Gdynia 2012, 278 str.
0cena: 5/10 OK
Pozycje różnią się nie tylko fabułą czy bohaterami, ale również tytułem. Autor ma zawsze na niego oryginalny pomysł, który bezpośrednio wiąże się z tym, co wydarzy się w czasie trwania akcji. Podszepty kojarzą się z czymś fantastycznym - duchem przodka, podpowiadającym jak postąpić czy diabełkiem i aniołkiem siedzącym na ramieniu i spierających się co człowiek ma zrobić. A jak jest z tytułowymi Podszeptami debiutanckiej powieści Bogusza Abratowicza?
Muszę przyznać, że straszny zawód sprawił mnie brak jakichkolwiek wzmianek na temat autora. Przeszukałam niemal cały internet, jednak ani jednego zdania o debiutancie nie przeczytałam. Jest to zwłaszcza przykre, gdyż po raz kolejny nie mam pojęcia kim jest Pan Abratowicz.
Bieszczady – jedno z najbardziej malowniczych miejsc w Polsce. To właśnie tam nowe życie, po rozstaniu z żoną rozpoczyna Pan Konrad. Pewnego dnia, kiedy słuchając porannego programu o przyczynach niszczenia związków przez współczesne kobiety, rozpoznaje własne doświadczenia. Tutaj rozpoczyna się akcja – główny bohater wpada w swego rodzaju trans, rozmyślając o kobietach, związkach i własnym życiu. Pokazuje Nam (złe) oblicze płci pięknej i porusza fakt istnienia syndromu Gardnera. Dzień kończy zdarzenie łączące dzieje minionych i obecnych mieszkańców dworu, rzeczywistość z podaniami. Duchy przeszłości i problemy teraźniejszości stają się przewodnimi myślami postaci pierwszoplanowej, tworząc spójną całość.
Nie od dziś wiadomo, że uwielbiam czytać pozycje debiutantów i odkrywać nowe rodzime talenty. Do lektury powieści „Podszepty” przyciągnął mnie nie tylko nietuzinkowy opis z tyłu okładki, ale również wizja mężczyzny rozprawiającego o kobietach i przepiękne Bieszczady w tle. Ponadto ciekawiło mnie kim może być autor, o tak nietypowym imieniu. Tego jednak nie przyszło mi się dowiedzieć. W zamian za to poznałam historię i nietypowego pięćdziesięciolatka – Pana Konrada.
Powieść debiutanta pisana jest lekkim językiem, co pozwala czytelnikowi zagłębić się w lekturę. Niestety (co jest najbardziej przykre) w dziele można dopatrzyć się błędów językowych. Na dodatek lekkość, a nawet momentami kolokwialność mowy (co przemawia na plus) uprzykrza nietypowa składnia – (najprawdopodobniej) przypadłość autora. Jednak sposób w jaki pisze Pan Bogusz ma swoje plusy - ciekawie prezentuje się nastrój nadany powieści – wręcz senny.
Kiedy zaczęłam czytać, spodziewałam się rozważań mężczyzny na temat płci pięknej i oczywiście jakiegoś sekretu, który to miałyby skrywać mury bieszczadzkie dworku. Miałam nadzieję, że owe rozmyślania bohatera zostaną przedstawione z dodatkiem humoru i pozytywnej energii – podobne do „narzekań” współczesnych Panów. Choć początek lektury wydawał się strasznie nużący, a monologi Pana Konrada po prosu zawiodły, pewna drzemiącego potencjału w prozie Pana Bogusza, postanowiłam czytać dalej ;)
Rzeczą, która z pewnością zasługuje na pochwałę, jest wplecenie legend. Szczególnie mnie to urzekło, gdyż interesuję się historią, a wszelakie opowiastki dawnych ludów jak Wielkopolska opowieść o Popielu (którego zjadły myszy) czy Poznańskich koziołkach, zawsze zdobywają moje serce i nie tylko... Często staram się sama odnaleźć takowe przypowiastki tubylców dotyczące danego regionu.
Urzekają też fragmenty dotyczące Bieszczad – autor pisze w taki sposób, że najchętniej spakowałabym plecak i wsiadła w autobus, wybierając się w to urokliwe miejsce.
Z kolei, zabieg, jakiego podjął się autor – mianowicie charakterystyczny podział lektury - spotkał się z największą krytyką z mojej strony. W debiutanckiej powieści Pana Bogusza zostały wyodrębnione poszczególne, przeplatające się wątki. Każdy akapit jest oznaczony maleńkim czarno-białym symbolem oznaczającą daną tematykę fragmentu. Ta innowacja, choć bardzo pomysłowa, okazała się męcząca, zwłaszcza, kiedy po kilkunastu takich samych „znaczkach” natrafialiśmy na inny, co było jednoznaczne z wertowaniem stron i powrotem na początek książki, by dowiedzieć się czego będzie dotyczyć kolejny akapit.
Skoro już przeszłam do krytyki, nie omieszkam się przyznać, że strasznie, ale to strasznie denerwowało mnie to, że pisarz nazywał głównego bohatera „Panem Konradem”. Dlaczego Panie Boguszu? Przecież było jeszcze tyle możliwych określeń jak: mężczyzna, mąż lub po prostu on...
Idąc dalej, spodobało mi się to, że z kolejnymi stronami, a zwłaszcza w momencie, kiedy Pan Konrad postanawia bliżej poznać historię swojego nowego domu, Pan Abratowicz zaczyna w końcu przyciągać czytelnika do lektury, po słabym początku. Niezwykła opowieść o wielkiej, a przede wszystkim romantyczniej (choć nie wcale nie szczęśliwej) miłości była dla mnie jakoby zupełne przeciwieństwo kilkudziesięciu początkowych stron.
Reasumując, muszę przyznać, że mimo niedociągnięć i negatywnych mankamentów języka, warto chwycić za pozycję, gdyż pokazuje ona „kawałek” świata i jego historii. Myślę również, że monologi bohatera czy nowatorski podział lektury mógłby spodobać się potencjalnemu czytelnikowi, choć mi, z powodu nadziei, które żywiłam na temat fabuły, nie zachwyciły.
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.
------------------------------
Kochani! Strasznie Was przepraszam za tak długą nieobecność. Cóż, przez zbliżający się wielkimi krokami koniec roku szkolnego, spadł na mnie, jak i każdego innego ucznia, ogrom sprawdzianów i kartkówek. Jednak nie martwcie się! Przez ten cały czas czytałam i pisałam, brakowało jedynie czasu, by przepisać recenzje do komputera. Obiecuję to nadrobić w pierwszym czerwcowym tygodniu ;) Dziś mam dla Was powyższą recenzję, jutro pojawi się zaległy cykl, a na dniach postaram się zrelacjonować Debatę Blogerów zorganizowaną przez Anię ;) Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, będziecie mogli także niebawem przeczytać relację ze spotkania autorskiego z Panem Krzysztofem Koziołkiem. Ze zbliżającym się latem zapowiadam również nadejście wielu innowacji na blogu! Kończąc, życzę DZIECIOM – tym dużym i małym, wszystkiego najlepszego ;D
Właśnie będe czytać :)
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA MOJĄ PIERWSZĄ ROZDAWAJKĘ
Nie czytałam, nawet o niej nie słyszałam. Może kiedyś sięgnę, jeśli pojawi się w bibliotece
OdpowiedzUsuńNie słyszałam, nie czytałam i wątpię, że przeczytam. Na kolejną część cyklu czekam. Również życzę wszystkiego najlepszego! :)
OdpowiedzUsuńMnie historia nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńTakże książka niezbyt mnie ciekawi, więc tę pozycję sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem interesująco pomimo tych niedociągnięć. No i okładka jest naprawdę niczego sobie. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie, spasuję ;)
OdpowiedzUsuń