piątek, 29 października 2010

[37] Sally Nicholls „Olivier i zeszyt z marzeniami”

Wyd. ZNAK
Kwiecień 2008, 120 str.
Ocena: 10/10 Perełka

O czym:

Olivier ma jedenaście lat i uwielbia fakty. O czym może marzyć jedenastoletni chłopiec? O nowej grze komputerowej, rowerze, może jakiejś pełnej przygód podróży w nieznane czy meczu ulubionej drużyny piłki nożnej na supernowoczesnym stadionie? Zapewne część chłopców ma takie marzenia. Ale o czym może marzyć chłopiec chory na nowotwór, którego życie do zwyczajnych nie należy? On chce wiedzieć wszystko o sterowcach, duchach, naukowcach i jak to jest, kiedy po raz pierwszy całuje się dziewczynę. Olivier ma też listę marzeń do spełnienia. Czy uda się je zrealizować choremu na białaczkę chłopcu?

Moje zdanie:

Wielu czytelników, którzy chwytają za tą książkę, może ją ocenić nie tak jak powinno się ją odebrać. Na pierwszy rzut oka wiele osób mogłoby stwierdzić, że jest to cienką książka, a na dodatek ma duże literki. Choć grubością nie figuruje na liście przeczytanych przeze mnie książek, jest ona jedną z najbardziej wartościowych lektur, jakie czytałam. Niezwykła forma - bardzo osobisty i prosty dziennik jedenastoletniego Oliviera - pozwala poznać psychikę chorego chłopca, daje pojęcie o jego dramatycznej walce z cierpieniem i bólem, a jednocześnie pokazuje, że nawet wtedy można się uśmiechać i spełniać marzenia. Książka ogromnie porusza, a ze względu na swoje przesłanie z pewnością stanowi cenną lekturę dla rodziców zmagających się z dramatem choroby nowotworowej dziecka. Powieść ta to nie tylko dziennik choroby chłopca, ale także nadzieja dla chorych na białaczkę, że każdy dzień choroby może być dniem przeżytym wspaniale. Tak jak mówił Antoine de Saint-Exupéry : „ Naprawdę istnieje tylko jedna radość: obcowania z ludźmi.” , tak też żył Olivier. Każdy dzień podczas, którego mógł spotkać wiele ciekawych osób, bawić się i śmiać wraz z mamą i siostrą, wygłupiać się z tatą, czy rozmyślać nad życiem z Feliksem były dla niego dniem spełnionym. Wbrew pozorom „Olivier i zeszyt z marzeniami” tchnie optymizmem. Udowadnia, że nawet w tak trudnych okolicznościach można się uśmiechać, mieć marzenia i je spełniać. Dewiza jaką głosił Conrad: „Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.” była myślą przewodnią w życiu Oliviera. Olivier, jak każdy mały chłopiec ma marzenia - niektóre, jak choćby wchodzenie po ruchomych schodach, które zjeżdżają w dół, są łatwe do spełnienia. Jednak przykład Oliviera pokazuje, że jeśli człowiek mocno czegoś pragnie, to wszystkie marzenia są do spełnienia. Książka ta porusza także trudną dla wielu z nas sprawę śmierci. Szczerze powiedziawszy ja boję się śmierci, tego, że już nie będę mogła poczuć jak wieje wiatr, zobaczyć jak świeci słońce , czy cieszą się moim najbliżsi. Mimo to, wierzę, że moje życie nie skończy się śmiercią na ziemi. Tak samo, życie Oliviera ( choć to tylko bohater książkowy) nie zakończyło się. Olivier na zawsze pozostanie w mojej pamięci i nie tylko mojej, ale także czytelników, których tak książeczka poruszyła. Z pewnością mogę stwierdzić, że nie jest to książka, przy której będziemy płakać, staniemy się przygnębieni. Choć temat może wydawać się przytłaczający - mały chłopiec chory na białaczkę - to jednak sposób opisania tej historii jest optymistyczny. Olivier cieszy się nawet z najdrobniejszego sukcesu i niewielkiej radości. Mimo trudności życiowych, jakie spotkał na swojej drodze, nie poddaje się i z uśmiechem na twarzy kroczy przez życie. Tak jak Oliver powinniśmy starać się cieszyć się z rzeczy najdrobniejszych, a nie oczekiwać nie wiadomo jakich „kokosów”. Książka umożliwia nam także to, że możemy razem z chłopcem zdobywać odpowiedzi na zadawane przez niego pytania. Przecież i my często zastanawiamy się, czy umieranie boli, dlaczego chorują dzieci. Z powieści bije spokój -  nie uświadczymy w niej nieoczekiwanych zwrotów akcji, zawiłych postaci. Świat widziany oczami ciężko chorego chłopca zaskakuje. Prosty język, zwyczajne miejsca sprawiają, że czytając, jeszcze bardziej utożsamiamy się z jego życiem. Uwagę zwraca tło powieści, które jest szare, smutne i postać samego bohatera, pełnego życia i sympatii. Wrażenie na czytelniku sprawia świadomość chłopca o śmierci, trudne i bardzo mocne pytania, jakie stawia, potrafi nawet opisać własny pogrzeb, który jest radosny. Mimo tego co go spotkało, jest w nim dziecięca radość i nadzieja. Książkę powinni przeczytać wszyscy. Daje pozytywną energię. Dzięki niej wierzymy, że nasze życie wcale nie jest takie złe jak się nam wydaje. Czytając tę powieść zrozumiemy, że inni mają gorsze problemy- chorobę, niewykonalne marzenia, nadchodzącą śmierć czy brak kontaktu z ojcem -  a ich życie jest bardziej optymistyczne. Moją recenzję chcę zakończyć cytatem, który z pewnością każdego podniesie na duchu : „Uśmiech jest najprawdziwszym, kiedy jednocześnie uśmiechają się oczy.”
 
Ulubione cytaty :

„Mieliśmy niezłą zabawę, próbując namówić różnych ludzi, żeby kupili Feliksowi fajki. Zaczęliśmy od historii o wujku, ale nikt nie chciał nam uwierzyć. A kiedy Feliks mówił, że niedługo umrze, ludzie byli zszokowani i odwracali głowy, więc musieliśmy wymyślić coś innego. Powiedziałem jednej ładnej pani, która siedziała z dwójką małych dzieci, że moja siostra ma zaraz operację i że muszę kupić papierosy dla chirurga, żeby przestały trząść mu się ręce. Ale tylko się roześmiała i odparła, że w takim razie lepiej poszukać innego chirurga. Feliks powiedział jednemu staruszkowi, że dokucza mu głód nikotynowy, co jest bardzo niebezpieczne przy ogólnym osłabieniu organizmu. Ale to był błąd, bo staruszek zaczął mu opowiadać, jakie on miał objawy, kiedy rzucił palenie. Feliks kiwał głową, jakby naprawdę interesowały go te nudy, a staruszek powtarzał: „Nie wierz w te wszystkie brednie. Mam dziewięćdziesiąt pięć lat. Dziewięćdziesiąt pięć!”. Cały czas patrzyliśmy na siebie i ledwo powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Potem powiedziałem jakiemuś strasznie chudemu gościowi z brodą, że robimy zadanie do szkoły na temat, ile ludzi na oddziale onkologicznym zapali papierosa. Stwierdził, że lepiej będzie, jak użyjemy kwestionariusza.
W końcu Feliks powiedział jakiejś starszej dziewczynie, że jeden chłopak na oddziale zagroził, że nas pobije, jeśli nie kupimy mu papierosów. Chyba mu nie uwierzyła, ale i tak kupiła paczkę.”

------------------------------------------------------------------------------------------------

Strasznie Was przepraszam, że tak was zaniedbywałam przez ponad tydzień ! Niestety w tym tygodniu wiele rzeczy było na mojej głowie ( codzienne sprawdziany, referaty, lektura, książki do konkursu i spotkania do kolejnego konkursu itd.), jednak obiecuje Wam, że poprawię się i więcej recenzji zagości na moim blogu, a także przeczytam wasze recenzje. Pozdrawiam wszystkich czytelników i chcę specjalnie dla was przytoczyć słowa Grzeszczyka „Nadzieja pomaga iść naprzód; wytrwałość - stać, a odwaga - wracać.”

środa, 20 października 2010

[36] Carlos Ruiz Zafon „Cień wiatru”

                                                           Wyd. Muza
Warszawa 2005, 516 str. 
Ocena: 10/10 Perełka


O czym:

W letni świt 1945 roku dziesięcioletni Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza i antykwariusza, do niezwykłego miejsca w sercu starej Barcelony, które wtajemniczonym znane jest jako Cmentarz Zapomnianych Książek. Zgodnie ze zwyczajem Daniel ma wybrać, kierując się właściwie jedynie intuicją, książkę swego życia. Spośród setek tysięcy tomów wybiera nieznaną sobie powieść "Cień wiatru" niejakiego Juliana Caraxa. Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej.

Moje zdanie:

Pamiętam jak dziś, jak wypożyczałam tę książkę. Dużo innych lektur znajdowało się na mojej liście „muss lesen ”. Lecz duża liczba pozytywnych komentarzy na temat powieści, słyszana przeze mnie ostatnimi czasy, sprawiła, że postanowiłam się z nią zapoznać. I oczywiście, przez długi czas nie mogłam jej „dopaść”. A gdy zobaczyłam ją na półce w szkolnej bibliotece, ochoczo jak mała dziewczynka, która widzi dużego lizaka, patrzyłam na nią zacierając ręce na dobrą powieść. Do teraz pamiętam jak koleżanka się ze mnie śmiała, gdy niespodziewanie podbiegłam do regału, by jak najprędzej mieć powieść w swoich rękach. Ostatnio książka stała się popularna, o czym przekonałam się widząc wiele recenzji na blogach moich koleżanek. Chciałam sprawdzić, czy Zafon rzeczywiście stworzył coś tak wspaniałego, czy ludzie przesadzają, a niemal jej wszechobecność to skutek tego, że stała się po prostu modna (a wiadomo, że „modne” nie znaczy zawsze „dobre”). Teraz po ukończeniu lektury z całą odpowiedzialnością stwierdzam, iż Cień wiatru w stu procentach zasłużył na dużą popularność oraz niezliczoną liczbę pochlebnych opinii i recenzji.
 „- Więc to jest historia o książkach.- O książkach? - O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach żyjących w cieniu wiatru”. Choć często musiałam przerywać jej czytanie ze względu na szkolną lekturę, książkę z biblioteki, którą musiałam oddać w dość szybkim terminie, jak i pozycję pożyczony od Cioci. Mimo to, fabuła nie pozostawałam mi obca i za każdym razem gdy do niej wracałam nie mogłam się opanować pochłaniając niezliczoną liczbę stron. Gdy znalazłam dwa lżejsze popołudnia, 300 stron jakie mi pozostało w mgnieniu zamieniło się w jakże fascynujący jednostronicowy epilog. 500 stronicową cegłę czyta się praktycznie jednym tchem. Nie jest to jednak tempo połykania amerykańskich bestsellerów nastawionych na sukces, ale stonowane rozsmakowywanie się w meandrach akcji oraz w poszczególnych zwrotach językowych. Bardzo się cieszę, że w  „Cieniu wiatru” pojawiło się to co niezwykle doceniam w fabule książki - przeszłość, tajemnica, smaczki językowe. Powieść jest nieskończonym przenikaniem się świata fikcji i fabularnej rzeczywistości: życie bohaterów bywa podporządkowane literaturze, literatura za to przedstawia egzystencję postaci w niezmienionej formie. Daniel ma wrażenie, że jego życie jest modyfikacją życia Juliana Caraxa. Historie powtarzają się, zwykle w dość podobnej formie. Wszystko zmierza do udowodnienia, że nie ma w życiu miejsca na przypadek. Zafon urzekł mnie swą prozą, umiejętnością przyciągnięcia czytelnika jak i tym, że do samego końca nie spodziewałam się rozwiązania akcji. Autor wprowadza do akcji szereg interesujących, różnorodnych i doskonale scharakteryzowanych postaci, z których przyjaciel Daniela -  Fermin przebija wszystkich swoim humorem i skłonnością do niekonwencjonalnych pomysłów. No właśnie, bohaterzy… Wspaniałe postaci, o których nie da się zapomnieć. Oczywiście moje serce zdobył Fermin, gdyż był niezwykle wesołym i pełnym entuzjazmu człowiekiem. Mimo, iż spotkało go w życiu tak wiele zła, nie poddawał się. Polubiłam także Daniela- głównego bohatera, który dorastając, stawał się coraz dojrzalszym młodzieńcem. Umiał podejmować trudne decyzje, przecierpieć bez słowa przykrości i był szczery wobec swoich bliskich. Wielu współczesnych chłopców mogłoby posiadać chociaż niektóre z jego cech. Postaciami, które mnie po prostu przerażały był Fumero i człowiek bez twarzy – Coubert, który jednocześnie był bohaterem książki Caraxa . Gdy dowiedziałam się całej prawdy o tej postaci nie mogłam uwierzyć, że taki był bieg wydarzeń. Czarno-białe zdjęcia autorstwa Francesco Catala-Roca znakomitego fotografika XX wieku podkreślają atmosferę Barcelony lat pięćdziesiątych. Podkreślają one akcje i pozwalają czytelnikowi sobie wszystko lepiej wyobrazić. Cień wiatru” to pozycja, której nie znać po prostu nie wypada. Urzekająca, tajemnicza i ciekawa – cokolwiek by się o niej napisało, w porównaniu z samą książką brzmieć będzie płasko i bezbarwnie. Przytaczając cytat z ksiązki –„Istnieją takie miejsca i rzeczy , które trzeba i można oglądać jedynie w ciemnościach.” mogę wam z pewnością zapewnić, że książki nie musie czytać po ciemku ;P  Polecam wszystkim ;)

Ulubione cytaty :

„– Ludzie są obrzydliwie źli. (...)
– Są głupi a nie źli.(...) Głupi. To nie to samo. Zło zakłada jakąś moralną determinację, jakiś zamiar i pewną myśl. A głupiec nie pomyśli ani się nie zastanowi. Działa instynktownie, jak zwierzę, przekonany, że robi dobrze, że zawsze ma rację; dumny, że przypierdala, za przeproszeniem, każdemu, kto widzi mu się inny od siebie samego, i wszystko jedno, czy dlatego, że innego koloru, wyznania, języka, narodowości, czy też (...) dlatego, że lubi inaczej spędzać czas wolny. Źli ludzie jeszcze mają swoje miejsce na świecie, zbyteczni są skończeni głupcy.”

„Niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafia do jego serca. Owe pierwsze obrazy, echa słów, choć wydają się pozostawać gdzieś daleko za nami, towarzyszą nam przez całe życie i wznoszą w pamięci pałac, do którego, wcześniej czy później – i nie ważne, ile w tym czasie przeczytaliśmy książek, ile nowych światów odkryliśmy, ile się nauczyliśmy i ile zdążyliśmy zapomnieć – wrócimy.”

„Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.”

środa, 13 października 2010

[35] Lucy Maud Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

                                                           Wyd. Literackie
Październik 2005, 408  str.
Ocena: 10/10 Perełka

O czym:

Gdy Maryla i Mateusz Cuthbertowie decydują się przygarnąć chłopca z sierocińca, nie mają pojęcia, że od tej pory ich życie wypełnią niespodzianki. Zaczyna się od tego, że na Zielone Wzgórze w Avonlea przybywa nie chłopiec, lecz jedenastoletnia rudowłosa dziewczynka. Ania to osóbka o nieprzeciętnym temperamencie i wybujałej fantazji. Jej obecność wywróci życie mieszkańców Avonlea do góry nogami, a Zielone Wzgórze nigdy nie będzie takie jak dawniej.

Moje zdanie:

Książka ta to moje najlepsze wspomnienia ze szkoły podstawowej. Pamiętam jak szłam do biblioteki szkolnej wypożyczyć ją, pełna obaw, gdyż była to jedna z pierwszych takich grubych książek jaką miałam wtedy czytać. Ale gdy usiadłam do lektury spodobało mi się, nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam ją w zaledwie kilka dni. To piękna opowieść o małej dziewczynce, która przypadkiem znajduje się na Zielonym Wzgórzu . Ta niesforna i porywcza istota, bezdomne, samotne, spragnione miłości dziecko, które w pierwszą noc na Zielonym Wzgórzu do snu kołysze gorzki płacz, zostało wprowadzone do literatury ponad wiek temu. I od tego czasu jest ikoną. Anię poznajemy jako 11-letnią sierotę z domu dziecka. Bohaterka od pierwszych stron książki ujmuje nas swoją gadatliwością i wesołym usposobieniem. Ania. Ania Shirley. Ania! Nie Andzia/Anna! To podstawowe informacje jakie powinniśmy wiedzieć o naszej bohaterce. Jest rozgadana, ale za to bardzo rozeznana w literaturze. Nienawidzi też swoich rudych włosów i piegowatej twarzy, zwłaszcza noska. Chudziutka Ania łączy w sobie te wszystkie dobre cechy, które się w ludziach ceni, i te złe, które może wybaczyć każdy, nawet najbardziej surowa Maryla. Dziecko, którego mieszkaniem staje się Zielone Wzgórze, pokazuje światu, że życie ma o wiele więcej barw i odcieni, niż się może komukolwiek wydawać. Ania potrafi rozweselić Mateusza, a także stateczną Marylę. Ja sama śmiałam się z wielu zabawnych przygód jakie na swej drodze życia napotkały Anię. Do dziś pamiętam jak Ania myli walerianę z zapachem do ciast czy znajduje mysz w sosie do puddingu. Książka ta była i zawsze będzie dla mnie takim „Biletem wstępu do krainy marzeń i wyobraźni”, gdyż pobudza naszą wyobraźnie, a Ania pokazuje nam jak to powinno się robić. Wyobraźnia dziewczynki nie sięgała granic. Ania wymyślała nazwy nowo poznanych miejsc i pisała niezwykłe opowiadania. Do dziś pamiętam jak wraz z koleżankami odgrywała jedną ze scen poematu. Jak weszła do łódki i udając nieżywą płynęła przez rzekę. Jak łódka zaczęła przeciekać i uratował ją Gilbert… Każda ta historia wydaje mi się niezwykle zabawna i porusza moje serce. Ania była wyjątkową dziewczynką - radziła sobie z każdym problemem począwszy od P. Barry, a skończywszy na Gilbercie. Pomagała tym, którzy przeżywali rozterki. Mimo to jej pomysłowość nie zawsze była doceniana. Spełniła swoje marzenia zamieszkując na Zielonym Wzgórzu. Wniosła w ten dom promyk słonecznej radości oraz dziecięcą miłość i wrażliwość. Kto raz przeczyta tą książkę, nigdy jej już nie zapomni. Ja odnalazłam w Ani cząstkę siebie. Nauczyła mnie patrzeć na świat z innej perspektywy. Dzięki niej nauczyłam się używać wyobraźni i teraz tak jak ona rozmyślam nad różnymi rzeczami i łatwiej jest mi coś napisać czy narysować, gdy wyobrażę sobie oczekiwany efekt. Uwielbiam tę małą dziewczynkę, która na lekcji Algebry czyta książkę, która kłóci się z Gilbertem a nawet tą, która  upija Dianę. Wiele by tu wymieniać tych przypadków Ani Shirley. Należy jednak wypowiedzieć się jeszcze o stylu i języku autorki. Jest on bardzo zrozumiały  i jasny, nie jest nasycony archaizmami, dlatego też książkę czyta się niezwykle szybko. Lucy Maud Montgomery stworzyła niepowtarzalny i nieomal sielankowy świat, w którym na pierwszym miejscu są postawiane tak ważne wartości, jak miłość, przyjaźń i dobro. Bardzo spodobały mi się postaci, które zachwycają naturalnością. Czasami złoszczą, czasami śmieszą, ponieważ jak każdy człowiek posiadają wady i zalety.
Autorka wykazała się także niezwykłą barwnością opisów i świetną kreacją bohaterów, którzy ożywają w wyobraźni czytelnika i nabierają realnych kształtów. Uważam, że jest to najciekawsza książka, jaka kiedykolwiek powstała. Może czytać ją każdy, zarówno dziecko, które ledwo co nauczyło się czytać, jak dorosły już człowiek. Roli też nie gra płeć. Mam nadzieję, że na mnie Ania "nie zakończy", bo rezygnacja z niej byłaby wielką szkodą dla następnych pokoleń . Sądzę, że po te książkę powinien sięgnąć każdy - młodszy, by zyskać nową przyjaciółkę, starszy, by przypomnieć sobie jak to było, kiedy jako znak zainteresowania chłopcy ciągnęli dziewczyny za warkoczyki...

Ulubione cytaty :

„Szkoda, że tylu ludzi jeszcze się nie urodziło i nie będą mieli okazji zobaczyć, jak dzisiaj jest pięknie. W ich życiu na pewno również trafią się wspaniałe dni, ale ten jest już dla nich stracony.”

„Po cóż kochać coś, z czym trzeba się wkrótce pożegnać? A trudno powstrzymać się od kochania, prawda?”

„Przypominam sobie spojrzenie, jakie mi rzucił odchodząc. Wyrażało wszystko to, co przemyślał ostatniej nocy. Wolałabym, żeby był taki jak inni mężczyźni i potrafił wygadać, co go w środku dręczy. Wtedy można by mu odpowiedzieć i wyperswadować niejedno. Ale co zrobić z mężczyzną, który tylko patrzy?”

środa, 6 października 2010

[34] Sofokles „Antygona”

Wyg. GREG
Kraków 2007, 79 str.
Ocena : 8/10 Bardzo Dobra 

O czym:

To dzieło o charakterze uniwersalnym - niesie przekaz aktualny zawsze i wszędzie. Heroiczna bohaterka Sofoklesa przekonuje o istnieniu odwiecznych, niepisanych, tkwiących w nas praw moralnych, boskich z pochodzenia i niewzruszalnych, którym sprzeniewierzyć się nie wolno, nawet gdy ceną za dochowanie im wierności staje się własne życie.

Moje zdanie:

Konflikt, tragiczne zakończenie, nieprzezwyciężone Fatum - to niektóre cechy tragedii greckiej. Tak też się jawią one w ''Antygonie'' autorstwa Sofoklesa, powstałej w 442 r. p.n.e. W tym dramacie mamy do czynienia z historią rodu Labdakinów, która jest jednocześnie oparta na tebańskim micie o tymże klanie. Poszczególne sytuacje są komentowane poprzez dialog prowadzony przez chór z Koryfeuszem. Uczniowie mówią o tej książce, że jest nudna, nieciekawa, że nic się w niej nie dzieje. Z kolei znawcy literatury twierdzą zgodnie, że to perła wśród dramaturgii światowej. Mimo uprzedzenia wielu uczniów, książkę tę odbieram pozytywnie. Choć niezbyt przepadam za lekturami pisanymi na role, tragedia ta należy do jednych z moich ulubionych lektur. Miejsce akcji jakim są mitologiczne Teby bardzo mnie zainteresowały. Nie posiadałam się z radości, gdyż uwielbiam Starożytne miasta, teatr i wszystko co jest z nimi związane. „Antygona” jak przystało na sztukę teatralną pokazuje ludziom przez poruszane w niej problemy wady i nieprawości człowieczeństwa współczesnego. Dlatego też spodobały mi się problemy w niej poruszane. Problem winy i kary, fatum rodu Labdakinów  jak i rządza władzy Kreona bardzo mnie zainteresowały. Najbardziej byłam ciekawa fatum jakie ciążyło na rodzie Antygony i dzięki pani od języka polskiego udało mi się dowiedzieć o nim coś więcej. Mimo to ciągle dręczyło mnie jedno pytanie: Jakie wrażenie robił ten dramat na żyjących w czasach Sofoklesa? Przychodzili do teatru zabiegani, zajęci swoimi sprawami, przytłoczeni codziennym życiem, może nawet znudzeni. Mam wrażenie jednak, że po obejrzeniu sztuki nie wracali do domu już tacy sami. Widzę te łzy w niektórych oczach, te podniesione głosy w dyskusji, te zaciśnięte szczęki. Sądzę, że oni przeżywali oczyszczenie. Może nie wszyscy, część na pewno przysypiała, część mało to obchodziło, część może nie miała ochoty na refleksje. Tak też powinno być z nami. Wczytując się w tę lekturę powinniśmy zastanowić się nad swoimi czynami i znaleźć chwilę na refleksję. Należało by zastanowić się jacy my jesteśmy?? Czy postąpilibyśmy tak samo odważnie jak główna bohaterka? Czy byli byśmy nieugięci w swej decyzji jak Kreon? A może czy poświęcilibyśmy życie bez ukochanej osoby tak jak Hajmon? Według mnie, my, współcześni ludzie powinniśmy brać przykład ze starożytnego człowieczeństwa i bohaterów ich książek. Musimy starać się żyć według prawa niepisanego- jak są prawa moralne i tak aby nasze sumienie było czyste. Bardzo też spodobały mi się postaci. Zwłaszcza do gustu przypadła mi Antygona i Kreon, którzy kontrastowali ze sobą. Właśnie to mnie w nich zaintrygowało. Antygona jest symbolem buntu, śmiałości i odwagi. Kieruje się uczuciami, a tym samym poprzez czyn grzebania brata udowadnia, jak bardzo go kochała. Zarazem uczuciowa jak i waleczna bohaterka ukazuje nam przewrotną naturę człowieka. Każdy z nas ma w sobie coś z Antygony, jak także z Kreona. Władca Teb była za to wytrwały w swoich postanowieniach i dążył do swoich celu. My także powinniśmy dążyć do celu (ale nie po trupach, tak jak Kreon) i być odważnym i walecznym tak jak Antygona.  Szczerze powiedziawszy dramat nie wydaje się trudny w czasie czytania, jednak to co mnie najbardziej denerwowało to mnóstwo przypisów, bez których ani rusz. Wiem, że powinno mi to ułatwić zrozumienie tej lektury, ale i tak strasznie ich nie lubię. Mimo to była to przyjemna, zawiła, krótka i wartościowa lektura, którą czyta się maksymalnie do 2 godzin. Ogólnie polecam ( chociaż skoro to lektura, każdy będzie musiał to przeczytać). !  I jak zawsze podsumowują zakończę moją recenzję  cytatem z książki, który dotyczy każdego z nas: „Mienią dobrymi ci nieprawe czyny, Którym bóg zmieszał rozumy! Nikt się na ziemi nie ustrzeże winy.”

Ulubione cytaty :

„Miłości, któż się wyrwie z twych obieży!
Miłości, która runiesz na ofiary,
W gładkich dziew licach, gdy rozniecisz czary.
Kroczysz po morzu i wśród chat pasterzy,
Ni bóg nie ujdzie przed twoim nawałem,
Ani śmiertelny. Kim władasz, wre szałem.”

„Nieszczęściem dowiódł, ze wśród ludzi tłumu
Największe klęski płyną z nierozumu.”