wtorek, 5 maja 2015

Izabela Sowa „Azyl”


Wydawnictwo Znak
Kraków 2013, 240 str. 
Ocena: 5/10 OK. 

Miejsc, w których możemy się ukryć w dzisiejszych czasach przed wszystkimi, nie tylko ludźmi, ale i problemami, nie jest wiele. W dobie wszechogarniającego Facebooka, telefonów komórkowych, Wi-Fi czy innych udogodnień multimedialnych, trudno tak po prostu zniknąć spod obserwacji ciekawskich. Mimo prób gdzieś w głowie pozostaje myśl, by sprawdzić wiadomości SMS oraz skrzynkę mailową. Jednak daleko od domu, w obcym kraju, łatwiej znaleźć azyl dla naszej duszy. Jedynie ducha, bo myśli przecież i tak chodzą swoimi ścieżkami.

Pani Sowa to jedna z najbardziej znanych polskich pisarek ostatnich lat. Należy ona do grona osób, które debiutowały, kiedy ja dopiero zaczynałam czytać bajki. Od tych dni minął szmat czasu, a dorobek pisarski Pani Izabeli urósł do pokaźnych rozmiarów. W tym roku światło dzienne ujrzała już trzynasta powieść autorki i zapewne, nie była ostatnią. Poza jej literacką wizytówką, wyróżnia się z tłumu feministycznymi poglądami i wegetariańskim sposobem odżywania. Ponadto pisarka silnie wspiera działanie organizacji prozwierzęcych.

Wiktoria dość spontanicznie decyduje się wyjechać. Postanawia spędzić wakacje w Dubrowniku, z dala od rodziny, a przede wszystkim Bastka, o którym chciałaby nauczyć się nie myśleć non stop. Wraca do miejsca, gdzie przed laty bywała z rodzicami, licząc, że u źródła jej pierwszych radości, znów odnajdzie szczęście. Pod chorwackim niebem spotyka ludzi, którzy tak jak ona, doświadczeni przez życie, poszukują azylu i życiowej ostoi.

Na lekturę „Azylu” zdecydowałam się dość spontanicznie. Kiedy obiła mi się o uszy informacja o konkursie z „Powrotem” Izabeli Sowy, postanowiłam zapoznać się z jej poprzednia publikacją. Jedyną lekturą, która wyszła spod pióra tej polskiej pisarki, a którą czytałam przed laty była „Agrafka”. Pamiętam, że wtedy nie za bardzo byłam zadowolona z przeczytanej powieści – liczyłam na wiele więcej. Na jakiś czas odpuściłam sobie kolejne próby z jej prozą, choć „Zielone jabłuszko” niewątpliwie kusiło. Na mojej drodze, tak jak na ścieżce głównej bohaterki pojawił się tytułowy Azyl zmieniający całkowicie wszystkie plany.

Jako małe dziecko bardzo pragnęłam mieć własnego psa, zresztą jak większość dzieciaków w moim wieku. Nie zadowalał mnie szary burek mieszkający w budzie przed domem. Psa w domu się nie doczekałam, jednak z takimi mogłam się spotkać u wujostwa czy znajomych rodziców. Nie chcę tu opowiadać o moim dzieciństwie lecz o świetnym, moim zdaniem, pomyśle na trzon „Azylu”. Wyjeżdżając na wakacje nie myślimy o zadomowieniu się tam, jednak w sytuacji Wiktorii słowo WAKACJE nabiera szerszego znaczenia. To taki urlop od życia, nie tylko w pięknej chorwackiej scenerii, ale i przy dźwiękach poszczekiwań psów wszelkich ras. To ostatnie szczególnie mi się podobało. Uwielbiałam momenty, kiedy Wiktoria wracała do Azylu, by tam oddać swoje serce pracy przy zwierzętach. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że mając zajęte ręce (i nie koniecznie tylko tym, co główna bohaterka), człowiek mniej myśli o tym, co go dręczy.

Izabela Sowa [źródło].
„ (…) dawno się pogodziłam, że ludzie odchodzą, podobnie jak psy. Pojawiają się nowi, potem znikają i tak w kółko.”* 

Pani Izabela postawiła na niestandardowe następowanie po sobie kolejnych rozdziałów, mimo najzwyklejszej w świecie numeracji cyframi arabskimi. Mam na myśli bowiem zabieg, który po raz pierwszy widziałam w literaturze, a który dostarczył mi niemałej frajdy. Pisarka często kończyła rozdział pytaniem, bądź znamiennym dla fabuły zdaniem, by rozpocząć kolejny odpowiedzią, wyjaśnieniem, które tak naprawdę... nie dotyczyło tego, co pojawiło się w poprzednim rozdziale. Ile naśmiałam się nad tą nietypowością, która nierzadko wywiodła rozemocjonowanego czytelnika w pole. To, co zrobiła Pani Sowa zdecydowanie stanowi w dużej mierze zasługę, jeśli chodzi o finalną ocenę publikacji.

Główna bohaterka początkowo wydawał mi się zbyt zagubioną, jak na swój wiek. Wielu oczekiwało od niej stabilności uczuć i decyzji, tego jednak brakowało w życiu żony męża idealnego, który okazał się nie do końca taki doskonały. Z czasem pisarka odkrywa zasłonę, jaką została spowita dusza Wiktorii. Widzimy jej lęki, smutki i pragnienia. Widzimy w niej człowieka, który, tak jak wielu, stracił przed laty sens życia i możliwość realizacji dziecięcych marzeń. Wiktoria staje się bardziej realna, a jej kreacja bardzo wiele zyskuje w oczach czytelnika, początkowo nie rozumiejącego dręczącej pochmurnymi rozmyślaniami, postaci centralnej. 

„Życie baletnicy trwa równie krótko jak życie motyla – ostrzegał Kierownik. – Wykorzystajcie więc dobrze swój czas. Bo potem zostaną wam tylko sny o lataniu.”*

Bardzo, ale to bardzo polubiłam też pozostałe postacie. Szczególnie do gustu przypadł mi Vinko ze swoimi sentencjami 24h na dobę i wesoła barmanka Jasna. Trudno mi zdecydować, kto bardziej powodował, ze na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Niemniej jednak każdy z nich miał to „coś”, co sprawia, że czytelnik chwyta za książkę z przyjemnością, wiedząc ile wigoru i zwykłej ludzkiej radości, odnajdzie na kartach powieści. W Vinko ceniłam sobie jeszcze jego niebywałą wrażliwość i momenty melancholii, która o dziwno nie nudziła, a zachęcała do poznawania tej postaci. Pani Sowa w kwestii bohaterów spisała się w „Azylu” całkiem dobrze.

„– Wierzę, że złe rzeczy nie dzieją się przypadkiem. – Spojrzał jej prosto w oczy. – I że dają nam szansę na zmianę.”*

Choć akcja powieści biegła dość prędko i czytelnik nie miał za dużo czasu na nudę, nie brakowało też momentów na refleksję. Krótkim fragmentem, który najbardziej zapadł mi w pamięci był urywek rozmowy ojca z córką. Zadziwia mnie, jak wiele w nim prawdy i to tej, której nie zauważamy na co dzień. Dawniej ludzie nie mieli tylu udogodnień, jak my, a ich życie było często o wiele szczęśliwsze. Wiktoria w swoich rozmyślaniach rejestruje coś, co być może chodzi po głowie wielu, ale nigdy nie zostaje wypowiedziane. W sercu jednak pozostaje nieopisywalny żal...

Chorwacki azyl [źródło - ciekawy wywiad, polecam].
„ - Ludzie mają dziś chyba wszystko – zignorowała uwagę męża. – Klimatyzację, nawet w domu, paszport w szufladzie, dewizy do kupienia w kantorze na rogu, przewodniki dostępne w każdej księgarni, a do tego różne nowe wynalazki: GPS-y dla zagubionych, kurtki, które oddychają, i namioty wygodniejsze niż własna sypialnia…
- … a w telewizji tyle atrakcji, że nigdzie nie chce się ruszać – zakończył wyliczankę tata.”* 

Ciekawym było to, iż w powieści polskiej pisarki pojawiły się nie tylko piękne widoki chorwackich krajobrazów, ale także obrazy napiętnowane cierpieniem ludzi, którzy przeżyli wojnę. Sporadycznie pojawiały się krótkie zdania, które przypominały Nam o tymże wydarzeniu, które odmieniło losy mieszkających tam narodów i trwale wyryło rysę na sercu i duszy. Mieszkańcy okolic przestali być idealną wspólnotą, jaką się w nich upatrywało. Pozostało „MY” i „ONI”, które główna bohaterka słyszała na swojej drodze. Zostało też wiele zranionych psychicznie ludzi, którzy uciekali w codzienną rutynę, by spróbować nie pamiętać tych ciężkich chwil.

„Azyl” może nie błyszczy jak oszlifowany diament czy choćby perła mieniąca się kolorami. Prędzej można by go zbliżyć do kamienia, których wiele jest na plaży, a jednak przykuwa on wzrok zbieracza. Dla mnie ta powieść jest małym objawieniem. W końcu udało mi się odnaleźć coś choćby minimalnie zadowalającego w prozie Sowy. Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia. Myślę, że w moim przypadku jest tak z czytaniem publikacji tej polskiej pisarki. Po słabej moim zdaniem „Agrafce”, odkryłam potencjał w całkiem niezłej publikacji pt. „Azyl”. Liczyłam, że „Powrót” przyniesie jeszcze lepsze doznania, jednak się zawiodłam. Mimo to, Was, drodzy książkoholicy zachęcam do lektury, która pachnie Chorwacją – Azyl stoi przed Wami otworem :) 

*Cytaty pochodzą z książki „Azyl”, kolejno ze stron: 53, 59, 45, 64.

4 komentarze:

  1. Nie przepadam za twórczością Izabeli Sowy. Wielokrotnie zawiodłam się na jej książkach, więc po "Azyl" na pewno nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie poznałam jeszcze prozy tej autorki, ale mam dwie jej książki w domu. I to od nich zacznę swoją przygodę z jej twórczością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama nie wiem, chyba nie sięgnę. Za dużo mam ostatnio ciekawych książek do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może być ciekawa, nawet jak na polską prozę obyczajową. Może przeczytam, jeszcze pomyślę.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)