Wydawnictwo Piotra Marciszuka STENTOR
Warszawa 2011, 248 s.
|
Będąc dzieckiem często z ciekawością spoglądałam na mroczne okładki powieści, które niekiedy czytał mój tata. Nigdy jednak nie odważyłam się zajrzeć do ich wnętrza, by przeczytać kilka zdań. Może dlatego, że byłam (i niekiedy jeszcze jestem) bojaźliwym dzieckiem. Dorastając co raz bardziej uwielbiałam ten stan napięcia, który towarzyszył mi podczas lektury mrożących krew w żyłach kryminałów i horrorów oraz oglądania filmów z tego gatunku. Głównie w przypadku produkcji filmowych pewnym było, że trzy razy sprawdzę czy niczego nie ma pod łóżkiem, nim zgaszę światło...
Młyny to miejscowość zapomniana przez cywilizację. Nic nie chce tu rosną, hodowla zwierząt nie ma racji bytu i niewielu chce tu mieszkać – pozostało jedynie kilka podupadających gospodarstw. Wokół wyrastają jedynie słupy wysokiego napięcia, a na obrzeżach swoim wyglądem straszy teren niedziałającego już kombinatu rolniczego. To tam znajduje się tytułowy czarny młyn, który okaże się centrum wydarzeń.
Cała historia zaczyna się dość spokojnie, nie budząc przestrachu wśród miejscowych. Najpierw dzieci będąc na polanie słyszą potężny huk. Później dochodzi do zaskakującej sytuacji z królikami i autostradą w roli głównej. Tylko Iwo zaczyna łączyć te wydarzenia i obawia się, że to nie koniec niespodzianek dla mieszkańców wsi. Tylko czy dorośli będą chcieli słuchać kilkuletniego chłopca? I tu jest problem – bo rodzice zwykle w takich sytuacjach puszczają między uszami opinię dziecka, które niejednokrotnie potrafi znacznie lepiej obserwować rzeczywistość.
Machina ruszyła w ruch, a we wsi dzieją się co raz to bardziej niedorzeczne zdarzenia. Śnieg, który nie jest niczym dziwnym, gdyby nie padał w lipcu, tylko wzmaga zainteresowanie Iwa całą sprawą. Z czasem nieczynny od wielu lat Młyn zaczyna działać co raz silniej. Na dodatek jego skrzydła z niewiadomych przyczyn poruszają się. Gdy znikają nie tylko sprzęty, ale i w kolejnym dniu wszyscy dorośli, dzieci muszą stawić czoła niebezpieczeństwu, ruszając w wyprawę do samego serca zagrożenia.
W naszej zapomnianej przez wszystkich, nieważnej małej wiosce dzieje się coś totalnie odjechanego[1]!
Czarny Młyn Marcina Szczygielskiego to książka, która zdobyła Grand Prix w drugiej edycji Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren organizowanego przez Fundację ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom, w kategorii wiekowej 10-14 lat. Podczas XV Poznańskich Spotkań Targowych – Książka dla dzieci, młodzieży i rodziców miałam okazję uczestniczyć w prezentacji konkursu. Poznałam też autorów, którzy zdobyli tę zacną nagrodę przed laty. Wtedy też zrodził się pomysł przeczytania wszystkich wyróżnionych publikacji. Chęć poznania prozy stworzonej z myślą o dzieciach była ogromna i mam nadzieję, że znajdę czas na te lektury również w roku akademickim.
Już na wstępie Iwo – narrator, który również jest bohaterem opowieści, przedstawia nam pozostałe dzieci mieszkające w Młynach. Skrupulatnie podaje ich wiek, imię, miejsce zamieszkania w stosunku do pozostałych. Szczygielski, zarysowuje z ogromną dokładnością każdą z postaci. Nie pomija też dorosłych, bo przedstawione zostają również Mama i Babka. Krok za krokiem wprowadza młodych czytelników do miejsca, gdzie za chwilę rozegrają się zaskakujące wydarzenia.
Cała historia zaczyna się dość spokojnie, nie budząc przestrachu wśród miejscowych. Najpierw dzieci będąc na polanie słyszą potężny huk. Później dochodzi do zaskakującej sytuacji z królikami i autostradą w roli głównej. Tylko Iwo zaczyna łączyć te wydarzenia i obawia się, że to nie koniec niespodzianek dla mieszkańców wsi. Tylko czy dorośli będą chcieli słuchać kilkuletniego chłopca? I tu jest problem – bo rodzice zwykle w takich sytuacjach puszczają między uszami opinię dziecka, które niejednokrotnie potrafi znacznie lepiej obserwować rzeczywistość.
Machina ruszyła w ruch, a we wsi dzieją się co raz to bardziej niedorzeczne zdarzenia. Śnieg, który nie jest niczym dziwnym, gdyby nie padał w lipcu, tylko wzmaga zainteresowanie Iwa całą sprawą. Z czasem nieczynny od wielu lat Młyn zaczyna działać co raz silniej. Na dodatek jego skrzydła z niewiadomych przyczyn poruszają się. Gdy znikają nie tylko sprzęty, ale i w kolejnym dniu wszyscy dorośli, dzieci muszą stawić czoła niebezpieczeństwu, ruszając w wyprawę do samego serca zagrożenia.
W naszej zapomnianej przez wszystkich, nieważnej małej wiosce dzieje się coś totalnie odjechanego[1]!
Czarny Młyn Marcina Szczygielskiego to książka, która zdobyła Grand Prix w drugiej edycji Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren organizowanego przez Fundację ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom, w kategorii wiekowej 10-14 lat. Podczas XV Poznańskich Spotkań Targowych – Książka dla dzieci, młodzieży i rodziców miałam okazję uczestniczyć w prezentacji konkursu. Poznałam też autorów, którzy zdobyli tę zacną nagrodę przed laty. Wtedy też zrodził się pomysł przeczytania wszystkich wyróżnionych publikacji. Chęć poznania prozy stworzonej z myślą o dzieciach była ogromna i mam nadzieję, że znajdę czas na te lektury również w roku akademickim.
Już na wstępie Iwo – narrator, który również jest bohaterem opowieści, przedstawia nam pozostałe dzieci mieszkające w Młynach. Skrupulatnie podaje ich wiek, imię, miejsce zamieszkania w stosunku do pozostałych. Szczygielski, zarysowuje z ogromną dokładnością każdą z postaci. Nie pomija też dorosłych, bo przedstawione zostają również Mama i Babka. Krok za krokiem wprowadza młodych czytelników do miejsca, gdzie za chwilę rozegrają się zaskakujące wydarzenia.
Każde z dzieci miało w sobie coś, co przyciągnie czytającego. Autor książki świetnie skomponował paczkę znajomych, którzy będąc jedynymi nieletnimi w wiosce, wspólnie spędzają beztroskie chwile upalnego lata. Razem z nimi jest też siostra Iwa – Mela, która nie jest taka, jak inne dzieci. Dziewczynka jest bowiem karłem, czyli niewysokim człowiekiem. Na dodatek ma zdeformowany kręgosłup, co uniemożliwia jej samodzielne poruszanie się. Jej starszy brat, zastępując matkę, która pracuje, całymi dniami opiekuje się Melką. Tak razem z innymi dziećmi z sąsiedztwa odkrywa bliższą okolicę na nowo.
Sama akcja okazała się niezwykle dynamiczna. Na każdym kroku Pan Marcin zaskakiwał swoimi niekonwencjonalnymi pomysłami i świetnie eksponował odwagę oraz ciekawość świata, która charakteryzowała najmłodszych bohaterów. Przyznam, że czytając opowieść późnym wieczorem sama wsłuchiwałam się z odrobiną nieufności w odgłosy małej wsi, które dobiegały zza okna.
Bardzo przypadł mi do gustu motyw miejsca zapomnianego przez świat. Wiosek, takich jak Młyny jest wiele w Polsce. Podążając autostradami, mniejszymi czy bardziej zatłoczonymi drogami krajowymi zwykle nie zwracamy uwagi na mijane miejscowości. Czasem z rozbawieniem przyglądamy się znakom drogowym, na których widnieje ich nazwa, by po kilku minutach zupełnie zapomnieć o ich bytności. Jednak tam toczy się życie, niekiedy bardziej zaskakujące, niżeli byśmy pomyśleli...
[...] kiedy jedziesz autostradą, masz w głowie tylko jej początek i koniec. Patrzysz przed siebie, w stronę miejsca, do którego jedziesz, i nie rozglądasz się na boki. Zresztą może z drogi nic nie widać? Może łąki są takie jak zwykle, a Młyny to tylko biała, zamglona plama z boku, bez żadnego znaczenia. To tylko miejsce, które się mija, jadąc skądś dokądś. Coś, co wypełnia nieważną przestrzeń[2].
Może moja sympatia do Młynów i jej mieszkańców wynikła poniekąd stąd, że sama mieszkam w takiej nieco niezauważalnej wiosce. Tym bardziej z łatwością udało mi się wczuć w sytuację bohaterów znacznie młodszych ode mnie, razem z nimi przeżywając najbardziej zaskakujące przygody. Bo przecież kto by pomyślał, że sprzęty zalegające w każdym domu mogą kiedyś ożyć?
Czarny Młyn nie jest typową bajką, opowiastką dla dzieci. Pisarz jednak zawarł w swojej opowieści konstytutywne cechy literatury dla dzieci. Autor zarówno spotęgował przygodowość i nie zgubił w historii z dreszczykiem lubianego przez najmłodszych humoru. Na dodatek mimowolnie został podkreślony dydaktyzm i polaryzacja wartości i antywartości. Barwni bohaterowie mogą pokazać współczesnym dzieciom jak ważne są przyjaźń, miłość i poświęcenie.
Szczygielski porusza również problem niepełnosprawności i wyobcowania wśród dzieci. Mela, która jest inna od pozostałych staje się symbolem. Pisarz stara się przekonać, że taki malec może również być świetnym kompanem do zabawy mimo swoich dysfunkcji. Poprzez postawy dzieci Pan Marcin pokazuje, że chorobę można "oswoić". Każdy bowiem ma w sobie coś wyjątkowego.
Teraz to gruzowisko w nieprzyjemny sposób kojarzy mi się nie tyle z opuszczonymi, zdewastowanymi ruinami, ile z cmentarzem. Z rozkopanym cmentarzem[3].
Opis kulminacyjnych scen w Czarnym Młynie przechodzi ludzkie pojęcie. Podstawiając na drodze grupy przyjaciół co raz to nowe przeszkody Szczygielski stworzył gruzowisko, którego nie powstydziłaby się niejedna gra akcji. Tym samym pokazał, że nie tylko w wirtualnym świecie możemy spotkać się ze znakomitą projekcją rzeczywistości wyobrażonej. Myślę, że ten moment w książce szczególnie spodoba się chłopcom :)
Historia spisana przez dziennikarza okraszona tajemnicą i niepewnością wkradającą się w głowę czytelnika. Mimo, że nie należałam do docelowej grupy, dla której przeznaczona jest tak książka, przeczytałam ją z ogromną przyjemnością. Marcin Szczygielski stworzył niesamowitą opowieść, która spodoba się nie tylko dzieciom. Muszę powiedzieć, że książka przerosła moje najśmielsze oczekiwania i zdecydowanie mogę ją zaliczyć do publikacji, którą z chęcią polecę każdemu. Rekomenduję ją szczególnie dla dorosłych i ich dzieci :)
Na koniec zostawiam Wam mój ulubiony cytat, który skojarzył mi się z Sołtysem mojej wsi. I dodam – nie, nie jest komandosem, ale człowiekiem, który potrafi zrobić coś, z niczego.
Sołtys to władza, więc musi mieć granaty i karabin, żeby wszyscy się słuchali[4].
[1] Szczygielski Marcin, Czarny Młyn, Warszawa 2011, s. 114;
[2] Tamże, s. 151;
[3] Tamże, s. 65;
[4] Tamże, s. 162.
[2] Tamże, s. 151;
[3] Tamże, s. 65;
[4] Tamże, s. 162.
Muszę szczerze przyznać, że gdyby nie Twoja recenzja, nawet nie zwróciłabym uwagi na ten tytuł, przede wszystkim przez wzgląd na kategorię wiekową docelowo określoną w powieści :)
OdpowiedzUsuńBardzo wyczerpująca recenzja. Książka zapisana na mojej liście czytelniczej.
OdpowiedzUsuńChętnie do niej zajrzę
OdpowiedzUsuńNo, no, przyznam, że do tej pory nie trafiłam nigdzie na wzmiankę o tej książce. A szkoda, bo widzę, że całkiem ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńO książce nigdy nie miałam okazji usłyszeć. Pewnie pomyślałabym, że to nie dla mnie. Teraz widzę, że jest inaczej :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Ja to nawet lubię czasem sięgnąć po książkę dla dzieci czy młodzieży, np. w "Paddingtonie" się zaczytywałam, no delicje :D dlatego nie istnieje dla mnie coś takiego jak kategoria wiekowa, haha :D
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia o istnieniu tej książki, bardzo chętnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuń