wtorek, 4 listopada 2014

[162] M. A Trzeciak „Bliżej. Dalej”


Wydawnictwo Novae Res,
Gdynia 2014, 358 str.
Ocena: 5/10 OK.

Czasami nie wszystko jest w życiu takie, na jakie wygląda. Jedno wydarzenie może całkowicie odmienić bieg życia człowieka i pokazać w jakiej bańce odizolowującej go od prawdy żył. Dopiero wtedy tak naprawdę możemy zrozumieć (?) kim jesteśmy, co zrobiliśmy źle. Czasem jest czas, by naprawić wszystko. Znacznie częściej jednak musimy toczyć wyścig, by w ostatniej chwili wpaść do pomieszczenia z uśmiechem, że udało się wywinąć spod ręki śmierci.

Marta A. Trzeciak to pisarka, którą poznałam przy okazji lektury „Inframundo”. Jej życie bywało równie zadziwiające, co egzystencja bohaterów, których tworzy na potrzeby książek. Ta młoda kobieta pracowała nie tylko w fastfoodzie czy ZOO, ale nawet w rzeźni. Teraz jest zarówno pisarzem, jak i naukowcem. Na przestrzeni lat, od momentu debiutu, na pewno nieco zmieniło się jej życie, ale miłość do pisania nie umarła. Kim jest? Jeśli chcecie odkryć jej wiele oblicz polecam wywiad z autorką „Bliżej dalej”, który przeprowadziłam przy okazji premiery jej debiutu.

W wyniku tajemniczej śmierci ojca, trzy siostry trafiają do domu ciotki. Rita i Stella bywają tu regularnie, jednak Matylda powraca po latach. Dla każdej ten dom nadal pozostaje pełen błogich wspomnień z dzieciństwa. Zmierzając na pogrzeb ojca, nie mają pojęcia, że powrót do znajomych czterech ścian sprawi, że wszystko się zmieni, a one będą musiały wyruszyć w podróż, która otworzy przed nimi rodzinne sekrety.

Kiedy zaczynałam czytać książkę żyło we mnie przeświadczenie, że historia spisana przez Trzeciak może być nieco podoba do tej, którą stworzyła Pani Rudnicka w książce „Natalii 5”. W końcu w obu siostry spotykają się po niewyjaśnionej śmierci ojca, by potem doświadczyć serii następstw tego wydarzenia. Jak się później okazało to jedyne podobieństwo w tych dwóch lekturach, które drastycznie się różnią, mimo że pokazują w różny sposób siostrzaną miłość.

„Nie można jednak całe życie chodzić w kole ratunkowym. Rzuca się je dopiero, gdy ktoś tonie. Tylko wtedy ma to sens.”*

Pierwsze niemal sto stron powieści toczyło się aż zbyt oczywiście. Momentami pojawiały się niezrozumiałe fragmenty albo napisane zbyt patetycznym językiem wypowiedzi, które denerwowały, jednak wszystko kręciło się wokół jednego tematu. Swoisty wstęp do opowieści Marty był moim zdaniem zbyt długi i drobiazgowy, a przez to nieco nużący. Nie myślałam, że pogrzeb i przygotowania do niego można opisywać aż na tylu stronach. Zdarzenia rozgrywające się po ceremonii następują tak szybko, że uśpiona czujność czytelnika zostaje gwałtownie wybudzona ze snu, a ciekawość zaczyna roztaczać błędne koło, które tak lubię podczas odkrywania tajemnic w książkach.

„ Dookoła unosił się zapach ciepłej, parującej wilgocią ziemi, na powierzchnię wylegały dżdżownice i ślimaki, a Matylda i jej ojciec mieli na wszystko czas. Pochyliali się z ciekawości nad dwoma winniczkami, których drogi lada moment miały się skrzyżować, ciekawi, co zrobią, gdy już do tego dojdzie. Ślimaki zawsze wydawały się być zaskoczone spotkaniem – jakby dowiadywały się o obecności tego drugiego dopiero, gdy go dotknęły.
- Tak właśnie jest w życiu, gwiazdeczko (…) widzimy tych, którzy nas otaczają, ale tak, jakbyśmy ich nie dostrzegali. Dopóki ich nie dotkniemy.”*

To, co podobało mi się początkowo, gdy poznawałam siostry, z czasem było uciążliwe. Chodzi mi o imiona bohaterek, które nie zostały mianowane popularnymi Monikami, Annami czy Martami, ale Matyldą, Ritą i Stellą. Podobała mi się ta innowacja, dość rzadka w polskiej literaturze. Jednakże z czasem, kiedy do historii wkraczały co raz to nowe postacie nie mogłam nadziwić się kombinacją pisarki nadającej wytworom swojej wyobraźni miana niemożliwe do zapamiętania. W końcu ile razy spotkaliśmy się z Adaleną, Nomadą czy Satriz?

Choć bohaterowie nosili nietuzinkowe imiona w tym zgoła innym od rzeczywistego świecie, pisarka genialnie zarysowała każdą postać, jednocześnie każdym ich czynem starając się ukazać i napiętnować ludzkie, często nieznośne przywary. Dzięki bohaterom mogliśmy zobaczyć portrety osób, które możemy upatrywać nie tylko wokół siebie, ale często nawet w nas samych. Dzięki postaciom utworzonym przez Trzeciak błędy stają się wyraźniejsze, niż mogły by być, a zalety w końcu zostają dostrzegane. Myślę, że działa to znacznie na korzyść bohaterów centralnych opowieści, zwłaszcza Rity, Matyldy i Ofelii, które stają się czytelnikowi naprawdę bliskie, mimo swojej odmienności. Ich sporadyczne radości cieszą, a smutki – wprawiają nieco w zapomnienie nie pozwalające oderwać się od powieści do momentu, kiedy nastąpi jaśniejsza karta w ich życiu.

Prócz bohaterów w większości brak nazw konkretnych miejsc, krajów. Pojawia się jedna nazwa miejscowości i miana, jakim określane są poszczególne kluby, które upodobali sobie hazardziści. Jest to trochę denerwujące, ale wygodne dla autora, który nie jest sprawdzany, czy właściwie odwzorcował prawdziwe ślady w historii rodziny.

„(...) nienawiść jest jak ogień – sieje spustoszenie tam, gdzie się pojawi, i wiąż jest jej więcej.”*

Z pewnością pozycji, która wyszła spod pióra Marty nie możemy odbierać zbyt dosłownie. Za dużo w niej niezrozumiałych faktów, dziwnych zbiegów okoliczności i substancji o nieznanym pochodzeniu. Trudno tak naprawdę określić czy Jej powieść to historia fantastyczna, czy bardziej obyczajowa. Jedno jest pewne – poprzez nietuzinkowych bohaterów pisarka rzuciła nam na twarz kilka ważnych zdań na temat rodziny, rodzeństwa i skrywanych głęboko niepożądanych wspomnień. Tak jak bohaterzy z pewnych powodów gdzieś się ukrywali całe życie, tak często ukrywają się prawdziwi ludzie, nie chcąc przyjąć do wiadomości prawdy.

Jedno jest pewne – choć nie tego spodziewałam się po „Bliżej dalej” nie mogłam dziwnie oderwać się od książki, w której wszystko znacznie odbiegało od rzeczywistości. Każde kolejne zdanie było przesycone ogromem tajemnicy, nie pozwalającej się rozwikłać i dziwnym, ale magicznym klimatem. Z każdą kolejną stroną zastanawiałam się kim są tak naprawdę bohaterowie posiadający nadprzyrodzone (?) zdolności. W kończy czy ktoś z Nas jeździ na oślep wiedziony na zakrętach intuicją?

Długo zastanawiałam się nad tym, dlaczego pisarka nadała swojej, nieco irracjonalnej opowieści, taki, a nie inny tytuł. Dopiero kiedy zamknęłam okładkę po przeczytaniu całej lektury, zrozumiałam, że cała powieść przypomina popularną wśród dzieci, a nawet dorosłych zabawę „ciepło – zimno”. Z każdą kolejną stroną wydaje nam się, że jesteśmy bliżej (ciepło) sensu i rozwiązania akcji publikacji. Czytając dalej rozumiemy jednak, że gwałtownie się oddalamy i jesteśmy dalej (zimno). Podczas czytania cały czas rozgrywa się ta walka i kończąc, nie jesteśmy do końca pewni czy odnaleźliśmy to, co chciała przekazać nam Trzeciak.

„Historie się kończą, opowieść trwa wiecznie.”*

Całość wydaje się jakby snem, jawą, w której bardzo trudno było mi się odnaleźć. Nie jestem pewna czy oczekiwałam po bardzo oryginalnej osobie, jaką jest Marta, aż tak nierealnej i odstającej od rzeczywistości . Książka, która stworzona została w myśli realizmu magicznego i była przez niektórych porównywana z zamysłem Bułhakowa w „Mistrzu i Małgorzacie” nie do końca odnalazła moje pełne uznanie. Były fragmenty, którym oddawałam się całym sercem. Widziałam z każdym zdaniem ogromny potencjał w opowieści Trzeciak, który moim zdaniem całkowicie został zmarnowany zakończeniem. Według mnie było one jakby wymuszone zasadą, że powieść zawsze musi mieć swój jasny koniec. Tu ostatnie słowa okazują się nie zaletą, lecz wadą. 

„Każde z nas ma swoją drogę, która niejednokrotnie prowadzi w przepaść. Ale czy próba uniknięcia upadku zawsze nas przed nim uchroni?”*

Podsumowując, muszę przyznać, że nie tego spodziewałam się po „Inframundo”, które mnie zachwyciło. Wiele upatrywałam sobie w debiucie Trzeciak, który przeczytałam już dość dawno temu, a który cały czas siedzi gdzieś w mojej pamięci. Widziałam w nim pasję pisania i radość z kolejno stawianych słów. W „Bliżej dalej” autorka moim zdaniem za bardzo skupiła się na założeniu, które postawiła sobie, nim zaczęła pisać. W moim odczuciu, mimo kilku pozytywnych aspektów, czegoś zabrakło. Sądzę jednak nadal, że ta młoda pisarka może jeszcze pokazać wielu, którzy od lat są na scenie, co to znaczy kawał dobrej literatury. Życzę jej z całego serca powodzenia, licząc, że w kolejnej publikacji subtelność i magię, którą zachłysnęłam się podczas lektury „Inframundo”.


Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję ;)

*Cytaty pochodzą z książki „Bliżej dalej”, kolejno ze stron: 89, 67, 90, 15, 43

10 komentarzy:

  1. Przyjemnie spędziłam czas w jej towarzystwie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to mistrzowskie wykonanie realizmu magicznego. Wspaniałe dzieło i nietuzinkowa pisarka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe zdjęcia :) Być może się skuszę, ale nie będę na nią specjalnie polować :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że raczej letnie wrażenie na Tobie ta książka wywołała. Mam co do niej kilka uwag, dlatego nie wiem, czy chcę się już z nią zapoznać.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja bardzo chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam ją jeszcze przed wakacjami i bardzo mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak to jest, gdy wiele oczekujemy. Nieraz niestety kolejne książki danego autora nie spełniają naszych oczekiwań. I to uczucie "niespełnienia" jest chyba najgorsze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak będę miała kiedyś okazję zapoznać się z tą książką - to na pewno skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama nie wiem... Chyba chwilowo podziękuję, bo mam mnóstwo czekających X czasu, ale może kiedyś. ;)

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)