środa, 13 lutego 2013

[115] M. A. Trzeciak „Inframundo”

Wyd. Novae Res,
Gdynia 2012, 200 str.
Ocena: 7/10 Dobra

Miękkie czerwone fotele, ciemna sala, szelest popcornu i to, co najważniejsze – duży, początkowo ciemny ekran, na którym z czasem pojawia się obraz. Kilkadziesiąt minut przyjemności, podczas których możemy przyglądać się perypetiom różnych osób i stworów. Kinematografia to dziedzina, z którą na co dzień stykają się miliony ludzi. Taśma idzie w ruch, a widzowie w napięciu oczekują kolejnych wydarzeń. Kino od lat wywołuje wiele emocji oglądających. A jak to wszystko wygląda „od kuchni”?

Nie od dziś wiadomo, że lubię dawać szansę debiutantom, zwłaszcza tym, nieznanym, tajemniczym, a być może niezwykłym. Pani Marta to kolejna debiutantka, z którą przyszło mi się spotkać w ciągu ostatnich miesięcy. Co wyróżnia z tłumu tą niepozorną kobietę, którą na zdjęciu możemy obserwować podczas pisania? Niczym. A jednak, kiedy przeczytamy jej publikację...

Greta jest wyjątkowym pracownikiem kina Inframundo. To marzycielka śniąca na jawie, której życie w pełni pochłaniają filmy. To właśnie ona, za sprawą swej bujnej fantazji, prowadzi dialogi z bohaterami, kiedy widzowie, wygodnie rozsiadłszy się w fotelach oglądają produkcję. Inframundo to źródło jej najpiękniejszych przeżyć i wspomnień sprzed lat zarówno w świecie realnym i tym widzianym oczami wyobraźni. Kiedy umiera właścicielka kina, okazuje się, że od tego momentu to Greta i jej przyjaciele będą posiadaczami Inframundo. Z czasem okaże się, że miejsce, które znała od zawsze, skrywa wiele TAJEMNIC...

Kiedy decydowałam się na lekturę „Inframundo” strasznie intrygowała mnie magia, którą obiecała mi znaleźć Pani Marta na kartach powieści. Kolejnym elementem, który niesamowicie pobudzał moją wyobraźnię i stał się argumentem, który zdecydował o chęci przeczytania książki, był klimat starego kina. Choć rzadko udaje mi się wybrać przed „duży ekran”, filmy oglądam niezwykle często. Obie z siostrą uwielbiamy poznawać historie ludzi, które mogłyby dotyczyć każdego człowieka.

Historia zaczyna się dość spokojnie – z każdą kolejną stroną zostawmy wprowadzeni w świat Grety i jej znajomych. Niepozornie następujące po sobie wydarzenia nie zwiastują, by była to lektura, która może być drogowskazem dla młodych ludzi wkraczających w dorosłość. Tym bardziej dziwi, iż kierowana jest ona do ludzi, którzy są pełni niepewności co do przyszłej drogi życiowej. Jednak gdy umiera Jowita, kolejne zdarzenia zaczynają następować po sobie co raz szybciej, a powieść zyskuje sens.
Pani Marta Trzeciak (źródło)

(…) prawdziwa walka nie odbywa się tam, gdzie jest przemoc, ale tam, gdzie dokonuje się wyborów.”

Autorka zaskarbiła sobie najbardziej moje uznanie opisem spotkań Grety z Małym Stworzonkiem. Poprzez to pisarka idealnie pokazała jak ważny jest dla kobiety okres ciąży i jak wiele emocji może towarzyszyć jej podczas oczekiwania dziecka. Pani Marcie udało się również uwidocznić matczyną miłość, jaką charakteryzowała się Greta. Choć mogłoby się wydawać, że ta zakręcona i żyjąca we własnym świecie marzycielka będzie sceptycznie nastawiona do zastałej sytuacji, zobaczyliśmy w niej już nie fantastę, lecz uczuciowego człowieka. Niezwykle budującym był fakt, że dziewczyna kochała to, co nosiła pod sercem od pierwszej chwili, nie mając pojęcia, jakim będzie. Greta jest bohaterką, którą mogłoby być wiele ze współczesnych kobiet, dlatego bezinteresowna miłość, którą możemy obserwować na kartach powieści Pani Marty może być wzorcem dla młodych, a zwłaszcza niepewnych swego macierzyństwa, osób.

Przekonasz się kiedyś, Małe Stworzonko, że oglądając tyle historii, przeżywasz je wszystkie, jakby były twoimi własnymi. Nabywasz doświadczeń, których nigdy byś nie zdobyło, żyjąc wyłącznie swoim życiem, ponieważ nie starczyłby ci go na przeżycie tylu zdarzeń. Wiem, ze teraz obchodzi cię tylko to, by jeść i rosnąć, ale kiedyś to zrozumiesz.”

Zdecydowanie zaskoczyła mnie tak silna obecność motywu seksualności człowieka. Sytuacja, w obliczu której staje Laudo może jednak pokazywać, że nie zawsze najprostsza droga, może być tą najłatwiejszą. Laudo, którym mogłoby być również wielu współczesnych mężczyzn wkracza w świat show biznesu, nie do końca wiedząc, co może go czekać. Tak jak bohater powieści Pani Marty, człowiek w realnym życiu zderza się z różnymi sytuacjami, które wydają się przezroczyste, a jednak zagmatwane, pełne układów i niedomówień. Historia Laudo powinna przekonać czytelnika, że kto coś robi, nie zawsze musi być tym, który decyduje, a nasza egzystencja może być uzależniona od działań innych ludzi. Bywa więc, że stajemy się niewolnikami własnych decyzji...

Czasami przegrana jest jedyną formą wygranej, jaką oferuje nam los.”

Aspektem, który przemawiał za książka są z pewnością rozmowy Grety z bohaterami. Przyznam, że sama czasem, kiedy oglądam film, „głośno myślę”, dlaczego konkretna postać zrobiła tak, a nie inaczej, próbując przemówić jej do rozsądku. Tym bardziej dialogi Grety i jej „przyjaciół” intrygowały i kolejne tytuły produkcji trafiały na moją listę „muszę obejrzeć”.

- Dlaczego do mnie przyszedłeś?
- Wiesz dobrze, że przychodzimy tylko wtedy, gdy tego chcesz, Greto. Od dziecka do ciebie przychodzimy właśnie wtedy, gdy tego potrzebujesz.”

Podczas lektury „Inframundo” po raz pierwszy, odkąd sięgam pamięcią do moich czytelniczych poczynań, nie umiałam sobie wyobrazić kolejnych bohaterów. W mojej głowę zrodził się obraz kina, postury kolejnych postaci, jednak nijak nie mogłam „zobaczyć jej twarzy”. Pani Marta, przedstawiając swoich bohaterów, świetnie prezentowała czytelnikom ich charaktery i usposobienie, jednak niewiele zostało powiedziane w kwestii wyglądu. Być może maiło to służyć uogólnieniu, by każdy czytający mógł odnaleźć w Grecie i Laudo cząstkę siebie, również poszukującego własnej drogi. Choć ten pomysł wydawać by się mógł świetny, zabrakło mi nieco pełnej kreacji bohaterów.

Nigdy nie wiesz, czy to, co daje ci szczęście w danej chwili, będzie dla ciebie dobre w przyszłości. Nigdy też nie wiesz, czy warto się umartwiać i postępować zgodnie z receptą innych, bo być może to, o co walczysz, nie jest nawet godne twojej uwagi.”

Podsumowując, muszę przyznać, ze mimo kilku niedociągnięć Pani Marta w świetnym stylu weszła do grona twórców literatury polskiej. Jej książka jest inna od dotąd przeczytanych przeze mnie i spotykanych na rynku wydawniczym i to właśnie innowatorski pomysł niezwykle przemawia za sukcesem debiutu. Dodane do tego (jedynie) dobre wykonanie sprawia, że to publikacja godna uwagi, która może uzmysłowić młodym ludziom, ile „niespodzianek” czeka ich w dorosłym życiu i jakimi drogami może im przyjść kroczyć, gdy ich wybór padnie na tą, a nie inną rzecz... ;)

Za egzemplarz i możliwość lektury serdecznie dziękuję Pani M. A. Trzeciak ;)

8 komentarzy:

  1. Książka na pewno wydaje się być warta przeczytania, jednak czy ja po nią sięgnę? Raczej wątpię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o niej. Bardzo ciekawie się zapowiada, więc być może kiedyś sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawiłaś mnie swoja recenzją i nabrałam ochoty na poznanie tej historii. Nie ukrywam, że przyciąga mnie do niej głównie motyw filmowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też najbardziej zachęcił motyw filmowy i pasja, a nawet "iskierka" z jaką opowiadała mi o niej Pani Marta ;)

      Usuń
  4. Zaintrygowałaś mnie, pozycja bez namysłu trafia na moją listę "must have" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej cieszę się ;) Mam nadzieję, że spodoba Ci się, kiedy za nią chwycisz.

      Usuń
  5. Link do recenzji znalazł się na oficjalnym fanpage'u Kina Inframundo :)

    http://www.facebook.com/pages/KinoInframundo/486400788084402

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)