Bielsko-Biała
2013, 384 str.
Ocena:
7/10 Dobra
Słońce,
plaża, wiatr przyjemnie rozdmuchujący włosy - wydawać by się
mogło, że w nadmorskiej willi na Sycylii do szczęścia jest Nam
jedynie potrzebny orzeźwiający napój w dłoni i jak to mówią:
„Żyć, nie umierać”. Jednak dla Alice nie to się liczy. Wbrew
pozorom przyjechała tu do pracy i nie powinna ani myśleć o
własnych przyjemnościach, chociaż przebywanie obok Luthera Carsona
już wywołuje uśmiech na jej twarzy. W końcu nie codziennie
spotyka się swojego idola. Jednak Alice powinna oddać się
właściwemu wykonaniu zadania. Czy uda jej się rozgryźć
gwiazdora, zadowolić Olivię, mimo licznych wpadek i irytującego
managera Sama?
Zastanawialiście
się co zrobilibyście, gdybyście spotkali swojego ulubionego
aktora? Alice też nie. Dotąd Luthera mogła podziwiać jedynie zza
ekranu telewizora lub na plakacie powieszonym w biurze. Wydawnictwo,
w którym pracuje powierza jej niezwykle odpowiedzialną misję –
ma dokończyć autobiografię nie z kim innym, jak właśnie z
Carsonem. Choć rzucają ją na głęboką wodę, ma nadzieję, że
uda jej się skłonić mężczyznę do wyznania najskrytszych
tajemnic, zapewniając jednocześnie wydawnictwu wielki sukces. Ale
włoska, słoneczna wyspa wiąże się z wieloma atrakcjami, którym
aktor nie opiera się. Prócz niego Alice ma na głowie irytującego
managera Sama i smukłą i zadumaną w sobie Annabel. Dziewczyna
będzie musiała znaleźć sposób, by przechytrzyć obu Panów,
wytrzymać z Annabel i zrealizować swój plan.
Pani
Nicola, jak pisze na swoim blogu, zaczęła prace nad swoją
debiutancką powieścią w 2009, inspirując się na własnych
doświadczeniach nabytych podczas pracy w Hodder & Stoughton,
gdzie z czasem stała się redaktorem działu non-fiction i pomagał
przy autobiografiach m.in Grahama Nortona, Billie'a Pipera i Russella
Branda. Inspiracją dla autorki był także krajobraz Sycylii, którą
nie raz mogła oglądać, przebywając szwagierki, która miała tam
rodzinę. Praca przyniosła oczekiwane skutki, a pozycja ukazała się
nie tylko na brytyjskim rynku wydawniczym. Pani Doherty jest obecnie
w trakcie prac na drugą publikacją, która ujrzy światło dzienne
w 2013 roku w Wielkiej Brytanii.
Od
samego początku, kiedy tylko chwyciłam za książkę, lekki styl
autorki sprawiał, że od dawien dawna czytałam powieść z
uśmiechem na ustach, niecierpliwie wertując kolejne strony. Podobno
początek jest zapowiedzią tego, co znajdziemy dalej – w tym
przypadku wręcz nie mogłam się doczekać dalszego ciągu, przez co
pozostawało mi co raz mniej stron do przeczytania. I nie wiedzieć
jak, dotarłam do ostatniej strony w ciągu bodajże trzech dni ze
smutną miną, bo był to już koniec tej historii o wartkiej akcji
;)
Lekkość
to jedno, ale ważna jest przede wszystkim treść i sam pomysł,
który wydał mi się ciekawy. Szczególnie dlatego zwrócił moją
uwagę, że interesowało mnie to, jak wygląda praca w wydawnictwie.
Bardzo spodobały mi się więc opisy wprost z biura. Jeszcze
ciekawsze były te „z terenu”. Dzięki prozie Pani Nicoli mogłam
co nieco dowiedzieć się jak to wszystko wygląda i jak to mówią
„czym się je”. Świetną sprawą było też to, że wywiady nie
znajdowały się na jednej czy dwóch stronach, a poświecono im
więcej stron. To sprawiło, że dostrzegłam kilka trafnych pytań,
które pomagają, że tak powiem „ciągnąć rozmowę”. Co do
przepisywania konwersacji – z pewnością to ciężka, ale i
efektywna praca.
„(...)
najważniejsze to nigdy nie odzywać się, żeby wypełnić ciszę w
trakcie wywiadu. Jeśli możesz, przeczekaj to, a wtedy on coś
powie. I prawdopodobnie będzie to coś ważnego.”
Za
pośrednictwem książki Pani Doherty mogłam także zobaczyć, co
czyją gwiazdy na co dzień przechadzające się po czerwonym
dywanie, a jednak – normalni ludzie, tacy jak my, bo przecież też
kochają, czują, a nawet doznają zawodów. Każde kolejne zdanie
sprawiało, że co raz bardziej myślałam, iż nie jest aż tak
różowo, jak mogłoby się nam wydawać, po tamtej stronie. A
początkowe zainteresowanie naszą osobą, choć sprawia przyjemność,
z czasem może stać się uciążliwe.
Pani Nicola (źródło) |
„Fajnie
jest dać komuś autograf, bo to trochę tak, jakbyś podarował mu
coś wyjątkowego. Ale kiedy fani tylko robią ci zdjęcie komórką
i nawet się do ciebie nie odezwą, czuję się, jakbym był małpą
w zoo.”
Tak
jak i Alice – Sam wydawał mi się od samego początku nieco
zgryźliwym, ale mimo wszystko przystojnym mężczyzną. Jego
uszczypliwy charakter nie raz, nie dwa denerwował nie tylko główną
bohaterkę, jak i mnie. Wydawało się, że już nic nie odmieni tej
postaci, a jednak... Sam, którego poznajemy na dalszych kartach
powieści okazuje się niezwykle uczuciowym, ale i delikatnym
facetem. Gdy Alice ma możliwość poznania go bliżej, wydawać by
się mogło, jakby opadła przed nim kurtyna twardych zasad i w
niepamięć odeszła odpowiedzialność, jaka każdego dnia nad nim
ciążyła. Od razu, nawet w oczach czytelników staje się bardziej
atrakcyjny, a w głowie obraz naburmuszonego Sama zamienia się na
wizję uśmiechniętego człowieka, od którego wręcz biją
pozytywne wibracje.
„Patrzy
na mnie w taki sposób, jakiego od dawna, a może nigdy, nie
widziałam. To mina człowieka, okej, mężczyzny, który jest
naprawdę zainteresowany rozmową i chce usłyszeć, co zaraz powiem.
I wydaje mi się, że to nie dlatego, że rozmawiamy o nim.”
Pani
Nicola daje także czytelnikowi lekcję o tym, czym jest prawdziwe
uczucie. Nie chodzi przecież o to, by czuć tylko i wyłącznie
przyciąganie do drugiej osoby, wzdychać do jego pięknego uśmiechu
czy brązowych oczu. Chodzi o to by czuć, że jest ktoś, kto nas
wysłucha niezależnie od sytuacji, że oboje będziemy mogli być
nie tylko słuchaczami, ale i rozmówcami.
„Kiedy
facet pokazuje, że jest tobą zainteresowany, uciekasz gdzie pieprz
rośnie. Jakbyś uważała, że na niego nie zasługujesz.”
Jednak
bywają takie momenty, że trudno uwierzyć Nam, że ON zainteresował
się nami. Robimy sobie wtedy wymówki w postaci: „On mnie tylko
lubi” - tak też zachowywała się główna bohaterka. W końcu
była to typowa zakompleksiona kobieta, która może nie ma tali osy
jak spotykane na co dzień aktorki ze smukłymi nogami do samego
nieba i nieskazitelną cerą. Wydaje Nam się, że TEN facet to nie
nasza liga, że każdy miły gest skierowany w naszym kierunku
poprzedza pożądliwe spojrzenie na inna. I jak tu pokonać własne
wrażenia? Chyba trzeba trafić na kogoś takiego jak Poppy –
przyjaciółka Alice. Bo ktoś, kto zna Nas na wylot, czasami może
mieć rację, patrząc na wszystko z dystansem.
„Nie
jestem w stanie znieść myśli, że być może podobałam się
Samowi i to schrzaniłam. Ale nie wydaje mi się, żeby mnie lubił –
a przynajmniej nie tak bardzo.”
Podsumowując,
muszę powiedzieć, że „Tylko się nie zakochaj”, będące
pozornie jednym z tysiąca romansów, zawiera coś więcej niż te
kilkadziesiąt pozostałych na półce książek. Wśród zdań
okraszonych humorem można znaleźć nie tylko uczucie, ale i słowa,
które mogą być wskazówką. I za to właśnie można uważać
pozycję Pani Nicoli wyróżniającą się ze swojego gatunku.
Polecam więc każdemu, kto nie do końca ma w sobie odwagę, bo
przecież z jednej maleńkiej kropelki rodzi się cały woda, która
sprawia, że na twarzy wędrowca, pojawia się uśmiech.
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa
Pascal,
za co serdecznie dziękuję ;)
Świetna i kusząca recenzja :)
OdpowiedzUsuńPomimo zachęcającej recenzji ja i tak nie skuszę się na tą pozycję. Romanse mnie nie kręcą i nawet przekonywanie, iż ta książka jest inna niż większość, nie robi na mnie wrażenia.
OdpowiedzUsuńZależy od gustu. Romansów też nie czytam nagminnie, ale lubię w nich odnajdować kilka zdań, które mogą być wiele warte ;)
UsuńBrzmi bardzo sympatycznie - idealnie na wakacje ;)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja ogromnie mnie zaciekawiła i skusiła do sięgnięcia po „Tylko się nie zakochaj”, dlatego mam nadzieję, że uda mi się niebawem dostać tę książkę w swoje ręce.
OdpowiedzUsuńRozbroił mnie tytuł :) Chętnie sięgnę po książkę, chociaż jestem mężatką ;)
OdpowiedzUsuńMam teraz wielką ochotę na takie wakacyjne klimaty :) Nie wiem jakbym zareagowała na obecność w okolicy jakiejś wielkiej gwiazdy filmowej... albo sportowej! Taki Sergio Ramos na przykład... matko! :))
OdpowiedzUsuńNie wiem czy na filmową zareagowałabym tak silnie jak na gwiazdę sportową ;) A Ramos w pobliżu byłby chyba w zagrożeniu, gdybyś była w okolicy ;P
UsuńTym razem nie moja tematyka, ale recenzja bardzo zachęcająca :-)
OdpowiedzUsuń