środa, 15 sierpnia 2012

[98] Daniel Radziejewski „Grzech ojca”

Wyd. Novae Res
Gdynia 2012, 338 str.
Ocena: 8/10 Bardzo dobra

We współczesnym świecie gazety są jedną z możliwości zaznajomienia się z nowinkami, raportami czy skandalami na arenie narodowej i międzynarodowej. Wiele osób nie ma jednak zaufania do dziennikarzy, a nawet uważa, że często przeinaczają oni prawdę. Być może tak jest, jednak na pewno nie w każdym przypadku. W końcu są oni tak jak my – zwykłymi ludźmi. Na dodatek borykają się nie tylko z problemami prywatnymi, ale również zawodowymi. Bo przecież: Czy tak łatwo jest napisać prawdziwy artykuł, kiedy podczas dochodzenia do sedna sprawy rzucane są przysłowiowe kłody pod nogi?

Wszystko zaczyna się, kiedy dziennikarz Przemysław Próchnicki przygotowuje się do napisania artykułu na temat niejasnej zbiórki pieniędzy na ratowanie Stoczni Gdańskiej, przeprowadzonej przez kontrowersyjnego księdza, Eugeniusza Szafrona – właściciela Radia Wiara. Wydawać by się mogło, że prywatne śledztwo Przemka kończy się fiaskiem, gdy w dziwnych okolicznościach umiera jedno z jego źródeł. Mężczyzna jednak dalej chce stworzyć „artykuł życia”. Z czasem jednak sprawy zaczynają się coraz bardziej komplikować. Podejrzana śmierć, anonimowe groźby oraz próby zamachu na życie Próchnickiego i jego bliskich wykazują podobieństwo do okoliczności tajemniczych morderstw mających początek w latach 80. Przemysław odkrywa, że za wszystkie zgony odpowiedzialna jest ta sama grupa ludzi – dawna komórka Służb Bezpieczeństwa. Główny bohater, mając najważnejszy dowód obciążający winą ojca Szafrona postanawia wyjaśnić sprawę do końca. Jednak jak wygrać, kiedy pętla zaciska się na naszej szyi, a walka toczy się nie w jednej lecz trzech bataliach?

Przeczytany opis na długo pozostawiał w szoku odbiorcę. Dlaczego? Bo to prawdziwa opowieść? Bo zasmakujemy emocji zafundowanych na różnych frontach? Już wtedy wiedziałam, że nie będę mogła podarować sobie tej lektury. Przez długi czas jedno zdanie: „powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami” odbijało się echem w mojej głowie. W momencie, gdy otworzyłam pozycję i przeczytałam pierwsze całkiem zwykłe zdanie, liczyłam na to, że nie będzie to zwykła opowieść i na długo pozostanie w mojej pamięci. I po raz kolejny mój czujny nos, baczne spojrzenie, serce rządne wrażeń i nieodporny rozum odnalazły niezwykłe dzieło.

Choć niewiele udało mi się znaleźć na temat Pana Daniela (wcześniej zadebiutował powieścią „Metodyk” - jak sam pisze kryminałem obyczajowym) po lekturze jego najnowszej publikacji mogłabym z łatwością scharakteryzować go, jako artystę. Trzydziestoparoletni pisarz posługuje się lekkim stylem, mimo że często wkracza na „wyboistą” ścieżkę. Za każdym razem przedstawiając kolejne sytuacje stara się tak dobierać słowa, aby nie tylko przyciągnąć czytelnika, ale również zawrzeć w danym fragmencie odrobinę tajemniczości. Choć siła stylu nie utrzymuje się niestety przez całą powieść, a czasem pojawiają się drobne niedopatrzenia językowe, pozwala to spędzić czytelnikowi długie godziny z Przemkiem i jego otoczeniem, nie zwracając uwagi na mijający czas i to, że właśnie zachodzi słońce albo zaczyna padać. Mimo niewyrafinowanych pojęć, a nawet dzięki prostym słowom Pan Daniel przekazuje czytelnikowi wiele ważnych, ale na co dzień niezauważalnych zjawisk tworząc uniwersalne złote myśli.

„Dusza pogniotła się jak kartka papieru. Nie potrafił opisać swojej sytuacji. Dla jednych była to proza życia, smutna strona egzystencji, dla innych dramat, a dla jeszcze innych jedna wielka chujnia. Niezależnie od nazewnictwa była to bezradność jednostki pogrążonej w depresji. Był zniszczony, ale nie martwy. 'Życie znów posłało mnie na deski. Ale wstanę i będę walczył do końca!'”

Co ciekawe – Pan Daniel, oprócz historii inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami pokazuje czytelnikowi nader realne „kolory” życia dziennikarza, jego codzienne problemy zawodowe i trudności, jakie muszą pokonać by nie tylko być wiarygodnym źródłem dla czytających, ale również wiarygodnym dla siebie i jednością ze swoim sumieniem i moralnością. W XXI wieku, kiedy pracownicy gazet bardzo często uważani są za koloryzatorów rozmaitych wydarzeń, pisarz świetnie pokazuje poprzez wykreowaną przez niego postać, że nie wszystkich, choć są „po jednym fachu”, można mierzyć jedną miarą. Na dodatek, za co również należy się Panu Danielowi plus – przedstawił również zabawniejsze sytuacje z życia dziennikarza.

- Czy mogę poprosić o jakiś dowód tożsamości? - wtrącił się nagle Urbański, wpatrując się podejrzliwie w Próchnickiego.
Przemek wręczył starszemu mężczyźnie dowód osobisty wraz z prawem jazdy. Urbański spojrzał na dane i zdjęcie, które faktycznie odpowiadało małej fotce dziennikarza tuż nad artykułem w starym numerze magazynu.
- To rzeczywiście pan, ale jaja!(...)”

Wielką radość sprawiło mi to, że Pan Radziejewski wyraźnie zarysował życie prywatne głównego bohatera. Dzięki temu jego dzieło z powieści sensacyjnej przerodziło się w pouczającą pozycję obyczajową pełną rozmaitych emocji począwszy od współczucia, smutku, bólu po wytrwałość i siłę z przewodzącym wątkiem sensacyjnym. Na bardzo dobrym poziomie były opisywane nie tylko rozgrywki psychologiczne, ale również bezsilność, którą doświadcza czasami każdy z Nas. Szczególnie zadowolona byłam również, kiedy odnalazłam fragmenty po niemiecku – na ich lekturze spędziłam trochę więcej czasu, starając się samodzielnie je przetłumaczyć. Udało mi się również zapisać wiele nowych, nieznanych dotąd słówek ;)

Bardzo spodobało mi się również to, iż fabułę budował nie tylko wątek artykułu o ojcu Szafronie, ale wiele innych pozornie nie związanych z głównym, a jednak łączących się w jedną całość. Dzięki temu pisarzowi udało nieco wodzić czytelnika za nos, by efektownie zmienić bieg akcji i wprowadzić w zdziwienie, kiedy będzie czytać zakończenie. Przyznaję, że to świetnie wyszło, a ostatni rozdział nie tylko poruszył, ale również stał się „wisienką na torcie”.

Podsumowując muszę stwierdzić, że dawno nie czytałam tak dobrej pozycji opisującej nieco realne, a jednak ubarwione fikcją literacką, wydarzenia. Lekturę mogę śmiało polecić nie tylko osobom rządnym wstrząsy, jak przystało na utwór sensacyjny, ale również chętnym zasmakować nader emocjonalnej opowieści o życiu zwykłego człowieka. Jeżeli chodzi o mnie – nie mogę się doczekać, kiedy chwycę za debiut Pana Daniela „Metodyka”.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res

10 komentarzy:

  1. Czuję się zachęcona i jeżeli będzie okazja ją przeczytać, z chęcią z niej skorzystam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Cieszę się, że podobał się Pani "Grzech Ojca." Pani recenzja tak mnie wciągnęła, że mam ochotę sięgnąć po własne dziełko i przeczytać je jeszcze raz! ;-) Pozdrawiam serdecznie.

    Daniel Radziejewski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę Panie Danielu, że to, co napisałam, wywołało w samym autorze takie odczucia ;)

      Usuń
  3. Nawet nie myślałam, że ,,Grzech'' będzie tak intrygującą pozycją. Mnie osobiście bardzo zachęciłaś swoją recenzją i z ogromnym zaciekawieniem przeczytam w wolnej chwili tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej. Zainteresowałaś mnie książką, na którą normalnie nie zwróciłabym najmniejszej uwagi. Bez wątpienia sięgnę po nią w najbliższym czasie. Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam mieszane uczucia co do tej książki, więc raczej nie sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, niemiecki! Chyba miałabym problem... :D Po książkę raczej nie sięgnę w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deline! Ależ tam też był przetłumaczony tekst, tylko ja chciałam się sprawdzić w oryginale ;D

      Usuń
  7. czemu nie ? ;) pewnie kiedyś sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię takie powieści, zwłaszcza, jeżeli mają w sobie prawdę. A także kusza mnie dodatkowo, kiedy jest to związane z kościołem, nie wiem czemu - ale tak właśnie jest.

    Pozdrawiam,
    Klaudyna

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)