piątek, 4 maja 2012

[90] Victoria Twead „U mnie zawsze świeci słońce”

 
Wyd. PASCAL
Bielsko-Biała 2012
Ocena: 10/10 Perełka

Szara codzienność, codzienna podróż autobusem czy niefortunna pogodna dwanaście miesięcy w roku, mogą czasem człowieka nużyć. Jednak czy zdecydowalibyśmy się na zmianę, jeśli byłaby taka możliwość? Czy nie poprzestalibyśmy na obietnicach, w stylu „Zrobię to, jak znajdę czas”? Autorka powieści pokazuje nam, jednocześnie opowiadając własną historię, że nawet niemożliwe jest w życiu możliwe, a zmiany zawsze wyjdą Nam na lepsze ;)

Victoria Twead urodziła się i wychowała w Dorset w Wielkiej Brytanii. Przez wiele lat mieszkała wraz z mężem w Anglii, często nazywanej krainą wiecznego deszczu i pracowała w Sussex Zachodnim jako nauczycielka. W 2004 roku wraz z partnerem – Joem zdecydowała się zamieszkać w maleńkiej górskiej wiosce położonej w południowej Hiszpanii. Tam mieszka do dziś. Panią Twead fascynuje wszystko co hiszpańskie (i nie dziwię jej się ;D): kultura, kuchnia, zwyczaje. Jest autorką nie tylko książek kulinarnych, ale również publicystką w przewodniku ExpatFocus.com, dla którego relacjonuje życie Angielki mieszkającej w Hiszpanii.

Główna bohaterka, będąca również autorką powieści, porzuca codzienne życie i wraz z mężem przeprowadza się do malowniczej wioski w Andaluzji. Kupują zaniedbany dom, choć rozsądny człowiek nawet nie spojrzałby na taką ruinę. Ich przewodnikiem staje się ludzkie serce. Poznają nie tylko nowych przyjaciół, ale również doświadczają nowych sytuacji i kosztują niesamowite smaki. Zaprzyjaźnią się z osiemdziesięciopięcioletnią, popalającą trawkę seksbombą. Kupują nawet kury. Jednak czy decyzja nie została podjęta pochopnie i czy zdołają znaleźć tam upragnione szczęście?

Kiedy chwytałam za pozycję, nie obiecywałam sobie zbyt wiele – liczyłam ot tak na dobre, przyziemne czytadło. I choć oba wymienione wcześniej epitety opisują pozycję, myślę, że ich waga jest zbyt mała. Szczerze i otwarcie muszę powiedzieć: NIGDY nie czytałam TAKIEJ publikacji o najzwyczajniejszym życiu: budowaniu domu, poznawaniu nowych ludzi, hodowli kur!

Pani Victoria pisząc lekkim piórem serwuje czytelnikowi nie tylko dawkę pozytywnych emocji, ale również humoru. Bardzo spodobało mi się to, jak została podzielona pozycja, a każdy kolejny rozdział pokazywał nam kolejny etap w nowym życiu pisarki i jej męża. Spodobało mi się również to, że po tytule rozdziału czytelnik mniej więcej wiedział co może zastać, a jednak i tak został czymś pozytywnie zaskoczonym: czy to żartem, smakowitym przepisem, czy nawet rozbrajającym zwrotem akcji ;)

Weszliśmy do kościoła i próbowałam przeniknąć głuchy mrok. (…) Gdy nagle i przenikliwie zadzwoniła komórka Joego, oboje podskoczyliśmy jak przestraszone króliki. Była niespodziewana, zbyt głośna i niestosowna. Joe wygrzebał ją z kieszeni i otworzył klapkę. (…) Odczytał wiadomość, przez ułamek sekundy zrobił wielkie oczy i natychmiast wyraźnie się uspokoił.
- Ojej, ale się przestraszyłem – powiedział, podając mi telefon i siadając na ławce. - Omal nie padłem na kolana. Myślałam, że to On chce mi coś powiedzieć.
Na głos odczytałam słowa na małym ekranie i od razu zrozumiałam jego poruszenie.
'Dzwoni Jesus...' (...)”

Pisarka skradła moje serce nie tylko umieszczeniem niesamowitych ale jakże smakowitych przepisów (uwielbiam gotować i już kilka przepisałam sobie na kartkę, żeby wypróbować), ale również maleńkimi żółciutkimi bohaterami – kurczętami. Kiedy razem z Vicky i Joem „ganiałam” po ogrodzie za nimi poczułam się, jak w dzieciństwie, gdy razem z kuzynem przynosiliśmy kurczaki dziadka do domu. Ustawialiśmy je na stole, pokazując babci. I choć za każdym razem kazała Nam je odnieść z powrotem do kurnika, my woleliśmy biec po następne ;)

Skoro już o postaciach mowa – pokochałam wszystkich i nie sposób było się roztarć z Starym Sanchem czy Marcią ;) Szczególnie polubiłam główną bohaterkę – Vicky. Spodobały mi się jej nawyki, a także powiedzonka, a wpadki językowe popełnione przez tą kobietę, biły na głowę wszystko ;)

"Słynę z tego, że robię listy i notatki. Odziedziczyłam kronikarskie geny po moim ojcu i nie potrafię się powstrzymać. Codziennie notuję pogodę, temperaturę, pierwszy śnieg, dzień, w którym latają mrówki, kurs euro, dosłownie wszystko. Układam oddzielnie listy zakupów do każdego sklepu. Tworzę listy rzeczy do zrobienia, a także listy typu "Joe, może byś zechciał". Przed każdymi świętami robię listę prezentów do zapakowania. Robię nawet listy list. W pracy miałam ksywkę Schindler."

Ciekawie zostały ukazane prace na domem, które utkwiły mi wyjątkowo w pamięci. Nim wróciłam ze szkoły do domu, pozycja dotarła z uprzejmym listonoszem, a tata nie omieszkał się jak zwykle zajrzeć do koperty.. Kiedy wróciłam uraczył mnie słowami: „Ty książkę o budowaniu domu będziesz czytać?”. Choć wtedy wydawało się to śmieszne, owe prace okazały się niezwykle znacznym wątkiem, który rozbawi każdego czytelnika ;D

(…) Mówią, że przeprowadzka domu jest tak samo stresująca jak rozwód i tylko odrobinę mniej traumatyczna niż żałoba.”

Oryginalna okładka
Cieszę się też, że Pani Victoria poprzez swoją pozycję pokazuje Nam, iż warto spełniać marzenia, nawet, jeśli z pozoru wydają się nierealne. Dzięki niej mogłam przekonać się ile daje upór w dążeniu do realizacji naszych pragnień. Myślę że Pani Twead potrafi każdemu czytelnikowi dać nie tylko wspaniałą lekturę, ale również dawkę pozytywnych emocji i siłę do wytrwałości w drodze do swych celów ;)

Podsumowując, muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej, a zarazem zwykłej pozycji. Co najlepsze – z trudem znaleźć mi w niej choćby najmniejszy błąd. Z pewnością wrócę do niej, kiedy będę miała słabszy dzień, a za oknem zobaczę tylko wielkie kałuże ;) Z czystym sumieniem polecam tą publikację każdemu, kto pragnie uciec w krainę marzeń i po prostu się zrelaksować tym co piękne – czytaniem ;D

PS. Polski odpowiednik tytułu jest na prawdę świetny, choć ani w ząb nie oddaje oryginalnego (Chickens, Mules and Two Old Fools - Kurczaki, muły i dwaj starzy głupcy) ^^

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa PASCAL.

----------------------

Recenzja miała się pojawić już kilka dni temu, jednak świętowanie osiemnastych urodzin kuzyna nieco zmieniły majówkowe plany ;)

9 komentarzy:

  1. Ciekawie brzmi, a pierwszy cytat, który podałaś wyłączył mnie z czytania na chwilę. Choćby dla tej radości ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, czuję się zainteresowana:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam, ale to już kolejna pozytywna recenzja i będę musiała po nią sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi jak świetna lektura na wakacje :) Ja ostatnio też bardzo polubiłam Hiszpanię, więc myślę, że powieść mogłaby przypaść mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa książka. Wydaje się być idealna na zły nastrój. Chętnie przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie nie przepadam za takimi książkami, ale brzmi wyjątkowo fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo polecam książkę. Bardzo się ubawiłam czytając ją. Czyta się ją jednym tchem. POLECAM!!!

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)