Poznań
2013, 352 str.
Ocena:
8/10 Bardzo dobra
Schyłek
II wojny światowej to jeden z najbardziej bogatych pod względem
historycznym okresów minionego wieku. Wiele wskazywało na to, że
wojna zmierza ku końcowi – sowieci zmierzali przez Generalną
Gubernię ku Berlinowi, by zadać decydujący cios. Co stało się
dalej, dobrze wiemy Jednak czy Hitler mógł zapobiec upadkowi
Berlina? Może była szansa, że pomoże mu polska pomoc zbrojna?
Tylko jak przekonać do siebie Polaków, którzy to właśnie nie
przez nikogo innego jak Hitlera, zostali wyniszczeni? Pomysł,
uciekający czas i Nikodem von Dyzma. Co z tego wyniknie?
Marcin Wolski to pisarz, który urodził się
zaledwie kilka lat po zakończeniu IIWŚ, bo w 1947 roku. Jest także
dziennikarzem, satyrykiem i autorem audycji radiowych „60 minut na
godzinę” i „ZSYP”, a nawet telewizyjnych -„Polskie Zoo”
oraz kabaretów. Pan Wolski to autor przeszło trzydziestu powieści,
m. in. Agent dołu (1988), Ekspiacja (2004), EuroDżihad (2008),
Drugie życie (2009), Jedna przegrana bitwa (2010), Ewangelia według
Heroda (2011), Doktor Styks (2011), Skecz zwany morderstwem (2012),
Wallenrod (2009, 2012) oraz bestselleru Mocarstwo (2012). Spod jego
pióra wyszło także kilkanaście zbiorów opowiadań, wierszy i
tekstów satyrycznych.
Przez wielu Pan Marcin uznawany jest za
człowieka o nieograniczonej wyobraźni, fantastyce i znacznym
poczuciu humoru.
Kiedy wszystko wszystko wskazuje na to, iż
wojna zakończy się dla Niemiec fiaskiem, naziści chwytają się
ostatniej nadziei. Pomysł jest prosty – na stanowisko prezydenta
podstawić należy człowieka charyzmatycznego, ale jednocześnie
zależnego od III Rzeszy. Wybór pada na Nikodema von Dyzmę. Jednak
ten wydaje się być niemożliwym odnalezienia – podczas napaści
na Polskę zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Rozpoczyna
się wyścig z czasem – w ciągu siedmiu dni trzeba odnaleźć
Dyzmę. Nagroda toczy się o najwyższą stawkę. Na starcie stają:
Hans Frank, Heinrich Himmler i Joseph Goebbels. Rozpoczyna się gra o
przyszłość Europy. Kto zwycięży i odbierze należyte laury?
„Gdyby im wierzyć, osobnika, który mógł
być Dyzmą, widziano w ciągu ostatnich trzech miesięcy w 1289
miejscach. W trakcie pobieżnej selekcji ograniczono wykaz do stu
dwudziestu miejsc i tyluż podejrzanych.”
„Prezydent
von Dyzma” był pierwszą książką Pana Marcina, która wpadła w
moje ręce, choć już nie raz słyszałam pochlebne słowa na temat
jego prozy. Zachęcona pozytywnymi komentarzami w stosunku do autora,
kiedy tylko nadarzyła się okazja, zdecydowałam się przeczytać
jego powieść.
Uwielbiam tą okładkę! :) |
Już
nie pierwszy raz chwyciłam za pozycję, w której pisarz odwołując
się do wydarzeń historycznych, tworzy fikcję literacką. Ostatnim
razem te podejście nie udało się tak, jak się tego spodziewałam,
dlatego też do tej lektury podchodziłam niezwykle ostrożnie.
Przyznam, że najbardziej obawiałam się jeżyka autora, bo przecież
od niego w dużym stopniu zależy dalsze powodzenie czytanej lektury.
Tutaj, jak się okazało, zostałam mile zaskoczona – Pan Wolski
pisze niezwykle przystępnie, a z kolejne przeczytane linijki tekstu
przemijają wręcz niezauważalnie. W ciągu kilku chwil okazuje się,
że zamykamy książkę z zwiedzoną miną, że to już koniec, bo
przecież „tak dobrze się to czytało”.
Mogłoby
się wydawać, że opierając się na historii nie można napisać
zbyt ciekawej książki, która zainteresowałaby człowieka w każdym
wieku. Od razu przychodzą mi na myśl te tłumy, które
niejednokrotnie ziewają na lekcji, gdy nauczyciel stara się z jak
największą dokładnością przedstawić losy naszych przodków. A
po lekturze książki Pana Marcina śmiało mogę powiedzieć
niedowiarkom, że publikacja oparta na wydarzeniach historycznych
wcale nie musi być nudna, a wręcz przeciwnie porywająca – taką
właśnie opowieść stworzył Pan Wolski :)
Kolejną
rzeczą, która z pewnością zaskakuje jest znikoma obecność
panującej wokół wojny. Autor umieszcza akcję kolejno
rozgrywających się scen z dala od najbardziej „krwawych” miejsc
w Europie, gdzie widać było przerażające oblicze wojny. Czytelnik
z jednej strony ma świadomość toczącej się gdzieś w tle wojny,
jednak czasem wydaje się jakby historia była pisana z pominięciem
tych najstraszliwszych momentów ludzkiego przemijania. Sprawiało
to, że książka była bardziej lekka, mimo że początkowo mogliśmy
sądzić, iż nie będzie tak „łatwo, miło i szybko”.
Autor
opisuje wydarzenia niejednokrotnie podszywając je humorem, co
niewątpliwie sprawia, że czytanie staje się przyjemniejsze. Barwne
postacie opisywane bez ogródek i niedopowiedzeń są kolejnym atutem
książki. Strasznie przypadło mi również do gustu to, jak Pan
Wolski przedstawiał biorących w wyścigu. Nie zamykał ich w
drętwych ramach, a wszystko okraszał humorem, pokazując w
różnoraki sposób motywacje ich kolejnych działań. Nie myślałam,
że przy tej publikacji na mojej twarzy na tak długo zagości
uśmiech.
„Będzie,
co będzie... (…) Jeśli wygra i zrealizuje zamysł Führera,
sukces stanie się kamieniem milowym Trzeciej Rzeszy. Ale jeśli
przegra...? Od dzieciństwa najbardziej bał się śmieszności. Może
ten lęk sprawiał, że przypisywał sobie rolę demona. Wielokroć
bardziej wolał wzbudzać strach niż śmiech.”
Tym
co niewątpliwie wywołało nieskrywaną nawet w autobusie ekscytację
lekturą było proroctwo, które czytała Lusia, a także historia ze
Staruchą w domu Błażejów. W obu „wizjach” została ukazana
przyszłość, która dziś otacza nas naprawdę. Myślę, że
poprzez to Panu Marcinowi już w pełni wciągnąć czytelnika w
opowieść i podsycić ciekawość na tyle, by sam zaczął odliczać
ostatnie dni poszukiwań i oczekując odnalezienia Dyzmy.
„Tymczasem,
gdy opuszczali dom Błażejów, jako ostatni z grupy wychodził
Ludwig. Starucha zamrugała do niego, dając znak, że chce mu coś
powiedzieć. Esesman nie znał polskiego, ale nadstawił ucho. Ku
jego zaskoczeniu tym razem nawiedzona mówiła po niemiecku.
-
A masz ty kuzynka imieniem Joseph?
-
Mam, służy teraz w Hitlerjugend.
-
To poproś go, kiedy już biskupem Rzymu zostanie, aby odmówił
modlitwę za grzeszną duszę starej Błażejowej.”
Książka z moją oryginalną zakładką :D |
Rzadko
kiedy piszę o tym jak książka jest wydana. W tym przypadku nie
mogę sobie jednak tego poskąpić, z racji wydania, nie tylko
przyjemnego dla oka wizualnie, ale również świetnego
rozmieszczenia tekstu na kolejnych stronach. Niewątpliwie muszę
stwierdzić, ze publikacja „ze skrzydełkami” (co bardzo lubię),
a przede wszystkim dość duża czcionka sprawiają, że czytelnik
nie ma problemów z czytaniem nawet do późnych godzin nocnych,
kiedy to tomiszcze oświetla jedynie wątłe światło żarówki
lampki.
Podsumowując,
muszę przyznać, że publikacja Pana Marcina to literatura, którą
czyta się z przyjemnością. Cieszę się, że są jeszcze osoby,
które nawiązując do historii potrafią pisać nie tylko dobrym
językiem, ale i wciągnąć czytelnika niczym przygodówka czy
romans. Po lekturze śmiało mogę stwierdzić, że „Prezydent von
Dyzma” to jedna z pozycji, którą niewątpliwie warto przeczytać
nie tylko z racji na wartką akcję siedmiodniowych poszukiwań, ale
i radość z czytania, jaka towarzyszy nam podczas ponad
trzystustronnicowego tomiszcza ;)
Książkę
miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu
Sztukater i
wydawnictwu
Zysk i S-ka,
za co serdecznie dziękuję ;)
Nie znałem tej historii, a książka zapowiada się fantastycznie, więc muszę spróbować!:)
OdpowiedzUsuńJejku, jejku, wiesz, ze musisz mi pożyczyć :D
OdpowiedzUsuńNo oczywista oczywistość, że pożyczę :)
UsuńWolskiego znam tylko z powieści "Doktor Styks" - podobała mi się jego koncepcja i styl pisania, później niestety już nic nie czytałam. Myślę, że Prezydent von Dyzma, to ciekawa propozycja na grudniowe popołudnia
OdpowiedzUsuńChoć wiedziałam o bytności tej książki, nigdy sobie nie przybliżyłam choćby jej fabuły. Ale za Twoją sprawą już kliknęłam, poczytałam o niej i nabrałam ogromnej ochoty :)
UsuńNigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, ale mimo wszystko po przeczytaniu twojej recenzji czuje, że nie jest to fabuła, w której bym się na 100% odnalazła, dlatego nie będę ściemniać, tylko szczerze napiszę, że tym razem spasuje.
OdpowiedzUsuńZakładka wymiata :))
OdpowiedzUsuń