczne w odczuciu czytelnika stwierdzenie, że gdyby zdarzył się wypadek, nie byłoby to zajście na boisku, a wręcz „na budowie”, muszę szczerze powiedzieć, że z czasem napawa przerażeniem.

I na koniec pytanie zadane nie tylko czytelnikowi czy piłkarzom, którzy z pewnością nie do końca spełnili oczekiwania kibiców - „Co dalej?”. Myślę, że ta myśl sformułowana przez Pana Michała powinna dać do myślenia wielu ludziom, nie tylko tym, którzy biegają z orzełkiem na piersi po polskich i zagranicznych stadionach. Bo przecież ważnym jest też to, by tak niezwykły obiekt jak Stadion Miejski był wykorzystywany i mógł zarabiać na siebie.

I pomimo marnego wyniku naszej reprezentacji możemy być dumni, że zdaliśmy celująco egzamin jako gospodarze turnieju.”

Podsumowując, muszę powiedzieć, że książka Pan Michała, choć bezpośrednio nie traktuje o piłce nożnej była dla mnie nie lada gratką. Wiele w niej zaskakiwało, kilka rzeczy bawiło, a najwięcej oczywiście budziło podziw. Uznanie nie tylko dla ludzi, którzy włożyli w budowę wiele trudy, ale i dla Pana Leina, który stworzył wręcz niezwykłą kronikę wspomnień ;)

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję ;)


8 komentarzy:

  1. Tematycznie książka bardziej dla mojego brata aniżeli dla mnie, więc jemu polecę, a w międzyczasie sama ją chociaż pobieżnie przejrzę, gdy będę miała takową okazje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm. Wiesz, że nie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. książka bez wątpienia oryginalna i niebanalna, ale mnie czytanie o stadionie jakoś nie kręci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje oryginalna :) Wbrew pozorom aż tak dużo stadionu tam nie ma - Pan Michał zajął się także tym, co można było dostrzec wokół podczas prac :)

      Usuń
  4. We Wrocławiu byłam i stadion widziałam :) Książką zainteresowana nie jestem - jakoś wolę czytać o krajach odległych, niż o miastach w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej nie dla mnie ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję serdecznie Blogerce Meme za przepiękną recenzję :) najlepsze recenzje za książkę, co jest dla mnie szczególnie ważne, otrzymuję od kobiet ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Panie Michale, że przeczytał Pan moją recenzję :) Tak to już jest, że kobiety, zwłaszcza te lubujące się w piłce nożnej, dostrzegają mimo wszystko w tej pozycji nie tylko sport, ale i ludzi, ich relacje i codzienność :)

      Usuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)