Wydawnictwo
Kropka
Zielona
Góra 2009, 288 str.
Ocena:
8/10 Bardzo dobra
Spowiedź
święta stanowi jedną z nadrzędnych części w życiu katolika. To
dzięki niej możemy splamieni grzechem, ponownie umocnić swoją
wiarę. Dla księży spowiedź to posługa, która ma swoje nadrzędne
zasady – oznacza bezwzględną tajemnicę nie tylko tego, co
zostało powiedziane, ale również tego, że coś w ogólne było
mówione. Mężczyźni skryci za kratką konfesjonałów słyszeli
już niejedne okropieństwa, pomagali słowem ludziom, którzy
dopuścili się zła. Nikt jednak, zarówno z grona spowiedników,
jak i spowiadających się, nie spodziewał się, że kiedyś, w
konfesjonale padną słowa: „Zabiłem dziecko”, a morderca będzie
śmiał się człowiekowi w twarz, mając świadomość, że kapłan
nie będzie mógł zdradzić choćby słowa...
Pan
Krzysztof Koziołek to pisarz pochodzący z Zielonej Góry, na co
dzień mieszkający w Nowej Soli, na której ulicach umieszcza
niektóre z fragmentów swoich powieści. Pisarz ukończył
Politologię na Uniwersytecie Zielonogórskim. Swoją przygodę z
prozą rozpoczął w 2007 roku publikacją „Droga bez powrotu”.
„Święta tajemnica”, będąca jego kolejną wydaną pozycją
została nominowana do nagrody Lubuskiego Wawrzynu Literackiego. W
2010 roku autor został zgłoszony do Paszportu Polityki 2010. W 2011
roku Krzysztof Koziołek otrzymał Lubuską Nagrodę Literacką,
uznany za najbardziej obiecującego lubuskiego pisarza. Dziś na na
swoim koncie siedem książek, uczestniczy w wielu spotkaniach z
młodzieżą i czytelnikami, które trudno wyprzeć z pamięci. Tak
samo jak jego prozę...
Ksiądz
Sambor to wikary, któremu kolejne dni mijają na spowiedziach,
mszach, modlitwie i nauce w szkole. Pewnego zimowego poranka z półsnu
wyrywa go głos spowiadającego się, którym okazuje się morderca
osiemnastolatka, który zaginął zaledwie kilkanaście godzin
wcześniej. Tajemnica nie pozwala zdradzić księdzu żadnych
szczegółów. Z kolejnym wizytami mężczyzny, ojciec postanawia
podjąć własne śledztwo, by dać kres działaniom zabójcy, który
spędza mu sen z powiek. Nie ma pojęcia, w jaką grę zostanie
wplątany i ile poświęci.
Kiedyś
przez myśl przeszedł mi wielce podobny pomysł na opowiadanie z
księdzem i mordercą w rolach głównych. Gdy na spotkaniu autorskim
usłyszałam o fabule książki Pana Koziołka, byłam maksymalnie
zaskoczona, ze ktoś wykorzystał „mój” pomysł. W końcu
zapragnęłam poznać prozę tegoż pisarza, pożyczając publikację
od znajomej. Jednak od chwili „wypożyczenia” do właściwej
lektury minęło sporo czasu, a pierwsze emocje rozdzierające duszę
i serce minęły. Tak przystąpiłam do czytania.
Gdy
zaczynałam czytać książkę i powoli poznawać księdza Sambora
moja wyobraźnia sprawiła, że w postaci tej upatrywałam znajomego
kapłana. Początkowo wydawało mi się to intrygujące, że wiele w
wielu cechach ojciec przypominał dobrze znaną mi osobę, jednak z
czasem pomyślałam sobie również o kilku innych duchownych,
których znam osobiści i zlękłam się. Bo, gdyby wydarzyło się
coś podobnego, nie byłoby już tak zajmujące...
„Z
młodzieżą trzeba postępować inaczej. Nie można jej wszystkiego
narzucać i mówić 'Bo tak ma być i już”. Młodzi ludzie, tak
samo zresztą jak wielu starszych, a w dzisiejszych czasach jest ich
szczególnie dużo, chcą myśleć samodzielnie, samemu dochodzić do
pewnych rzeczy. Zresztą zawsze uważałem, że Stwórcy nie zależy
na produkowaniu owieczek podążających ślepo za swoim pasterzem,
tylko tworzeniu istot myślących, szukających Boga,
zastanawiających się nad Jego potęgą, miłością i miłosierdziem
(...)”
Początek
mimo wszystko wydawał się nieco słaby – nie mogłam się w nim
odnaleźć, a narrator opisujący wszystko dość szczegółowo
denerwował. Na dodatek, nie wszystko było tak, jakbym sobie
wyobrażała i jak obstawiałam, mając kiedyś w głowie podobną
wersję wydarzeń. Z kolejnymi stronami powieść zaczynała nabierać
kolorytu, zdarzenia przybierały na tempie, a moje czytanie stawało
się co raz bardziej zachłanne. Postanowiłam przymknąć oko na
dość smętne moim zdaniem wprowadzenie w szkolną rzeczywistość
ks. Sambora, będącą najsłabszym punktem pierwszych rozdziałów i
rozpocząć wspólne poszukiwanie bestialskiego mordercy.
„Kto
pyta, ten przynajmiej się nas czymś zastanawia, sam dochodzi do
wniosków. A że to trwa czasami bardzo długo, bywa że i całe
życie? Co z tego, skoro wiara urodzona w taki sposób, zazwyczaj
bardzo bolesny, jest znacznie silniejsza od tej ślepo przyjętej?”*
Rzeczą,
która wprowadziła mnie w największy podziw był sposób podziału
książki. Okazało się to nie tylko funkcjonalne, ale i niezwykle
sprytne. Tradycyjnie rozpoczęła się ona prologiem. Potem nastąpiły
trzy tematyczne części, zapowiadające w jednym słowie o czym
czytelnik będzie mógł przeczytać w nadchodzących rozdziałach.
Zabieg ten sprawił, iż wędrowanie z ojcem dzień po dniu okazywało
się niezwykle ekscytujące. Choć zabójca zostaje ujawniony na
ponad sto stron przed końcem ze względu na koniec części
opatrzonej tytułem „pościg”, nie żałowałam, iż tak została
rozstrzygnięty najbardziej znamienny szczegół kryminału. Wkrótce
po rozpoczęciu fragmentów opatrzonych tytułem „proces”,
przekonałam się jak wiele uczynił dla nas – czytelników Pan
Koziołek, nie kończąc powieści, po odkryciu zbrodniczych kart.
Jestem mu niezwykle wdzięczna za ten, pełen rozdzierających serce
emocji, ostatni kawałek tekstu.
„Ksiądz Sambor spuścił
wzrok, pochylił głowę, chowając twarz w dłoniach. Westchnął
głęboko, niemal doświadczając zmysłami pogrążenia się w
otchłani. Czuł się zupełnie tak, jakby znalazł się w wielkiej
beczce lepkiej smoły, mając przy tym zawiązane oczy i zakneblowane
usta. Jakby szukał rękoma brzegu kadzi, jednak ślepy, miotał się
tylko, nie mogąc też wezwać pomocy. A każdy kolejny ruch zamiast
prowadzić go ku wolności, pogrążał tylko coraz głębiej i
głębiej...”*
Autorowi
należą się również gromkie brawa za kreację głównego
bohatera. Pan Koziołek znacznie bardziej skupił się na portrecie
psychologicznym, co tutaj okazało się niezwykle ważnym
posunięciem. Wszystkie rozterki, wahania i krzyki suszy były
opisami niezwykle realnymi – pełnymi bólu, smutku, bezradności
czy złości. W części zatytułowanej „Proces” emocje zawarte
między słowami przybrały na sile i nie sposób było dołączyć
do grona skandujących przed sądem „Dajcie go nam!” ludzi, mając
ogląd na całość wydarzeń.
„Bardzo
łatwo jest oceniać kogoś na podstawie relacji w mediach. Szkopuł
w tym, iż media często posługują się tylko strzępami
informacji, najczęściej tymi najbardziej spektakularnymi,
niekoniecznie jednak najważniejszymi i dającymi pełny obraz
sytuacji (...)”*
Ciekawie
zostało przedstawione również dojście do sedna sprawy osób
postronnych – Nowickiego, Nadkomisarz Bielskiej, Stawskiej i
Piecuch. Bohaterowie Ci zaimponowali mi swoją odwagą,
zapalczywością i wiarą w niewinność księdza zwłaszcza jeżeli
chodzi o nauczycielki i dziennikarza. Negatywną postacią wg mnie,
która pozornie nie zaliczała się do części z morderstwem i
innymi przestępstwami wypisanymi na dłoniach, był adwokat. Patrząc
na jego postawę wobec oskarżonego, byłam przekonana, że nawet on
uznaje księdza za winnego. W tym momencie zaczęłam się
zastanawiać ile osób stających na ławie oskarżonych, choć nie
mieli winy, było bronionych przez podobne osoby...
„Czasem
prawda skrywa się nieco głębiej. Tylko trzeba chcieć ją
znaleźć.”*
Choć
początkowo byłam zwiedzona końcem, doszłam do wniosku, iż tym
sposobem zakończenia fabuły autor nie poszedł w kierunku banalnych
rozwiązań, sięgając po coś własnego, innego. Epilog nieco
skojarzył mi się z ostatnimi scenami popularnych TVN-owskich
produkcji, aczkolwiek słowa wyjaśnienia co do każdej postaci
usatysfakcjonowały mnie. Cały wydźwięk powieści wprawił mnie
nieco w smutek, iż człowiekowi czasem zabrana zostaje dość
pochopnie szansa na zwykłą sprawiedliwość. Ksiądz Sambor to
jedynie postać fikcyjna, ale ile jest tych, być może nawet
niewinnych, którzy nie mieli możliwości na obiektywny proces.
„Żeby
coś w sobie zmienić, trzeba najpierw tego chcieć.”*
Myśląc
o moim, początkowo nieco sceptycznym nastawieniu do „Świętej
tajemnicy”, zastanawiam się skąd znalazło ono miejsce w mojej
głowie. Powieść pełnego zaskakujących pomysłów na książki
pisarza, okazała się wciągającą lekturą, nawet zważywszy na
to, iż czasu nie mam tak wiele jak zawsze, ze względu na wakacyjną
pracę. Krótko mówiąc: Szczerze polecam publikację, w której
choć od początku będziemy niemalże wiedzieć co się wydarzy,
mimo wszystko nie będziemy się nudzić, a wręcz przeciwnie –
będziemy razem z księdzem Samborem próbować podsunąć
zbrodniarza pod nos policji.
Cytaty pochodzą z książki "Święta tajemnica", kolejno ze stron: 243, 243, 193, 228, 210 ,91
Powinnaś realizować swoje plany litrackie, wtedy nikt Cię nie ubieganie :P Byłam na spotkaniu autorskim z Panem Koziołkiem i zgarnęłam kilka książek m.in "Świętą tajemnicę". Niestety od spotkania nic nie drgnęło, ale chyba muszę to zmienić, bo coraz częściej trafiam na recenzję książek tego autora. Przypuszczam, że tematyka jego prac dostarczy mi wielu wrażeń, bo dylematy, rozterki sumienia, to coś w sam raz dla mnie :-)
OdpowiedzUsuńPozwolicie, że się podczepię: no właśnie, powinnaś pisać. I w sumie to nieważne, że ktoś wykorzystał podobny pomysł jako szkielet swojej powieści - jedną ideę można przedstawić na wiele sposobów. :) A po recenzjach widzę, że pisać umiesz.
UsuńDziewczyny, ależ wiele radości dały mi wasze komentarze. Kasjusz, jest mi niezmiernie miło, iż uważasz mnie za osobę, która potrafi pisać. Przyznam się, że próbuję pisać coś własnego, niemniej jednak cały ten proces hamuje moje myślenie i brak pewności siebie. Kiedy wydaje się, że wychodzę już na prostą, a słowa płyną co raz to bardziej swobodnie, w głowie pojawia się myśl: "A co jeśli nikomu to się nie spodoba?"...
UsuńJestem mocno zaintrygowana. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Napisałaś świetną recenzję.
OdpowiedzUsuńNigdy o tym autorze nie słyszałam, a ty jak zawsze mnie zaintrygowałaś :)
OdpowiedzUsuńMyśle, że przeczytam. Temat, z którym się jeszcze nie spotkałam w książce.
OdpowiedzUsuńMi nie przeszkadza przewidywalna fabuła, najważniejsze by była wciągająca, z twojej recenzji wynika, że niniejsza publikacja takowa jest. W takim razie będę mieć ją na uwadze, ale to dopiero za jakiś czas, bo obecnie mam inne zobowiązania czytelnicze.
OdpowiedzUsuńZawsze troszkę się obawiam polskich autorów, ale pomimo tego chętnie bym przeczytała tą książkę :)
OdpowiedzUsuńPodobna fabuła była też w powieści "Tajemnica spowiedzi" Spillamanna. A Ty pisz i nie oglądaj się na innych. :)
OdpowiedzUsuńa ja uwielbiam naszych pisarzy i tego też chętnie poznam.
OdpowiedzUsuń