wtorek, 8 maja 2012

[91] L. J. Starakiewicz „Las Ethon i duchy przeszłości”

Wyd. Novae Res
Gdynia 2012, 300 str.
Ocena: 7/10 Dobra

Las – wielu z Nas kojarzy się z grzybami, sarenkami i błogim spokojem wśród uroków natury. Z dala od zgiełku miasta i nieznośnych spalin możemy nie tylko dotlenić się czy nacieszyć oko zielenią, ale również zasmakować dzikiego oblicza świata w postaci prawdziwków czy borówek. Jednak co, jeśli skrywa on swoje mroczne oblicze?

W Ethon, uważanym za spokojne i zupełnie zwykłe miasteczko, na którego obrzeżach znajduje się wiekowy las, żyje rodzina Collinsów. Najmłodszy potomek – Lucas miał zacząć w tym roku naukę w pierwszej „ważnej” szkole. Jednak tuż przed jego urodzinami zaczyna dziać się coś niepokojącego, mającego wkrótce zmienić spokojne życie chłopca. Z każdym kolejnym dniem i kolejnymi „zjawiskami” Lucas zaczyna rozumieć, że jego rodzina skrywa tajemnicę. Wie też, że nic nie będzie takie jak dawniej. Mimo to, nie zdaje sobie sprawy, że sekret, jaki odkryje, będzie tylko początkiem zbiegu wydarzeń, które spowodują, że stanie on przed śmiertelnie niebezpiecznym zadaniem.

Jak zwykle nie mogłam sobie odpuścić węszenia z pomocą Google, aby dowiedzieć się co nieco o autorze. Również jak zazwyczaj zrobiłam to po lekturze. Czytając, zastanawiałam się, kto mógł wpaść na tak magiczną powieść, bo niewątpliwie taka jest. Okazuje się, że po raz kolejny miałam do czynienia z młodym autorem. L.J. Starakiewicz w tym roku skończy zaledwie dwadzieścia pięć lat. „Las Ethon...” jest debiutancką publikacją Pana Łukasza, który aktualnie studiuje na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Choć pochodzi z Kolbuszowej, tak naprawdę najbardziej związany jest z Rzeszowem. Ukończył I Liceum Ogólnokształcące oraz obronił licencjat z europeistyki na WSIiZ. Interesuje się dziennikarstwem, kinematografią i muzyką filmową.

Pan Starakiewicz
Kiedy chwytałam za lekturę byłam bardzo, ale to bardzo zaintrygowana nie tylko opisem, ale również tym, że została ona opatrzona mianem horroru. Miałam ogromną ochotę na coś z dreszczykiem, po czym każdy człowiek boi się spać samotnie w ciemnym pokoju. Liczyłam na emocje, jakie przynosi lektura publikacji Grahama Mastertona czy Stephana Kinga. Jednak określanie „Lasu Ethon...” mianem horroru było nietrafione, i mimo że patrząc na definicje wszystko się zgadza, mi, jako czytelnikowi, czegoś jednak brakowało, dlatego z trudem wczytywałam się w lekturę. Ku mojemu zaskoczeniu (jak najbardziej pozytywnemu) z czasem zaczęła trzymać w napięciu, a czytelnik nie mógł oderwać wzroku od kartek zadrukowanych drobnym pismem nie dowiedziawszy się, co zaraz się wydarzy.

- Panie dyrektorze, skąd będziemy wiedzieć, że mamy skorzystać z tego, co znajduje się w woreczku? - zapytał, stojąc już prawie na korytarzu, Zobaczył, jak dyrektor uchyla drzwi w gabinecie. Nie wierzył własnym oczom. Czyżby znowu miał zwidy? Jego oczom ukazał się nie stary pokój Lusildy Black, lecz ogromny zielony las.”

Co spodobało mi się w debiucie młodego Polaka? Oczywiście świat wykreowany przez bohatera i wszystkie magiczne rzeczy, które wbrew pozorom, które stwarza ten epitet nie były podobne do zaklęć i niesamowitości rodem z Harrego Pottera. Pan Łukasz stworzył coś oryginalnego i własnego. Niezwykle zaimponowała mi jego wyobraźnia, zwłaszcza jeśli chodzi o zagadkowe postaci i nadprzyrodzone moce.

Ciekawym zabiegiem, którego dokonał autor, było połączenie wydarzeń z przeszłością i powrót do nich w czasie akcji. Mimo trudnej sztuki - manipulacji czasem, z którą próbował sprostać, udało mu się wyjść z tego zwycięsko. Co najważniejsze – czytelnik sam mógł być odkrywcą tajemnicy sprzed lat, jednocześnie czytając o kolejnych niebezpiecznych poczynaniach Lucasa i jego przyjaciół.

Na spotkaniu autorskim
Bardzo polubiłam wszystkich bohaterów. Podobało mi się, że każdy z nich był indywidualnością. Simon – twardy i mężny, a przede wszystkim honorowy, jak przystało na prawdziwego starszego brata; Lucas – tajemniczy, a jednocześnie uparty i silny psychicznie (zachował zdrowy rozsądek, mimo iż spotykało go coraz więcej „dziwnych” zdarzeń). Również Bart, Jacob, a nawet Pam, do której początkowo byłam nastawiona sceptycznie, zdobyli sobie moją sympatię. Z dorosłych najbardziej przypadł mi do gustu dziadek John, który był pełen sił i zapału, jak młody mężczyzna oraz babcia Isabella, będąca jak prawdziwa czarownica z ogromną księgą zaklęć, wyglądająca jednak na spokojną i kochającą swoich bliskich staruszkę.

W sali było dziwnie ciemno, zwłaszcza o tak wczesnej porze. Wydawało się, że ktoś zasłonił okno ciemną narzutą. Za biurkiem siedziała Anna Basilik z głową odchyloną do tyłu. Usta miała otwarte. Nad jej twarzą unosił się dziwny obłok czarnego dymu, który wędrował z ciała martwego zwierzęcia. (…) wyglądała, jakby połykała ducha martwego zwierzęcia.”

Jednak mojemu czujnemu oku nie umknęły także minusy, przez które lektura nie była na przysłowiowe „pięć z plusem”. Według mnie wprowadzenie do utworu było zbyt długie (ciekawiej zaczyna robić się dopiero po pięćdziesiątej stronie). Ponadto w początkowej części akcji autorowi zdarzały się powtórzenia, nawet zdanie po zdaniu. Strasznie tego nie lubię i zwłaszcza kuło mnie to w oczy. Z czasem jednak, Pan Starakiewicz poprawił się nie tylko uatrakcyjniając akcję, ale również nie popełniając pomyłek stylistycznych. Szkoda też, że Pisarz nie kończył wszystkich rozdziałów w momencie kulminacyjnym – bardziej przyciągnęłoby to uwagę czytelnika ;)

Podsumowując, polecam pozycję wszystkim żądnym przeżyć przygodę z Lucasem i jego rodziną, a także tym, którzy lubią czytywać o fantastycznym świecie i „stworach”, których w realnym świecie nigdy w życiu nie potkamy. Nawołuję również: Nie zrażajcie się, jeśli początki będą trudne – dalej jest o wiele lepiej! ;D

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

9 komentarzy:

  1. Nie słyszałam ani o autorze, ani o książce, ale zaciekawiłaś mnie i przeczytam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa czy i Tobie przypadnie ona do gustu ;)

      Usuń
  2. oo pan z Rzeszowa, całkiem niedaleko mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet o niej nie słyszałam... Widocznie będę musiała to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka nie dla mnie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka jest powalająca, ale sama powieść - chyba niestety nie dla mnie. Informuję też, że oTAGowałam Cię na moim blogu. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za OTAGowanie ;D Po niedzieli postaram się odpowiedzieć na pytania ;)

      Usuń
  6. a kto robił okładkę? dobra

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)