piątek, 19 września 2014

[158] Izabela Sowa „Powrót”


Wydawnictwo Znak literanova
Kraków 2014, 272 str.
Ocena: 3/10 Poniżej oczekiwań

Powroty bywają trudne. Zwłaszcza te do ojczystej ziemi, z dalekiego kraju. I nie tylko odległość odgrywa tu rolę. Ważniejsze jest to, co pozostawiliśmy, często uciekając od problemów, wymagań i oczekiwań przyjaciół oraz rodziny. Dorotka też próbowała uciec, teraz wraca. Czeka na nią dorosłość, przed którą ukrywała się na obczyźnie. Życie wiele od niej wymaga, zwłaszcza, że wiele zaryzykowała decydując się na własny, nieco sprzeczny z początkowymi założeniami, scenariusz na pierwsze dorosłe kroki.

Pani Izabela Sowa to pisarka, która od lat gości na polskim rynku wydawniczym. Jej powieści ku radości wielu czytelników ukazują się w przeróżnych wydawnictwach już od dwunastu lat. Sympatię książkoholików przyniosła jej tzw. seria owocowa, z której najbardziej znaną pozycją jest „Zielone jabłuszko” - książka kilkakrotnie wznawiana. W 2013 roku po raz pierwszy wydała swoją powieść z krakowskim wydawnictwem Znak. Kolejną, która ujrzała światło dzienne dzięki Krakowianom jest dzieło pt. „Powrót”, które swoją premierę miało w sierpniu tego roku.

Dorota to ponad trzydziestoletnia kobieta, która powraca do kraju, by spróbować dorosnąć. Wcześniej zrezygnowała z tego, porzucając studia na ASP i wyjeżdżając za granicę. Teraz, gdy jej znajomi są już w związkach, a czasem nawet starają się o dzieci, ona wraca, by zacząć wszystko od nowa. Nie są jej w głowie już zabawy, które ominęły ją, gdy przyjaciele ze studiów bawili się na juwenaliach. Ona wtedy poznawała tajniki tatuażu, pozwalające jej utrzymać się w Polsce po powrocie. Tylko czy posiadanie pracy to jedyny wyznacznik bycia dorosłym?

Entuzjastycznie nastawiona po lekturze „Azylu”, w którym odnalazłam w końcu coś dobrego w prozie Sowy, zaczęłam lekturę „Powrotu”. Obstawiałam, że czeka mnie równie miłe popołudnie z książką, co poprzednim razem. Zachęcona okładką, zarysem fabuły i tekstami na okładce zaczęłam swoją podróż z pisarką, której publikacje ukazują się od lat.

Przed sobą miałam lekturę, którą zdobiła niesamowita grafika. Dziś dochodzę do wniosku, że okładka to jedna z nielicznych rzeczy, która sprawiła, że na mojej twarzy podczas czytania pojawił się uśmiech. Byłoby to może i trochę zrozumiałe, gdyby był to krwawy kryminał, dramat albo horror, jednak to nic z tych rzeczy. Trudno powiedzieć mi cokolwiek dobrego o powieści, na której tak bardzo się zawiodłam.

Główna bohaterka to ponad trzydziestoletnia kobieta, którą mimo wieku autorka uparcie nazwała Dorotką. O ile zdrobnienie to na początku było zjadliwe, pojawiając się po raz enty na setnej stronie stanowiło największą przyczynę irytacji. Moim zdaniem dziewczyna, choć na okładce zapowiadano iż będzie silna, często można było idealnie przypasować do pieszczotliwego zwrotu, którym nazywamy zazwyczaj małe dziewczynki.

„Dla byle obrazka nie warto się dziarać.”*

A taką ładną miałam zakładkę... :)
Długo zastanawiałam się o czym tak naprawdę jest najnowsza powieść Pani Izabeli. Mimo że dziwnie to zabrzmi po lekturze – nadal nie mam do końca pojęcia. Miała to być powieść o dorosłości, jednak trudno mi powiedzieć, czy tak do końca jest. Dorotka powinna być, jak przystało na tatuażystkę – twarda i zdecydowana. Czytelnikowi podczas lektury zdaje się raczej, iż jest ona kompletnie niezdecydowana i zbyt bojaźliwa, by wkroczyć w prawdziwe życie. Zawsze pozostają gdzieś za nią wspomnienia, od których nie potrafi się skutecznie odciąć, decydując się na cokolwiek.

Patrząc z dystansem – pisarka dokonała czegoś, z czym jeszcze się nie spotkałam. Choć książka jest podzielona na duże rozdziały w postaci pór roku i mniejsze – numerowane, zdaje się, jakby Pani Sowa umieściła całą rozgrywającą się akcję poza czasem. Momentami jest to nawet ciekawe i nowatorskie, zwłaszcza w prozie polskiej, ale z kolejnymi stronami zaczynamy się zastanawiać czy tak naprawdę nie wstrzymuje to biegu książki i dalszych perypetii bohaterki.

Ludzie chcą po prostu wyglądać, nic więcej. Bywa, że jakiś wzór bez treści zachwyca ją niczym skrzydła ważki. Ale zawsze u innych.”*

Międzyczas to słowo, które niesamowicie krąży po mojej głowie od czasu, gdy zamknęłam „Powrót”. Bowiem wiele jest w tej publikacji retrospekcji. Na początku czytający przyjmuje je z entuzjazmem, licząc, że dowie się czegoś ciekawego na temat bardzo skrytej osoby, jaką jest Dorotka. Lecz potem uświadamia sobie, że powroty do lat minionych jakimi raczy nas duet pisarka + bohaterka, nic tak naprawdę nie wnosi, a tylko nuży czytelnika. Czasem można w nim wyłapać kilka pouczających fraz, jednakże następuje to bardzo rzadko.

„Zdjęcia to tylko kawałek papieru. A papier przyjmie wszystko. Natomiast prawdziwe rzeczy...”*

Młoda kobieta, która miała dorosnąć po powrocie do ojczystej ziemi, cały czas żyje złudzeniami, chwilami, których podobno nie chce pamiętać i marzeniami, do których nie chce się przyznać. Jedynie to sprawia, że postać wykreowana przez Panią Sowę wydaje się możliwą w swym realnym istnieniu. Wszystko, co wokół niej się dzieje, odbiega od rzeczywistości, jaką znamy. Istnieje jakby poza czasem, z możliwością umieszczenia wydarzeń w różnych przedziałach...

Najbardziej szkoda mi, że tak rzadko pojawiali się bohaterowie pokroju babci, którzy tak naprawdę wzbudzali emocje czytelnika, sprawiali, że lektura stawała się lżejszą. Bardzo lubiłam, gdy pojawiała się ta starsza osoba, za każdym razem w jakiś sposób wspominająca Marczuka. To, jak mówiła, zachowywała się w stosunku do Dorotki było świetnym obrazem międzypokoleniowej miłości.
„Nie będę straszyć po śmierci. Co najwyżej rozczaruje robaki!”*

Jedynym ciekawym wątkiem, który sprawił, że z większym zainteresowaniem zaczęłam przewracać strony „Powrotu” była część o działce. Sama, mieszkając w domu jednorodzinnym nigdy nie doświadczyłam niedziel spędzanych w zaciszu kilku arów za miastem. Ba.. tą ciszę i spokój miałam na własność w każdy dzień tygodnia. Minione lato to miesiące, w których moja przyjaciółka spędzała pierwsze dni z rodzicami na działce, namiętnie opowiadając mi o co raz dalszych pracach wykończeniowo-dekoratorskich, dlatego też pojawienie się RODos dodało tej pozycji uroku. Znacznie lżej czytało mi się fragmenty związane z miejscem, do którego Dorotka często zaglądała razem z Igorem.

Bohater ten, choć czasem mnie denerwował swoim ograniczeniem spojrzenia na świat do jednej, jedynej osoby, jaką był on, też tchnął w publikację nieco pozytywnej energii. Przy nim Dorotka nie była już małą Dorotką, a już bardziej dojrzalszą Dorotą, która nie zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewczynka. Lubiłam kobietę, która u boku modela wędrowała ścieżkami w środku miasta, będąc nie tylko rozważną mówczynią, ale przede wszystkim uważną słuchaczką.

„(...) Dorotka zrozumiała, że ze złudzeniami jest jak z nałogiem. Nie da się od nich uwolnić, można je tylko zmienić na inne.”*

Podsumowując muszę z żalem przyznać, że Dorotka, jak brzmi opis z tyłu okładki – rozczarowała wszystkich, także mnie. Spodziewałam się znacznie więcej kreatywności i optymizmu po byłej studentce ASP, zajmującej się tatuażami. Wierzyłam, że odnajdę w pozycji pokłady zamiłowania, pasji i radości, która sprawi, że jeszcze bardziej będę chciała sprawić sobie tatuaż. Tego jednak zabrakło. Brak było mi ogólnego kierunku powieści, większych zaskoczeń i choćby odrobiny napięcia. Książka za bardzo została przesycona męczącą wręcz melancholią bohaterki, a bieg wydarzeń, choć ujęto w „Powrocie” cały rok kalendarzowy, za bardzo spowolniony i zbyt ubogi jak na tak długi okres. Trudno mi polecić powieść, po której tak wiele oczekiwałam, a która tak bardzo mnie zawiodła. Póki co na razie odpuszczę sobie zmagania z literaturą Pani Sowy, gdyż na trzy przeczytane pozycje, dwie wypadły kiepsko...

Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości portalu Lubimy Czytać i Wydawnictwa Znak , za co serdecznie dziękuję ;)

*Cytaty pochodzą z książki "Powrót", kolejno ze stron:  73, 74, 42,131 ,96

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Też było mi strasznie szkoda, bo po zapowiedziach na okładce i wątku tatuażowym, liczyłam na wiele...

      Usuń
  2. Właśnie się bałam strasznie, że będzie słabo, więc nie wzięłam do recenzji... i widzę, że dobrze zrobiłam, bo to kolejna negatywna ocena.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i zawiodłam się podobnie jak Ty. Oczekiwałam przyjemnej lektury, a dostałam książkę nie wiadomo o czym. Szkoda. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy środkowe zdjęcie z nagłówka jest Twojego autorstwa? Jeśli tak - gratuluję znalezienia wyszukanego kadru :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że się zawiodłaś. To jest zawsze przykre.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że tak ją oceniłaś. Polowałam na nią i teraz nie wiem co o niej myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mimo tak złej oceny ja jednak dałabym jej szansę, ale za jakiś czas. Czeka na mnie lista książek, które czekają na mnie od... od... Rany! Sama nie wiem. :D

    http://pokoj-ksiazkoholiczki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Mały ślad po Tobie = Wielki uśmiech na mojej buzi ;)