Pokazywanie postów oznaczonych etykietą C. S. Lewis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą C. S. Lewis. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 marca 2014

[140] C. S. Lewis „O modlitwie. Listy do Malkolma”

 
Wyd. Esprit,
Kraków 2011, 200 str.
Ocena: 8/10 Bardzo dobra

Modlitwa w życiu każdego człowieka odgrywa zupełnie inną wagę. Dla jednych jest ona sposobem na „rozliczenie się” nie tylko przed Bogiem, ale i samym sobą z trosk, zmartwień czy też radości minionego dnia. Może ona też przybierać wyraz dziękczynny lub składać się z próśb człowieka, który staje na krótszy lub dłuższy moment bezpośrednio w obliczu Pana. Bezsprzecznie można by więc rzecz, że modlitwa, choć dla każdego oznacza coś innego, to rodzaj duchowego połączenia, któremu oddajemy się częściej lub rzadziej, z większym lub mniejszym zaangażowaniem. Czy więc o czymś, co jest osobistą wartością można rozprawiać?

C. S. Lewis to znany i lubiany na całym świecie brytyjski pisarz, który wśród nieco młodszych czytelników jest szczególnie znany z „Opowieści z Narnii”. Autor takich powieści jak „Smutek” czy „Dopóki mamy twarze” to uczestnik I wojny światowej. Traumatyczne przeżycia, których doświadczył podczas jednej z dwóch najcięższych w skutkach wojen we współczesnej Europie sprawiły, iż utracił on wiarę. W ojczyźnie podjął się studiów nad literaturą angielską, a na Oxfordzie poznawszy J. R. R. Tolkiena wszedł w środowisko Inklingów. To właśnie dzięki dyskusją nie tylko na temat literatury i kultury, ale i religii, rozpoczął się proces powrotu Lewisa do chrześcijaństwa.

Ostatni raz miałam sposobność czytać książkę jednego z najznakomitszych pisarzy z Wysp ponad półtora roku temu. Pamiętam, ze wtedy – podczas lektury „Smutku” - czułam się nieco przytłoczona rozmyślaniami autora i ciężko było mi się wgryźć w jego prozę. Postanowiłam jednak nie zrażać się i pod koniec ubiegłego roku przyszło mi chwycić za kolejną publikację pisaną piórem Pana Lewisa, która to została wydana już po śmierci autora. W moje ręce trafiła publikacja pt. „O modlitwie” spisana w formie listów do wymyślonego przyjaciela autora. Już sama alternatywa na przekazanie czytelnikowi treści wydała mi się bardzo intrygująca i w końcu ciekawość zwyciężyła. Muszę powiedzieć, że obawy były i to nie małe, jednak jak się okazało – zupełnie niepotrzebne.

Wiedziona przeświadczeniem poprzedniej lektury Lewisa postanowiłam, że za książkę wezmę się tylko wtedy, gdy będę mogła maksymalnie skupić się na treści, by zrozumieć to, co pragnął przekazać pisarz. Okres świąteczny i poświąteczny okazał się świetnym czasem na czytanie tejże publikacji, nie tylko z racji, iż miałam więcej czasu by oddać się swej pasji, ale i okazji sprzyjającej rozmyślaniom nad własną modlitwą i religijnością. Do każdego kolejnego rozdziału starałam się podchodzić więc na spokojnie – bez zbędnego spinania się, nawet, gdy musiałam jakiś fragment przeczytać dwukrotnie, gubiąc się pomiędzy kolejno zapisanymi słowami.

Nawet... pilniczek może być dobrą zakładką :)
Nie od dziś wiadomo, ze religia nie jest częścią ludzkiego życia, o której można rozmawiać wyłącznie w prosty sposób. Nasza duchowość jest kształtowana nie tylko przez to, co przeżywamy, ale i przez ludzi, których spotykamy. Nikt nikomu nie jest równy, więc także naszej wiary nie można by postawić na dwóch szalkach wagi. Jednak to, co spotyka innych, często może być drogowskazem dla tych, który szukają sensu swoich przeżyć metafizycznych i religijnych. „O modlitwie. Listy do Malkolma” stanowią więc swoiste świadectwo wiary, które dla kolejnych pokoleń pozostawił Lewis.

"Gotowa formułka nie może służyć mi do rozmowy z Bogiem, tak jak nie mogłaby mi służyć do rozmowy z Tobą."

Myślę, że najbardziej przypadł mi do gustu rozdział, w którym Pan Lewis „rozdrabniał na części pierwsze” jedyną gotową modlitwę, którą posługiwał się przez wiele lat po swoim nawróceniu. Autor poddał oglądowi kolejne frazy „Modlitwy Pańskiej” popularnie zwanej „Ojcze Nasz”. W każdym kolejnym frazesie zauważał jego możliwość różnej interpretacji, wyróżniał znaczenia, nie tylko te, których byśmy się spodziewali, ale i te, które niejednokrotnie zaskakiwały swą głębią czytelnika. Choć te dość otwarte spojrzenie na modlitwę, którą codziennie posługują się miliony Chrześcijan na całym świecie, mogłoby wydawać się zbędne, myślę że Pan Lewis w ten sposób przybliżył swoim czytelnikom głębię tejże modlitwy. Pokazał poprzez swoją analizę, iż „Modlitwa Pańska” nie jest płytkim tekstem, który „klepie się” na chwałę Pana, ale ukazał prawdziwą wartość tekstu, który wypływa i wypływać będzie z ludzkich ust do końca świata.

Lepiej byłoby odnosić się do Boga w ogóle bez nabożeństwa niż z nabożeństwem, które przeczyłoby bliskości.”

Autor powieści zauważa także, że człowiek mógłby stać się bliższym Bogu, gdyby nie skupiał się na nabożeństwie, które winien wypełnić, lecz oddawałby się w pełni dialogowi, w który wchodziłby z Panem. Myślę, że jest trochę w tym racji, gdyż modlitwa, w której człowiek w pełni i bez ogródek oddaje swe myśli, pragnienia, troski, radości, słowa podzięki, jest według mnie możliwością na umocnienie więzi z Chrystusem. Nie chodzi przecież o to, by z nie wiadomo jak czcią przybliżać się do Boga, lecz starać się być blisko niego także w momentach, gdy nie możemy wygłaszać rozbudowanych, gotowych formułek. Trzeba pozostać sobą.

Nabożeństwo byłby doskonałe, gdybyśmy pozostawali go prawie nieświadomi; wtedy moglibyśmy się skupić jedynie na Bogu.”

Powieść Pana Lewisa jest moim skromnym zdaniem świetną lekturą nie tylko dla tych, którzy wierzą, ale i dla ludzi, który są pełni wątpliwości. Książka pozwala zastanowić się nad własnym życiem, poddać analizie własne zachowania, przyzwyczajenia i potrzeby duchowe. Uważam, że jego przemyślenia, które nie wynikały, że tak powiem „z kapelusza” lecz z własnych i dość świeżych doświadczeń, mogą być świetną wskazówką dla ludzi, którzy na nowo chcieliby odnaleźć w sobie Boga.

Żeby mógł istnieć świat albo Kościół, potrzeba najróżniejszych ludzi. Być może zdanie to jest nawet prawdziwsze w odniesieniu do Kościoła. Jeśli łaska udoskonala naturę, to musi ona doprowadzić do rozkwitu tej pełni różnorodności, którą zamierzył Bóg, stwarzając naturę każdego z Nas.”

Podsumowując, muszę powiedzieć, że choć lektura nierzadko przychodziła z łatwością, nie żałuję ani trochę iż oddałam się czytaniu ostatniej powieści Pana Lewisa. Dzięki jego jakże trafnym spojrzeniom, niezwykłemu kunsztowi języka i niepoprawnemu humanizmowi, jaki wykazywał w swoich słowach, mogłam na chwilę zatrzymać się i spojrzeć na swoje życie. Kolejno zapisywane frazesy co raz bardziej przypieczętowują wielką wartość książki, której nie można minąć obojętnie i której to lektura nie kończy się moim zdaniem z zamknięciem ostatniej strony.

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Sztukater i wydawnictwu Esprit, za co serdecznie dziękuję ;)

niedziela, 8 lipca 2012

LiTeRaCKie PoDrÓżE DoOkoŁA ŚwiAtA #1

LiTeRaCKie PoDrÓżE DoOkoŁA ŚwiAtA to Cotygodniowy cykl na blogu u Meme, podczas którego będziecie mogli poznać kolejne kraje nie tylko od strony zabytków czy sławnych postaci, ale przede wszystkim LITERATURY. Będziecie mogli nie tylko przeczytać moje spostrzeżenia na temat wybranych dzieł, ale również liczę, że uda się podyskutować o Waszych przygodach literackich „w danym państwie” ;)

Przed rozpoczęciem wakacji obiecałam wakacyjnego zastępcę cyklu „Cudze chwalicie, swego nie znacie...”. I tak zrodził się całkiem nowy pomysł – Literackie podróże, podczas których, jak to w lecie przystało, będziemy podróżować. Podróżować pomarańczowym samochodzikiem poprzez poszczególne kraje, wioząc ze sobą bagaż książek (także na dachu, jak widać ;D), zebranych na poszczególnych etapach wycieczki. Kiedy paliwo już w baku (moje chęci), a morze pozycji i niesamowite zakątki świata czekają na odkrycie – RUSZAJMY ;D

W pierwszej odsłonie cyklu postanowiłam wybrać się w dość daleką wycieczkę – do Anglii. Dlaczego wybrałam to miejsce? Zaraz zobaczycie ;)

Z czym kojarzy Wam się Anglia? Mi przede wszystkim z popołudniową herbatką i monarchią. A i jeszcze z niezwykle deszczową pogodą. Po chwili namysłu przychodzą mi na myśl liczne zabytki i maleńkie miasteczka kuszące swymi urokliwymi krajobrazami, ale również pełnią społeczeństwa – każdy każdego zna. Piłka nożna (i jej gwiazdy), Rugby czy Polo również stały się wyrazistą wizytówką tego państwa. Nie mniejszy prestiż tej krainy ukazuje wręcz batalia niesamowitych twórców literatury angielskiej: od Szekspira, Dickensa i Frances Hodgson Burnett po Lewisa i Joanne Kathleen Rowling. Dalej widzę oczami swej wyobraźni niesamowity Londyn, który ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze jest niezwykłą mieszanką kulturową – kiedy moja kuzynka mieszkała w Anglii, opowiadała, że spotkać można tam niemal każdego: od Chińczyka po Amerykanina – sama też chodziła do klasy z Afroamerykanką ;) Z drugiej strony Londyn jest chyba jednym z najbardziej urokliwych, mimo swojej wielkości i masy ludzi, jaka w nim miesza, miast na całym świecie. Wbrew pozorom, co jest przypisywane dużym metropoliom – Londynu nie kojarzymy z centrami handlowymi czy czy wieżowcami, w których rozgrywają się sprawy biznesowe ogromnej wagi, jak to bywa w przypadku Nowego Jorku (kolejnej ogromnej aglomeracji) lecz z zabytkami (Przepiękny, utrzymany w stylu wiktoriańskiego gotyku Parlament, Katedra Westminsterska, Buckingham Pałac, zwodzony most Tower Bridge, Trafalgar Square).
Kraj ten jest stosunkowo niewielki, ale największy ze wszystkich czterech wchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Anglia dzieli się na hrabstwa: London, South East, South West, West Midlands, North West, North East, Yorkshire i Humber, East Midlands i East of England. Co jest na prawdę ogromnym osiągnięciem Anglików: współcześni mieszkańcy, mimo dwukrotnej zmiany granic od czasów wojennych, są nadal dumni ze swojej przeszłości.

Anglia to również niesamowite i jedyne na całym świecie potrawy. Jakie? Zobaczcie sami! - wybrałam smakołyki, które często jadali bohaterowie angielskiej literatury.

Mocno cytrynowe, mięsiste, dość wilgotne. Ze słodką polewą cytrynową. Mało skomplikowane.



Składniki:
• 150 g miękkiego masła
• 200 g brązowego cukru (najlepiej drobnego)
• 3 jajka + 1 żółtko
• 4 cytryny, skórka i sok
• 2 łyżki maku
• 300 g mąki
• 2 łyżeczki proszku do pieczenia
• 1 łyżeczka sody oczyszczonej
• szczypta soli

Polewa:

• 1 łyżka drobnego cukru
• 1/2 cytryny, wyciśniętej
• 1 łyżka "lemon curd" *
• 1 łyżka brązowego cukru


Wykonanie:
  • Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Okrągłą formę o średnicy 20 cm wyłożyć papierem do pieczenia.
  • Mikserem utrzeć miękkie masło z cukrem na puszysty krem (około 8 minut).
  • W drugiej misce lekko ubić jajka i żółtko. Wlewać je małymi porcjami do utartego masła, ciągle miksując.
  • Dodać skórkę i sok z cytryny oraz mak. Delikatnie wymieszać z mąką, proszkiem do pieczenia i sodą.
  • Ciasto wlać do przygotowanej formy i piec przez około 60 minut lub nieco dłużej, aż patyczek wetknięty w środek będzie suchy. Piec aż ciasto będzie lekko brązowe.
  • Polewa: Wymieszać cukier z sokiem z cytryny. Polać po cieście. Rozsmarować "lemon curd" i posypać cukrem.
Składniki, 10 sztuk:
• 250 g mąki
• 1 łyżka proszku do pieczenia
• 30 g masła, schłodzonego i pokrojonego
• 185 ml mleka

Nadzienie:• 40 g sera koziego w ruloniku, pokrojonego na kawałeczki
• 40 g tartego Parmezanu
• 40 g tartego sera żółtego
• 2 łyżki posiekanej natki pietruszki
• 1 łyżeczka świeżych listków tymianku

Przygotowanie:
  • Piekarnik nagrzać do 220 stopni. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Mąkę przesiać do miski wraz z proszkiem do pieczenia i solą. Dodać masło i palcami rozcierać je z mąką, aż powstanie kruszonka przypominająca okruchy chleba. Dodać mleko i za pomocą noża kroić i mieszać ciasto łącząc składniki.
  • Wyłożyć ciasto na posypaną mąką stolnicę i obsypanym w mące wałkiem rozwałkować ciasto na prostokąt o wymiarach 20 x 25 cm. Posypać serem kozim, następnie Parmezanem i serem żółtym, a na koniec natką pietruszki i tymiankiem.
  • Zaczynając od dłuższego boku zwinąć ciasto w rulonik. Pokroić na 2 cm kawałki i ułożyć je na przygotowanej blasze w 2 cm odstępach. Piec przez 12 minut lub do czasu aż będą złociste i w środku upieczone. Wyłożyć na metalową siatkę i podawać gorące lub ciepłe.

Jeszcze ciepłe, przekrojone na połówki smarować masłem, dżemem truskawkowym oraz gęstą śmietaną lub jogurtem.
Na śniadanie z kawą, po południu z herbatą.

Składniki na około 8 szt bułeczek:
  • 250 g mąki
  • 4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 50 g miałkiego cukru (do wypieków)
  • 50 g masła, posiekanego w kostkę
  • 1 duże jajko
  • około 100 ml mleka
  • 50 g rodzynek
Wykonanie:
  • Piekarnik nagrzewam do 220 stopni.
  • Mąkę przesiewam dwa razy na stolnicę, dodaję masło, proszek do pieczenia, sól i cukier. Rozcieram składniki palcami.
  • Jajko ubijam i dodaję tyle mleka, aby otrzymać 140 ml płynnej mieszanki.
  • Dodaję około 2/3 jej ilości do sypkich składników ciasta na stolnicy, pozostawiając resztę do posmarowania bułeczek po wierzchu. Dodaję rodzynki i szybko zagniatam jednolite ciasto. W razie potrzeby dodaję trochę mikstury z jajka i mleka lub podsypuję dodatkową mąką.
  • Na stolnicy podsypanej mąką rozwałkowuję ciasto na wysokość 1,5 cm. Metalową foremką lub ostrą szklanką wycinam pojedyncze ciastka. Układam na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Smaruję resztą ubitego jajka. Piekę przez 10-12 minut na złoty kolor. Podaję ciepłe, z masłem, dżemem i śmietaną.

Choć nie dane mi było czytać podobno genialnej serii o Harrym Potterze, sądzę że istnieje masa, równie wielkich twórców literatury angielskiej, a ich pozycje czyta się z zapartym tchem. Po przeczytaniu kilkunastu pozycji literatury angielskiej odnalazłam naprawdę niezwykłe znakomitości. O jakich książkach mowa?

Pierwsza do tablicy zostaje wywołana Frances Hodgson Burnett i jej niesamowita powieść „Tajemniczyogród”. Co w tym czytadle zachwyca? Dlaczego uważam tę pisarkę za mistrzynię swego fachu? - poniżej możecie przeczytać fragmenty mojej opinii sprzed prawie dwóch lat.

„ (…) Ale przychodzi mi na myśl jeszcze jedno pytanie : Czy "Tajemniczy ogród" jest dzisiaj tajemniczy? Czy istnieje współcześnie dziecko albo dorosły, którzy jeszcze nie znają tej książki? Frances Hodgson Burnett stworzyła powieść, która weszła już na stałe do klasyki literatury dziecięcej i której po prostu nie wypada nie znać. Autorka wyczarowała historię zbliżoną do baśni (...)”

„"Tajemniczy ogród" jest piękną opowieścią o tym, jak wielki wpływ na nas mają ludzie, którzy są blisko nas i jak wiele może się zmienić w życiu, jeśli tylko uwierzymy, że to możliwe. Tak jak ogród potrzebuje pielęgnacji, żeby pokazać swoje piękno, tak człowiek potrzebuje ciepła, uczucia i wsparcia, żeby rozkwitnąć szczęściem (...)”

Druga mistrzyni to raczej „cicha bohaterka” - jej powieść jest mniej znana od „Tajemniczego ogrodu” i dotyczy zupełnie innej tematyki, ale jest napisana równie genialnym piórem, jak książka Burnett. Mowa tu oczywiście o Zinie Rohan i „Córce oficera”. Tym razem pozycja dotyczy czasów wojennych, a do napisania tego typu pozycji jest potrzebna zimna krew, by idealnie ukazać emocje bohaterów i odzwierciedlić tło historyczne. Oto jak spisała się autorka według mnie:

„ (…) Porywająca opowieść o wojnie, miłości i wierności własnym ideałom, napisana z prawdziwie epickim rozmachem. Życie daje tej młodej kobiecie trudną lekcję pokory i uświadamia, że pochopne decyzje mogą w dramatyczny sposób wpłynąć nie tylko na nas, ale i na tych, których kochamy. Książka, ta wywarła na mnie ogromne wrażenie. Od samego początku strasznie mnie wciągnęła i nie mogłam się opanować pochłaniając coraz to więcej rozdziałów.”

„Dla mnie to piękna historia dziewczyny, która podczas zawieruchy historycznej sama stara się uporać ze sobą, swymi uczuciami, życiem i wszystkimi trudnościami, która wiele nie rozumie a charakter jej sprawia, że nie jest jej łatwiej. Tak, o miłości jest powieść. O miłości, która poświęciła się, by nie zranić kochanej osoby. Ale nie tylko. To także powieść o trwaniu, o wierze w lepsze jutro, o solidarności, i o walce z przeciwnościami. O rozłące i samotności, i o mierzeniu się z kolejnymi stratami bliskich. Powieść o trudnych wyborach, o tym, jak skomplikować życie może jedna błędna decyzja, jeden pochopnie wyciągnięty wniosek i urażona duma. „ Córkę oficera” mogę więc śmiało zaliczyć do właśnie do takich dobrych, porządnie napisanych książek o lekcjach, które nieustannie daje nam życie (...)”

Nawet pośród „najstarszych” opinii, które miałam możliwość napisać, odnajdujemy kolejnego artystę. Sądzę, że jego saga fantasty mogłaby równać się z cyklem Joanne Kathleen Rowling. Zapewne ciekawi licznych fanów HP, kto może być lepszy – zapraszam do lektury fragmentów, jak i całości wypowiedzi na temat pierwszej części sagi Philipa Pullmana ;)

„ (…) Wartka akcja, ciekawi bohaterowie i przede wszystkim niesamowity świat, w którym żyją, z całą jego symboliką sprawiają, że trudno odłożyć książkę choć na chwilę. Lyra wyrusza na niebezpieczna wyprawę do mrocznych pustkowi Północy, by uratować swojego najlepszego przyjaciela Rogera. Po drodze napotka przerażające, opancerzone niedźwiedzie polarne, długowieczne czarownice i wiele innych zagadek. Spodobało mi się też, że w historii brali udział ludzie różnych grup społecznych- Cyganie, Uczeni oraz Czarownice.”

I na koniec, choć nie należy odczytywać w tym mniejszej wielkości talentu autora, C. S. Lewis – człowiek, który niesamowicie potrafi grać ludzkimi emocjami (fragment recenzji „Smutku”):

„ Z pewnością mogę stwierdzić, iż z taką lekturą się jeszcze nie spotkałam. Porusza ona nie tylko kwestie smutku, jaki czujemy po stracie bliskiej osoby, ale również cierpienia. To również nieodłączne uczucie człowieczeństwa. Choć według Wikipedii to tylko negatywny stan psychiczny, bądź fizyczny i emocjonalny doświadczany często jako ból czy nieprzyjemne doznanie ciała, każdy z nas przeżywa swoje „katusze” w inny sposób. Jeden zapija smutki w alkoholu, drugi próbuje to wszystko sobie jakoś racjonalnie wyjaśnić, a jeszcze inny roztkliwia się nad swoi losem (…)

Zapraszam też do zapoznania się z pozostałymi opiniami lektur angielskich autorów.

Dzisiejsza podróż, nie tylko literacka, ale również kulinarno-kulturowa dobiega końca. Mam nadzieję, że osoby, które wsiadły do pomarańczowego samochodu, wysiadły nie tylko pełne wrażeń, ale również obładowane rozmaitymi pozycjami ;D

Powyższe zdjęcia pochodzą STĄD: 1 |2 |3 |4 |5 |6 |7 |8 |9 |10
Przepisy są podlinkowane do strony pochodzenia.

niedziela, 31 lipca 2011

[65] C. S. Lewis „Smutek”

Wyd. Esprit
Kraków 2009, 119 str.
Ocena: 6/ 10 Niezła

Życie rządzi się tym prawem - rodzimy się, po to by zasmakować „ziemskości” i umrzeć. Śmierć bliskiej nam osoby zawsze niesie ze sobą smutek i rozpacz. Trudno jest się nam pogodzić, że jej lub jego nie będzie już z nami. Nie możemy uwierzyć w to, iż nie usłyszymy więcej z ust tego człowieka choćby jednego słowa. Ta bolesna prawda, to temat, który porusza w swojej publikacji Pan C. S. Lewis. Mogłoby się wydawać, że każdy z nas mógłby napisać po stracie żony, męża, siostry, brata , a nawet zwykłego znajomego podobna powieść. Ale czy łatwo jest pisać o smutku ?

Clive Staples Lewis to nie tylko brytyjski pisarz, historyk, filozof i teolog, ale również członek grupy Inklingów i znany wykładowca Uniwersytetu Oksfordzkiego. Jednym z jego najbardziej znanych dzieł jest cykl fantasty dla dzieci „Opowieści z Narnii” - historii o magicznym świecie kryjącym się za drzwiami szafy pewnego profesora. Jednak pisuje on nie tylko dla dzieci czy młodzieży. Pan Lewis to również autor powieści przeznaczonych dla dorosłych czytelników, które ukazują do z nieco innej strony – jako pisarza chrześcijańskiego. To także autor wielu cenionych książek z dziedziny literaturoznawstwa i religioznawstwa. Podczas pracy uniwersyteckiej zaprzyjaźnił się z innym znanym profesorem, J. R. R. Tolkienem i stał się pierwszym czytelnikiem i recenzentem „Władcy Pierścieni”. Choć zmarł w 1963 roku, współcześni czytelnicy z wielki entuzjazmem sięgają za pozycje jego autorstwa.

Smutek” C. S. Lewisa jest uznawany za najlepszą książkę dla ludzi przeżywających utratę bliskiej osoby, żałobę i cierpienie. Słynny pisarz, autor cyklu Opowieści z Narnii, napisał ją po śmierci ukochanej żony, Joy Gresham, która odeszła po dwóch i pół roku walki z rakiem. „Smutek” jest niezwykłą książką. Jej siła zniewala czytelnika, nie pozwala się oderwać, nie daje się zlekceważyć. „Smutek” to także dyskusja z Bogiem – Lewis podejmuje temat sprzeczności pomiędzy miłosiernym, opiekuńczym Bogiem, a niedoskonałym, przepełnionym bólem światem. Stara się pogodzić cierpienie (także cierpienie Chrystusa) z Boską dobrocią, nie zgadza się jednak na łatwe kompromisy. Odpowiedź nie przekreśla bólu, nie podważa istoty pytań – świat, w którym żyjemy jest światem sprzeczności. Autor stawia czytelnika przed najważniejszymi pytaniami w życiu: konfrontuje go z cierpieniem po utracie ukochanej osoby, z doświadczeniem śmierci, zwątpieniem. Jest to jednocześnie książka, która unika prostych odpowiedzi i potrafi w nadzwyczajny, empatyczny sposób przeżywać smutek i żałobę wraz z czytelnikiem. Nie popada w banały, lecz subtelnie kieruje w stronę nadziei i pocieszenia. Na podstawie książki i wydarzeń z życia Lewisa, które ją zainspirowały, powstał wzruszający, wielokrotnie nagradzany film Richarda Attenborough „Cienista dolina” z Anthonym Hopkinsem i Debrą Winger.

Po sukcesie w moich oczach publikacji "W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach", obiecałam sobie chwycić za prozę C. S. Lewisa i J. R. R. Tolkiena, o których również mogłam przeczytać w powieści Pan Downinga. Choć wydawali mi się oni oddalonymi o „miliony lat świetlnych” postaciami, bez problemu znalazłam książkę Lewisa na półce w pobliskiej bibliotece. Moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem nie było wyborem przypadkowej książki. Każdy, kto przyglądał mi się w bibliotece, kiedy wybierałam lekturę, mógłby pomyśleć, że nie zastanowiłam się ani chwili. Jednak pozory często mylą. Zdecydowałam się na „smutek”, gdyż sama straciłam ostatnio ciocię, a ponadto chciałam odskoczyć od pozycji, które czytałam w ostatnich chwilach.

Po lekturze śmiało mogę stwierdzić, iż nie zawiodłam się na Panu Lewisie. Jego płynny, a zarazem wyrazisty styl nie pozostawił po sobie cienia niedosytu. Z chęcią zaczytywałam się w kolejne strony tego czytadła. Spodobało mi się to, jak autor napisał książkę – jest to dziennik, jednak bez dat. W sumie to cztery notesy, które pisarz zapisał po śmierci swojej żony. Z każdą stroną możemy, wraz z oksfordzkim wykładowcą rozważać sens naszego istnienia i naszej wiary. Dzięki niemu mogliśmy przeczytać niesamowite historie i zadać sobie znaczące pytania. Przyznam szczerze, że nadal targają mną silne emocje, gdyż to nie jest pozycja, za którą chwyta się od tak.

Z pewnością mogę stwierdzić, iż z taką lekturą się jeszcze nie spotkałam. Porusza ona nie tylko kwestie smutku, jaki czujemy po stracie bliskiej osoby, ale również cierpienia. To również nieodłączne uczucie człowieczeństwa. Choć według Wikipedii to tylko negatywny stan psychiczny, bądź fizyczny i emocjonalny doświadczany często jako ból czy nieprzyjemne doznanie ciała, każdy z nas przeżywa swoje „katusze” w inny sposób. Jeden zapija smutki w alkoholu, drugi próbuje to wszystko sobie jakoś racjonalnie wyjaśnić, a jeszcze inny roztkliwia się nad swoi losem.

„ Musiałem się jeszcze nauczyć, że wszystkie relacje międzyludzkie kończą się cierpieniem – oto cena, jakiej nasza niedoskonałość pozwoliła Szatanowi zażądać za nasze prawo do miłości”

Pan Lewis porusza także w swojej książce temat wiary. We współczesnym świecie istniej wiele wyznań. Jedni wyznają jednego Boga, inni wielu. Są też tacy, którzy nie mają żadnej wiary lub stoją gdzieś pomiędzy. Pisarz pokazuje, że nawet najgorliwszy chrześcijanin może się zawahać, zwłaszcza kiedy odejdzie człowiek, który obok był od zawsze. Istotą ludzką jest niepewność i właśnie z takim powątpiewaniem boryka się autor. Bo przecież , jak mawia nie tylko młodzież XXI wieku : „ Gdzie on jest, kiedy go potrzebuję ?!”

„Oczywiście dość łatwo jest powiedzieć, że Bóg wydaje się nieobecny, gdy Go najbardziej potrzebujemy, bo Go w ogóle nie ma, bo nie istnieje. Ale dlaczego wobec tego wydaje się tak bardzo bliski, kiedy, mówiąc szczerze, nie pragniemy Jego obecności ?”

Podsumowując, muszę przyznać, że choć powieść Lewisa może zapierać dech w piersiach, jest książką specyficzną – trzeba ją przeczytać w odpowiednim czasie naszego żywota. Z pewnością inaczej będzie patrzył ktoś, kto dotąd nie miał nic do czynienia ze śmiercią bliskiego, a inaczej ten, kto właśnie stracił ważnego w swoim życiu człowieka. Polecam więc pozycję ludziom, którzy borykają się właśnie z takim smutkiem jak pisarz. Moim skromnym zdaniem, książka na pewno zyskałaby w moich oczach jeszcze lepszą ocenę, kiedy dotknęła by mnie śmierć współmałżonka. Kończąc, chcę powiedzieć, że „Smutek” Lewisa, będzie dla mnie publikacją, za którą na pewno chwycę w przyszłości ^^