Wydawnictwo AKURAT
Warszawa 2015, 512 s.
Ocena: 5/10 OK.
Będąc dzieckiem wszystko wydaje się tak uchwytne i namacalne, że nawet przez moment nie pomyślimy, by mogło zabraknąć w życiu czegoś, co dotąd było stałe. Mówi się, że gdy dorastamy jedyne, co się nie zmienia to nasze marzenia. Wyrastamy z ubrań i przyzwyczajeń, zmieniamy się wizualnie i emocjonalnie. Często w naszym życiu siłą rzeczy braknie przyjaciół, z którymi dzieliliśmy beztroskie godziny w piaskownicy czy pierwszej szkolnej ławie. Czy przyjaźń może trwać wiecznie? A zwłaszcza ta między kobietą a mężczyzną?
Cecelia Ahern to pisarka, która niezmiennie potrafi zauroczyć prostotą. Jest znaną na całym świecie autorką bestsellerów, która zdobyła uznanie czytelników aż w 46 krajach świata. Popularność przysporzyła jej debiutancka powieść "PS. Kocham Cię", która doczekała się swojej ekranizacji. W zapadającym w pamięć filmie wystąpili Hilary Swank i Gerard Butler. Kolejne powieści Ahern pojawiały się na księgarnianych półkach w Polsce z niezwykłą regularnością. "Love Rosie" to druga z książek Irlandki, która w bieżącym roku doczekała swojego wznowienia. Wcześniej została wydana pod tytułem "Na końcu tęczy".
Alex i Rosie od dzieciństwa są nierozłączni i niepokonani. Dość długo do szczęścia nie był potrzebny im nikt - wystarczyło, że mieli siebie. Dopiero, gdy zaczynają dorastać, ich życie, mimo silnej więzi zaczyna biec dwoma różnymi drogami. Chłopak razem z rodzicami przeprowadza się tysiące mil od Irlandii - do Bostonu. Dziewczyna planuje dokończyć liceum w Dublinie i razem z Aleksem studiować w Ameryce. Ma już nawet wybraną uczelnie. Nie spodziewa się jednak, że bal absolwentów, zupełnie odmieni jej życie, sprawiając, że co innego będzie w nim teraz najważniejsze.
"Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki robią się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz."*
...trudno było mi wczytać się w lekturę. W pierwszej chwili zostałam zaskoczona brakiem płynnej narracji. Początkowo forma, w jakiej zostały spisane kolejne losy Alexa i Rosie - liściki z lat szkolnych, wiadomości SMSowe, mailowe, krótkie relacje - wydawała mi się niesamowicie irytująca i mało przemyślana. Nie przypomniałam sobie, bym kiedykolwiek czytała powieść, w której dokonano podobnego zabiegu. Było to zdecydowanie oryginalne i nowatorskie w moim dotychczasowym doświadczeniu z literaturą. Nieodparcie towarzyszyła mi jednak myśl, czy aby czasem ta nieszablonowość nie jest zbyt dużym ryzykiem.
"Na końcu tęczy czeka spełnienie marzeń" |
"Posiadanie prawdziwego przyjaciela to najwspanialsza rzecz na świecie, nawet jeśli ten przyjaciel to dziewczyna."*
"Love, Rosie" wydaje się jednocześnie historią zbyt prostą i opowieścią za bardzo złożoną. Poprzez ponad pięćset stron główna bohaterka Rosie próbuje przekonać siebie i czytelnika, że przyjaźń damsko-męska istnieje. Jej relacje z Alexem od początku wydają się jednak czymś więcej - zarówno wszystkim, którzy otaczają Pannę Dunne, jak i osobom, których wzrok utkwiony jest w kolejno następujących po sobie zdaniach. Kocha - nie kocha i tak przez całą powieść. Codzienność - problemy i smutki, którym ulegają bohaterowie pozwala dojrzeć, że życie składa się z wielu istotnych i mniej znacznych szczegółów. Ahern plątając w zaskakujący (nawet jak na nią) sposób życie dwojga ludzi, wplątuje w tę układankę zdezorientowanego czytelnika, który w napięciu oczekuje, kiedy w końcu uczucia wyjdą na jaw. A szczegół, goni szczegół...
Perypetie Rosie i Alexa często są kuriozalne - z dnia na dzień co raz bardziej się mijają, choć pozostają w stałym kontakcie. Kiedy mamy ochotę krzyczeć "Już! Powiedź jej/jemu w końcu" dzieje się coś zdecydowanie przeciwnego. Jednym z mankamentów nie pozwalających porzucić opowieści w połowie zdania, jest świetna kreacja bohaterów. Pisarka zadbała o każdy szczegół tworząc swoje postaci. Sprawia to, że ogromnie przywiązujemy się do nich, niezauważalnie akceptując upór i bezmyślność tej dwójki w sferze uczuć.
"To twoje życie. Jeśli czegoś chcesz, musisz złapać byka za rogi, bo nikt nie poda ci tego na talerzu. Dobre dziewczynki zawsze tracą."*
Zaletą powieści jest też niebywały humor. Liczba zabawnych sytuacji, w którym siostra zdziwiona zaglądała do mojego pokoju słysząc śmiech, jest wyjątkowo duża. Ahern pokazuje, że w życiu są momenty zarówno na smutek, jak i na łzy. Nieśmiertelne "wjem" Alexa zostaje postawione w kontraście z przykrościami codzienności. Ruby, Katie, Toby i rodzice Rosie to kolejne osoby, których obecność na kartach powieści tylko ubarwiała lekturę. Pozytywne zabarwienie sytuacji życiowych bohaterów w połączeniu z grami językowymi irlandzkiej pisarki, dawało wrażenie błogo spędzonych chwil na czytaniu.
"[...] nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata i dekady."*
W nadmorskim klimacie :) |
Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć po przeczytaniu powieści, która nim jeszcze pojawiła się w moich rękach, stanowiła pozycję obowiązkową. Od zawsze ciągnęło mnie do starszych publikacji bestsellerowej pisarki, może już nieco zapomnianych. Ogromnie liczyłam, że "Na końcu tęczy", które ni stąd ni zowąd trafiło na ekrany kin, jednoznacznie mnie zachwyci. Powieść Ahern nie do końca spełniła tym razem moje wysokie oczekiwania.
Chociaż lektura dostarczyła mi wielu emocji nie mogłam zamknąć książki z uśmiechem i pełnym usatysfakcjonowaniem. "Love, Rosie" jest jak potrawa, w której zabrakło któregoś ze składników, a mimo to powierzchownie dobrze wygląda. Nie jest doskonała, wspaniała i zachwycająca - może trochę, jak życie, w którym nie wszystko poszło tak jak trzeba. Finał pozostawia po sobie słaby uśmiech. Brak iskierek w oczach i rozbicia emocjonalnego, jakie serwowała nam pisarka przy innych powieściach.
"Teraz już wiem na pewno, ze tam, na końcu tęczy, czeka na mnie spełnienie marzeń."*
*Cytaty pochodzą z książki Ceceli Ahern "Love, Rosie" kolejno ze stron: 54, 149, 482, 160, 416.
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Business & Culture, za co serdecznie dziękuję ;)
Planuję w przyszłym tygodniu przeczytać, czeka już na mnie tak długo na stosiku :)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj widziałam pozytywniejsze oceny tej książki... mam ją w planach ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki tej autorki i nie wiem, czy kiedykolwiek to zmienię. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka bedzie na długo w mojej pamieci dzieki filmowi, jak i stylu w jakim była napisana. Historia troche banalna, jednak nie można powiedzieć, że była nudna. Prawda, że wzbudzała różne emocje, o tak! Na pewno w przyszłości jeszcze do niej wróce :D
OdpowiedzUsuńhttp://papierowa-kraina.blogspot.com/
Czytałam tę książkę już jakiś czas temu, ale pamiętam, że miałam bardziej pozytywne odczucia:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Love, Rosie i jest to moja druga ulubiona książka autorki, zaraz po Porze na życie ;) Twoja chłodna ocena troszkę mnie zasmuciła, ale rozumiem, że nie każdy daje się tak łatwo oczarować jak ja ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze "Pory na życie", ale chętnie to zmienię. Co do "Love, Rosie" czekałam na jakieś zaskoczenie, co dotąd towarzyszyło mi podczas lektury prozy Ahern. Przyznam, że czytałam znacznie lepsze książki tej autorki i to trochę uwarunkowało stosunek do tej publikacji. Nadal Cecelia Ahern jest jedną z moich ulubionych zagranicznych pisarek i nie zrazi mnie to niepowodzenie do kolejnej lektury jej dzieł. A Tobie szczególnie polecam "Pamiętnik z przyszłości"! :)
UsuńJakoś ta autorka nie przekonała mnie do siebie, żebym chciała do niej wracać po "P.S. Kocham Cię"
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam, ale podobnie jak w twoim przypadku, nie zachwyciła mnie. Najbardziej do gustu nie przypadła mi forma narracji, przez którą nie potrafiłam odpowiednio wczuć się w fabułę i przeżywać rozterki bohaterów.
OdpowiedzUsuńCecelia Ahern wywołuje u mnie podobne emocje jak u ciebie. Ciekawa jestem jak będzie w przypadku tej książki. Słyszałam, że wielu osób nie zachwyciła
OdpowiedzUsuńMnie się ta książka bardzo podobała :) Niebawem zamieszczę swoją recenzję.
OdpowiedzUsuńplanuje po nia siegnac ale to jeszcze pewnie potrwa nim sie uda, a tymczasem czeka :)
OdpowiedzUsuńUuu, szkoda, że nie zaiskrzyło między Tobą i książką. Ja Ahern uwielbiam i podczas każdej jej książki też nie potrafię się wczuć, ale po kilkunastu stronach to mija. Ciekawe, jakby to było, gdybym sięgnęła po Love, Rosie.
OdpowiedzUsuńJakoś specjalnie mnie do niej nie ciągnie. Prędzej obejrzę film i pewnie na nim skończę. :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie, czy i ja odebrałabym tak tę pozycję
OdpowiedzUsuńpozdrawiam