Gdynia
2013, 238 str.
Ocena:
8/10 Bardzo dobra
Za
każdym razem, gdy oglądam Ligę Mistrzów czy Puchary Europejskie
uwielbiam, kiedy mecze zawędrują na niezwykle urokliwy, nie tylko
pod względem przyrody, ale przede wszystkim stadionów, Półwysep
Apeniński. Same serce Włoch i jego największe piękno stanowią
jednak zabytki tj. moim zdaniem zdecydowanie Koloseum. A gdyby tak
zestawić te dwie rozbieżności – coś wiekowego i football,
którym rządzą pieniądze (i to nie tylko na okładce) ?
Nie
od dziś wiadomo, że Meme uwielbia piłkę nożną i z wielki
zaangażowaniem ogląda mecze nie tylko swojej ulubionej drużyny
polskiej Ekstraklasy – Lecha Poznań – ale także lig
zagranicznych czy reprezentacji. Nie ukrywam, że postanowiłam
przeczytać „Niebieską trawę” ze względu na moje piłkarskie
zainteresowania. Kiedy chwytałam za książkę, nie tylko
zastanawiałam się jak będą wyglądać realia piłkarskie w
zupełnie innym kraju, ale również ciekawił mnie aspekt
sensacyjny, który zapowiadano w opisie. Z wielką euforią, z racji,
ze moja lektura zbiegła się z początkiem sezonu polskiej
Ekstraklasy, zaczęłam czytać :)
Pan
Ted Kowalski zadebiutował książką „Prorok polski”, która to
przez wiele miesięcy znajdowała się na liście bestsellerów
portalu iBook (firmy Apple sprzedającego ebooki). „Niebieska
trawa”, która została uhonorowana w 2012 roku 1. nagrodą w
konkursie zorganizowanym z okazji Tygodnia Książki, to pierwsza
jego pozycja, która ukazała się drukiem.
Renato
to jeden z niczym nie wyróżniających się mieszkańców Velo
leżącego niedaleko Neapolu. Na co dzień pracuje w odlewni, która
jest dla niego drugim domem, a kiedy powraca do czterech pustych
ścian, znacznie milszym staje się południe spędzane razem z
przyjacielem za domem. To właśnie na niepozornym podwórku, na
którym na jednym z murów budynku wymalowano kontur bramki, narodził
się wielki talent piłkarski, „egzekutor”, którego chciałaby
mieć niejedna drużyna. Tylko jego umiejętności zostały „odkryte”
zbyt późno, bo ma już pięćdziesiąt pięć lat, co nie
pozostawia żadnych realnych szans na grę w zawodowej drużynie. A
jednak, nie wszystko na kartach powieści jest takim, jakiego
spodziewałby się czytelnik.
Książka często towarzyszyła mi podczas meczów Lecha Poznań |
Treningi,
które zupełnie nieświadomie stworzyły z Renato mistrza strzałów
wolnych czy też „jedenastek” początkowo wydawały mi się
nierealnymi. Od lat oglądam mecze, czytam wywiady ze znakomitościami
tej dyscypliny i choć mam świadomość, że i oni ćwiczą wiele
godzin tygodniowo, nie myślałam, że taka praktyka mogłaby
doprowadzić do chwili, gdy skuteczność osiągnie magiczną liczbę
100%, ale i wręcz na „zawołanie” piłka zostanie skierowana w
odpowiedni róg. Ta druga zależność była dla mnie zwłaszcza
wątpliwą do momentu strzału jednego z piłkarzy Lecha Poznań,
który w wywiadzie pomeczowym przyznał, że niejednokrotnie zostawał
po treningach i sam lub z bramkarzem, oddawał strzały wole, aż i w
meczu przyszła mu taka okazja. W tym momencie od razu w mojej głowie
zrodziła się myśl, że można by „wytrenować” tak poprzez
ciężką pracę i dyscyplinę naszą reprezentację? :)
„Renato
leżał, patrząc w sufit, a Ernesto siedział przy nim. Choć obaj
milczeli, byli połączeni niewidzialnymi więzami. Wysyłali fale
zrozumiałe tylko dla siebie, komunikaty o wzajemnej trosce i
wspólnocie losów.”
Mogłoby
się wydawać, że „Niebieska trawa” może być gratką jedynie
dla fanów piłki nożnej, jednak okazuje się, że w pozycji nie
tylko można odnaleźć to, co my – kibice – lubimy najbardziej,
ale i spojrzeć na życie toczące się w maleńkiej mieścinie,
odkryć niepisaną hierarchię panującą wśród społeczeństwa,
ujrzeć prawdziwą przyjaźń, a nawet usłyszeć prawidła życiowe,
które czasem mogą nawet wprawić w zaskoczenie. Wbrew pozorom
większość stron nie zajmują opisy wprost z murawy, ale
najzwyklejsze codzienne sytuacje. Wątek dotyczący relacji
międzyludzkich został ukazany w różnych obliczach, jednak w
każdej można było odczytać szacunek czy chęć pomocy tym, którzy
byli ważni dla konkretnych bohaterów. Ponadto na kartach powieści
znajduje się także miłość, przyjaźń czy poczucie wspólnoty.
„Przyjaźń
jest bardzo ważna, może nawet najważniejsza. Jeśli przyjaciel
cierpi, to trzeba mu pomóc, bo wtedy i tylko wtedy możemy
sprawdzić, ile ta przyjaźń jest warta.”
Bardzo
podobało mi się jak Pan Kowalski przedstawił Velo – było to
miasteczko pełne ciepła i życzliwości. Co najbardziej mi się
spodobało – ludzie mieli tam ogromne poczucie wspólnoty, co
niejednokrotnie w dzisiejszym świecie jest zaniedbywane, a ludzie
potrafią mijać się ulicą, nawet nie wypowiedziawszy ku sobie
choćby „dzień dobry”. W moim odczuciu taki obraz rodzinnego
domu Renato stanął w kontraście z współczesnymi mieścinami,
piętnując nierzadko pozbawione uczuć zachowania ich mieszkańców.
Moim zdaniem potrzebne są i w realnym świecie takie miejsca jak
Velo – z niezwykłą atmosferą, która sprawi, że raz
przyjechawszy, z trudem przyjdzie człowiekowi opuścić ten region
:)
Przyznam,
ze czytając końcowe rozdziały książki poniekąd obawiałam się,
że przygoda z piłką dla Renato ukaże się jakże ulotną chwilą.
A jednak los czasem uśmiecha się do człowieka, a list z sądu nie
musi oznaczać wyłącznie kłopotów. Choć w pewnym momencie
wszystko stało się już zbyt przewidywalne, a ciekawość została
zaspokojona przed ostatnim zdaniem, zakończenie okazało się miłym
zaskoczeniem, spoglądając „przez ramię” zwłaszcza na
początkowe strony.
Podczas meczu Lech Poznań - Zawisza Bydgoszcz powstała nawet ciekawa zakładka, która niestety zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach |
podnieceni. Byli zaskoczeni, bo
spojrzeli na Velo od strony, od której nigdy nie patrzyli.
Dostrzegli możliwości, o jakich wcześniej nie myśleli.”
Od
początku zastanawiałam się co może oznaczać tytuł – w końcu
trawa na murawie jest zielona, nie niebieska. „A może chodzi o
blask reflektorów padający na nią” - myślałam, gdy wertowałam
kolejne strony, co raz bardziej zaciekawiona przygodą Renato i
sytuacją w FC Napo. Mini wykład Fiorelli był niezwykle pomocny w
rozszyfrowywaniu tytułu, jednak najbardziej znaczne jest moim
zdaniem zakończenie. Autor świetnie wykorzystał maleńki motyw,
który znika niemal na połowę publikacji i powraca „z przytupem”
rozwiązując akcję. Dawno nie widziałam takiego zabiegu i muszę
przyznać, że m.in. tym Pan Ted zaskarbił sobie moje uznanie ;)
Podsumowując,
muszę powiedzieć, że lektura tym bardziej przypadła mi do gustu,
gdyż nie opisywała tylko football, ale Pan Ted świetnie zarysował
też wewnątrz-klubowe relacje piłkarzy i „przyjaźnie” zarządu,
których zwykli kibice nie mogą zobaczyć z poziomu widowni.
Czytelnik mógł dzięki temu poczuć się, jakby oglądał wszystko
„od kuchni”. Najważniejszym okazało się jednak to, iż Pan
Kowalski nie zanudziłby nawet osoby, która lubuje się w tej
dyscyplinie, ale wymierzył „odpowiednie porcje” danych elementów
w budowaniu fabuły, dzięki czemu jego książkę śmiało mogę
polecić każdemu (!)
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa
Novae Res,
za co serdecznie dziękuję ;)
Znalazłaś tę zakładkę w końcu? :D Hm, myślę, że wiesz, że nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNie znalazłam, więc na zdjęciu została ona zastąpiona karteczką z odpowiednim napisem :P
UsuńKiedyś oglądałam mecze piłki nożnej, głównie w wykonaniu naszych piłkarzy, ale za bardzo emocjonalnie podchodziłam do tej gry i dałam sobie jednak z nią spokój, ale na powyższą książkę być może z czystej ciekawości się skuszę, lecz niczego nie obiecuje .
OdpowiedzUsuńJeśli dość emocjonalnie oznacza krzyki przed ekranem i totalne dopingowanie to ja właśnie tak robię :) Jeśli uda się Tobie przeczytać, z chęcią zapoznam się z Twoją opinią :)
UsuńJedyny mecz jaki ja obejrzałam to było Euro 2012, Polska - Czechy. I to był koniec. Dlatego książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń" 202 roku" - chyba nie o ten rok ci chodziło. ;)
Pozdrawiam. :)
Ten mecz zmienił moje zdanie o polskich kibicach :) Dziękuję za wskazanie błędu bacznemu obserwatorowi :)
UsuńNa początku myślałem, że będę skłonny odmówić, ale teraz zmieniłem zdanie. :)
OdpowiedzUsuńMam taki świetny dar przekonywania :) :)
Usuń