Wydawnictwo
Radwan
Tolkmicko
2011, 80 str.
Ocena:
8/10 Bardzo dobra
Każdy
człowiek od urodzenia posiada wolną wolę. Wzrastając, zaczynamy
podejmować samodzielne decyzje – czasem lepsze, niekiedy gorsze.
Bardzo często nie mamy jednak pełnej świadomości, że każda
nasza decyzja, nawet ta podejmowana w momentach, kiedy umysł nie
jest w stanie racjonalnie kontrolować naszych działań, niesie za
sobą skutki. Gdy pojawia się alkohol, nie wszystko, co robimy staje
się oczywistym. W końcu będąc nietrzeźwym, wiele rzeczy umyka.
Dopiero rano, budząc się z potężnym kacem, można zastanawiać
się czy wszystko, co wydarzyło się poprzedniej nocy, było
dobre...
Max
razem ze swoimi „kumplami” jest stałym bywalcem klubów i
dyskotek. Alkohol, a często nawet narkotyki, to codzienna proza jego
życia. Brak konkretnego celu i sensu egzystencji sprawia, że
chłopak popada nie tylko w nałogi, ale i trafia do grona
„szemranego” środowiska. Jedna wymazana z pamięci noc sprawia,
że do chłopaka wracają odgłosy przeszłości, którą uporczywie
próbował odsunąć, topiąc smutki w mocniejszych trunkach. Kiedy
docierają do niego fakty minionych dwudziestu czterech godzin, staje
przed najważniejszą, ale i najtrudniejszą decyzją w swoim życiu.
Łukasz
Zaranek to zapalony społecznik, który aktywnie działa nie tylko
dla swojej miejscowości, ale i całej gminy. Mężczyzna angażuje
się nie tylko w życie polityczne swoich okolic, ale przede
wszystkim w wydarzenia kulturalne i sportowe. Każdą wolną chwilę
poświęca na obserwacje otaczającego go świata, starając się, by
w swoich książkach i wierszach zwrócić uwagę na rzeczy
najistotniejsze.
Muszę
powiedzieć, że po przeczytaniu „Torsji” i poznaniu samego
Łukasza, byłam ogromnie ciekawa jego debiutu. Sama radość w
oczach, z którą ten mężczyzna mówi o pisaniu, pozwalała mi
przeczuwać, że jego pierwsza książka nie zrodziła się bez
przyczyny i nie jest lekturą, obok której można przejść
obojętnie. W końcu zwróciła kogoś uwagę i proza młodego
pisarza ujrzała światło dzienne. W kartkach pełnych słów
skrywających się za niewątpliwie przykuwającą wzrok okładką,
upatrywałam literackiego rozsmakowania, w tym, co proste, ale dobrze
wykonane.
Po
przeczytaniu rysu fabularnego i pierwszych stron książki
wiedziałam, że o zaskoczeniu nie ma tu mowy – czytelnik dobrze
wie, co wydarzy się dalej, a jednak ciekawość nie pozwala
zakończyć lektury w połowie zdania. Autor zdecydowanie nie stara
się jak najbardziej zagiąć opisywaną rzeczywistość, ale
sięgając po najprostsze środki przekazu, przykuwa uwagę.
Prostota, jaka tkwi w całej fabule to ogromna zaleta, mimo że nie
możemy liczyć podczas czytania na nieprzewidywalność.
Cieszę
się, że Zaranek, jako początkujący pisarz skupił się na jednym
bohaterze – Maxie, wykorzystując w pełni możliwość wykreowania
postaci, nie stawiając na dwie czy trzy osoby stanowiące oś
publikacji. Mężczyzna, którego stworzył został na tyle dobrze
przedstawiony czytelnikowi, że trudno w tym aspekcie cokolwiek
zarzucić. Mimo, że mamy tylko jednego głównego bohatera, Łukasz
nie umniejszył roli pozostałych, przedstawiając ich równie
rzetelnie i skrupulatnie, ale nie nachalnie i obcesowo.
Język
„Nadyi” jest niezwykle prosty i bardzo współczesny, dlatego
czytający nie ma problemu z tym, żeby zaaklimatyzować się w
opisywanej rzeczywistości. Całość tekstu, mimo co jakiś czas
pojawiających się przekleństw, czyta się przyjemnie i bardzo
sprawnie. Nic nie mąci naszej uwagi, nie utrudnia odbioru. Sposób,
w jaki Zaranek przedstawia kolejne wydarzenia pozwala poczuć się
tak, jakbyśmy obserwowali zdarzenia gdzieś z boku. Również
narracja stanowi zaletę noweli – zrozumienia jej sensu i przekazu.
„Miłość
zabija. Zabija nas od wewnątrz i nic jej w tym nie przeszkadza.
Nawet głupia nadzieja, która podobno nigdy nie umiera.”*
Najbardziej
intrygująca, a zarazem niezwykle dopracowana jest postać tytułowej
Nadyi. Czytelnik od samego początku nie ma pojęcia kim jest i
dlaczego pisarz postanowił nadać właśnie taki tytuł swojej
noweli. Postać, która nie istnieje już w równoległej
rzeczywistości, a jedynie wyobraźni głównego bohatera, potęguje
odczucia rozdarcia wewnętrznego Maxa. Nadaje ona tekstowi nie tylko
oryginalności dopiętej do prostego tematu, ale i wartkości jakże
krótkiej akcji. Nadyia jest bodźcem całych wydarzeń, przyczyną
czytelniczego rozsmakowania.
Kolejne zdjęcie, które bardzo lubię... :) |
„Nadyia”
to nowela, która stanowi przestrogę. Łukasz rysując przed
czytającymi historię Maxa, w pierwszej chwili nieco irytującego
lekkoducha, ale już po kilku stronach chłopaka o trudnej
przeszłości, stara się zaznaczyć, że w realnym świecie możemy
spotkać wielu jemu podobnych. Ukazując historię jednego zdarzenia,
pisarz uchwyca w ramy niebezpieczeństwa związane z odurzeniem
alkoholowym grożące nastolatkom. Wiele osób w moim wieku żyje od
imprezy do imprezy. Takie też środowisko przedstawia Łukasz,
pokazując co może się zdarzyć w świecie alkoholu, narkotyków i
przygodnego seksu.
Szkoda,
że dostępność tej książki jest tak mała. Trudno ją znaleźć
w niejednej księgarni internetowej, a co dopiero – w stacjonarnej.
Mi udało się „dopaść” jeden jedyny egzemplarz biblioteczny.
Serwisy aukcyjne również milczą... Więc jeśli tylko dojrzycie ją
gdziekolwiek – w sklepie czy innym, czasem bardziej zaskakującym
miejscu, koniecznie kupcie tę drobnych rozmiarów książeczkę,
która skrywa życiowe prawdy. Zdecydowanie polecam debiut Łukasza
A. Zaranka, który moim skromnym zdaniem jest publikacją lepszą od
jego kolejnej książki „Torsje”.
*
Cytat pochodzi z książki Łukasza A. Zaranka „Nadyia” ze strony
30.
ooo, w takim razie jak kiedyś się zobaczę tę książkę to chętnie ją przeczytam, może akurat dostępność się zwiększy :)
OdpowiedzUsuńTakich książek powinno być więcej, ukazujących zwykłe życie, bohaterów borykających się z codziennością, typowymi problemami...
OdpowiedzUsuńTaka cienka książka to fajna sprawa :) Jeżeli mi się nawinie, to nie zawaham się jej przeczytać :)
OdpowiedzUsuń