poniedziałek, 14 września 2015

Joanna Szwechłowicz "Ostatnia wola"

Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2015, 280 s.
Testamenty mają to do siebie, że nie zawsze są po myśli spadkobierców zmarłego. Ostatnia wola będąca nierzadko powodem sporów i nienawiści. Bywają też sytuacje, w których pośmiertny zapis zbiera swoje żniwo. Nie zawsze bowiem udaje się przezwyciężyć ludzkie ułomności - chciwość, poczucie krzywdy i chęć zemsty. Zabójcę w takiej sytuacji zwykle łatwo zdemaskować. Ale gdy rodziną jest się jedynie na papierku, wszystko staje się trudniejsze...

Joanna Szwechłowicz to absolwentka MISH. Z wykształcenia jest polonistką i socjologiem, co odzwierciedla się w jej prozie. W 2014 roku ukazał się jej debiut literacki - Tajemnica szkoły dla panien.

Akcja powieści rozpoczyna się 30 grudnia 1938 roku, kiedy to krewni baronowej Wirydianny Korzyckiej po nietypowym zaproszeniu, ruszają w podróż do pałacu seniorki rodu w Janowcu. Już podczas podróży dostrzegają pozostałych członków rodziny, którzy również otrzymali zagadkowy list. Zwabieni podstępem stawiają się na miejscu, jednak już nie w komplecie. 

Dlatego zapraszam was na piątek, trzydziestego grudnia i proszę, żebyście zarezerwowali sobie czas do pierwszego popołudnia nowego roku. Wieczorem odbędzie się uroczysta kolacja, a w sobotnie południe odczytam swoją ostatnią. Będzie z nami pan Wasilewski, doktor prawa. Wszystko z nim uzgodniłam, niechaj więc niech nikt nie próbuje później podważać testamentu. Skandal i tak wystarczająco was skompromituje. Zwłaszcza osobę, która otrzyma mój majątek niemalże w całości [...] Wasza ukochana ciotka[1]
 
Po kolacji, podczas której nie obyło się bez złośliwych komentarzy ciotki oraz napięcia i licznych emocji wśród zgromadzonych przy stole, wszyscy zapadają w sen. Noc nie należy do spokojnych. O poranku przekonują się, że za oknem powstały potężne zaspy będące wynikiem śnieżnej zadymy. Brak również prądu, a telefon pozostaje głuchy. W dwóch sypialniach odnajdują też martwych krewnych. Świadomość, że wcześniejsza śnieżyca uniemożliwiła wyjście/wejście z/do domu i zabójca jest wśród zgromadzonych w pałacu sprawia, że podejrzanymi są wszyscy...

Kto zabił? Każdy ma swoje podejrzenia. Z wrogością spogląda na nielubianego członka rodziny - zbyt przystojnego, za bardzo zamkniętego w sobie, nadmiernie ekscentrycznego czy przesadnie miłego. Każdy ma inny typ. Wszyscy zamieszkujący w pałacu próbują również ukryć co nieco przed pozostałymi, co znacznie utrudnia śledztwo, którego podejmują się Urszula - pisarka i Aleksander - zakonnik. Dość nietypowy tandem jak na detektywów.

Gadanie, że życie zbrzydło, to wszystko nieprawda. Dopóki nie boli cię tak, że możesz oddychać, pragniesz żyć[2].


Kryminał retro, który zafundowała czytelnikom Joanna Szwechłowicz wciąga już od pierwszych stron. Autorka pisze w sposób, który nie pozwala oderwać się od książki pod byle pretekstem. Co niezwykłe - publikacja autorstwa polskiej pisarki nie tylko wpisuje się w konwencje powieści detektywistycznej, ale również nie zawodzi w kwestii tła i klimatu lat dwudziestych. W Ostatniej woli zadbano o każdy niuans, a przy tym nie zapomniano o doskonałej konstrukcji świata przedstawionego, dzięki czemu historia ta zyska wielu zwolenników.

Z motywem zamkniętego pokoju nie miałam zbyt często do czynienia. Tym bardziej z nieskrywaną ciekawością pochłaniałam powieść, której bohaterowie zostali odcięci od świata w posiadłości baronowej Korzyckiej. W tak dużym, spowitym ciemnościami, budynku napięcie, które trudno rozwinąć przy małej objętościowo publikacji, nie odstępowało na krok zarówno postaci krzątające się po kuchni, salonie, kolejnych sypialniach, a nawet strychu, ale także czytającego.

Znaczącą rolę w budowaniu potęgowaniu niepokoju i klimatu powieści dwudziestolecia międzywojennego odgrywa język, jakim posługują się bohaterowie. Na pierwszy rzut oka nie widać różnicy, aczkolwiek pisarka umiejętnie przemyca zwrotny, wkłada w usta wykreowanych przez nią postaci charakterystyczne konstrukcje. Czytając czujemy więc przedwojenną atmosferę, jak i zwracamy uwagę na kwestie ważne dla epoki (szczególnie zostaje podkreślona waga wychowania młodego pokolenia).

Każda rodzina ma w swoim kręgu czarną owcę... albo nawet kilka. I to postanowiła wykorzystać Pani Szwechłowicz. W końcu w każdej familii dochodzi do sporów, podziałów i wzajemnej sympatii albo antypatii. Pisarka sprawnie korzystając ze stereotypowego wzoru rodziny idealnie odwzorcowała możliwe związki, które utrudniały dojście do prawdy. Autorka kryminału retro genialnie pokierowała tak różnymi osobowościami ubierając ich relacje w czarny humor, ironię, a niekiedy i sarkazm. Jakże mi się to podobało! 

Wśród postaci postanowiłam wyróżnić tą najmniej zauważalną, która wzbudziła moją niepohamowaną ciekawość. Mam na myśl sprawczynię wydarzeń - Baronową Wirydiannę Korzycką. Starsza, schorowana kobieta łączy w sobie wszystkie cechy znienawidzonej przez rodzinę ciotki -  mimo swojego wieku potrafi być w swoich uwagach szczera do bólu, ujawniając swoją bezczelność i cięty język. Autorka przedstawiła Korzycką jako kobietę, która dzięki swoim wpływom wie znacznie więcej o swoich krewnych, niżeli mogliby oni spodziewać się tego. Dzięki temu bohaterka wydaje się jeszcze bardziej charakterystyczna i o dziwo - zdobywa nietypową sympatię czytającego.


Ludzie myślą, że święcenia czynią z osoby duchownej autorytet do spraw życia i śmierci. Podobnie jest chyba z lekarzami i nauczycielami. Nawet najgłupsi z nich wydają się bardziej predysponowani do wydawania sądów o świecie niż rozsądny piekarz albo szewc. Wierzymy im na słowo[3].

Niezmiernie polubiłam też benedyktyna, Aleksandra - detektywa amatora, który będąc wyjątkowym obserwatorem otaczającego świata, starał się w pojedynkę rozwikłać zagadkę śmierci Baronowej i Tadeusza. Zaskakującym był fakt, jak bardzo pozostali bohaterowie ufali mu ze względu na jego profesję. Nikt nie śmiał wątpić w jego niewinność. Drugą osobą, która również nie znalazła się w kręgu najbardziej podejrzanych była Basia. Tą nietypowo wychowywaną jak na tamte czasu dziewczynkę, również polubiłam. Na dodatek dziecko zwykle potrafi wnikliwiej spojrzeć na sytuację...

W powieści najbardziej zachwyca misternie uplecioną siatką domysłów, niedomówień i oskarżeń, które wodzą czytelnika za nos. Pisarka operując rozmaitymi środkami sprawia, że nie tylko członkowie rodziny charyzmatycznej Wirydianny widzą winnego niemal w każdym, ale również czytający powątpiewa w niewinność większości bohaterów. W końcu każdy z nas ma coś na sumieniu - czasem mniejsze zło, a niekiedy większe...

Ostatnia wola Joanny Szwechłowicz zupełnie odstaje od współcześnie tworzonych kryminałów. Nie ocieka krwią, brak w niej dosadnej brutalności i wulgarności języka. I to zdecydowanie plasuje ją w czołówce tak innych, ale stworzonych z równą pasją, powieści kryminalnych. Napisana z rozmysłem, pomysłem i swoistą czystością formy przy jakże zagmatwanej fabule. Szczerze polecam zarówno sympatykom Christie, jak i współczesnym smakoszom dobrze skrojonego kryminału. 

[1] Szwechłowicz Joanna, Ostatnia Wola, Warszawa 2015, s. 4;
[2] Tamże, s. 62;
[3] Tamże, s.110.

8 komentarzy:

  1. To musi być naprawdę dobry kryminał. Twoja recenzja mnie bardzo do niego zachęca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mnie zachęciłeś do Ostatniej woli. Już czuję, że w czasie lektury trudno mi będzie się od niej oderwać. Lubię książki takiego typu. Jest w niej wszystko co lubię - kryminał, dwudziestolecie międzywojenne, zagadka i zróżnicowane charaktery. Sięgnę na pewno. Pozdrawiam :)
    http://biegiemdoksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałabym się, że ta książka to tak dobra i ciekawa lektura. Zapisuję sobie :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy jeszcze nie czytałam kryminału retro, więc wpisuję książkę na listę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam kryminały retro! Pokochałam szczególnie dzięki Christie ;)
    Na pewno przeczytam !

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przeczytałam jeszcze poprzedniej książki autorki. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, ja też niestety nie miałam jeszcze okazji. Muszę to nadrobić, bo po tej pozycji widzę, że warto :)

      Usuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)