LiTeRaCKie PoDrÓżE DoOkoŁA ŚwiAtA to Cotygodniowy cykl na blogu u Meme, podczas którego będziecie mogli poznać kolejne kraje nie tylko od strony zabytków czy sławnych postaci, ale przede wszystkim LITERATURY. Będziecie mogli nie tylko przeczytać moje spostrzeżenia na temat wybranych dzieł, ale również liczę, że uda się podyskutować o Waszych przygodach literackich „w danym państwie” ;)
Niedzielny cykl w poniedziałek - Rodzinne świętowanie imienin sprawiły, że dopiero dziś zapraszam na podróż do niezwykle urokliwego kraju również pod względem literackim. Apetyt rośnie w miarę jedzenia – dziś zaprezentuję część literatury, miejsc oraz jedzenia, które mnie zaintrygowało, bo w niedalekiej przyszłości planuję poznać go trochę bliżej. Rozważam też naukę języka. Jakiego? Hiszpańskiego, bo dziś wybieramy się do słonecznej Hiszpanii ;D
Hiszpania to również niesamowite smaki, których od tak się nie zapomina. Dziś postanowiła przedstawić potrawę, o której dowiedziałam się za sprawą pozycji Pani Twead – gorąca czekolada po kastylijsku. Smakuje obłędnie.
„55 g niesłodzonego kakao w proszku
180 g cukru
7 łyżeczek mąki kukurydzianej
140 ml wody
1 litr mleka
Wymieszać kakao z cukrem. Rozpuścić mąkę kukurydzianą w wodzie i połączyć z mieszanką kakao i cukry w średniej wielkości rondelku. Mieszać, dopóki nie zrobi się gładka pasta. Podgrzać miksturę na średnim ogniu, bez przerwy uderzając trzepaczką. Stopniowo dolewać mleka. Doprowadzić do wrzenia, stale mieszając. Gotować na wolnym ogniu przez 10 minut, stale mieszając aż napój stanie się gęsty, gładki i lśniący. Gorącą czekoladę podawać w kubkach lub szklankach”*
*”Andaluzja Olé!” str. 166
Moje pierwsze spotkanie z literaturą hiszpańską miało miejsce za sprawą jednego z najbardziej znanych, współczesnych pisarzy. Wielu blogerów, a także kilku moich znajomych było oczarowanych jego prozą, więc i ja, jakieś dwa lata temu, zdecydowałam się na lekturę „Cieniu wiatru” Zafona. A jakie były wrażenia?
„Bardzo się cieszę, że w „Cieniu wiatru” pojawiło się to co niezwykle doceniam w fabule książki - przeszłość, tajemnica, smaczki językowe. Powieść jest nieskończonym przenikaniem się świata fikcji i fabularnej rzeczywistości: życie bohaterów bywa podporządkowane literaturze, literatura za to przedstawia egzystencję postaci w niezmienionej formie.”
„Zafon urzekł mnie swą prozą, umiejętnością przyciągnięcia czytelnika jak i tym, że do samego końca nie spodziewałam się rozwiązania akcji. Autor wprowadza do akcji szereg interesujących, różnorodnych i doskonale scharakteryzowanych postaci, z których przyjaciel Daniela - Fermin przebija wszystkich swoim humorem i skłonnością do niekonwencjonalnych pomysłów. No właśnie, bohaterzy… Wspaniałe postaci, o których nie da się zapomnieć.”
Jedną z rzeczy, która niewątpliwie oczarowała mnie w tym, jak pisze ten hiszpański autor, był dobór słów. Wiele ze sformułowań, zdań czy refleksji bohaterów tworzyło uniwersalnego cytaty, którymi chciałabym się z Wami ponownie podzielić:
„– Ludzie są obrzydliwie źli. (...)
– Są głupi a nie źli.(...) Głupi. To nie to samo. Zło zakłada jakąś moralną determinację, jakiś zamiar i pewną myśl. A głupiec nie pomyśli ani się nie zastanowi. Działa instynktownie, jak zwierzę, przekonany, że robi dobrze, że zawsze ma rację; dumny, że przypierdala, za przeproszeniem, każdemu, kto widzi mu się inny od siebie samego, i wszystko jedno, czy dlatego, że innego koloru, wyznania, języka, narodowości, czy też (...) dlatego, że lubi inaczej spędzać czas wolny. Źli ludzie jeszcze mają swoje miejsce na świecie, zbyteczni są skończeni głupcy.”
– Są głupi a nie źli.(...) Głupi. To nie to samo. Zło zakłada jakąś moralną determinację, jakiś zamiar i pewną myśl. A głupiec nie pomyśli ani się nie zastanowi. Działa instynktownie, jak zwierzę, przekonany, że robi dobrze, że zawsze ma rację; dumny, że przypierdala, za przeproszeniem, każdemu, kto widzi mu się inny od siebie samego, i wszystko jedno, czy dlatego, że innego koloru, wyznania, języka, narodowości, czy też (...) dlatego, że lubi inaczej spędzać czas wolny. Źli ludzie jeszcze mają swoje miejsce na świecie, zbyteczni są skończeni głupcy.”
„Niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafia do jego serca. Owe pierwsze obrazy, echa słów, choć wydają się pozostawać gdzieś daleko za nami, towarzyszą nam przez całe życie i wznoszą w pamięci pałac, do którego, wcześniej czy później – i nie ważne, ile w tym czasie przeczytaliśmy książek, ile nowych światów odkryliśmy, ile się nauczyliśmy i ile zdążyliśmy zapomnieć – wrócimy.”
„Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.”
Kolejne spotkanie z Hiszpanią nie miało miejsca poprzez rodzimego autora (właśnie zaczynam pozycję Mayorala, a książkę Carmen Martin Gaite również wypożyczyłam z biblioteki i czeka na swoją kolej), ale poprzez angielską pisarkę, która razem z mężem zamieszkała w maleńkiej wiosce El Hoyo i wspólnie z czytelnikami odkrywała uroki tego kraju. Po rozmowie z Moreni postanowiłam, że pozycje Victorii Twead po prostu muszą dołączyć do odsłony o Hiszpanii, gdyż zarówno „U mnie zawsze świeci słońce” jak i „Andaluzja Olé!” pozwalają czytelnikowi idealnie poznać jeden z piękniejszych krajów ;) Sami zobaczcie:
( z recenzji „U mnie zawsze świeci słońce”)
„Pani Victoria pisząc lekkim piórem serwuje czytelnikowi nie tylko dawkę pozytywnych emocji, ale również humoru. Bardzo spodobało mi się to, jak została podzielona pozycja, a każdy kolejny rozdział pokazywał nam kolejny etap w nowym życiu pisarki i jej męża. Spodobało mi się również to, że po tytule rozdziału czytelnik mniej więcej wiedział co może zastać, a jednak i tak został czymś pozytywnie zaskoczonym: czy to żartem, smakowitym przepisem, czy nawet rozbrajającym zwrotem akcji ;)”
„Cieszę się też, że Pani Victoria poprzez swoją pozycję pokazuje Nam, iż warto spełniać marzenia, nawet, jeśli z pozoru wydają się nierealne. Dzięki niej mogłam przekonać się ile daje upór w dążeniu do realizacji naszych pragnień. Myślę że Pani Twead potrafi każdemu czytelnikowi dać nie tylko wspaniałą lekturę, ale również dawkę pozytywnych emocji i siłę do wytrwałości w drodze do swych celów ;)”
„Podsumowując, muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej, a zarazem zwykłej pozycji. Co najlepsze – z trudem znaleźć mi w niej choćby najmniejszy błąd. Z pewnością wrócę do niej, kiedy będę miała słabszy dzień, a za oknem zobaczę tylko wielkie kałuże ;) Z czystym sumieniem polecam tą publikację każdemu, kto pragnie uciec w krainę marzeń i po prostu się zrelaksować tym co piękne – czytaniem ;D”
(z jeszcze nieopublikowanej recenzji „Andaluzja Olé!”)
„ (…) Niezwykła powieść, która pokazuje uroki hiszpańskiego miasteczka i niesamowitą atmosferę hiszpańskich rodzin.”
„ Nie posiadałam się z radości, kiedy w pozycji odkryłam fragmenty dotyczące Mundialu 2010, który Hiszpania wygrała. Kolejne linijki tekstu czytałam z wypiekami na twarzy, przypominając sobie ich tegoroczne popisu na Euro 2012.”
I tak, nieco krótsza podróż dobiega końca. Krótsza, ponieważ do Hiszpanii na pewno zabiorę Was jeszcze raz, kiedy tylko przeczytam kilka pozycji, które mam zapisane na liście ;) A w przyszłym tygodniu ostatnia wakacyjna odsłona cyklu z krajem, który ma równie niesamowita atmosferę.
Hiszpania? Ostatnio chyba bardzo na topie. Byłam, podobało mi się. Zafona czytałam, dobra książka. Ale jakoś nie mam takiego "mega zachwytu"... Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńHiszpania to piękny kraj, mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości uda mi się tam pojechać. Jeśli chodzi o moje doświadczenia z literaturą hiszpańską, podobnie jak u Ciebie, pierwszy był Zafón. :) I narobiłaś mi apetytu na tę czekoladę! :D
OdpowiedzUsuń"Cień wiatru" mnie nie porwał. Nie mogłam się zupełnie skupić na tej książce.
OdpowiedzUsuńZafóna bardzo lubię ;)
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś odwiedzić ten kraj. Moim cichym marzeniem jest tam mieszkać. Przepis na kakao obłędny! Z pewnością wypróbuję, natomiast z popularnym Zafonem nie miałam jeszcze styczności.
OdpowiedzUsuń