czwartek, 5 lipca 2012

[95] Marcin Ciszewski „Upał”

Wyd. Znak literanova
Kraków 2012, 416 str.
Ocena: 9/10  Niecodzienna

Euro 2012 – od ponad pięciu lat w sercach Polaków, nie tylko tych, którzy musieli nieźle napracować się by wszystko wyszło jak należy, ale również kibiców wierzących w sukces naszej reprezentacji. Sztab szkoleniowy z selekcjonerem na czele i dwudziestu trzech piłkarzy, którzy chcieli zostać legendą. Szesnaście krajów, którym przyszło poznać nowy zakątek Europy, inną kulturę i przede wszystkim Polaków, o których słyszeli lepsze i gorsze rzeczy. Budowa dróg, stadionów, lotnisk – krótko mówiąc: wyczerpujące przygotowania. Jednak czy przeciętemu kibicowi przeszła przez głowę myśl o możliwości ataku terrorystycznego? Czy w ogóle zdawaliśmy sobie sprawę ile ludzi czuwa nad bezpieczeństwem Euro 2012?

Po raz pierwszy usłyszałam o Panu Marcinie przy okazji premiery WWW.RU2012.PL, jednak dotąd nie miałam okazji zapoznać się z pozycjami tegoż autora. Kiedy przeczytałam opis jego najnowszej powieści pt. „Upał”, miałam ochotę nie tylko zapoznać się z pozycją, ale również dowiedzieć się co nieco o samym pisarzu. Pan Marcin Ciszewski jest absolwentem Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego, ze specjalizacją historia najnowsza. Choć od lat nie zajmuje się historią zawodowo, pasjonuje się przebiegiem II WŚ, ze szczególnym uwzględnieniem Kampanii Wrześniowej. Doświadczenia muzyczne, treningowe, a przede wszystkim solidne humanistyczne wykształcenie na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, a także pasja czytelnicza i podziw najzacniejszych twórców literatury XX i XXI wieku: Stephena Kinga, Alistaira Macleana, Fredericka Forsytha czy Stanisława Lema, zaowocowało w końcu pomysłem, by samemu oddać się pisaniu powieści. I tak: Pan Marcin Ciszewski zadebiutował w 2008 roku powieścią www.1939.com.pl. Po czterech latach w dorobku literackim kolejnego polskiego pisarza znalazły się takie powieści jak: „WWW.1939.COM.PL”, „WWW.1944.WAW.PL”, „Major”, „Mróz”, „WWW.RU2012.PL” oraz „Upał”.
Pan Marcin Ciszewski

Stadion Narodowy – miejsce długo wyczekiwanego meczu ćwierćfinałowego Polaków. Meczu nie tylko o awans do fazy półfinałowej, ale również o honor – pojedynku z Niemcami. Prawie sześćdziesiąt tysięcy kibiców, w tym największe osobistości Rzeczpospolitej Polskiej i Republiki Federalnej Niemiec wpatrzonych w dwudziestu dwóch zawodników biegających po murawie boiska. Zewsząd docierają rozmaite okrzyki, panuje nieznośny skwar, a ulice wypełnione są tysiącami ludzi wierzących w sukces swojej drużyny. Dla terrorystów to idealny cel. W każdej chwili mogą zaatakować. Podinspektor Jakub Tyszkiewicz nie ma łatwego zadania. To on odpowiada za bezpieczeństwo meczu. Problem w tym, że nie wiadomo, kto jest prawdziwym wrogiem. Jak uchronić największą imprezę piłkarską od fiasku i tragedii?

Obraz wypełniała w większości wartka rzeka kibiców, która pokonywała piechotą most Poniatowskiego i wyrażając emocje w kilkunastu rozmaitych językach, zmierzała w stronę bramek prowadzących na stadion.”

Nie od dziś wiadomo, ze oprócz literatury i historii interesuje się również piłką nożną. Całe Mistrzostwa Europy, mecz po meczu obserwowałam z zapartym tchem, stale powstrzymując się od maksymalnego wybuchu emocji w konkretnych sytuacjach. Jak każdy Polak – wierzyłam w sukces naszej reprezentacji, od momentu kiedy Michel Platini przed pięcioma laty wyciągnął z koperty kartonik z napisem Poland & Ukraine. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja przeczytania publikacji Marcina Ciszewskiego „Upał”, która ukazywać miała możliwość ataku terrorystycznego podczas Euro 2012, nie wahałam się ani minuty. Byłam pewna, że te ponad czterysta stron usatysfakcjonuje mnie nie tylko jako kibica (przekonam się komu autor przypisywał zwycięstwo), ale również czytelnika. Czy moje oczekiwania zostały spełnione?

Pan Ciszewski posługuje się lekkim stylem, dzięki czemu pojęcia typowo związane z informatyką czy ochroną państwową wydają się w pełni zrozumiałe. Czytelnik może nie tylko z pełnym zaciekawieniem bezproblemowo przebrnąć przez kolejne strony, ale również zostać pochłoniętym przez lekturę na tyle, że pozycja będzie mu towarzyszyć w prawie każdej czynności dnia. I tak też było ze mną – nie mogłam przestać czytać (i co nietypowe dla mnie – nieco wygniotłam okładkę przez to, że egzemplarz ciągle „wędrowała” ze mną).

Upał” został idealnie umiejscowiony w polskiej rzeczywistości i choć akcja rozgrywa się podczas Euro 2012, książka nie traktuje o piłce nożnej lecz o terrorystach i ich „pogromcach”. Najciekawszy sposób ukazania przez Autora realności obrazuje poniższy cytat:

Straszne wydarzenie, straszne. Dobrze, że skończyło się tylko na kilku rannych. To cud prawdziwy. Wydałem polecenie, alby rodziny poszkodowanych otoczyć jak najstaranniejszą opieką.”

Czy czegoś Wam to nie przypomina?

Co szczególnie spodobało mi się oprócz rzetelnej fabuły? Autor ciekawie przedstawił realia pracy w nadrzędnych instytucjach państwa. Dzięki realizmie czytelnik mógł poznać trudy normalnego funkcjonowania pracownika Biura Zwalczania Terroryzmu Centralnego Biura Śledczego, brzemiona jego doli: te związane z pracą oraz życiem codziennych i typowymi zachowaniami męskimi, jak i kobiecymi. Pisarz poprzez swoją pozycję pokazał, że pracując w takiej „branży” człowiek musi być twardy, nieraz pozbawiony emocji czy ludzkich odruchów, a nawet zachowywać się jak nie przystało poprawnemu obywatelowi – krótko mówiąc: „Cel uświęca środki”.

Jakub podczas ostatniego półrocza nauczył się wypowiadać groźby bez żadnego podnoszenia głosu, obojętnym, pozbawionym emocji tonem. Przekonał się, że tak jest dalece skuteczniej, niż gdyby ryczał i wymachiwał bronią.”

W publikacji polskiego Prozaika dostrzegamy również, że ludzie kierujący arcyważnymi operacjami w zakresie bezpieczeństwa są tacy jak i my – również odczuwają strach, ból czy złość. Główni bohaterowi – nader charyzmatyczni i intrygujący mężczyźni – Jakub i Staszek – zdają sobie sprawę, że od działania ich zespołu zależy nie tylko utrzymanie prestiżu Euro 2012, ale również życie tysięcy ludzi.

Mają czas do jutra. Jeżeli coś zawalą, po tym terminie do pracy przystąpią firmy budowlane i przedsiębiorstwa pogrzebowe.”

Przez to towarzyszą im nie tylko pesymistyczne myśli i wizje kolejnych ataków wroga, ale również przeświadczenie, że najgorsze dopiero przyjdzie.

Właśnie o to chodzi. Nie myśl o tym. Zrób wszystko jak należy i nie myśl o tym. Inaczej przegrasz, zanim ten mecz w ogóle się zacznie.”

Co strasznie mi się spodobało – bohaterowie wykreowani przez Pana Marcina, wbrew pozorom nie zgarniają tylko ogromnych pensji siedząc za biurkiem, ale są jakby w transie, a ich dwadzieścia cztery godziny rozciągają się niemal do pięćdziesięciu:

- Jesteś w robocie?
- Owszem. Słuchaj... te po godzinach to nadgodziny. A te przed?
- O czym ty mówisz?
- Podgodziny? Wiesz, ten czas, kiedy człowiek, zamiast leżeć w łóżku, odgniata dupę przed służbowym komputerem.”

Pisarz poprzez swoją pozycję pokazał, że pracując dla rządu często robi się to kosztem rodziny, która jest dla Nas niezwykle ważna.

Podsumowując, muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej, a na dodatek niezwykle realnej pozycji, której akcja rozgrywa się w moim ojczystym kraju. Autorowi wielki plus należy się również za to, że w pozycji dotyczącej na prawdę ważnych kwestii, odnajdujemy między wersjami „szczypty humoru”. Żałuję jednak, że jego scenariusz nie spełnił się choćby w kwestii awansu Polaków do ćwierćfinału. Po zakończeniu, które na długo pozostanie w pamięci, mogę tylko powiedzieć: Chcę więcej!” (już planuję lekturę „Mrozu” - pierwszej części przygód Jakuba Tyszkiewicza), a każdemu, kogo ciekawi „Upał” gorąco polecić książkę ;)

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak literanova

Zdjęcia pochodzą STĄD: 1| 2| 3| 4

poniedziałek, 2 lipca 2012

Wakacyjne czytanie - STOS ;)

Kiedy 29 czerwca powróciłam do domu po zakończeniu roku szkolnego, wszystkie emocje opadły, nogi przestały boleć, a w głowie świtała myśl: „To w poniedziałek będę mogła sobie pospać do dziewiątej.” I tak: wyspana, zadowolona po pracowitym weekendzie i poranku postanowiłam przedstawić Wam pozycje, które będą mi towarzyszyć przez te dwa wakacyjne miesiące ;)



Jak widać na zdjęciu – będę miała co czytać! Wiele pozycji z tych trzech stosów uzbierało się przez cały rok, a z powodu lektur szkolnych i licznych obowiązków, cały czas czekały na swoją kolej. Niektóre (co smutne) chciałam przeczytać zaraz po zakupie, jednak nie udało się. Mam nadzieję, że podczas wakacji, mimo kilku wyjazdów, znajdę czas, by przeczytać nie tylko lektury (z którymi chcę zapoznać się przed rozpoczęciem drugiej klasy) czy egzemplarze recenzenckie (których będzie na bieżąco przybywać), ale przede wszystkim te publikacje, które od dawna mam w domu ;)

Część pierwsza – własne

Jak głosi nagłówek – pierwszy stos stanowią pozycje zakupione przeze mnie, wygrane i otrzymane od życzliwych osób. I tak od góry:

1. Ewa Stec „Klub Matek Swatek” - pozycja zakupiona pod koniec zeszłorocznych wakacji
2. Evans Richard Paul „Szukając Noel” - efekt kolejnych, tym razem marcowych zakupów w księgarni Weltbild; po zauroczeniu „Stokrotkami w śniegu”, musiałam chwycić za kolejną pozycję tego Pana.
3. Katarzyna Michalak „Rok w Poziomce” - jak powyżej; od dawna miałam ochotę na tą pozycję.
4. J.D. Bujak „Bilbord” - zakupiony w miejscowej księgarni Libros już w kwietniu; Jak mogłabym odpuścić sobie książkę Asi? 
5. Małgorzata Gutowska-Adamczyk „Cukiernia pod Amorem. cz.3 Hryciowie – nagroda za bardzo dobre i celujące wyniki w nauce; Mam ogromną ochotę na całą serię, dlatego pierwsze tomu zarezerwowałam już sobie w bibliotece. 
6. Lauren OliverDelirium” - nagroda w konkursie Cassin; przyznam, że strasznie mnie intryguje zawartość. 
7. Małgorzata Musierowicz „Musierowicz na gwiazdkę” - prezent od koleżanki na gwiazdkę. 
8. Andy Andrews „Mistrz” - książka należy do taty, ale ja też mam na nią chrapkę ;)
9. Hillenbrand Laura „Niezłomny” - tym razem prezent gwiazdkowy od Znaku; niestety brakowało czasu by dotychczas zapoznać się z tą pozycją.

 Część druga – biblioteczna

Są to w większości lektury i dwie pozycje ot tak – dla przyjemności i zaspokojenia ludzkiej ciekawości po przeczytaniu opisu na okładce ;)

  1. Szekspir „Tragedie” - wypożyczona w celu zapoznania się z Hamletem (przeczytane) i Królem Lirem (do przeczytania).
  2. Joanna Rudniańska „Miejsca” - opis na prawdę obiecujący.
  3. Michaił Bułhakow „Mistrz i Małgorzata” - lektura, której nie udało Nam się przerobić, a którą zaczęłam czytać i zapowiada się ciekawie.
  4. Henryk Sienkiewicz „Potop” - kolejno trzy tomy; utknęłam w połowie drugiego tomu, a że lektura (o dziwo) przypadła mi do gustu, muszę dobrnąć do końca ;)
    Część trzecia – recenzencka

Na pierwszy rzut oka prezentuje się dość ubogo, ale to nader intrygujące pozycje.

1. Daniel Radziejewski „Grzech ojca” - od Novae Res; nie mogłam oprzeć się opisowi.
2. Marcin Ciszewski „Upał” - od Znak literanova; jestem już po lekturze pełna emocji i gotowa by jutro napisać recenzję po zebraniu cytatów.
3. Krzysztof Spadło „Marzyciele i Pokutnicy” - od Novae Res; po pierwsze - opowiadania, po drugie – zjawiska paranormalne ;)

Choć wszystkie „części” stosu już zaprezentowałam, postanowiłam pochwalić się moim dwoma największymi dumami minionych dni. Pierwsza z nich to statuetka „primus inter pares” za najlepszą średnią w klasie, a druga – puchar za zajęcie pierwszego miejsca w kategorii do lat osiemnastu w Turnieju Szachowym organizowanym w ramach Dni Obornik.

Wszystko to wprawia mnie aż w samozachwyt. Już nie mogę się doczekać czytania – zwłaszcza pozycji w ramach wyzwania „Z półki” i „Projektu Musierowicz”.

Serdecznie pozdrawiam i zapraszam jutro na recenzję „Upału” Marcina Ciszewskiego ;D

środa, 27 czerwca 2012

[94] Małgorzata Musierowicz „Tygrys i Róża”

Wyd. Akapit Press

Łódź 1999, 160 str.

Ocena: 10/10 Perełka


Poszukiwania pracy za granicą wywołane burzliwym okresem komunizmu powodowały, że wielu Polaków emigrowało za granicę. Nadarzyła się dla nich okazja, aby zarobić na godne utrzymanie rodziny. Wiele osób wyjechało na zachód, widząc perspektywy lepszego życia. Jednak czy warto pozostawić tych, których kochamy samych? Czy nie należy się obawiać, że nawet z pozoru silne uczucie może nie wytrwać próby czasu?


Z kolejną częścią zostaje wyróżniona następna osoba z rodziny Borejków – Laura. Dziewczynka, popularnie nazywana Tygryskiem, wkracza w trudny okres dojrzewania i nie jedno przewinienie ma na sumieniu. Jednak córka Gabrysi dopiero „odpali” ze zdwojoną siłą – postanowi odszukać ojca i dowiedzieć się prawdy sprzed ponad szesnastu lat. Czy Janusz, którego mogliśmy poznać w poprzednich odsłonach Jeżycjady powinien porzucać rodzinę? I dlaczego to zrobił? Niesamowity spot wydarzeń i trudne poszukiwania, nie tylko pozwolą poznać przyczynę odejścia pierwszego Absztyfikanta, ale również umożliwią Natalii odnalezienie człowieka, dzięki któremu będzie mogła zacząć naprawdę żyć, mimo że po rozstaniu z Filipem pragnie wieść życie samotnika.

Po długiej przerwie, jaką musiałam sobie zaserwować, Jeżycjada „smakowała” nadal równie „słodko” ;) Dlaczego? Jakich „składników” użyła Pani Małgorzata, że wyszło jej tak wciągające czytadło? Pani Musierowicz, jak zawsze posługuje się nienagannym i lekkim stylem, dzięki czemu czytelnikowi strony wręcz umykają z rąk. Czytanie uatrakcyjniają również ciekawe opisy zimowego widoku poznańskich ulic.

Caluteńki Poznań zasypany został śniegiem, a wciąż jeszcze wichura dostarczała świeżych zapasów bieli. Ulice były wyludnione – komu by się chciało przedzierać przez te zaspy? Ten, kto właśnie dotarł szczęśliwie do domu po pracy lub po szkole, siedział sobie teraz w miłym cieple i reanimował się gorącą zupą.”

Co niespotykane w poprzednich częściach – większość akcji w „Tygrysie i Róży” nie ma miejsca, jak zwykle w Poznaniu lub pobliskich miejscowościach, ale oddalonym o przeszło sto pięćdziesiąt kilometrów Toruniu. Nigdy nie byłam w tym mieście, jednak dzięki mojej ulubionej pisarce mogłam poczuć się, jakbym razem z Laurą przemierzała kolejne ulice „kopernikowskiego domu”, zaglądała na Uniwersytet i spędzała razem z nią godziny na fotelu w antykwariacie ;)

Książka, oprócz ciekawych miejsc silnie pokazuje również uczucia bohaterów, co było znacznie mniej widoczne w poprzednikach trzynastego tomu. Najbardziej wzruszyła mnie macierzyńska miłość Gabrysi. Każdy czytelnik Jeżycjady zapewne wie, iż najstarsza Borejkówna jest osobą, na którą nie można powiedzieć złego słowa – miła, troskliwa i przede wszystkim zawsze uśmiechnięta. Jednak jej córka uważa mamę za kobietę, która non stop ma pretensje do córki – to za długo się kąpie, to łóżka nie pościeli itd. Dziewczynka nie zdaje sobie sprawy, jak ważne jest dziecko dla każdego rodzica, a wypowiedź Gabrieli umacnia w przekonaniu, że nasze mamy, choć czasem też są na Nas złe, bardzo kochają swoje pociechy.

Byłam całkiem sama, kiedy Laura się rodziła (…) Inne kobiety miały mężów, a ja – nie. (…) Ten szpital wtedy przypominał kolonię karną. I wszystkiego brakowało, leków, środków opatrunkowych..... więc, kiedy wreszcie zobaczyłam tę jej twarzyczkę (…) poczułam się tak, jakby całe zło zniknęło ze świata i jakby odtąd miało być już tylko szczęście.”

Autorka idealnie ukazuje również wagę rodziców, którzy chcąc dla Nas jak najlepiej, czasem mogą postępować w naszym odczuciu źle. Dzięki równie interesującej wypowiedzi Roberta Rojka przekonujemy się, iż z czasem latorośl doceni swoich opiekunów, bez względu na to, jakie wzloty i upadki będzie przeżywać.

Zawsze uważamy naszych rodziców za zbyt surowych i strasznie długo nic nie rozumiemy. Potem nabieramy trochę rozumu i widzimy, że powinniśmy ich kochać za to właśnie, za co nie kochaliśmy: za ich surowość, za czuwanie nad naszą głupotą. I właśnie wtedy ich tracimy. Potem już nam pozostaje tylko pamięć ich.”

Oprócz rodzicielskiej i dziecięcej miłości Autorka ukazuje również cierpienie. Poprzez postać Roberta i sytuację zaistniałą między nim a Natalią (są w sobie zakochani, ale żadne z nich nie potrafi wyznać drugiej osobie miłości) Poznanianka pokazuje, że każdego człowieka spotyka na drodze życia ból i frasunek związany z uczuciami. Poprzez ten zabieg książka nabiera jeszcze więcej realizmu, a potencjalny czytelnik może wczuć się w sytuację bohaterów.
(…) Minął rok, a Robert dopiero dziś zdał sobie sprawę, że przez te miesiące bez przerwy cierpiał. Rana bolała nadal. Tyle że on był jednak bardzo oporny na ból.”

Barwi bohaterzy i dynamiczne sceny oraz liczne zwroty akcji pozwalają czytelnikowi czytać lekturę z nieustanną ciekawością, co dalej może przytrafić się bohaterom. Wśród postaci szczególnie postanowiłam wyróżnić dwie, lubiane przeze mnie osoby – Laurę Pyziak i Natalię Borejko – które są głównymi bohaterkami części. Obie, choć zupełnie inne od siebie usilnie pragnęły miłości, choć przed nikim nie przyznawały się do tego. Laura poszukiwała ciepła ojca, usilnie przekonana, że matka tak „krótko ją trzyma” nie z powodu troski, lecz nienawiści. Z kolej Natalia pragnęła poczuć to co jej siostry i matka – czułość drugiej osoby, która poza nią nie widziałaby świata.

Podsumowując, muszę przyznać, że od czasu „Opium w rosole” żadna część nie wywarła na mnie tak silnych wrażeń i nie wywołała takiej lawiny przemyśleń ;) Szczerze polecam ją każdemu, nawet jako osobną lekturę poza cyklem, gdyż na pewno się nie zawiedźcie i bez problemu zrozumiecie kto jest kim. Stałym czytelnikom Jeżycjady mówię tylko: „Jeśli nie czytałeś, biegnij do biblioteki”. A na koniec ciekawy cytat dla Nas – ksiażkoholików, zapisany piórem Pani Małgorzaty Musierowicz:

(...) Bo zdałam sobie sprawę, że w moim późnym wieku czytam wciąż książki nowe, a dla starych przyjaciół nie starcza mi czasu. Może się zdarzyć, że już nie zdążę do nich wrócić. A potem, w zaświatach, będę za nimi tęskniła.”

---------------------------- 
A na co ostatnio wpadłam w sieci?  

niedziela, 24 czerwca 2012

CUDZE chwalicie, SWEGO nie znacie #12

CUDZE chwalicie, SWEGO nie znacie to najnowszy, cotygodniowy (każdej NIEDZIELI) cykl na blogu Meme, podczas którego będziemy mówić o polskiej literaturze – Poetach na miarę Leopolda Staffa, kryminałach, które mogą równać się z powieściami Agaty Christie, seriach, których pozazdrościłby Nam sam Harry Potter- bohater książek J.K. Rowling czy powieściach obyczajowych, przy których wylejemy nie tylko łzy, ale również będziemy się śmiać.

Z nadejściem kolejnej niedzieli, przyznam, że po raz pierwszy miałam dylemat kogo wybrać ze znanych mi autorów. I tym razem moja decyzja nie była przypadkowa. Z racji, że wielkimi krokami zbliża się koniec roku szkolnego dla mas uczniów, postanowiłam wybrać pozycję autora, którego genialne powieści młodzieżowe ukazujące często niełatwe szkolne życie, z pewnością powinny znaleźć się w kanonie lektur (przynajmniej) szkoły podstawowej. Na jego książkach wychowali się moi rodzice, a teraz, po latach, czytam je i ja ;) Dawno nie miałam tak roześmianego gościa ;) Kto nim jest? Zobaczcie poniżej ;)

Edmund Niziurski urodził się 10 lipca 1925 roku w Kielcach w rodzinie urzędniczej. Był najstarszym spośród trojga rodzeństwa. Uczył się w Gimnazjum im. J. Śniadeckiego w Kielcach, do czasu, kiedy jego naukę przerwała wojna i został ewakuowany na Węgry. Tam kontynuował naukę w polskim gimnazjum dla uchodźców. Mając zaledwie 15 lat powraca do Polski i podejmuje się pracy jako robotnik w Hucie "Ludwików" i praktykant rolny w majątku Jeleniec pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Nie porzuca jednak nauki – uczęszcza na tajne komplety w Ostrowcu, by w 1943 r. zdać egzamin maturalny. Młody Edmund chce kształcić się dalej – zaraz po zdaniu „egzaminu dojrzałości” rozpoczyna eksternistyczne studia prawnicze na tajnych kompletach w Jeleńcu. Kiedy wojna dobiega końca, kontynuuje je na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Równocześnie rozpoczyna dziennikarstwo na Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Krakowie (1946–1947), a następnie socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim (1947). W 1947 r. ukończył studia prawnicze i uzyskał tytuł magistra. Również w '47 ożenił się z Zofią Barbarą Kowalską. Mieszkał i pracował w Katowicach i Kielcach, a od 1952 r. w Warszawie. Niziurski był pracownikiem redakcji tygodnika "Wieś", dzięki czemu mógł równocześnie rozwijać własną twórczość literacką. W 1951 r. został członkiem Związku Literatów Polskich, a w 1952 r. członkiem ZAiKS.Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Twórca popularnych książek dla dorosłych i młodzieży, cechujących się charakterystycznym, nieco absurdalnym humorem słownym. Najbardziej znane to: "Księga urwisów", "Sposób na Alcybiadesa" , "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" , "Klub włóczykijów", "Naprzód, Wspaniali!", "Adelo, zrozum mnie!", "Żaba, pozbieraj się!", "Awantura w Niekłaju", "Siódme wtajemniczenie".

Po krótkiej biografii ruszam pełną parą, by podczas dzisiejszego podwieczorku przy kawie i murzynku w łaty, który wyciągnęłam właśnie z piekarnika, przedstawić Wam plusy lektur Pana Niziurskiego. O takim smakowitym, jak uwieczniłam na zdjęciu ;)

Życie ucznia bywa często trudne: codzienne kartkówki, sprawdziany, pytania i przekonanie nauczycieli, że ich przedmiot jest najważniejszy. Do tego dochodzą, czasami aż kuriozalne uwagi, więc jak tu przeżyć tego dziesięć miesięcy? Jednak z drugiej strony, patrząc z perspektywy nauczyciela – po pierwsze: oni też nie mają łatwego życia”, a po drugie: czyż to nasi profesorowie nie byli też kiedyś w takiej sytuacji jak my i też nie narzekali, jak to nam się zdarza?

Choć to oni są teraz nad nami, jest jedna rzecz, która potrafi „pogrzebać” obie strony. Bo jak wygląda uczeń, który wiecznie dostaje uwagi? I co sądzą inni „mieszkańcy pokoju nauczycielskiego” o koledze, który wpisuje uwagi niczym z kabaretu? Specjalnie dla Wa przygotowałam kilka takich uwag – perełek, które można spotkać we współczesnej szkole, a są równie kreatywne jak te z pozycji Pana Niziurskiego ;)


Od wiek wieków uczniowie mieli swe typowe przypadłości,a le nie tylko oni – nauczyciele też. Przykładowo – uczniów kojarzymy ze ściąganiem czy wymyślaniem nietypowych przezwisk dla belfrów. A samych profesorów z....– no właśnie z czym? Czy pamiętacie jakieś zaskakujące historie z lat szkolnych, nie tylko w wydaniu waszych rówieśników, ale również pedagogów?

Najśmieszniejsza sytuacja z lekcji, którą to akurat wczoraj wspominaliśmy na spotkaniu klasowym, to bliskie spotkanie naszej Pani Profesor ze ścianą. Albo nawet z tablicą. Jak do tego doszło? Nie wiadomo kto, nie wiadomo skąd ustawił radio na maksymalną głośność, a nauczycielka, przyzwyczajona, że płyta czasem „nie zaskakuje” przyłożyła ucho do głośnika. Kiedy uruchomiła sprzęt, reakcja była natychmiastowa – odskoczyła, chwytając jednocześnie kabel, by czym prędzej wyjąć go z kontaktu. Na jej nieszczęście, za nią znajdowała się już tylko ściana i wisząca na owej ścianie tablica. W efekcie sprzątaczka nie mogła się nadziwić, jak my to zrobiliśmy, że trzy czy cztery kredy zostały po prostu rozdeptane pod tablicą ;)


Za to poniżej, poprzez cytat pochodzący ze „ Sposobu na Alcybiadesa” chciałabym pokazać Wam, że również w Nas – uczniach, szkoła pozostawia trwałe „znaki”, tak, że nawet nauczyciele czy sprawdziany śnią Nam się po nocach:

„- Przepraszamy my do pana profesora Misiaka.
-Właśnie go znoszą- odpowiedział człowiek w czarnym cylindrze.
Istotnie, po drugiej stronie z otwartych drzwi sześciu żałobnych mężczyzn wyniosło czarną trumnę.(…) Niebawem z domu wyniesiono trumnę. Za nią poczęli wychodzić goście żałobni. Czekaliśmy, aż wszyscy wyjdą, żeby dołączyć do końca konduktu. Ale oni wychodzili i wychodzili, milczący, ze spuszczonymi czołami, wychodzili parami nieskończonym korowodem. (…) Nie było tylko chłopaków z naszej klasy. Nagle spostrzegliśmy ich. Biegli zdyszani z mapami, z planszami, z wykresami, z kasetami filmów… (…)
-Ale po co zabraliście te rzeczy??
-Przecież zawsze odprowadzaliśmy go z mapami.” ( fragmenty snu Ciamciary)

I jeden z ciekawszych fragmentów „Siódmego wtajemniczenia”, i jakże urokliwa ilustracja go dotycząca ;)

„- Koledzy! - zawołałem z uniesieniem. (Jaka szkoda, że nieszczerym, bo było to wspaniale wykonane uniesienie). - Jeśli mamy w rękach tak niezwykłe osiągnięcie techniki, wykorzystajmy je w pełni! Cóż to za satysfakcja nagrywać płaski program szkolny! Komu zaimponujemy takimi nagraniami? Kowbojce? Naprawdę szkoda talentu, koledzy! To są kurze podskoki, nie wzloty. Więcej rozmachu, panowie! Przed nami możliwości zgoła nieograniczone. Nagrajmy się imponująco, ultranaukowo, nokautująco, sardonyksowo, awanturynowo i serpentynowo!...
- Serpentynowo?! - powtórzył pobladły Bąbel.
- Tak jest, kolego, a przynajmniej pirargirytowo. Spenetrujmy górne piętra wiedzy przyrodniczej, opanujmy komensalizm, polifiletyzm i anafilaksję lub choćby amfimiksję, nie mówiąc już o endokrynologii. Nagrajmy się dogłębnie, specjalistycznie i mądralistycznie...
- Mądralistycznie?!
- Oczywiście, że mądralistycznie, mądralizmem wyjątkowym budzącym osłupienie a nawet przerażenie autorytetów gogicznych. Wystąpmy jako genialne nastolatki! Cóż stoi na przeszkodzie by nagrać, dajmy na to tu obecnego skromnego kolegę Gąsińca Einsteinem? Niech potem wystąpi przed kamerami! Niech zdobędzie najwyższe nagrody olimpiad szkolnych i telewizyjnych kwizów! Sława, honory i honoraria czekają na nas, koledzy! Tak mówiłem natchniony, aż trzeszczało krzesło zabiegowe, roztaczając przed nimi wspaniałe perspektywy, rozpaliłem wszystkich ogniem wewnętrznym i krzyk się podniósł dokoła.
- Nagrajmy się! Nagrajmy się mądralistycznie!!! - krzyczeli asystenci i Marszalec, a już chyba najgłośniej - mały Gąsiniec.”

Więc za co kochamy Pana Niziurskiego?

Osobiście muszę pozazdrościć Panu Edmundowi tego genialnego humoru i zabawnych historii, którymi przez lata raczył kolejne pokolenia. Cieszy mnie, kiedy mogę chwycić za pozycję tegoż pisarza, ponieważ autor pokazuje Nam, że w szkole, często uważanej przez uczniów za katorgę, wcale nie musi być ponuro i smutno, ale naprawdę ciekawie i zabawnie. I jak przeczytałam na jednej ze stron internetowych: Zmieniają się szkolne mundurki i listy lektur, nad którymi wciąż debatują politycy - jak powszechnie wiadomo, niedościgli znawcy literatury i edukacji. Nie zmienia się za to szkolna chandra (zwłaszcza ta z początku września), na którą najlepszy jest humor z zeszytów. Dokładnie taki sam, jak ten sprzed półwiecza, gdy po szkole przechadzali się Alcybiades, Marek Piegus i czeredy chwackich urwisów.” - To co było kiedyś, ma miejcie i dziś!

I na koniec – jeszcze jedna śmieszna sytuacja z życia wzięta.

Lekcja chemii. Kolejna już o równaniach molowych. I oczywiście znalazł się śmiałek, który zapytał „Na co przydadzą Nam się te obliczenia molowe”. Pani Profesor starając się wybrnąć z sytuacji żartem (dobrze wiedziała, że nikt ot tak nie siada i nie rozwiązuje takich równań jak krzyżówki w „Wyborczej” czy „Przyjaciółce”) odpowiedziała: „A jak trafisz do Milionerów i to będzie pytanie za milion?”
Poniżej lista lektur, które przeczytałam lub pragnę przeczytać jeszcze w tym roku ;)

Sposób na Alcybiadesa | Księga urwisów | Niewiarygodne przygody Marka Piegusa | Awantura w Niekłaju | Siódme wtajemniczenie

------------------------------------------

To ostatni cykl w sezonie 2011/2012. Z kolejną dawką pozytywnych emocji i rozważań na temat Polskich pisarzy i poetów oraz ich dzieł powrócę po przerwie wakacyjnej już 2 września ;) Za to 1 lipca, kiedy na dobre rozpoczną się wakacje ruszam z nowym, ale równie ciekawym cyklem ;D

niedziela, 17 czerwca 2012

Kochani!

Dziś niestety (!) nie uda mi się opublikować cyklu albo recenzji, natomiast nieco wytłumaczę się z mojej długiej (w moim mniemaniu) nieobecności w blogowym świecie. Postaram się też przybliżyć Wam plany blogowe na kolejne dni, tygodnie, miesiące wakacyjne ;)

Wiem, że tylko winny się tłumaczy, jednak mimo swej nieobecności zaglądałam na wasze blogi, czytałam recenzje i przyglądałam się ogromnym stosom. Brakowało niestety czasu skomentować wasze posty, kiedy na biurku piętrzyły się czy to podręczniki czy lektura na ostatnie tygodnie szkoły - „Potop” Henryka Sienkiewicza (przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczona szybkością mojego czytania tejże pozycji, zważywszy na trudności podczas lektury „Quo vadis”).Teraz, kiedy przede mną ostatni tydzień nauki i ostatnie odpowiedzi, sprawdziany i prezentacje przed wystawieniem ocen, postanowiłam, że muszę, choć tym postem pokazać Wam, że ciągle jestem, piszę, czytam i przede wszystkim nie zapomniałam o Was moi drodzy Czytelnicy. Obiecuję w tym tygodniu uraczyć Was choćby jedną recenzją i relacją z Debaty Blogerów.

Muszę się też przyznać, że prócz czytania i nauki moją uwagę w ostatnich dniach pochłonęło Euro 2012 i przede wszystkim mecze Polaków. Nasi Rodacy niestety wczoraj odpadli z rozgrywek, jednak po wczorajszym dopingu, jaki zobaczyłam i odczułam na własnej skórze, będąc w poznańskiej Strefie Kibica, mogę śmiało powiedzieć: Jestem dumna z wszystkich Polaków, za to, że kibicowali do końca i wierzyli w naszą reprezentację. Widząc wzniesione w górę szaliki i tysiące ludzi śpiewających hymn Polski, uśmiech sam cisnął się człowiekowi na buzię ;) Stworzyliśmy genialną atmosferę i wierzę, że zmotywowaliśmy tym Panów z reprezentacji do genialnej gry w eliminacjach do Mistrzostw Świata.


Przechodząc do kwestii planów:

W przyszłym tygodniu pojawi się ostatnia odsłona cyklu, który powróci po wakacjach. Na okres letni planuję specjalny nowy cykl, idealny, by nie popaść w wakacyjne lenistwo ;) W najbliższym czasie zaprezentuję również stos, by pokazać Wam jakie pozycje przeczytam w najbliższym czasie i o jakich książkach będziecie mogli dowiedzieć się co nieco na moim blogu. W okresie wakacyjnym zabiorę się również za lekturę egzemplarzy z mojej domowej biblioteczki, które już długo czekały na swoją kolej. Mam również zamiar zaprezentować wam owy zbiór, kiedy tylko wszystko uporządkuję ;) Na początku wakacji chciałabym także zorganizować konkurs dla czytelników mojego bloga. W głowie drzemie jeszcze kilka, albo nawet kilkanaście planów, które po dopracowaniu zapewne ujrzą światło dzienne ;)

Ależ się rozpisałam! Pozdrawiam więc i lecę czytać „Potop” ;)