Gdynia
2012, 200 str.
Ocena:
7/10 Dobra
Miękkie
czerwone fotele, ciemna sala, szelest popcornu i to, co najważniejsze
– duży, początkowo ciemny ekran, na którym z czasem pojawia się
obraz. Kilkadziesiąt minut przyjemności, podczas których możemy
przyglądać się perypetiom różnych osób i stworów.
Kinematografia to dziedzina, z którą na co dzień stykają się
miliony ludzi. Taśma idzie w ruch, a widzowie w napięciu oczekują
kolejnych wydarzeń. Kino od lat wywołuje wiele emocji oglądających.
A jak to wszystko wygląda „od kuchni”?
Nie
od dziś wiadomo, że lubię dawać szansę debiutantom, zwłaszcza
tym, nieznanym, tajemniczym, a być może niezwykłym. Pani Marta to
kolejna debiutantka, z którą przyszło mi się spotkać w ciągu
ostatnich miesięcy. Co wyróżnia z tłumu tą niepozorną kobietę,
którą na zdjęciu możemy obserwować podczas pisania? Niczym. A
jednak, kiedy przeczytamy jej publikację...
Greta
jest wyjątkowym pracownikiem kina Inframundo. To marzycielka śniąca
na jawie, której życie w pełni pochłaniają filmy. To właśnie
ona, za sprawą swej bujnej fantazji, prowadzi dialogi z bohaterami,
kiedy widzowie, wygodnie rozsiadłszy się w fotelach oglądają
produkcję. Inframundo to źródło jej najpiękniejszych przeżyć i
wspomnień sprzed lat zarówno w świecie realnym i tym widzianym
oczami wyobraźni. Kiedy umiera właścicielka kina, okazuje się, że
od tego momentu to Greta i jej przyjaciele będą posiadaczami
Inframundo. Z czasem okaże się, że miejsce, które znała od
zawsze, skrywa wiele TAJEMNIC...
Kiedy
decydowałam się na lekturę „Inframundo” strasznie intrygowała
mnie magia, którą obiecała mi znaleźć Pani Marta na kartach
powieści. Kolejnym elementem, który niesamowicie pobudzał moją
wyobraźnię i stał się argumentem, który zdecydował o chęci
przeczytania książki, był klimat starego kina. Choć rzadko udaje
mi się wybrać przed „duży ekran”, filmy oglądam niezwykle
często. Obie z siostrą uwielbiamy poznawać historie ludzi, które
mogłyby dotyczyć każdego człowieka.
Historia
zaczyna się dość spokojnie – z każdą kolejną stroną zostawmy
wprowadzeni w świat Grety i jej znajomych. Niepozornie następujące
po sobie wydarzenia nie zwiastują, by była to lektura, która może
być drogowskazem dla młodych ludzi wkraczających w dorosłość.
Tym bardziej dziwi, iż kierowana jest ona do ludzi, którzy są
pełni niepewności co do przyszłej drogi życiowej. Jednak gdy
umiera Jowita, kolejne zdarzenia zaczynają następować po sobie co
raz szybciej, a powieść zyskuje sens.
Pani Marta Trzeciak (źródło) |
„
(…)
prawdziwa walka nie odbywa się tam, gdzie jest przemoc, ale tam,
gdzie dokonuje się wyborów.”
Autorka
zaskarbiła sobie najbardziej moje uznanie opisem spotkań Grety z
Małym Stworzonkiem. Poprzez to pisarka idealnie pokazała jak ważny
jest dla kobiety okres ciąży i jak wiele emocji może towarzyszyć
jej podczas oczekiwania dziecka. Pani Marcie udało się również
uwidocznić matczyną miłość, jaką charakteryzowała się Greta.
Choć mogłoby się wydawać, że ta zakręcona i żyjąca we własnym
świecie marzycielka będzie sceptycznie nastawiona do zastałej
sytuacji, zobaczyliśmy w niej już nie fantastę, lecz uczuciowego
człowieka. Niezwykle budującym był fakt, że dziewczyna kochała
to, co nosiła pod sercem od pierwszej chwili, nie mając pojęcia,
jakim będzie. Greta jest bohaterką, którą mogłoby być wiele ze
współczesnych kobiet, dlatego bezinteresowna miłość, którą
możemy obserwować na kartach powieści Pani Marty może być
wzorcem dla młodych, a zwłaszcza niepewnych swego macierzyństwa,
osób.
„
Przekonasz
się kiedyś, Małe Stworzonko, że oglądając tyle historii,
przeżywasz je wszystkie, jakby były twoimi własnymi. Nabywasz
doświadczeń, których nigdy byś nie zdobyło, żyjąc wyłącznie
swoim życiem, ponieważ nie starczyłby ci go na przeżycie tylu
zdarzeń. Wiem, ze teraz obchodzi cię tylko to, by jeść i rosnąć,
ale kiedyś to zrozumiesz.”
Zdecydowanie
zaskoczyła mnie tak silna obecność motywu seksualności człowieka.
Sytuacja, w obliczu której staje Laudo może jednak pokazywać, że
nie zawsze najprostsza droga, może być tą najłatwiejszą. Laudo,
którym mogłoby być również wielu współczesnych mężczyzn
wkracza w świat show biznesu, nie do końca wiedząc, co może go
czekać. Tak jak bohater powieści Pani Marty, człowiek w realnym
życiu zderza się z różnymi sytuacjami, które wydają się
przezroczyste, a jednak zagmatwane, pełne układów i niedomówień.
Historia Laudo powinna przekonać czytelnika, że kto coś robi, nie
zawsze musi być tym, który decyduje, a nasza egzystencja może być
uzależniona od działań innych ludzi. Bywa więc, że stajemy się
niewolnikami własnych decyzji...
„Czasami
przegrana jest jedyną formą wygranej, jaką oferuje nam los.”
Aspektem,
który przemawiał za książka są z pewnością rozmowy Grety z
bohaterami. Przyznam, że sama czasem, kiedy oglądam film, „głośno
myślę”, dlaczego konkretna postać zrobiła tak, a nie inaczej,
próbując przemówić jej do rozsądku. Tym bardziej dialogi Grety i
jej „przyjaciół” intrygowały i kolejne tytuły produkcji
trafiały na moją listę „muszę obejrzeć”.
„-
Dlaczego do mnie przyszedłeś?
-
Wiesz dobrze, że przychodzimy tylko wtedy, gdy tego chcesz, Greto.
Od dziecka do ciebie przychodzimy właśnie wtedy, gdy tego
potrzebujesz.”
Podczas
lektury „Inframundo” po raz pierwszy, odkąd sięgam pamięcią
do moich czytelniczych poczynań, nie umiałam sobie wyobrazić
kolejnych bohaterów. W mojej głowę zrodził się obraz kina,
postury kolejnych postaci, jednak nijak nie mogłam „zobaczyć jej
twarzy”. Pani Marta, przedstawiając swoich bohaterów, świetnie
prezentowała czytelnikom ich charaktery i usposobienie, jednak
niewiele zostało powiedziane w kwestii wyglądu. Być może maiło
to służyć uogólnieniu, by każdy czytający mógł odnaleźć w
Grecie i Laudo cząstkę siebie, również poszukującego własnej
drogi. Choć ten pomysł wydawać by się mógł świetny, zabrakło
mi nieco pełnej kreacji bohaterów.
„Nigdy
nie wiesz, czy to, co daje ci szczęście w danej chwili, będzie dla
ciebie dobre w przyszłości. Nigdy też nie wiesz, czy warto się
umartwiać i postępować zgodnie z receptą innych, bo być może
to, o co walczysz, nie jest nawet godne twojej uwagi.”
Podsumowując,
muszę przyznać, ze mimo kilku niedociągnięć Pani Marta w
świetnym stylu weszła do grona twórców literatury polskiej. Jej
książka jest inna od dotąd przeczytanych przeze mnie i spotykanych
na rynku wydawniczym i to właśnie innowatorski pomysł niezwykle
przemawia za sukcesem debiutu. Dodane do tego (jedynie) dobre
wykonanie sprawia, że to publikacja godna uwagi, która może
uzmysłowić młodym ludziom, ile „niespodzianek” czeka ich w
dorosłym życiu i jakimi drogami może im przyjść kroczyć, gdy
ich wybór padnie na tą, a nie inną rzecz... ;)
Za
egzemplarz i możliwość lektury serdecznie dziękuję Pani
M. A. Trzeciak
;)
Książka na pewno wydaje się być warta przeczytania, jednak czy ja po nią sięgnę? Raczej wątpię.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o niej. Bardzo ciekawie się zapowiada, więc być może kiedyś sięgnę
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie swoja recenzją i nabrałam ochoty na poznanie tej historii. Nie ukrywam, że przyciąga mnie do niej głównie motyw filmowy :)
OdpowiedzUsuńMnie też najbardziej zachęcił motyw filmowy i pasja, a nawet "iskierka" z jaką opowiadała mi o niej Pani Marta ;)
UsuńNiestety nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, pozycja bez namysłu trafia na moją listę "must have" ;)
OdpowiedzUsuńTym bardziej cieszę się ;) Mam nadzieję, że spodoba Ci się, kiedy za nią chwycisz.
UsuńLink do recenzji znalazł się na oficjalnym fanpage'u Kina Inframundo :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/pages/KinoInframundo/486400788084402