Kraków
2013, 512 str.
Ocena:
9/10 Niecodzienna
Afrodyta
nie tylko posiadała nieprzeciętną urodę, ale i była od dawien
dawna pożądaną przez wszystkich. Piękna bogini nie raz miała
swój odpowiedni wśród kobiet, którym przyszło stąpać po ziemi.
Zjawiskowe, powabne, pełne zdecydowania, a często i sprytu –
mężczyźni nie potrafią przejść obok nich obojętnie. Jednak czy
urodziwa, ale biedna dziewczyna może stać się ulubienicą salonów,
arystokratką, a co dopiero przyjaciółką króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego i księcia Potiomkina?
Autorka
powieści, w którą postanowiłam się zagłębić, to rodowita
wrocławianka, która od ponad trzydziestu lat mieszka w Kanadzie.
Pani Stachniak to przede wszystkim absolwentka anglistyki
Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu McGill w Montrealu.
Twórczość Pani Ewy była początkowo publikowana wyłącznie w
kanadyjskich magazynach literackich. Choć mieszka za oceanem, jej
książki zostały wydane w ojczystym kraju. Są to cztery powieści,
wśród których znajduje się czytana przeze mnie - „Ogród
Afrodyty”. Prócz tego spod pióra pisarki polskiego pochodzenia
wyszły: „Konieczne
kłamstwa”,”Dysonans” oraz „Katarzyna Wielka. Gra o władzę”.
Pani Stachniak zdobyła uznanie nie tylko wśród polskich
czytelników, ale i książkoholików z całego świata.
Zofia ma tylko jedną szansę, by odmienić
swój los i z ubogiej Greczynki przeistoczyć się w kobietę
opływającą w luksusach. Wszystko zależy tylko od tego, jak
wykorzysta swoja nieprzeciętną urodę i zawładnie męskimi
pragnieniami by zdobyć to, czego pragnie dla niej matka.
„Każda
kobieta umie rozłożyć nogi, ale nie każda potrafi się nauczyć,
jak nie zanudzać.”
Kiedy
po raz pierwszy przeczytałam opis książki, wiedziałam, że nie
będę mogła przejść obok niej obojętnie. Tło historyczne,
osiemnastowieczna Europa i możliwości snucia fikcji literackiej,
jakie jawiły się przed Panią Ewą kusiły za każdym razem, gdy
ponownie mój wzrok padał na okładkę czy zapowiedzi na którejś z
kolei stronie. W końcu, mimo obaw, że nie sprostam lekturze,
zdecydowałam się by przeczytać historię, którą na kanwie
autentycznych wydarzeń, stworzyła polska pisarka. Teraz, już dość
długo po lekturze muszę powiedzieć, że nie zawiodłam się, a
książka choć minęło sporo czasu od zakończenia jej lektury,
nadal pozostała w pamięci i zadomowiła się w szufladce opatrzonej
napisem „pozytywne wrażenia” ;)
Muszę
przyznać, iż nie pamiętam kiedy ostatnim razem czytałam książkę
tak długo jak „Ogród Afrodyty”, choć ta niezwykle przypadła
mi do gustu. Pozycja Pani Stachniak wpadła w moje ręce już w maju,
jednak na długie wakacyjne miesiące wylądowała na półce i
przeleżała tam do października, mimo że błogie leniuchowanie
zakończyłam miesiąc wcześniej. Jednak za każdym razem gdy
spoglądałam na regał, coś „wierciło mnie od środka”. I tak,
przy wolnej chwili nie odmówiłam sobie, przesiedziałam z książką,
i już zimną herbatą do późnych godzin nocnych, i do końca
przeczytałam historię Zofii stworzoną piórem Pani Ewy.
„Tak
wygląda śmierć, pomyślała. Moment straty zbyt przejmujący, aby
go pojąć. Chwila złączenia bólu z miłością. Chwila bez
'jestem' i bez 'będę'. Tylko wspomnienia, rozpraszane i zacierane
przez czas.”
Czytając... :) |
„Życie
poszczególnych ludzi jest ze sobą złączone, związane na różne,
najbardziej tajemnicze sposoby. Tak, życie to łańcuch zdarzeń,
które wtórują sobie jak echo. Ich znaczenie jest ukryte do czasu,
aż ujawni je jakiś neutralny czynnik, na przykład przypadkowe
spotkanie czy nagłe olśnienie.”
Wydaje
mi się, że obok dwutorowości powieści największym atutem jest
właśnie tło, o którym wspominałam. Historia jest moim konikiem i
uwielbiam się wczytywać w publikacje, w których autorzy opierają
na niej fabułę choć w niewielkiej, ale odgrywającej pewną rolę,
części. Buzia śmiała mi się sama za każdym razem, gdy
kojarzyłam historycznych bohaterów czy miejsca, w których
rozgrywały się kolejne wydarzenia. Jeszcze więcej radości dawało
mi poznawanie, tego, co nieznane za każdym razem, gdy wpisywałam
hasło w wyszukiwarkę, czytałam opis lub oglądałam zdjęcia, by
później powrócić do lektury mając w głowie inny i zdecydowanie
mniej rozmazany obraz rzeczywistości, w której w danej chwili
przychodziło żyć postaciom „Ogrodu Afrodyty”.
Sama
bohaterka, choć miejscami początkowo mnie irytowała, została
ukazana jako silna kobieta, której nie zabrakło zdecydowania, w
najważniejszych momentach. Bywała nie tylko przedstawiana jako
pełna kobiecości i seksualności przedstawicielka płci pięknej,
ale przede wszystkim jako inteligentna i sprytna dziewczyna, która
nie dała przyzwolenia na to, by żyć wg z góry określonych
konwencji, a spełnić swe pragnienia. Zofia nie tylko nie siedzi
cicho i jest gotowa, by wyrażać swoje zdanie w pełni zdecydowanie,
ale także budzi podziw mężczyzn i jest adorowana, co z kolei
sprawia, iż wiele Szlachcianek czuje do niej po prostu nienawiść
i jest zazdrosna o kobietę, która w taki sposób potrafi
wykorzystywać swoje atuty.
„Bóg
jest Wielkim Inżynierem ludzkiego losu, posyłając nas na
szachownicę życia i dając nam do ręki narzędzia, które mają
pomóc w naszej ziemskiej wędrówce. Gdy krzyżują się nasze losy,
gdy okoliczności stykają ze sobą dwie dusze, trzeba skłonić
głowę przed Wielkim Planem Istnienia.”
Po
lekturze nadchodzi mnie jedno fundamentalne pytanie – Czy Zofia
zaznała szczęścia? Czy można zaznać je cały czas za czymś
goniąc lub uciekając przed opiniami innych w ochronie dobra własnej
rodziny? Nie mi to oceniać, jednak myślę, że trudno było złapać
radość z codzienności, najdrobniejszych spraw i znamiennych
wartości jakie niosło za sobą kochanie. Tylko czy Zofia kiedyś w
pełni kochała? Czy tylko „skakała z kwiatka na kwiatek” w
poszukiwaniu pełni, jakiej oczekiwała od życia? Myślę, że
największą miłością, na którą się zdobyła było uczucie,
jakim darzyła własne dzieci, choć nie zawsze to okazywała,
starała się dla nich o to, co najlepsze.
„(...)
szczęście to delikatna roślina, która wymaga słońca i deszczu,
aby rosnąć, która zwiędnie i uschnie w ukryciu.”
Podsumowując,
muszę powiedzieć, że dawno nie miałam okazji czytać powieści,
która usatysfakcjonowała by mnie, mimo tego, ze jej czytanie nie
było błyskawiczne. Wręcz przeciwnie – chwilę, gdy mogłam
trzymać książkę otwartą przed sobą o jeszcze jeden tydzień
dłużej, były chwilami radości w poznawaniu historii Zofii
napisanej (uwaga!) przyciągającym czytelnika, niczym magnes, stylem
Pani Ewy. Myślę, że autorka dopuściła się nie małego
mistrzostwa, bo nie oszukujmy się – do historycznych wydarzeń,
która nierzadko nudzą wielu, nie łatwo jest zachęcić, a z
pewnością mogę powiedzieć, iż jej książka przypadnie do gustu
nie tylko pasjonatom historii :)
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa
Znak literanova,
za co serdecznie dziękuję ;)
Świetna opowieść i aż nie chce się wierzyć, że wydarzyła się naprawdę...
OdpowiedzUsuńPrawda? ;) Pani Ewa świetnie usnuła historię Zofii.
UsuńNie myślałam, że ta książka może być aż tak dobra. Widać moje założenia były mylne i bardzo dobrze. Świetna, entuzjastyczna recenzja. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak rozejrzeć się za ową pozycją.
OdpowiedzUsuńJa może od Ciebie sobie to pożyczę, ale jak będę miała więcej czasu :)
OdpowiedzUsuńFerie? Wakacje? Książka będzie czekać na Ciebie na mojej półce :D
Usuńtyle osób poleca Ogród, że musi w nim być naprawdę coś dobrego. sama jestem raczej nieufna tego typu historią, jednak z tą chyba zaryzykuje.
OdpowiedzUsuńOhohohoho, chcę !
OdpowiedzUsuńJako że tytuł nawiązywał do antyku, a tę epokę wybiorę na moją specjalizację, od razu spojrzałam na to. Zastanawiam się, czy nie przeczytać teraz; czy może lepiej poczekać na bardziej klimatyczny czas.
OdpowiedzUsuńKsiążkę warto przeczytać, więc zachęcam kiedy tylko będzie na to czas i ochota :)
Usuń